Śląsk bez „Śląska”?

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Z okazji zbliżającego się 30-lecia urodzin miesięcznika „Śląsk” Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pozbawiło tego zasłużonego dla polskości Śląska i śląskości w ogóle solenizanta dotacji. To marny prezent. Można powiedzieć – co tam, furda mamona, ważne są słowa… A te głoszą, że rząd Donalda Tuska pochyla się z wielką troską nad wszystkim, co śląskie.

I że wiadomo, że kto zwycięża na Śląsku, zwycięża w kraju, i takie tam ble, ble, ble…

Chcecie ministerstwo przemysłu? To macie. Choć obecność tego resortu w Katowicach zaczyna już być kontestowana, jak zresztą wszystko.

Chcecie uznania śląskiej godki za język regionalny? Proszę bardzo. Z tym że póki co prezydent go nie akceptuje i nie podpisał stosownej ustawy. Niebawem, jak znam życie, nie będzie także problemu z uznaniem Ślązaków za mniejszość etniczną…

Ale kilkudziesięciu tysięcy złotych na miesięcznik rząd nie da, bo… ma! Tak jak ten góral, który wstępując do partii, deklarował, że w czarnej godzinie odda towarzyszom wszystko: dom, samochód, ziemię, oprócz owieczek… A dlaczego nie owieczki? Bo mam – odpowiedział partyjny pretendent.

Po raz ostatni odmówiono miesięcznikowi „Śląsk” dotacji w 2017 r. Za rządów PiS. Choć później, jeszcze za tamtej władzy, miesięcznik był jednak dofinansowywany kwotą 70–80 tys. zł rocznie.

Pierwszy numer „Śląska”, miesięcznika społeczno-kulturalno-literackiego, pojawił się jesienią 1995 r. Wydawany przez Górnośląskie Towarzystwo Literackie, już na starcie musiał z miesiąca na miesiąc chodzić po prośbie, żeby nie powiedzieć „po żebrach”, by w ogóle istnieć. Podobnie zresztą jak wiele wartościowych tytułów tego pokroju w naszym kraju.

Pomysłodawcą „Śląska” i wieloletnim jego redaktorem naczelnym był Tadeusz Kijonka, poeta, prozaik, publicysta, poseł na Sejm kontraktowy – Ślązak z Radlina, który mawiał, że on i jego rodzina dają najlepsze świadectwo polskości na Śląsku.

Nie wszystkim to się podobało. Ale miesięcznik był otwarty dla wszystkich, którym, w myśl Tadeusza, „leży na sercu dobro tej polskiej ziemi”.

Dzisiaj przychody własne pisma szacuje się na 40 proc. wszystkich kosztów. Wsparcia udziela Urząd Marszałkowski i Urząd Miejski w Katowicach. Dotacje z ministerstwa dopełniały ten koszyk skromnych potrzeb. Jeszcze w 2022 r. w dodatkowym naborze z puli „czasopisma” minister Piotr Gliński dał „Śląskowi” 76 tys. zł (rok później 68 tys., a w ubiegłym – 105 tys. zł). W tamtym rozdaniu podobną kwotę otrzymały kwartalniki „Myśl Suwerenna”, „Beethoven Magazine” i „Mały Przewodnik Katolicki”. W sumie chodzi o marne pieniądze, ale na wagę wydania kilku numerów rocznie. Autorzy „Śląska”, m.in. utytułowane postacie świata nauki i kultury, nie pobierają honorariów. Wszystko dla „Śląska”.

W tym roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego rozdało blisko 5 mln zł dotacji na wydawanie czasopism o „istotnym znaczeniu społecznym”. W komunikacie resortu Hanny Wróblewskiej czytamy: „Dofinansowanie otrzymują czasopisma o wieloletnim dorobku i ugruntowanej pozycji, jak i te, które w ostatnich latach uzyskały status opiniotwórczy”.

Najwięcej punktów i idących za nimi pieniędzy w programie „czasopisma” otrzymało Towarzystwo Więź, wydawca katolickiego kwartalnika „Więź”. Powiodło się też miesięcznikowi „Znak”, bez problemu uhonorowany został internetowy tygodnik „Więź co Tydzień” i dużo innych… W sumie ministerialne pieniądze dostało 51 projektów wydawniczych.

Dotacji odmówiono, nawet z puli rezerwowej minister Wróblewskiej, miesięcznikowi „Śląsk”. W tym ostatnim rozdaniu ministerstwo „zauważyło” 18 innych projektów, mi.in. „Cracovia Leopolis” wydawany przez Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.

Nie wiadomo, jakimi kryteriami kierowało się ministerstwo (to tajemnica!), wydając negatywną decyzję, od której nie ma odwołania! Wydające „Śląsk” Górnośląskie Towarzystwo Literackie zapowiedziało, że od numeru kwietniowego w miesięczniku pojawiać się będzie informacja o odmowie ministerialnego dofinansowania i o niemożności odwołania od tej decyzji. Będzie też prośba o wsparcie czytelników i zaprzyjaźnionych instytucji.

Prof. Ewa Chojecka, historyczka sztuki z Uniwersytetu Śląskiego, autorka „Śląska”, powiedziała „Gazecie Wyborczej”, że brak jasnych kryteriów przyznawania dotacji budzi poczucie niesprawiedliwości: „To kolejny dowód na to, że powinniśmy się przestać oglądać na Warszawę. Oni po prostu tam nie znają naszego regionu, nie rozumieją go”.

Profesor Uniwersytetu Śląskiego Jerzy Gorzelik, historyk sztuki i lider Ruchu Autonomii Śląska, uważa, że naiwnością jest wiara w obiektywizm i merytoryczne kompetencje jakiejś grupy, która zbiera się w Warszawie, by rozstrzygać, jakim podmiotom w różnych regionach przyznać dotacje – bo po prostu nie ma zielonego pojęcia, co się tam dzieje. „Kulturę w Polsce trzeba zdecentralizować, inaczej będziemy po nią jeździć do Warszawy czy Krakowa”.

Nie od dziś wiadomo, że centralnie rozdzielane pieniądze trafiają w większości po uważaniu, a nie według społecznych, a w przypadku Śląska także historycznych i politycznych potrzeb. Wiadomo, że są lepsi i ci bardziej lepsi… Choć pamiętnego 15 października rodziły się nadzieje, że teraz…

Śląsk musi własnymi siłami obronić „Śląsk”, ale niesmak pozostaje. Jeśli nic się nie zmieni, warto go czuć przy urnie wyborczej.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj