Związek walki młodych. Od Young Igiego do Młodego Kotka

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W 2009 r. ukazał się utwór „Little young”. Amerykański rapowy weteran Edo G zaczynał charakterystycznym dwuwersem: Barack Obama, we need change / how many rappers in the game have little in front of their name? Absolutny klasyk hip-hopu Masta Ace wjeżdżał zaś z refrenem, na dzień dobry uderzając linijkami: Understand where I’m comin from? / Nope you probably don’t, that’s cause you a little young. Skąd się wzięła i czym była spowodowana ta irytacja zasłużonych?

To była reakcja na nowe pokolenie z „Lil” i „Young” przed ksywkami – panoszące się w gatunku, nieznające korzeni, hierarchii, zasad, mało wydolne warsztatowo, w dodatku na starcie otrzymujące to, o co poprzednicy musieli walczyć.

Oczywiście nikt nie czepiał się, dajmy na to, Lil Wayne’a, który wydeptywał w muzyce nowe drogi – innowacyjne były u niego wachlarze flow, modele biznesowe, listy używek, stara chyba tylko pieczołowitość w konstruowaniu błyskotliwych punchlines. Edo i Masta oddali mu więc szacunek. Gdyby utwór powstał dekadę później, z pewnością uhonorowaliby Young Thuga, gościa, który z autotutune’owego rapu uczynił wielobarwny karnawał imienia Wyclefa Jeana, rzecz pełną świeżych melodii, rytmów i dźwięków. Nie chodziło zatem wcale o piętnowanie młodości i kreatywności, a o bicz na rap ostentacyjnie krzywy, głupi, koniunkturalny i byle jaki. Dokładnie taki, jaki w późniejszych latach zaczął wylewać się z Soundclouda na listy Billboardu i płynąć z głośników milionów smartfonów.

W Polsce „Young” przed ksywką musiało budzić podejrzliwość. No bo albo ktoś sobie ironizuje i czeka nas nieciekawy pastisz, albo przeszczepia zupełnie bezrefleksyjnie, pozycjonując się jako produkt z importu. I często tak właśnie było. Wielu odbiorców, zwłaszcza tych starszych/czegokolwiek wymagających, do dziś nie jest w stanie potraktować serio tak podpisujących się rodzimych artystów i artystek, nawet jeśli nie ma do czynienia z „Youngiem”, a ze znacznie bardziej swojskim „Młodym” (spopularyzowanym jeszcze w dawnych czasach, gdy w ulicznych zespołach rapowali bracia i trzeba było ich odróżnić). I niedobrze, bo może stracić przez to sporo muzyki – nawet jeśli nie wybitnej, to frapującej: postironicznym zacięciem, przekazem albo chociaż skutecznością. Zresztą proszę posłuchać, celowo mieszam propozycje bardzo świeże ze starszymi i stronię od paru nasuwających się od razu ksywek.

YOUNG IGI stanowi połączenie kilku godnych pochwały cech – należycie czyta współczesną muzykę miejską, naturalnie, intuicyjnie ogarnia melodie, a jego szpan/swag/flex/drip (proszę sobie wybrać jedno z podobnych w wydźwięku słów) nie czyni go nachalną, odstręczającą karykaturą młodego twórcy, przeciwnie, odruchowo wywołuje sympatię. „Małe krople” to powrót do solowej twórczości po blisko trzech latach. Od wersów z J. Lo i K-popem czuć błysk i charyzmę. Igi mógł zmienić fryzurę (ze zdjęcia otwierającego tekst patrzy na Was już po obcięciu firmowych, długich włosów), pozostał za to outsiderem w świecie platyny i kodeiny. A do tego profesjonalistą – jego nowy singiel brzmi, teledysk wygląda, nawijka poprzez mnogość patentów nie nudzi.

MŁODY DRON był właśnie nominowany do Lech Polish Hip-Hop Music Award za występ w „Blueface” Kaza Bałagane. Przegrał z Miłym ATZ, ale to nie wstyd. To, co trzeba o nim wiedzieć, to że jest tak naprawdę starym Dronem. Od czasu wzlotu psychodelicznego cyrku Hewry minęło już pięć lat (w rapie to bardzo dużo), a przecież gość rekrutuje się z JWP, warszawskiej marki z 25-letnimi tradycjami. Jego wąs wystaje m.in. z nagrań PRO8L3Mu, Łajzola, SiwersaSokoła. To bardziej performance’y – zapraszający dostaje postać, wizerunek, choreografię, próbkę stylu bycia. Młody Dron wypełnia numer swoją osobowością, może nucić, błaznować, dopowiadać, raczej nie jest rozliczany z tekstu. Pod tym względem przypomina raczej Ol’ Dirty’egoWu-Tang Clanu niż jednego z „Lilów” bądź „Youngów”.

