Być jak Nnenna Nwakanmna

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Nnenna Nwakanmna (na zdjęciu z Michałem „ryśkiem” Woźniakiem)  z Wybrzeża Kości Słoniowej podbiła serca publiczności podczas drugiego dnia Stockholm Internet Forum. Trudno o lepszy przykład energii i innowacyjnego potencjału afrykańskiego Internetu. Nie potrzebujemy korporacji, które wmawiają, że musimy od nich kupować rozwiązania za miliony dolarów, a będziemy żyć lepiej. Innowacja, to zaangażowanie i 100 tys. ludzi, którzy złożą się po pół dolara. Do tego wolne oprogramowanie i świat jest lepszy, bo rozwiązujemy sami kolejne nasze problemy.

Podobnie jak pierwszego dnia, nieustannie wracał temat korporacji – na ile są niezbędne w rozwoju infrastruktury, a na ile stanowią zagrożenie dla wolności, gdy w pogoni za zyskiem podejmują współpracę z reżimami lub nawet mniej dramatycznie, gdy traktują po prostu nowe rynki jako teren podboju bez zbytniej troski o rzeczywiste potrzeby lokalnych społeczności. Oczywiście, opinie były różnorodne, bo ani korporacje nie działają tak samo, Google różni się od Facebooka, a obie te firmy różnią się od telekomów. W wielu przypadkach, np. w Etiopii platformy takie jak Facebook są jedynymi przestrzeniami umożliwiającymi organizowanie niezależnej debaty (do czasu, gdy jej uczestnicy nie zostaną zdyscyplinowani przez władzę reprezentująca demokrację rewolucyjną).

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Niektórzy uczestnicy z krajów afrykańskich zarzucali, że nie ma sensu dyskusja o wolności internetowej w społeczeństwach, gdzie ciągle nie ma dostępu do Internetu. Bo jak można mówić o korzystaniu z sieci w Togo, gdzie za 256 kbps trzeba zapłacić 90 dolarów miesięcznie. Z kolei przedstawiciele krajów, gdzie techniczny dostęp jest łatwiejszy odkrywali to, co odkryliśmy i my w Polsce – kolejne bariery wynikające z braku kompetencji, potrzeby korzystania czy braku interesujących treści.

Spotkanie zamykała dyskusja o tym, czy sprawy internetowej wolności idą w lepszym czy gorszym kierunku. I to był najsłabszy punkt programu, co nie znaczy że nie interesujący. Miał on bowiem symptomatyczne znaczenie – w końcu trzeba było zdefiniować, o czym mowa. I okazało się, podobnie jak w Polsce przy okazji Kongresu Wolności w Internecie, że pojęcie „wolności internetowej” czy też „wolności w Internecie” to jak próba mówienia o „wolności kanalizacyjnej” czy „wolności drogowej”. Problemem jest wolność i możliwość jej obrony w epoce Internetu, narastającej inwigilacji zarówno ze strony państw, jak i korporacji.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj