Niezbyt piękna katastrofa

Nie wiadomo jeszcze, jakie będą konsekwencje piątkowego starcia Wołodymyra Zełenskiego z J.D. Vancem i Donaldem Trumpem w Białym Domu. Wiadomo, że zupełnie inaczej zaplanowane spotkanie zakończyło się spektakularną dyplomatyczną katastrofą. Czy mogło być inaczej? I czy sytuacja rozwinęłaby się inaczej, gdyby Zełenski ubrał garnitur?

Tak, wiem, brzmi to absurdalnie – ubranie miałoby decydować o geopolityce? Wszak wszyscy wiedzą, że Ukraina toczy wojnę, a prezydent Zełenski i wielu jego ministrów celowo ubierają się w stroje militarnego sznytu. Przyjęli taki styl na początku wojny i zostało to zaakceptowane na politycznych salonach. Wojownikowi wolno więcej.

Duch Castro

A jednak już rok temu jeden z byłych wysokich ukraińskich dyplomatów zwrócił mi uwagę, że ubranie Zełenskiego wywołuje złe odruchy w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w kręgach republikańskich. Dlaczego? Bo kojarzy się ze stylem wypromowanym na kontynencie amerykańskim przez Fidela Castro. Jak pamiętamy, kubański dyktator także nosił się po wojskowemu. Cóż, skojarzenie z Castro nie sprzyja wizerunkowi.

Uwagę ukraińskiego rozmówcy uznałem za ciekawą, choć wydawała mi się nieistotna. Kwestia ubioru wróciła jednak przed i w toku spotkania Zełenskiego w Białym Domu. Podniósł ją sam Donald Trump, ironicznie komentując strój ukraińskiego prezydenta przed dziennikarzami. I podniósł ją jeden z prawicowych dziennikarzy, bez ironii pytając, dlaczego swym strojem obraża powagę miejsca, w którym się znajduje.

Być może drobiazgi warte anegdoty, ale prowadzą do poważniejszych kwestii. Warto poczytać, jak do rozmowy z Trumpem przygotowywali się Emmanuel Macron i Keir Starmer. „The Guardian” pisze, że żadnego aspektu nie zostawiono przypadkowi, zakładając jednak, że może wydarzyć się coś nieoczekiwanego.

Trumpa model rzeczywistości

Nie wiem, jak się przygotowywał Wołodymyr Zełenski. Popełnił jednak na pewno zasadniczy błąd, nie przyjmując do wiadomości, że Trump zdecydowanie zmienił reguły amerykańskiego zaangażowania i rzeczywiście, tak jak mówił w odpowiedzi na dziennikarskie pytanie, uważa się za arbitra mającego doprowadzić do pokoju między stronami wojny, sam jednak w wojnę zaangażowany nie jest (choć w istocie wciąż jest, dostarczając broń).

Doskonale tę zmianę opisał Pawło Klimkin, były minister spraw zagranicznych Ukrainy, w serwisie „NW”. Jak wyjaśnia, a Klimkin doskonale zna amerykańskie realia, Trump i jego ekipa posługują się „innym modelem rzeczywistości”, który opiera się na logice odmiennej od ukraińskiej i europejskiej. To logika nastawiona na cel, zwracająca zdecydowanie mniej uwagi na środki prowadzące do celu.

Zełenski był najwyraźniej przekonany, że jest w stanie przekonać Trumpa podczas rozmowy przed kamerami do zmiany modelu rzeczywistości na ukraiński i do ukraińskiego opisu sytuacji, czyli uznania, że Rosja jest (zgodnie z prawdą) agresorem. Tymczasem jedynym w tym momencie sposobem na osiągnięcie ukraińskiego celu politycznego, czyli utrzymanie zaangażowania USA i choć częściowe faktyczne wyrwanie z założonego przez Trumpa „pola bezstronności”, było doprowadzenie do podpisania umowy o surowcach.

Angażująca umowa o minerały

Umowa w wynegocjowanym wariancie oferowała Amerykanom gruszki na wierzbie, ale była konkretem opierającym się na jeszcze innej lubianej w USA logice transakcyjnej. Winston Churchill, chcąc pozyskać przychylność F.D. Roosevelta, zaproponował porozumienie, w którym za 50 starych niszczycieli oddał USA na długi czas brytyjskie zamorskie bazy. Byle zbliżyć Stany Zjednoczone do toczącej wojnę Wielkiej Brytanii bez konieczności głośnych deklaracji politycznych.

Umowa o surowcach podobno czekała już w teczkach gotowa do podpisania. Stało się, co się stało. Jak to skomentował jeden z europejskich dyplomatów, tygodnie pracy dyplomatycznej, w tym wizyty Macrona i Starmera, by w ogóle zmiękczyć Trumpa i otworzyć możliwość spotkania z Zełenskim w Białym Domu, poszły w niwecz. Nikt z tej awantury nie wyszedł zwycięsko.

Waszyngton wart garnituru?

To stwierdzenie nie oznacza jednak katastrofy, lecz wskazuje pewną szansę. Najważniejsza będzie interpretacja sytuacji przez jej uczestników oraz zaangażowanych obserwatorów. Stąd kluczowe wydaje się niedzielne spotkanie europejskich liderów w Wielkiej Brytanii. Czy pójdą dalej, przekładając tłity z poparciem dla Zełenskiego na polityczne i materialne konkrety?

Piątkowe wydarzenia w Białym Domu potwierdziły ostatecznie to, o oczym mówi się od początku nowej kadencji Donalda Trumpa. Posługuje się on, powtórzę Klimkina, własnym modelem rzeczywistości, niekompatybilnym z modelami uznawanymi za prawomocne w Europie i Ukrainie. I nic nie wskazuje, że uda się przekonać amerykańskiego przywódcę do zmiany jego modelu na „ogólnozachodni”. Taki już nie istnieje i trzeba się zaadaptować do nowej sytuacji.

Być może wymaga to nawet zmiany stylu ubierania się (i szerzej, komunikowania). Skoro Paryż wart był mszy, Waszyngton może być wart garnituru.