Nie mój wybór, mój prezydent

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W tytule powtarzam swój wczorajszy komentarz z Facebooka – demokratyczny wybór trzeba uszanować, choć nie ułatwia zadania fakt, że Andrzej Duda wywodzi się z formacji, która swą polityczną legitymizację budowała na konsekwentnym negowaniu demokratycznych procedur, podważając mandat Bronisława Komorowskiego i oskarżając o o sfałszowanie wyborów samorządowych.

To tylko część problemu. Jeszcze większy – wybory się skończyły, a ciągle nie wiadomo, jaki Andrzej Duda ma program prezydentury (bo przecież programem tym nie będzie program kampanii). W końcu największa niewiadoma – kim jest sam Andrzej Duda, jak rozumie świat, w którym przyjdzie mu sprawować urząd?

Zaczął od dobrego wystąpienia, deklarując, że chce być prezydentem wszystkich Polaków, choć właśnie brak odpowiedzi na wcześniejsze pytania skłania do kolejnych: wszystkich czy wszystkich prawdziwych Polaków? Tzn. o jakiej wspólnocie myśli Andrzej Duda (zdumiało mnie, jak się rozczulili na to hasło przyjaciele z lewicy, zapominając o wieloznaczności tego pojęcia) – inkluzywnej, otwartej na wielość stylów życia czy ekskluzywnej, promującej jeden czerpiący z religii system wartości?

Będziemy wkrótce rozpoznawać bojem i przekonywać się, na ile rację mieli komentatorzy zarzucający Andrzejowi Dudzie, że jest produktem Jarosława Kaczyńskiego a na ile sam Duda udowodni swoją integralność i się usamodzielni, czyniąc ze swego urzędu jeden z ośrodków społecznej rekonstrukcji.

Bo nie mam wątpliwości – źródłem sukcesu Andrzeja Dudy jest przekonanie do siebie wyborców spoza twardego elektoratu PiS o tym, że uosabia on zmianę niezbędną polskiej polityce.

Bronisław Komorowski całkowicie przestrzelił swój komunikat, dając do zrozumienia, że chce zakonserwować system, bo przecież dobrze działał i działa. Tymczasem, o czym pisałem już wiele, społeczeństwo zmienia się bardzo szybko – wystarczy spojrzeć, jak się zmieniła struktura zatrudnienia w Polsce w ciągu ostatniej dekady, czyli de facto dekady władzy Platformy Obywatelskiej. Konieczność nowej oferty zrozumiały PiS, PSL i SLD. Okazało się, że tylko PiS potrafiło przedstawić odpowiednią propozycję.

Bronisław Komorowski nie dostrzegając – mimo że dysponował niezbędnymi informacjami – nadciągającej fali, został przez nią zmieciony, Andrzej Duda jak surfer potrafił na niej wypłynąć. Ale też jak surfer fali tej nie kontroluje, bo tego się nie da – jest symptomem procesu społecznego, który daje szansę nowym, ciekawym liderom, o czym już się przekonaliśmy w skali lokalnej podczas wyborów samorządowych, obserwując sukces Roberta Biedronia w Słupsku czy Jacka Wójcickiego w Gorzowie Wielkopolskim.

Nowa prezydentura procesu nie domyka. Jeśli ma być w jakimkolwiek stopniu skuteczna, musi polegać na nieustannym rozpoznawaniu wspomnianego procesu. Społecznej rekonstrukcji nie da się zaprogramować, można na nią oddziaływać, wchodząc w korespondencję z ujawniającymi się siłami, które często wyrażają czystą energię zmiany szukającej dopiero kształtu, formy, struktury.

To jednak także szansa dla innych sił politycznych, a zwłaszcza niepowtarzalna szansa dla lewicy, która po katastrofie zafundowanej przez Leszka Millera i Janusza Palikota ma przed sobą czyste pole. Nie wiem, kto ma w tej chwili największe szanse na odbudowę lewicy w Polsce, wiem natomiast, że warunkiem powodzenia jest odbudowa fundamentu, czyli systemu wartości. Pisałem o tym wczoraj, komentując wyniki referendum w Irlandii.

Nie wiemy, o jakiej wspólnocie myśli Andrzej Duda, wiemy, że podstawą projektu lewicowego musi być wspólnota otwarta i inkluzywna. Nie mamy pewności, na jakim systemie wartości nowy prezydent oprze sprawowanie urzędu, wiadomo natomiast, że podstawą projektu lewicowego muszą być wartości uniwersalne, takie jak wolność, równość, godność.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Psychobiznes

Od dziesięcioleci trwają znojne prace nad ustawą dotyczącą usług psychoterapeutycznych w Polsce. Dlaczego się nie udaje? Bo chodzi o pieniądze.

Wojciech Kulesza

Fundament aksjologiczny to jedno, rzecz druga – odzyskanie kontaktu z rzeczywistością. Inna Rzeczpospolita jest możliwa, o ile jej wizja nie jest oparta na resentymencie i próbie odbudowy świata, jaki odszedł już w przeszłość. Myślę o koncepcji państwa dobrobytu z drugiej połowy XX wieku – tej nie da się wskrzesić, co nie znaczy, że koncepcja państwa dobrobytu nie ma sensu. Tyle tylko, że wynikać ona musi z dobrej analizy i krytyki współczesnego kapitalizmu, a nie z tęsknoty za lepszą przeszłością. Jeśli lewica nie zdoła sformułować programu polityki progresywnej, nadając nowego sensu pojęciu postępu, nie odzyska elektoratu.

Ciekawe czasy. Nie tylko w Polsce – dzieje się w Irlandii, Hiszpanii, Grecji, ruchy oburzenia sprzed 3-4 lat zaczynają się odnajdywać w politycznych formach. Prawdziwa Wiosna Ludzi.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj