Gdzie neandertalczycy zaglądali koniom w zęby

Jako dziecko, grzebiąc w kupie żwiru budowlanego na podwórku, znalazłem coś dziwnego, co okazało się zębem mamuta. Trafił do jakiegoś muzeum i choć wtedy oczywiście byłem tym podekscytowany, to potem nie śledziłem dalszych losów. Nie mam nawet pojęcia, do którego muzeum i czy gdzieś można go zobaczyć. Nawet nie mam już kogo o to zapytać. Tylko co jakiś czas mi się to przypomina.

Ostatnio przypomniało mi się w kontekście kolejnego etapu badań archeologicznych w Zwoleniu, mieście dawniej na północy Małopolski, dziś na południu Mazowsza. Kilkadziesiąt tysięcy lat temu zaś na przedpolu lądolodu, o czym świadczą znalezione szczątki lemingów. Dziś płynie tam rzeka nazywana przez miejscowych Zwolenką, choć w dokumentach występuje jako Zwoleńka. Geolodzy czwartorzędowi są w stanie odtworzyć przebieg dawniejszych rzek – uformowanych po fazie radomskiej poprzedniego zlodowacenia. Wszystko wskazuje na to, że przebieg rzeki jest taki sam od kilkuset tysięcy lat, choć dolina kiedyś była węższa. Dno Zwolenki jest piaszczyste – miałem okazję przejść nim parę kilometrów, ale jej dolina jest zatorfiona. W przeszłości mieszkańcy kopali torf, tworząc ponad trzysta torfianek, czyli stawów (w większości małych). W jednej z nich, na wschodnich obrzeżach Zwolenia, kilka lat temu odkryłem stanowisko jezierzy morskiej, o czym kiedyś pisałem.

Blisko tego miejsca dawne spływy naniosły pokłady żwiru i piasku, przez co urządzono żwirownię w miejscu znanym jako Strzelnica. W 1983 r. podczas wydobywania surowca operator koparki zauważył dziwny kamień. W sumie mógł to zignorować, a obiekt trafiłby na kupę żwiru budowlanego i mogło go znaleźć jakieś dziecko, jak ja niewiele lat później. Nie zrobił tego, ale pokazał go miejscowemu kolekcjonerowi ciekawostek. Był to Jan Grudzień, który jako archeolog amator rozpoznał, że dziwny kamień to coś naprawdę ciekawego i dziś jest znany jako odkrywca zęba mamuta w zwoleńskiej piaśnicy. Oprócz zęba znalazły się kości i na miejsce przyjechała świeżo upieczona doktorka archeologii Zofia Sulgostowska w celu przeprowadzenia badań ratowniczo-rozpoznawczych.

Znalazła kolejne kości, nie tylko mamutów, ale m.in. koni, a także narzędzia i odłupki krzemienne. W następnym roku do Zwolenia zjechała ekipa archeologów z Państwowego Muzeum Archeologicznego i odpowiedniego instytutu PAN (wówczas pod nazwą Historii Kultury Materialnej). Przewodził jej Romuald Schild, wówczas już profesor, Sulgostowska została współkierowniczką. Sposób obróbki krzemieni wskazywał na środkowy paleolit, a konkretnie kulturę mikocką. Ich wiek oszacowano na 60-80 tys. lat. Ich twórcami nie byli ludzie z naszego gatunku, ale neandertalczycy.

Co prawda w badaniach z lat 80. jedyny pewny ślad obróbki narzędziem znaleziono na żuchwie nosorożca włochatego, ale archeolodzy są przekonani, że przewaga kości koni świadczy o tym, że to była podstawowa zwierzyna ówczesnych łowców. Żubry czy renifery raczej trafiały się przy okazji. Badacze przypuszczają, że płaskowyż nad pra-Zwolenką był pokryty stepo-tundrą, a wiatr odkrywał roślinność spod śniegu, umożliwiając jej spasanie przez konie. Konie to trudna zwierzyna, nawet dla posiadaczy strzelb, ale ówcześni łowcy zapędzali je do doliny, gdzie grzęzły w śniegu i stawały się łatwiejszą ofiarą.

Kiedy Schild, Sugolstowska i inni badacze stawiali tę hipotezę, wciąż przeważał pogląd, że neandertalczycy byli raczej zbieraczami i łowcami drobnej zwierzyny, a nie megafauny. Znaleziska ze Zwolenia stawiały ich w nowym świetle. Co więcej, łowcy ze Zwolenia byli mobilni. W tym regionie nie ma źródeł krzemienia poza głazami narzutowymi z przedostatniej epoki lodowej. Niektóre narzędzia mogą mieć takie pochodzenie, ale większość wykonano z krzemienia nazywanego czekoladowym, którego wychodnie znajdują się pod Iłżą – kilkadziesiąt kilometrów na południowy zachód. (Tam też zresztą znaleziono inne neandertalskie narzędzia). Niektóre zaś pochodzą ze złóż oddalonych o 80, a nawet 250 km. Duża liczba odłupków świadczy o tym, że na miejsce sprowadzano całe kamienie, a pięściaki, zgrzebła, ostrza włóczni itp. wykonywano na miejscu. Archeolodzy spekulują, że wręcz mogło dochodzić do handlu, co wyprzedza rozwój tego zjawiska o kilkadziesiąt tysięcy lat.

Stanowisko w Zwoleniu jest unikatowe również dlatego, że większość tak starych szczątków organicznych na stanowiskach archeologicznych znajduje się w jaskiniach, a nie na otwartej przestrzeni. Szczątki te i artefakty są przemieszane przez wody Zwoleńki, co utrudnia dokładne datowanie. W 2023 wrócili tu archeolodzy z uniwersytetów warszawskiego i wrocławskiego oraz znowu z PMA. Schild i Sulgostowska już tego nie dożyli.

Zapewne obozowiska neandertalskich łowców koni czy reniferów znajdowały się na obszarze całej współczesnej Polski, ale ostatni lądolód zatarł ich ślady. Dlatego stanowisko w Zwoleniu jest najbardziej na północ znanym śladem neandertalczyków w Polsce. Oczywiście, może jeszcze jest coś do odkrycia. Byleby pracownicy obsługujący koparki w żwirowniach czy na budowach zachowywali się odpowiedzialnie i sygnalizowali dziwne zjawiska archeologom.

Piotr Panek

fot. staw w Zwoleniu, w którym znalazłem jezierzę morską – w tle pozostałości żwirowni/piaskowni ze stanowiskiem archeologicznym. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 4.0

Reklama