Duch w uzdrowisku

Nie, to zdecydowanie nie jest SZPON (pamiętamy: Słusznie Zapomniana Polska Opera Narodowa). To po prostu galicyjska operetka.

Można też powiedzieć, że opera komiczna w typie francuskim. Tak czy owak, rzeczywiście Duch wojewody Ludwika Grossmana nie nadawał się do wystawienia w dzień pogrzebu papieża, ale dobrze, że w końcu został zaprezentowany w Operze Narodowej pod batutą Marty Kluczyńskiej i w wersji półkoncertowej, półinscenizowanej w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego.

I dobrze, że to dziełko dostało coś więcej niż wykonanie koncertowe na baczność. Jest wdzięczne, taneczne (drugi akt rozpoczyna się całą serią czardaszy, a potem mazurem), pełne humoru i melodyjne. Słyszymy tu nie tylko operetkową stylistykę, ale też cień Moniuszki, dokładniej Strasznego dworu. A że libretto Władysława L. Anczyca jest absurdalne, to jest to całkowicie zgodne z gatunkiem. Rzecz dzieje się w karpackim uzdrowisku w sanatorium prowadzonym przez Węgra Fekete, do którego przyjeżdżają goście z Warszawy: Prezes, jego przyjaciółka Radczyni i ich wychowanica Helenka (którą ona chce wydać za niego), a także zakochany w Helence Leon, wychowany we Francji, gdzie wywiózł go ojciec (a ostatecznie okazuje się, że jego matką jest Radczyni). Pojawia się też grupa Węgrów (stąd te czardasze) i czeski żandarm (który śpiewa w mieszance czeskiego i niemieckiego) poszukujący węgierskiego rozbójnika. Po drodze jeszcze jest pojedynek oraz tytułowy duch, a nawet dwa.

Ten polsko-węgiersko-czeski koktajl miał duże powodzenie nie tylko w Warszawie, gdzie odbyło się prawykonanie, ale też w Wiedniu, Budapeszcie, Petersburgu, Berlinie, Lwowie i Krakowie. Kompozytor urodził się w żydowskiej rodzinie w wielkopolskim Turku, a wychował muzycznie najpierw w Kaliszu, potem w Warszawie i Berlinie. Był nie tylko zdolnym muzykiem, ale też biznesmenem prowadzącym salon fortepianów, współzałożycielem Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego (gdzie znajduje się dziś partytura Ducha wojewody), członkiem pierwszego zarządu Filharmonii Warszawskiej i Dyrekcji Teatrów Cesarskich, sam też prowadził salon muzyczny.

Co zrobił z Duchem Cezary Tomaszewski? Stworzył formę hybrydową, trochę śpiewanie przy pulpitach, trochę tańca, pantomimy, projekcji, symbolicznych dekoracji, ładnych kostiumów. Wymyślił też, a właściwie rozwinął postać Doktora – rolę mówioną, której przy tym zmienił płeć: pani Doktor (aktorka Agnieszka Makowska) spełniała tu rolę konferansjerki-standuperki. Świetni byli śpiewacy: Dariusz Machej jako Fekete, Krzysztof Szumański jako Prezes, Małgorzata Walewska jako Radczyni (klasa!) i Magdalena Stefaniak w roli Helenki. Arnold Rutkowski (Leon) może nie był w zbyt dobrej formie wokalnej, ale za to zabawnie naśladował akcent francuski. Wszystko razem może było trochę przegadane (a i tak dialogi mówione ponoć skrócono), ale przesympatyczne.

A tymczasem w Salach Redutowych trwały jeszcze przesłuchania I etapu Konkursu Moniuszkowskiego. Teraz znane są już wyniki, od 11. II etap. Wybieram się.