Popieram studentów Uniwersytetu Warszawskiego
Studenci Uniwersytetu Warszawskiego od kilkunastu już dni protestują – zapalnikiem stał się projekt nowego regulaminu studiów zaostrzający rygory poprzez m.in. wprowadzenie odpłatności, gdy pracę dyplomową będzie się chciało złożyć po regulaminowym terminie (zgodnie z dotychczasowymi regulacjami studenci mieli dodatkowo dwa lata po uzyskaniu absolutorium na przygotowanie pracy dyplomowej).
Szczegółowe motywy protestu najlepiej prezentują sami zainteresowani, strategicznie jednak chodzi o coś innego, co nazwać należy ideą uniwersytetu. I właśnie z tego względu popieram studencki protest.
Jak tłumaczą studenci – nie chcą, po pierwsze, by decyzje dotyczące ich spraw zapadały bez rozmowy z nimi. Po drugie, przeciwstawiają się tendencjom do komercjalizacji Uniwersytetu.
O to samo walczyłem z kolegami 30 lat temu – jako członek zarządu Samorządu Studentów UW i członek Rady Studenckich Kół Naukowych. Czasy były odmienne, a bezpośrednie powody protestów różne: w 1985 r. zbuntowaliśmy się przeciwko odwołaniu z przyczyn politycznych dziekana i prodziekana ds. studenckich na Wydziale Chemii. Wtedy bunt okazał się nieskuteczny, a głównym argumentem władzy była groźba rozwiązania i podziału Uniwersytetu.
Mobilizowały nas także sprawy studenckie – jedną z gorętszych okazał się plan wprowadzenia opłat za stłuczone szkło laboratoryjne. Tu wyszło na nasze. Walczyliśmy także o wprowadzenie oceny pracowników dydaktycznych przez studentów.
Pod tym, co działo się na wierzchu, trwała także podziemna walka polityczna. Samorząd przenikał się z NZS, wydawaliśmy prasę – moja przygoda to „MIŚ” i „Grizzly”, może ktoś pamięta. Szczerze się wzruszyłem, gdy kilka lat temu przyjechałem z wykładem na Uniwersytet do Opola, a tam w gablocie przed aulą leżały archiwalne egzemplarze.
Codzienna rutyna pracy polegała na uczestniczeniu w posiedzeniach Rady Wydziału i Senatu – które służyły nagłaśnianiu ważnych dla nas spraw, od tych o charakterze socjalnym po polityczne, jak legalizacja NZS. Mieliśmy wtedy poczucie, że niezależnie od opresji PRL-owskiej rzeczywistości, która wnikała do wnętrza uczelni za pośrednictwem aparatczyków z PZPR, Uniwersytet był przestrzenią autentycznej wolności oraz wspólnotą profesorów i studentów.
Nigdy nie zapomnę dziekana Wydziału Chemii, prof. Stanisława Rubla, który błąkał się w nienagannym garniturze po bezdrożach Beskidu Niskiego, by dotrzeć do obozu naukowego ukrytego w bazie harcerskiej w Lipowcu. I nie zapomnę też rektora, prof. Grzegorza Białkowskiego, z którym negocjowaliśmy warunki bezpieczeństwa dla studentów w trakcie strajku w 1988 r. Był po naszej stronie, choć odpowiedzialny za uniwersytecką całość musiał wypracować z nami kompromis. I On, i my wiedzieliśmy, że PRL-owska władza uznawała autonomię uczelni tylko w ustalonych przez siebie granicach.
Mając w pamięci tamten Uniwersytet, zdziwiłem się, gdy wczoraj mój syn – student UW – powiedział mi, że został usunięty z uniwersyteckiego dziedzińca przez ochroniarzy za to, że rozdawał ulotki informujące o studenckim proteście. Nie o taki Uniwersytet walczyłem, organizując protest w 1985 r. czy angażując się w strajk w 1988 r.
Dlatego popieram studentów dzisiaj, ufając, że walczą o tę samą ideę Uniwersytetu, o jaką my walczyliśmy przed laty. I niemniej ufam obecnemu rektorowi, prof. Marcinowi Pałysowi, że tę ideę reprezentuje, a najlepszym sposobem na kompromis jest metoda, jaką w 1988 r. zastosowaliśmy z prof. Białkowskim – szczera rozmowa i twarde negocjacje oparte na wzajemnym szacunku.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Niepoczytalni?
Stan umysłu Mieszka R., sprawcy okrutnego zabójstwa na UW, może być zupełnie inny, niż wskazują wycinkowe relacje internetowych serwisów. Przy okazji pojawiło się pytanie, gdzie przebiega granica poczytalności sprawcy, od czego zależy kara za zbrodniczy czyn.
Uniwersytet to nie przedsiębiorstwo, a jego idea jest starsza od większości systemów i doktryn politycznych.
Informacja: od stycznia jestem związany z Instytutem Studiów Społecznych UW, w ramach struktury DELab tworzę Laboratorium Miasta Przyszłości.