Wiara podstawą nauki?

William Blake – Bóg stwarzający świat, Muzeum Brytyjskie, za Wikimedia Commons, w domenie publicznej

Przeciwnicy nauki zarzucają jej, że też opiera się na wierze. Czy tak jest w istocie? W pewnym sensie tak.

Liczne poruszane przeze mnie tutaj tematy wynikają z inspiracji znalezionych ma stronach przeciwników nauki, gdzie płaskoziemcy, antyszczepionkowcy, kreacjoniści i inne osoby, które przespały szkołę, ukrywają nieuctwo pod buńczucznymi hasłami. Niektórzy zwolennicy nauki próbują wyciągać ich z niewiedzy, zwykle nieskutecznie.

– Wytłumacz mi, skąd się wzięła woda z potopu, który okrył całą ziemię – padła prośba do zwolennika literalnego odczytu Księgi Rodzaju (a więc kreacjonisty młodej Ziemi). – Tylko bez magicznej wody z nieba.

– Dlaczego bez wody z nieba? – Zaperzył się pseudonaukowiec. – Przecież Bóg może zrobić wszystko, także wodę z nieba.

W tym momencie pozostaje przerwać dyskusję i zastanowić się nad jej sensem. A by to zrobić porządnie, należy wrócić do czasów znacznie starszych niż powstanie Genesis, prawie do epoki, z której pochodzi opowieść o potopie. Skupmy się jednak nie na Mezopotamii, skąd pochodził Utnapisztim, pierwszy ocalony z potopu z Eposu o Gilgameszu, ale na starożytnym Egipcie.

Jednym z najważniejszych bogów w tamtym państwie był Ra, personifikacja tarczy słońca, dostarczającego światła, ciepła, a więc i życia całemu światu. Wedle mitologii egipskiej co noc Ra przemierzał świat podziemny w barce, mijając kolejne bramy. Co dzień egipscy kapłani modlili się, by po kolejnej nocy słońce ponownie wzeszło następnego dnia, by nie zwyciężył uosabiający ciemności wąż Apofis.

– Co za głupota! – Pomyślimy dzisiaj. – Przecież wiemy, że słońce ponownie jutro wzejdzie.

– Ale skąd właściwie to wiemy? – Można by zapytać.

– Wzeszło dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj i w dni poprzednie, więc wejdzie jutro – pada (wydawałoby się) oczywista odpowiedź.

No dobrze, ale czemu właściwie z tego, że coś się działo wczoraj, ma wynikać, że tak samo będzie jutro?Otóż rozumowanie takie wymaga jeszcze jednej przesłanki. Można sformułować ją rozmaicie, mniej lub bardziej filozoficznie:

  • Świat generalnie jest do siebie podobny.
  • W podobnych sytuacjach zachodzą podobne zjawiska.
  • Podobne przyczyny wywołują podobne skutki.
  • Świat działa wedle pewnych porządkujących go zasad.
  • W końcu: ich empiryczne poznanie jest możliwe.

Skąd jednak o tym wiemy?

Naukowiec udzieli mądrej odpowiedzi. Bo na tym właśnie opiera się metoda naukowa i ona działa. Odkąd zaczęliśmy obserwować świat i poszukiwać jego praw, osiągnęliśmy niebywały sukces. Zwiększyliśmy długość życia, w zasadzie wykluczyliśmy pewne choroby, rozmnożyliśmy się w miliardy osób, polecieliśmy w kosmos, zbudowaliśmy komputery, sztuczną inteligencję i stworzyliśmy rośliny z genem odporności na pestycydy.

Chwileczkę… przyjrzyjmy się temu rozumowaniu. Stawiamy przesłankę: metoda naukowa sprawdziła się wiele razy. Z niej wyprowadzamy wniosek, że sprawdzi się po raz kolejny… Oczekujemy, że w podobnej sytuacji świat zachowa się podobnie… Po wielokroć świat zachowywał pewne prawa, więc wnioskujemy, że będą one obowiązywać nadal…

Tyle tylko, że stosujemy tutaj rozumowanie, którego zasadność właśnie mieliśmy dowieść. Na podstawie danych empirycznych dowodzimy, że można poznać świat empirycznie. Zakładamy, że obowiązują pewne prawa i wywodzimy, że rzeczywiście tak jest. Mamy tu do czynienia z pewnym błędnym kołem argumentacji (circulus vitiosus argumentationis), co pierwszy raz zauważył szkocki filozof David Hume.

