Wrony, kawki i trutka na szczury

Latem zeszłego roku mieszkańcy Warszawy i okolic zaczęli zauważać większą niż zwykle liczbę martwych ptaków. Były to głównie wrony, w mniejszym stopniu inne krukowate – kawki, a także gołębie czy kaczki krzyżówki. „Więcej niż zwykle” oznacza kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt dziennie. Część umierała w ptasim azylu lub po drodze do niego, bo oprócz martwych, znajdowano też wiele ptaków tak chorych, że udawało się je złapać bez specjalnego wysiłku. Były one osłabione, zataczały się, ledwo mogły podfruwać – co interpretuje się jako objawy neurologiczne. U martwych osobników zauważono krwotoki wewnętrzne.

Jedną z pierwszych osób, która zwróciła na to uwagę była Beata Binek-Niedomagała, dziś nauczycielka biologii, a kiedyś moja koleżanka z seminarium magisterskiego. Wkrótce sprawą zajął się warszawski oddział Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, Ptasi Patrol Fundacji Noga w Łapę i in. Sprawę zgłoszono różnym służbom. W pewnych przypadkach nietrafnie, bo ani wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska, ani regionalne dyrekcje ochrony środowiska (mimo podobnej nazwy, to instytucje o odmiennych kompetencjach) nie zajmują się akurat takimi przypadkami. Inaczej powiatowa lekarz weterynarii, ale jej możliwości też są ograniczone prawnie. Zlecone przez nią badania wykluczyły typowe ptasie choroby, tj. ptasią grypę i rzekomy pomór drobiu.

Badania wykonał Państwowy Instytut Weterynarii – PIB w Puławach. Oprócz dwóch chorób zwalczanych z urzędu, poszukał także wirusa gorączki Zachodniego Nilu – i znalazł. Choroba ta nie jest nowością wśród warszawskich ptaków – zachorowania obserwowano też trzy lata temu. Na inne zwierzęta, nie wykluczając ludzi, przenosi się głównie za pośrednictwem komarów. Choroba ta może być dla ludzi śmiertelna, ale najczęściej przebiega bezobjawowo lub skąpoobjawowo i w Polsce u ludzi jest praktycznie nienotowana (znajdowano przeciwciała).

Sprawa jednak na tym się nie kończy. Wirusa znaleziono w pięciu ciałach na siedem przebadanych, więc nie wszystkie zgony da się z nim skojarzyć. Wśród różnych hipotez pojawiło się np. zatrucie pestycydami, którymi wrony i kawki mogłyby się zatruć żerując na polach poza miastem, jednak nie była ona zbyt prawdopodobna. Za to całkiem prawdopodobne jest, że te ptaki, które chętnie zjadają padlinę, zjadły zatrute szczury. W badaniach toksykologicznych tych samych ptaków znaleziono bromadiolon i brodifakum, czyli antykoagulanty stosowane w trutce na myszy i szczury. Fundacja Noga w Łapę zorganizowała zrzutkę na kolejne zlecenie do PIW. Wysłano kolejne dziewięć zwłok ptaków i jednego szczura. U wszystkich ptaków znaleziono wirusa gorączki zachodniego Nilu, ale wśród nich u trzech wron i dwóch kawek również znaleziono rodentycydy. Nie jest zaskoczeniem, że rodentycydy stwierdzono również w zwłokach szczura. Eksperci PIW przyznali, że całkiem możliwe, że śmierć ptaków wynikła z synergistycznego działania wirusa i trutki na szczury.

W podobnym czasie stwierdzono także niewyjaśnione zgony psów, które też mogły zjeść zatrute szczury. Zatem prawdopodobnie zbiegły się dwa (a może trzy, biorąc pod uwagę upały i suszę) czynniki – krążący od kilku lat wirus i akcje deratyzacyjne, których ofiarą padają nie tylko szczury, ale też żywiące się nimi zwierzęta. Rodentycydy powodujące wewnętrzne krwotoki nie działają swoiście na szczury – tak samo działają na wrony, kawki, jeże, pustułki, mewy, lisy, psy czy koty (wymieniając gatunki dość powszechne w Warszawie, które mogą się pożywić gryzoniami, zwłaszcza martwymi). Lista ofiar walki ze szczurami jest znacznie dłuższa.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, licencja CC-BY-4.0 (warszawska wrona pożywiająca się szczurem)

Reklama