Wynagrodzenia nauczycieli mogą budzić niechęć społeczną?

Barbara Nowacka zapowiedziała, że do roku 2027 pensje nauczycieli zostaną powiązane ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce. Jednak w taki sposób, aby nie budziło to niechęci społecznej. Co to może oznaczać?

Powiązanie wynagrodzeń nauczycieli ze wskaźnikami gospodarczymi to kluczowy projekt ZNP. Związkowcy chcą, aby zarobki w oświacie nie były uzależnione od woli polityków, lecz` od stanu gospodarki. Im wyższe wskaźniki rozwoju, tym więcej zarabiają nauczyciele. Natomiast gdy nadchodzi kryzys, odbija się to także na pensjach pedagogów. Wynagrodzenia przeliczane byłyby automatycznie na podstawie danych GUS raz w roku.

Zastrzeżenie Nowackiej, iż zarobki belfrów nie mogą budzić niechęci społecznej (czyli muszą się podobać wyborcom), oznacza, że powiązanie wynagrodzeń w oświacie ze wskaźnikami rozwoju gospodarczego może dać nauczycielom znacznie mniej, niż się spodziewają. Obecnie ZNP chce, aby nauczyciel początkujący otrzymywał 100 proc. średniej płacy w gospodarce, mianowany – 125 proc., a dyplomowany – 155 proc.

Wydaje się, że rząd zamierza dotrzymać obietnicy i do końca kadencji rzeczywiście powiązać wynagrodzenia nauczycieli ze średnimi zarobkami w gospodarce. Jednak nie tak, jak chcą związkowcy. Ciekawe, jakie stawki byłyby odpowiednie dla społeczeństwa i zaowocowały poparciem dla koalicji rządzącej. W końcu rok 2027 to czas wyborów.

Więcej o stanowisku ministry edukacji tutaj.

Reklama