Ski safari po Bułgarii (IV) Borowiec
Po letniej przerwie pora na wspomnienia (i odkrycia) ostatniej zimy – czyli kolejny etap narciarskiej eskapady po Bułgarii (wcześniejsze też tu można było znaleźć). Tym razem o kurorcie królewskim.
W pierwszej połowie minionego wieku osadę nazwano Chamkorią. Może wiązało się to z tureckim słowem oznaczającym sosnowy las. Ale niewykluczone, że nawiązywało do najsłynniejszego wtedy z alpejskich kurortów (no, może poza Davos i St. Moritz), czyli francuskiego Chamonix.
Nie bez powodu. Borowiec to pierwszy górski kurort na Bałkanach (a to był wówczas region znaczący w całej Europie – wszak od niego zaczęła się I wojna światowa). Na dodatek od 1896 roku jako letnią (a z czasem i zimową) rezydencję upodobał go sobie bułgarski monarcha książę Ferdynand. Miłość zaczęła się od polowań w gęstych lasach pokrywających okoliczne zbocza. Monarcha postawił w nich domek nazwany przez miejscowych Tzarska Bistritza.

Wtedy, co oczywiste, zaczęli do Borowca ściągać arystokraci i ludzie chcący się otrzeć o majestat. Też budowali tu – mniej lub bardziej okazałe – rezydencje. Powstało modne miejsce. Jego popularność dodatkowo wzrosła po uruchomieniu w 1903 roku regularnego połączenia autobusowego z Sofii.
Narty pojawiły się w Borowcu wraz z cudzoziemcami – botanikami i meteorologami, których rodzina królewska zatrudniła do obsługi swoich terenów łowieckich. To oni w zimie podczas pracy w terenie poruszali się na nartach. Z syn jednego z pracowników około 1920 roku pokazał swoim bułgarskim technikę zjazdową. Naturalnie miejscowej młodzieży nie stać było zwykle na kupno sprzętu – próbowali więc robić narty samemu bądź namawiać do tego lokalnych stolarzy. Niektórzy próbowali też używać jako nartach łukowatych deszczułek z… beczek po winie. Z czasem dopiero w pobliskim miasteczku Samokov powstała fabryczka, produkująca narty pod własną marką „Slaveevki”.
16 lutego 1930 roku Oddział Młodzieżowego Związku Turystycznego „Rila” zorganizował w Borowcu pierwsze zawody narciarskie. Była to równocześnie pierwsza taka impreza w całej Bułgarii. Zawodnicy „z buta” wspięli się w rejon zwany Sitnyakovo (około 1800 m n.p.m.), a następnie zjechali przez las do doliny.
W 1942 roku kurort przyjął rdzenną już nazwę Borowiec. A w latach 60. minionego stulecia stał się największym centrum sportów zimowych na Bałkanach. Postawiono nowe orczyki i kolejkę gondolową (działa na pamiątkę do dziś, a przejazd mieszczącymi cztery – ściśnięte – osoby jest osobną atrakcją), poszerzono leśne przecinki w bezpieczniejsze trasy. Zbudowano też kilka hoteli w alpejskim stylu, wzorowanym na powstałej niewiele wcześniej sabaudzkiej stacji Les Arcs.
Szczyt popularności Borowca jako ośrodka sportowego to lata 70. i 80. minionego stulecia. Spośród krajów bloku radzieckiego był bodaj najsłynniejszy w narciarskim światku. Dość wspomnieć, że w 1974 roku stał się areną imprez FIS – w sumie dwukrotnie gościł zawody rangi Pucharu Świata i aż 12 razy Puchary Europy (ostatnim był gigant kobiet w 2016 roku). Na trasach Borowca walczyły największe sławy tej dekady – Ingemar Stenmark czy bracia Mahre. Lecz oczywiście dumą miejscowych jest ich krajan – i faktycznie zacny narciarz – Petăr „Pepe” Popangelov (dziś jego imię nosi jedna z trudniejszych tras).

Ingemar Stenmark na stokach Borowca
Zawody przyciągały media, sponsorów (a wtedy też dotacje państwa), kibiców i inwestorów – powstawały się kolejne hotele (niestety kilka już nie w klasycznie alpejskim, lecz francuskim, blokowiskowym).
*
Dziś Borowiec szczyci się historyczną dzielnicą z jej chlubą, czyli ową królewską rezydencją. Jako że jej ostatnie szlify datują się na rok 1906, to styl jest połączeniem lokalnej architektury z, jak na rodzinę królewską przystało, ówczesnymi wpływami europejskimi. Do dziś zresztą jest własnością rodziny dawnych władców Bułgarii i ponoć familii królewskiej można wciąż tam spotkać.
Stacja oferuje prawie 60 km przygotowanych tras. Wytyczono je najczęściej w leśnych przecinkach grani opadającej z liczącego 2925 m n.p.m. szczytu Musala.

Wyciągami można dotrzeć na poziom 2550 m. n.p.m. (a że sam Borowiec leży na 1350 m n.p.m. – więc przewyższenie jest zacne). Większość zakwalifikowano jako trudne („czerwone”) – chyba jednak z pewną przesadą… Najciekawiej prezentuje się ta honorująca „Pepe” Popangelova – jest stosownie szeroka, zacnie urozmaicona, różnica poziomów też jest stosowna (startuje z ponad 2000 m n.p.m., a jeśli korzystamy z uroczo staroświeckiej, bo pochodzącej mającej już pół wieku, a pokonującej niemal 5 km!, gondoli Yastrebets, to dotrzemy na niemal 2400 m n.p.m.).

Osobną atrakcją są nocne zjazdy w świetle faktycznie wydajnych (co jest zwykle rzadkością) lamp przy kończących się w samym centrum stacji trasach Martinowi Baraki (na dodatek to dwa warianty całkiem wymagających zwłaszcza w nocy zboczy).

Niestety, z racji pogody nie udało mi się tym razem skosztować najciekawiej wyglądających stoków rejonu Markudjik (2550 m n.p.m.). Obsługują je wprawdzie orczyki, ale – sądząc po mapie i oglądzie z ich podnóża – może być dziko, więc pięknie.

PS Zdjęcia: z archiwum kurortu