MŁODY OZI zwrócił moją uwagę w marcu za sprawą „ART”, singla puszczonego nakładem HHNS Label. Nonszalancka artykulacja, bezczelne wersy i fakt, że nie wszedł rozpędzonemu bitowi pod werble, tylko go dosiadł, to już bardzo dużo. Zwłaszcza w świecie „młodych”, gdzie wystarczy szlochać na grobie Lil Peepa w nieskończenie przezroczystych, gitarowych numerach (dajmy na to Młody Yerba) albo być tysiąc pierwszym od zlewającego się, przesłodzonego, autotune’owego skamlania (np. Młody West). Parę numerów w dyskografii dalej wrocławiak Ozi nadal jest wyrazisty, ma talent do kąśliwych, ofensywnych wersów i choć jest dzieckiem trapu, nie drewnieje na równomiernie łupiących house’owym bicie takim jak najnowsze „EXILE”. Gramy o mainstream, mimo to zawsze underowy styl – coś w tym jest, może nawet prawda.

MŁODY DZBAN jest wybitnym humorystą. Ostrość puenty i pęd do niej ma z pokolenia najzdolniejszych freestyle’owców, słabość do konceptów, konstrukcję wersów oraz erudycję ze starej szkoły (oczywiście po tym, jak ta już zdążyła zmądrzeć). Dzban może być po używkach „zmieszany jak porzeczkoagrest”, nawinąć o papugach-heroinistkach, które siedzą na gałęzi i słuchają Dżemu, doprowadzając rolników do łez, postawić się w roli piętnującego publicysty albo eksperta od serialu „Chłopaki z Baraków”. Najbardziej zaimponował mi jednak depresyjnym „Nic śmiesznego”, gdy poczynając od „Raz potem dwa”, bił się ze ścianą o życie.

MŁODY GOH zaprzecza tym, którzy stereotypowo skojarzą każdego rapera ze słowem „Młody” w pseudonimie z szybką karierą na wolnych, cloudowych, trapowych bądź drillowych podkładach. To kariera budowana mozolnie, od wielu lat i z imponującą pracowitością; głos pasujący do horrorcorowych okropieństw (całkiem słuszny trop, bo GOH rozszyfrowujemy jako Gniazdo Ohydnej Histerii), podkłady niczym z boom-bapowych kamieniołomów. Jest w pisaniu krakusa leksykalne bogactwo, niemal literackie zacięcie, a ja z wielu wydawanych co rusz projektów i nagrań podsuwam pod nos „Dies Irae” z dopiero co zaprezentowanego, nagranego wespół z Sifu albumu „Próchno”. Podczas gdy w rapowej branży trwa dekadencki bal na Titanicu, duet tłumaczy, dlaczego przyjdzie utonąć i jak bardzo na to zasłużyliśmy.

MLODY (nie, to nie literówka) LESZCZ wypłynął tu ostatnio w ramach cyklu Beat It. Ale wtedy rzecz dotyczyła produkcji Moleheada. Tym razem jest szansa skupić się na raperze. Żaden etos i żadna stylistyka go nie wiąże, więc z dobrym człowiekiem od podkładów za plecami (a takiego ma) może skoczyć, gdzie mu się podoba. Kiedy nagrywał „Żyjemy w społeczeństwie”, podobały mu się ewidentnie lata 90., reggae’ujące refreny i bunt każący krztusić się dymem i rymować tytułowe społeczeństwookrucieństwem. Jeżeli dodać do tego flagowy dla artysty „XXI wiek”, nic dziwnego, że na płytę zaprosił zajarany Rage Against The MachineKryzysem, świetnie debiutujący rok temu Asthma. Tym samym Mlody Leszcz znalazł się na bicie producenta Młodego, który swoją drogą doświadczony jest bardzo i od dawna nikt go o dowód nie pyta. Ale to już zupełnie inna historia.

MŁODY π nie jest dla każdego. To rapowe lo-fi doprowadzone na krawędź albo może nawet przeintelektualizowany antyrap. Ale ta introwertyczna twórczość zionie bolesnym niepokojem. Jak pisałem kiedyś – tu „neuroza nie jest konfekcją, zawarty został duży ładunek emocjonalny, który rezonuje. Twórca staje przed słuchaczem nie tyle nagi, co poobdzierany. Wieloznaczne linijki są do rozbrajania podczas wielu sesji. Te z autoterapeutycznych stają się terapeutycznymi”.

MŁODY KOTEK, czyli kto? Ktoś, kogo by nie było, gdyby nie Piernikowskistwierdził Filip Szałasek i może mieć rację, bo mamy do czynienia z tym typem wrażliwości, którą trudno w polskim hip-hopie znaleźć. To melancholia umarłego miasta, będącego jak wygaszony reaktor obłożony spękany betonowym sarkofagiem – jednak trochę promieniuje. Osiedle A, popatrz na wszystkich / tutaj mieszkają ludzie bez twarzy / o wielkich sercach dla swoich najbliższych / i wielkim strachu przed mówieniem prawdy / Osiedle B – tu jeździmy nocą / ludzie zajmują się elektrycznością / oddają domy transformatorom / bardzo kochają swój prąd – rapuje (?) Kotek. A wniosek? Trochę taki jak po świetnym albumie „Płonie” projektu Blokowiska. Zawodowi raperzy, oddajcie wielkie płyty innym gatunkom!

Zdjęcie Young Igiego pochodzi z oficjalnego mailingu Def Jam Recordings Poland.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj