Klatki zostaną otwarte?
Wygląda na to, że część posłów PiS zamierza głosować za projektem ustawowym Zielonych w sprawie wygaszenia działalności ferm futrzarskich. Powodzenie tego legislacyjnego przedsięwzięcia byłoby czymś o wiele bardziej znaczącym kulturowo i politycznie, niż tylko załatwienie jednej z wielu spraw związanych z dobrostanem zwierząt. Bo niechęć do noszenia futer niesie się w poprzek podziałów politycznych. Zgoda ponad podziałami w sprawie ferm zwierząt futerkowych może być początkiem, by tak to nazwać, synchronizacji wrażliwości w sprawach związanych ze stosunkiem człowieka do przyrody. Gdyby udało się to osiągnąć, miliony zwierząt hodowlanych zostałyby uwolnione od cierpień, o których najłatwiej jest po prostu nie myśleć i nie pamiętać.
Faktycznie, to, jak cierpią dzikie, nieudomowione zwierzęta w fermach, trudno sobie wyobrazić, bo to po prostu boli. Życie i śmierć norki czy tchórzofretki na fermie futrzarskiej są koszmarem, a cały przemysł futrzarski naznaczony jest przez zimną nieczułość, by nie powiedzieć – okrucieństwo. Nie da się tego porównać do hodowli bydła czy drobiu. Dzikie zwierzęta zamknięte w małych klatkach permanentnie znajdują się w stanie sprzecznym ze swoja naturą. Wszyscy to wiedzą i właśnie dlatego, gdy widzimy kogoś odzianego w lisy, nasza pierwsza myśl jest taka: czemu tej osobie nie wstyd? Czy jest kimś okrutnym? A może tylko nieświadomym i lekkomyślnym?
Od dawna już chodzenie w naturalnych futrach jest demodé. Świadomość, że futrzarstwo jest okropne, przekroczyła granice dzielące obozy polityczne i klasy społeczne. Ludzie aspirujący do tego, by być albo uchodzić za wykształconych i kulturalnych, nie noszą futer. Wygląda na to, że wkrótce będą się też wystrzegać trzymania psów na łańcuchach. Dziś łańcuchów broni jeszcze Przemysław Czarnek, ale jest to opór z kulturowego narożnika – rozfanatyzowany i pyszałkowaty tradycjonalizm, który prezentuje były minister edukacji, ma w społeczeństwie coraz mniejszy oddźwięk, w przeciwieństwie do ugruntowanych już mieszczańskich aspiracji, których miarą jest miara tzw. obciachu. A trzymanie psa na łańcuchu właśnie staje się wstydem, czyli obciachem.
Wiele bardzo złych rzeczy dzieje się w społeczeństwach, i to w skali globalnej. Pod jednym wszakże względem widzimy niebywały i naprawdę uniwersalny postęp: nie zgadzamy się na okrucieństwo. Empatia wobec krzywdzonych i poniżanych rozkwitła w całym świecie, wypierając tępe okrucieństwo i nieczułość. Dlaczego tak się stało, to długa historia. Ważne, że od dekad nie godzimy się na bicie i głodzenie dzieci, wstrząsają nami widoki cierpień cywilów-ofiar wojen, nie akceptujemy przemocy w żadnej formie, z wyjątkiem ewidentnej samoobrony. Tego jeszcze niedawno nie było – jest to więc spektakularne osiągnięcie ostatnich dekad.
Odrzucenie okrucieństwa wobec ludzi musiało zostać rozciągnięte na zwierzęta i tak się też stało. Zaostrzono wymogi dla przeprowadzania doświadczeń na zwierzętach, narzucono w krajach Zachodu ograniczenia w ekstensywnej hodowli, objęto ochroną bardzo wiele gatunków dziko żyjących. Hodowle zwierząt na futra czekały na zakaz w długiej kolejce. Nie znaczy to, że teraz trzeba ni z tego, ni z owego represjonować hodowców, a tym bardziej jakoś ich piętnować. Projekt ustawy przewiduje wygaszanie hodowli i odszkodowania – wyższe dla tych, którzy zamkną działalność wcześniej. Bardzo dobrze. Walka o dobrostan zwierząt nie powinna być wojną, lecz reformą opartą na wspólnej wrażliwości i negocjowaniu interesów. Bo też prawie nikt z nas nie jest bez winy. Większość z nas spożywa mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego dając sobie prawo do komfortowej niewiedzy – czy i jak bardzo cierpiało zwierzę, którego mięso bądź skóry wykorzystujemy.
Niezgoda na przemoc i okrucieństwo narodziła się w różnych środowiskach i zdolna jest obecnie łączyć najodleglejsze od siebie odłamy społeczeństwa i reprezentujących je polityków. Niektórzy z nas inspirują się religią, inni świeckim humanizmem – to jest bez znaczenia. Ważne, że wytyczyliśmy sobie taką wspólną drogę postępu moralnego, po której wolniej lub szybciej wszyscy chcielibyśmy iść w stronę świata bez przemocy i bez wojny. Przy całym tym obezwładniającym nawale kłębiących się na horyzoncie dziejów problemów o planetarnych i epokowych wymiarach, to jedno pozostaje źródłem nadziei.
Dlatego „otwarcie klatek” to nie jest wcale jakaś marginalna sprawa. To na swój sposób wielka sprawa. Mam nadzieję, że wszyscy posłowie poczują, jakie jest jej prawdziwe znaczenie i moralny sens. Znikną hodowle norek, a wraz z tym zniknie z naszego życia kawałek tego pancerza hańby, za którym praktykujemy – niemal wszyscy – swoją wygodną nieczułość, czerpiąc z niej codzienne korzyści. Nieczułość jest przedsionkiem okrucieństwa, a okrucieństwo jest załomem otchłani, w którą wpada nasze człowieczeństwo.