Romantyzm, mesjanizm i ekologia. Na marginesie listu Marii Janion do Kongresu Kultury

Kazimiera Szczuka odczytuje list Marii Janion, Kongres Kultury, fot. Edwin Bendyk
List Marii Janion skierowany do uczestników Kongresu Kultury słusznie został pochwycony przez media i stał się ważnym punktem odniesienia kongresowej debaty.
Mimo tak pilnej lektury jeden fragment umknął uwadze szerszej uwadze, co tylko potwierdza jego wymowę. Oto ten akapit:
Nie mam wątpliwości, że trwała nasza niezdolność do modernizacji ma źródło w sferze fantazmatycznej, w kulturze przywiązania zbiorowej nieświadomości do bólu, którego źródeł dotykamy z największym trudem, po omacku. Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Stąd płyną szokujące sadystyczne fantazje o zmuszaniu kobiet do rodzenia półmartwych dzieci, stąd rycie w grobach ofiar katastrofy lotniczej, zamach na zabytki przyrody, a nawet – proszę się nie zdziwić – uparte kultywowanie energetyki węglowej, zasnuwającej miasta dymem i grożącej nadchodzącą zapaścią cywilizacyjną. Wspaniała książka „Polski węgiel”, wydana przez Krytykę Polityczną dała mi wiele inspiracji do myślenia o aktualności holistycznej wizji „kuźni natury”, stworzonej przez niemieckich romantyków. Polski romantyzm: antropocentryczny, narodowy i chrystianistyczny skupiał się na czym innych. A szkoda.
Nie chodzi mi o część będącą niejako komentarzem do aktualnej sytuacji, czyli debaty o aborcji i o ekshumacji ofiar katastrofy w Smoleńsku. Ważniejsze jest umieszczenie tych kwestii w szerszym kompleksie, do którego należy popęd samozniszczenia wyrażający się w przywiązaniu do form gospodarki, które są nie tylko anachroniczne, to także zwyczajnie niebezpieczne.
Ciekawe byłoby zgłębienie tezy Marii Janion o tym, że w romantyzmie można doszukiwać się źródeł modelu społeczno-gospodarczo-energetycznego i poważniejsze porównanie w tym kontekście romantyzmu polskiego z niemieckim. Najbardziej jednak w tym wszystkim fascynuje mnie ciekawość profesor Janion, która inspiracji do swych rozmyślań szuka nawet w takich lekturach, jak „Polski węgiel” (jako współautor cieszę się niezmiernie). Kto jeszcze tak czyta? Być może to jest właśnie kluczowe pytanie kultury w Polsce?