Frekwencja w klasach maturalnych

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Niska frekwencja w klasach maturalnych pozwala poczuć, co to znaczy prowadzić lekcję w małej grupie. Sama przyjemność.

Dla zasady, chociaż myślę całkiem inaczej, wyraziłem ubolewanie, że tak mało osób przyszło na moją lekcję (frekwencja ok. 50 proc.). Usłyszałem, że powinienem się cieszyć, ponieważ należę do wybrańców. Są lekcje, na które nie chodzi nikt. Jak tylko zadzwonił dzwonek, uczniowie zaczęli się umawiać, czy zostają w szkole, czy wychodzą. Było samo południe.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

I niczego nie będzie

Krzysztofa Kononowicza poznała cała Polska w 2006 r. jako kandydata na prezydenta Białegostoku. Zasłynął hasłem: „Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”. Padł ofiarą cyników, którzy żerowali na jego umysłowej bezradności. I próbowali zarobić także na jego śmierci.

Katarzyna Kaczorowska

Miałem już zareagować, że to nieładnie przychodzić tylko na wybrane zajęcia, ale się powstrzymałem. Muszę przyznać, iż nie ma większego komplementu dla nauczyciela niż obecność niewielkiej grupki uczniów – tylko tych, którzy naprawdę chcą.

Oczywiście, frekwencja 50-procentowa to nie jest duży komplement, lecz średni. Szczerze zazdroszczę kolegom, którzy gromadzą na swoich lekcjach zaledwie jedną trzecią klasy. To całkiem spory komplement. A jak do nauczyciela przychodzi tylko dwoje-troje uczniów, to już jest przejaw prawdziwego uwielbienia. Mnie, niestety, do takiego stanu jeszcze daleko, chociaż z każdym rokiem coraz bliżej.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj