Marian Turski, pożegnanie

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Żegnamy Mariana Turskiego. Wiele już o nim zostało powiedziane i napisane, postać godna niejednego obszernego tomu. Człowiek instytucja i jednocześnie po prostu człowiek, osoba o niezwykłej serdeczności i zdolności do relacji z innymi.

Miałem to szczęście, że przez dekady Marian Turski był filarem „Polityki”, a ja trafiłem do tygodnika w 1999 r. Marian kierował działem historii, choć oczywiście jako instytucja o zasięgu globalnym robił znacznie więcej. O tym już napisano. Realizując kierowniczą misję, wpadł na pomysł, by powierzać mi szczególne tematy, o czym za chwilę. Zawsze zastanawiało mnie jego zaufanie. Bo przecież nie jestem historykiem, w „Polityce” zajmowałem i zajmuję się głównie tematyką cywilizacyjną.

Urok „Polityki” i samego Mariana polegał na tym, żeby nie przywiązywać się specjalnie do formalnej struktury. Więc co jakiś czas przychodziło mi napisać o Komunie Paryskiej, Tadeuszu Kościuszce, Róży Luksemburg, Marksie, Leninie, rewolucji październikowej, chińskiej rewolucji kulturalnej, rewolucjach ukraińskich i jeszcze innych tematach. Za każdym razem Marian czytał tekst niezwykle uważnie i dopytywał o szczegóły w sposób, który pokazywał, jak wiele wie.

Mam nadzieję, że kolejne redaktorskie zamówienia były potwierdzeniem, że z wcześniejszymi poradziłem sobie zgodnie zarówno z historycznym sensem, jak i redakcyjnymi oczekiwaniami. Wiele się przy okazji nauczyłem, nie tyle historii, choć także, ale życia. Nie mówiąc o nauce warsztatu od człowieka, którego bez wahania mogę nazwać Mistrzem. Takim go zapamiętam. Jeszcze bardziej pamiętać będę jego serdeczność, uważność na szczegóły i skromność.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Lato zaczyna się w maju

Polacy zakochali się w zagranicznym wypoczynku. W tym roku biura podróży spodziewają się rekordowego ruchu. Majówka jest tego dobrym zwiastunem.

Adam Grzeszak

Pamiętam, jak po opublikowaniu „W Polsce, czyli wszędzie” na telefonie wyświetlił się numer Mariana. Dzwonił, ale nie mogłem odebrać. Oddzwoniłem pełen obaw, że jeśli przeczytał książkę, to pewno wychwycił jakieś błędy – jest tam trochę odniesień do historii. Tymczasem okazało się, że po prostu chciał podziękować za to, że odniosłem się w tekście do jego słynnego przemówienia podczas uroczystości 75. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz.

Taki właśnie był – uważny, serdeczny, życzliwy, mądry, skromny, niezwykle pracowity, ciągle zaangażowany. Bardzo Go będzie brakowało. I brakować będzie jego redakcyjnych zamówień, a potem pracy nad tekstami.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj