Przysposobienie obronne wraca do szkół
Barbara Nowacka zapowiedziała, że do szkół wróci przysposobienie obronne. Nie jako odrębny przedmiot, ale jako dodatek edukacji dla bezpieczeństwa. Uczniowie będą się uczyć, jak przetrwać w warunkach wojny, czyli tzw. obrony cywilnej. Tak było w czasach Polski Ludowej.
Podstawa programowa edb zostanie rozbudowana o treści, które powinna znać ludność cywilna na wypadek wojny. W obecnej podstawie programowej takich treści jest niewiele, dominują zagrożenia inne niż wojenne. Teraz ma być inaczej.
Zanim nauczyciele zaczną szkolić uczniów, sami muszą się nauczyć, jak reagować na ataki wojsk wrogiego państwa, jak ratować życie swojej i innych, gdyby znaleźli się w zasięgu bitwy. Wiedzą o tym niewiele. Nie będzie łatwo szkolić nauczycieli, gdyż edb uczy zbieranina różnej maści fachowców, często biolodzy, historycy. Nawet nie byli w wojsku.
Dawniej przysposobienia obronnego uczyli ludzie, którzy mieli za sobą co najmniej służbę wojskową. Często oficerowie rezerwy. W liceum, gdzie uczę, jeszcze na początku XXI wieku pracował emerytowany komandor. Posłuchu i szacunku wśród uczniów zazdrościła mu cała kadra, łącznie z dyrektorem szkoły. Było tak, gdyż uczył praktycznych rzeczy, na których naprawdę się znał. Młodzież wiedziała, że to fachowiec.
W rękach ludzi, którzy byli w wojsku, przysposobienie obronne miałoby sens. Natomiast oddanie tego przedmiotu amatorom, którzy nie będą mieli pojęcia, o czym uczą, to będzie parodia edukacji obronnej. Równie dobrze można by kazać dzieciom schować się w szafie i czekać na cud (więcej tutaj).
Komentarze
@Gospodarz
To typowe w polskiej edukacji FASADOWE działanie Baśki o małym rozumku Nowackiej NA POKAZ! Dokładnie takie, jak z Edukacją Zdrowotną … 😉
BTW w latach 70-tych mniej więcej wiedziano jaka wojna nam grozi. Dziś nie wiadomo – drony(różne!) to tylko początek. Wystarczy sobie przypomnieć np. pagery eksplodujące w kieszeniach głównie członków Hamasu w Gazie … 😉
Co prawda, to prawda. PO zawsze było z byłym trepem.
ALE..
Te lekcje to była kompletna, zupełna, totalna strata czasu. Podobnie jak szkolenie wojskowe na studiach.
Więc „trepie, wróć!” nie rozwiąże żadnego problemu.
Jaka myśl stoi za tą reformą? Szef IBE-PIB prof. Maciej Jakubowski nazwał to jednym słowem: sprawczość. Podkreślał, że polska szkoła uczy dobrze, ale nie w sposób, który buduje u uczniów pewność siebie i poczucie, że potrafią wykorzystać swoją wiedzę. Przypominał, że z międzynarodowych badań wynika, że uczymy nieźle, ale nie pobudzamy przy tym kreatywności, innowacyjności, poczucia sprawstwa. Inny problem to fakt, że uczniowie nie czują się związani ze szkołą, nie czują przynależności.
Eksperci, którzy pracowali nad projektami podstaw programowych, właśnie ten trend próbowali odwrócić. Stąd nacisk na rozwijanie krytycznego myślenia, umiejętności cyfrowe i na zajęcia praktyczne. Uczeń nie tylko ma zdobywać wiedzę, ale też doświadczać, sprawdzać, nawet jeśli nie będzie tego na egzaminie – jak podkreślał wiceszef IBE-PIB dr Tomasz Gajderowicz. Chodzi też o to, by nauczyciele i uczniowie mieli czas na pogłębienie materiału, by nie musieli gonić i nadrabiać ponad siły.
https://wyborcza.pl/7,75398,32254837,reforma-edukacji-eksperci-zakonczyli-prace-nad-projektami-podstaw.html
polak:
Co z tych kompromisów wyszło? Praktyki lekturowe – bo tak nazwano nowe podejście do kanonu – mają przede wszystkim pomóc uczniom zrozumieć siebie i świat.
(…)
Na czym polega najważniejsza zmiana? Powstał zbiór 108 proponowanych książek dla klas IV-VIII, które mogą być inspiracją dla nauczycieli i uczniów. Jest tam i klasyka, i nowości wydawnicze, i fantastyka, i reportaże. Są tam np. fragmenty „Pamiętnika z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego, „Chłopcy z placu Broni” Ferenca Molnara, „Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa, ale też „Dom nr 5” Justyny Bednarek, powieści Grzegorza Kasdepke i książka byłej dziennikarki „Wyborczej” Justyny Sucheckiej „Young power. 30 historii o tym, jak młodzi zmieniają świat”.
Dr Białek podkreślała, że wprowadzanie literatury współczesnej na etapie szkoły podstawowej to sposób na zachętę do czytania. A proponowany zbiór to nie jest lista zamknięta. Nauczyciele i uczniowie mają tu autonomię. Nawet jeśli jakaś pozycja nie znalazła się na liście, można po nią sięgnąć.
Najważniejsze, by zaciekawić dzieci i młodzież, wyrobić w nich nawyk czytelniczy. Dr Białek podkreślała, że u młodych blokada czytelnicza zaczyna się już na okładce, przed otwarciem książki. Nauczyciele mają im pomóc ją pokonać.
Ale podstawa programowa z języka polskiego to nie tylko lektury. Mocny akcent położono na komunikację. By uczniowie nauczyli się porozumiewać „bezpiecznie, mądrze, asertywnie i uważnie”.
Dydaktyk Marcin Karpiński, który pracował nad podstawami programowymi z matematyki, podkreśla, że ekspertom przyświecały dwie idee: jak pogodzić oczekiwania wobec wysokiego poziomu nauczania tego przedmiotu z tym, że dzieci matematyki się boją. Nowa podstawa ma odpowiedzieć na to wyzwanie. Karpiński zastrzegł jednak, że będzie to długofalowy proces. I zakłada większą swobodę w sposobie nauczania.
Np. umiejętność stosowania algorytmu działań pisemnych nie musi być sztywna. Dzieci mogą pewne fragmenty działania obliczyć w pamięci albo zapisać obliczenia pośrednio. Nauczyciel może mieć tu większą swobodę.
Wyodrębniono też dział „Myślenie matematyczne”. Ma on spinać wszystkie działy tematyczne i pogłębiać rozumienie każdego tematu. Twórcom podstawy programowej zależy na tym, by dzieci potrafiły opowiadać o matematyce, nazywać swój sposób myślenia i strategie.
Naprawdę w szkole wymaga się od uczniów mechanicznego, sztywnego postępowania wg z góry ustalonego schematu? W XXI wieku? No, pan Żulczyk zdecydowanie nie doszacował skali problemu.
@PR
Znowu się nie znasz, a się wypowiadasz. Są takie składniki matematycznych umiejętności- akurat te rutynowe, mechaniczne i schematyczne – które trzeba sprawnie i bezbłędnie wykonywać. Co matematycy bardzo wysokiej klasy nazywają i sobie cenią, choć nazywają „idiotenaparatt”. Nie da się w każdym cokolwiek zaawansowanym problemie wymyślać do zera reguł operacji na ułamkach, równaniach czy wyrażeniach algebraicznych albo trygonometrii … 😉 Dopiero dalej zaczyna się twórczość … 😉 Analogicznie jest np. w sportach walki – nikt nie wymyśla w trakcie walki szczegółów chwytu czy rzutu – te ma opanowane do perfekcji. Ale mistrzowie wiedzą lepiej kiedy, które i jak zastosować. Dlatego fajnie się uczy matematyki karateków czy judoków(podobnie jak muzyków!) – oni wiedzą, że trening czyni mistrza, i nie znając RZEMIOSŁA nie da się mistrzem zostać … 😉
@PR
Nawyk czytania wyrabia się w domu. Jeśli dziecku się czyta książeczki , jeśli ono widzi, że rodzice czytają, to prędzej czy później samo sięgnie po książkę. Lektury szkolne raczej zniechęcą do czytania. Tak było z moją córką. Lektury szkolne czytałyśmy wspólnie i ja jej tłumaczyłam o co w tej książce chodzi. Już 30 lat temu niektóre lektury były kompletnie niezrozumiałe dla dziecka, a teraz może być tylko gorzej.
So what ? Same miłe wspomnienia z PO. Przynajmniej nauczyłem się bandażować, jak trzeba. Nie zaszkodzi. A co do reszty… ? Peerlowscy nauczyciele PO z doświadczeniami od Lenino do Berlino już dawno odeszli, propagandy LWP nie ma, jak zachować się w sytuacjach kryzysowych (nie koniecznie wojną) – zawsze pomoże. Same zalety.
Tylko skąd dobrać nauczycieli … ? Może zrecyklować coraz bardziej bezrobotnych katechetów ? W końcu to są wojownicy i obrońcy wiary, a więc podglebie już jest.
@Jacobsky
Jest przedmiot EDB – mutacja PO. Wystarczy trochę na PAPIERZE zmienić podstawę i podręczniki nieco. PAPIER nas obroni … 😉
@handzia55
Ja jestem pełen podziwu dla naszych dzieci, że spokojnie dają radę z „Dziadami” już w szkole podstawowej. Sam nie pamiętam żadnej lektury z podstawówki, natomiast dobrze wiem, że w liceum Dziady i Słowacki byli dla mnie nie do przejścia. Tylko nieco bardziej strawni od Ulissesa, na którym odpadłem po kilku stronach.
I w ogóle dziwię się dziś sobie z lat młodzieńczych. Nie pamiętam, bym jakoś specjalnie zastanawiał się wówczas nad językiem „Pana Tadeusza” czy nawet Kochanowskiego, a przecież gdy kilka lat temu znów wziąłem Mickiewicza do ręki, język był pierwszą rzeczą, która wpadła mi w oko. Język może i piękny, ale przede wszystkim przez swą archaiczność trudny. Jeszcze bardziej zdziwiłem się niedawno, gdy na chwilę zajrzałem do Żeromskiego, którego w szkole lubiłem bardzo. Polszczyzna tak bardzo zmieniła się przez nieco ponad 100 lat?
Jeśli mnie to wówczas nie dziwiło, to może dlatego, że nasz kanon od zawsze opiera się na dziełach patriotyczno-anachronicznych? Jeżeli już jako dzieci przyzwyczaimy się do tego, że lektura szkolna pisana jest takim dziwnym językiem polskim, to może w wieku późniejszym nikt z nas nie będzie dziwił się i – nie daj boże – protestował? Tyle że jednocześnie przyzwyczajamy się do tego, że lektur nie rozumiemy, więc spisujemy ich opisy z podręczników Nowej Ery lub internetowych gotowców.
I w ogóle to przykre, że zarówno lekcje historii, jak i języka polskiego, wciąż służą „utrwalaniu polskości”.