O Polsce po angielsku

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Angielska prowincja, czyli gęsi w kampusie University of Warwick, fot. Edwin Bendyk

Choć widmo brexitu krąży nad Europą, a zwłaszcza Wielką Brytanią, na Wyspach ciągle studiują rzesze polskiej młodzieży. W Warwick właśnie zakończył się XI Kongres Polskich Stowarzyszeń Studenckich.

Brytyjski system akademicki to dziś struktura przemysłowa, perfekcyjnie skomercjalizowana i nastawiona na obsługę światowego popytu na wiedzę. Po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej otworzyły się przed nami bramy uczelni w UK – stały się dostępne dla Polaków na takich samych zasadach co dla Brytyjczyków.

O ile więc studenci spoza Europy płacić muszą czesne ponad 20 tys. funtów rocznie, dla Polaków jest to 9 tys. plus możliwość zaciągnięcia studenckiego kredytu. W Szkocji uczelnie publiczne są bezpłatne. Nic więc dziwnego, że młodzi Polacy ruszyli do Oksfordu, Cambridge, LSE, Warwick, Leicester, Aberdeen i wielu innych ośrodków akademickich.

Studenci, którzy przybyli na Kongres, nie mają jeszcze problemu z konsekwencjami brexitu, dokończą studia na starych zasadach. Co dalej, nikt nie wie.

Ciekawe są jednak rozmowy o samym systemie. Z jednej strony atmosfera i warunki studiowania są zupełnie odmienne niż w Polsce. Cecha najważniejsza – polskie uniwersytety ciągle są strukturalnie instytucjami średniowiecznymi, feudalnymi, podporządkowanymi zasadzie autonomii polegającej w praktyce na autonomii profesury.

Uniwersytety brytyjskie z feudalizmem sobie poradziły, cały jednak system ewoluował pod presją komercjalizacji i pragmatyzacji. Jej efektem jest wąska specjalizacja, hierarchie podporządkowane strumieniom kasy od sponsorów i partnerów biznesowych. Wyścig za efektywnością finansową zabija debatę, coraz większa prekaryzacja kondycji pracowników akademickich wywołuje coraz większe ich niezadowolenie. Pracownicy Warwick zapowiadają w nadchodzących tygodniach protesty.

Jak widać, podsuwany przez entuzjastów reform system anglosaski wcale taki doskonały nie jest, co widzą polscy studenci – może eksperci tworzący kolejne pomysły na naprawę polskich uczelni porozmawialiby z nimi?

Bo jest o czym, mówią dużo i ciekawie, nie boją się myśleć i głośno te myśli artykułować. Mają też charakter, co pokazali, tworząc program XI Kongresu, na który zaprosili z kraju przedstawicieli różnych środowisk ideowych i różnych specjalności profesjonalnych. Jak zawsze podczas takiego przedsięwzięcia potrzebni są sponsorzy, prywatni i publiczni. Ci zaś często próbują wywierać wpływ na kształt programu. Nie udało się. W efekcie w roli keynote speakera występował Paweł Szałamacha, ja zaś miałem przywilej prowadzenia panelu o kulturze z udziałem Joanny Rajkowskiej, Jana Klaty, Michała Urbaniaka i Jakuba Żulczyka.Nie namawialiśmy się w gronie dyskutantów, co powiemy – mnie zależało na tym, by wyjść poza logikę politycznej polaryzacji dyskursu i porozmawiać o świecie z perspektywy kultury jako złożonego ekosystemu, podejmując zasadnicze pytanie: w jakim stanie jest kultura? Czy jeszcze umożliwia porozumiewanie poza podziałami politycznymi i społecznymi, czy sama jest już źródłem problemów, przyczyniając się do segmentacji społeczeństwa na niekomunikujące się wyspy?

Paneliści przyjęli tę konwencję, w istocie docierając do sedna polityczności sztuki i kultury dziś. W mniejszym stopniu polega ona na bezpośrednim zaangażowaniu w polityczną walkę, choć i do tej artyści mają prawo. Ważniejsza jest jednak ciągła praca wyobraźni, tworzenie nowych wrażliwości, niezgoda na totalizujące ramy odniesienia, jak esencjalnie rozumiane pojęcie narodu.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Dlaczego nie Włoch? Rzymscy dziennikarze już rekonstruują przebieg konklawe

Włosi starają się objaśnić porażkę faworyta, za którego uchodził kard. Pietro Parolin. Sekretarz stanu za pontyfikatu Franciszka miał – jak piszą watykaniści „La Stampy” – otrzymać w pierwszym i drugim głosowaniu bardzo duże poparcie.

Tomasz Bielecki, Polityka Insight

To było dobre spotkanie, dla mnie już drugie – dwa lata temu miałem przyjemność uczestniczyć w Kongresie w Leicester. Szkoda, że nie dotarł na Kongres ambasador Rzeczypospolitej.

Oczywiście, organizatorzy poradzili sobie i bez niego, odkrywając być może przy okazji, że władza traktująca ludzi z taką nonszalancją nie jest im do szczęścia potrzebna. Warto pamiętać, że większość organizatorów i uczestników Kongresu wróci po studiach do Polski. To bardzo dobra dla nas i dla Polski wiadomość.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj