Fizjoterapia pod Everestem

Jak człowiek reaguje na wysiłek w górach – w tym ten jazdę związany z jazdą na nartach – i jak można go do tego przygotować? I jak funkcjonował na Mount Evereście organizm Andrzeja Bargiela, podczas historycznego zjazdu ze szczytu? – zdradza w   najnowszym „Ski Magazynie” Piotr Sadowski, opiekujący się formą zakopiańskiego skialpinisty.

To był przełomowy moment w dziejach światowego skialpinizmu: 22 września Andrzej Bargiel jako pierwszy człowiek na świecie bez wspomagania tlenem wszedł na Mount Everest (8 849 m n.p.m.) i zjechał z wierzchołka na nartach do wysokości bazy. Do wyczynu przygotowywał Jędrka i w bazie pod szczytem czuwał nad jego zdrowiem uznany zakopiański fizjoterapeuta Piotr Sadowski (opiekuje się również ratownikami TOPR). Pracują razem już od 20. lat.

W najnowszym wydaniu „Ski Magazynu” opowiada on o reakcjach organizmu na wysiłek na dużych wysokościach, treningu i sposobach regeneracji, a wreszcie zalecanej diecie. Uwagi Piotra Sadowskiego warto wziąć pod uwzgę także podczas amatorskiego uprawiania narciarstwa.

Oto fragment rozmowy:

Krzysztof Burnetko: Czy da się wymiernie jakoś określić, na ile fizjoterapeuta czy trener może wpłynąć na wynik podopiecznego? A w jakiej mierze wyniki terapii czy treningu zależą od cech obiektywnych, genów chociażby?

Piotr Sadowski: Wpływ fizjoterapeuty, trenera może być ogromny. Jeżeli na poziomie ciała pojawią się blokady, napięcia, to można organizmowi pomóc wrócić do równowagi. Jeżeli potrzebne są konkretne zdolności organizmu, by dalej się rozwijać, to można dobrać do tego odpowiednie działania treningowe. Jak wcześniej wspomniałem, można również słowem wspierać, zachęcać, dodawać wiary, szczególnie w tych momentach, w których pojawia się jakaś niepewność, zwątpienie. W obozie pod Everestem również wspierałem Andrzeja, by maksymalnie pomóc mu w realizacji tego ultratrudnego celu.

Jasne, jest na takim poziomie rozwoju sportowego i ma tak ogromne doświadczenie, że i bez tego by sobie poradził i tak by wszedł na najwyższą górę świata i zjechał z niej na nartach. Natomiast wierzę, że jeżeli mu mogę pomóc w równoważeniu organizmu, w sprawniejszej regeneracji, czy w odżywianiu, to być może będzie mu choć o promil łatwiej osiągnąć cel. Geny mogą rzeczywiście sprzyjać, jednak by mogły być aktywowane, muszą mieć bodziec, tym bodźcem jest trening, a Andrzej trenuje bardzo, bardzo dużo.

Piotr Sadowski i Andrzej Bargiel w bazie pod Mount Everest (zdjęcie z archiwum i dzięki uprzejmości Piotra Sadowskiego)

Czy rzeczywiście dieta ma duży wpływ w takich ekstremalnych warunkach? Czy poziom adrenaliny nie jest podczas takich przedsięwzięć tak wysoki, że niweluje wszystko inne?

W codziennym funkcjonowaniu dieta jest – wedle mojej wiedzy i doświadczenia – absolutną podstawą, decyduje o funkcjonowaniu organizmu. Bo pożywienie może być albo odżywianiem organizmu, albo tylko jedzeniem. Albo będzie dostarczać nam koniecznych do aktywności i życia składników, wspierać nas, albo będzie przeciążać. Albo będzie sprzyjać regeneracji, albo ją opóźniać. A w sporcie na takim etapie, na jakim jest Andrzej, to absolutnie kluczowa rzecz. I w jego diecie wciąż można wiele elementów, delikatnie mówiąc, uszlachetnić. Pod Everestem wybuchaliśmy śmiechem, jak raz za razem ktoś wspominał, że by się napił „kawusi” – bo wcześniej rozmawialiśmy, że nie jest nam do niczego potrzebna, że nie ma w niej nic bez czego organizm by sobie nie radził, a do tego bardzo zakwasza organizm, co ogranicza możliwości wysiłkowe, opóźnia regenerację, zdrowienie. Więc gdy ktoś z obozowych miłośników kawy zaczynał rytuał jej przygotowania, to byłem takim wyrzutem sumienia, co powodowało sporo radości.

*

Całą rozmowę można znaleźć w najnowszym wydaniu „Ski Magazynu”, dostępnym w salonach EMPiK oraz na stronie internetowej.

Reklama