Istotnie przesłankę o stałości świata czy istnieniu pewnych ogólnych praw nim rządzących trzeba (niekoniecznie jawnie) założyć, żeby w ogóle zajmować się nauką. W tym sensie można powiedzieć, że nauka rzeczywiście opiera się wierze. Ewentualnie na przynajmniej roboczym przyjęciu założenia, które jest jej podstawą i warunkiem sine qua non jakiejkolwiek naukowej dyskusji o świecie. Dyskurs z dopuszczaniem cudów na zasadzie deus ex machina jak chociażby w magiczny sposób pojawiająca się wielka woda nie ma sensu. Nie gramy w szachy z osobą poruszającą się każdą figurą ruchami hetmana. Każdy sport, konkurs, rywalizacja ma pewne reguły gry, których nieprzestrzeganie uniemożliwia w ogóle uczestnictwo.

Czy jednak mamy opozycję pomiędzy wiarą w Boga a wiarą w zasady rządzące światem? Czy jedno można zastąpić drugim? Niekoniecznie.

Popularny mem: I Bóg powiedział [równania Maxwella opisujące fale elektromagnetyczne] i wtedy stało się światło. MikeRun, za Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0

Przypomnijmy sobie krytykę zakładu Pascala (uczony dowodził, że bez względu na istnienie bądź nieistnienie Boga należy zachowywać się tak, jakby Bóg istniał – z uwagi na potencjalnie nieskończoną nagrodę bądź karę, nieporównywalną z ponoszonymi skończonymi ziemskimi kosztami). Oponenci odparli argument pytaniem, o jakiego Boga chodzi? Bóg bywa postrzegany rozmaicie na tysiąc sprzecznych sposobów, o czym świadczy mnogość religii na świecie.

Wyobraźmy więc sobie istnienie Boga, który stwarza świat bez żadnych zasad. Jak mielibyśmy w nim żyć? Skąd wiedzieć, że to, co było nakazane wczoraj, będzie obowiązywać także jutro? Po co iść do pracy, nie wiedząc, czy jutro ponownie wzejdzie słońce? Jak wziąć udział w dyskusji w Internecie bez pewności, że wciśnięcie “a” na klawiaturze spowoduje pojawienie na ekranie litery “a”, a nie rozpocznie apokalipsę (też na “a”)? Ostrzegałbym komentatorów przed używaniem tego “a”, ale być może jutro apokalipsę wywoła użycie kolejnej litery, “p” albo dowolnej innej.

Poznajemy świat poprzez zmysły, empirycznie, i tworzymy uogólnienia, pewną reprezentację fizyki, bo tak działa nasz układ nerwowy. Przyjęcie, że świat działa wedle zasad, nie jest szatańskim wymysłem wymierzonym przeciwko udręczonym członkom krucjaty o Prawdę, ale podstawą jakiegokolwiek poznania świata i funkcjonowania w nim. Nauka tylko ten proces udoskonaliła poprzez stworzenie metody naukowej.

Świadome przyjęcie istnienia praw rządzących światem, nieważne, czy motywowane wiarą, koniecznością czy stawianym ad hoc założeniem, pozwoliło na niesamowity rozwój nauki. Umożliwiający także wypisywanie bzdur wraz z milionami innych użytkowników sieci.

Filozoficznie rzecz ujmując, oczywiście możemy się mylić. Niektórzy myśliciele wątpili nie tylko w same zasady, ale nawet w obecność świata zewnętrznego. Platon widział w nim tylko cienie na ścianie jaskini rzucane przez prawdziwą rzeczywistość. Berkeley uważał, że to wszystko iluzje tworzone przez Boga. Putnam rozważał możliwość, że jest po prostu mózgiem w słoju. Fizycy stworzyli hipotezę symulacji.

Generalnie jednak nie ma tutaj znaczenia, czy żyjemy w bezosobowym, zimnym i pustym świecie, kolejnym z nieskończonych bąbli inflacji kosmicznej, kosmicznej symulacji czy najlepszym z możliwych światów zaprojektowanym przez kochającego Boga. Kluczowe jest, czy działa on wedle zasad. I tylko dzięki nim jesteśmy w stanie w ogóle funkcjonować.

Marcin Nowak

Reklama