Trendy i igrzyska
Po kilku latach stagnacji wywołanej pandemią i, zwłaszcza, globalnym ociepleniem, narciarska branża powoli się ożywia. Czy też może podejmuje trudną walkę o przetrwanie.
Kluczowym dowodem jest fala inwestycji w ośrodkach zimowych. O ile ostatnio mało kto decydował się chociażby na budowę nowych kolejek, to tej zimy wiele kurortów już może się nimi pochwalić. To znaczący sygnał, bo świadczy przecież zarówno o planowaniu – mimo wszystko – rozwoju i to w dłuższej perspektywie, jak o pozytywnej jak widać ocenie ryzyka takich przedsięwzięć. Naturalnie nie dotyczy to wszystkich stacji – wciąż docierają informacje, że w efekcie – dramatycznie widocznych w górach! – zmian klimatu ośrodki niżej położone nie mają już większych szans na kredyty bankowe czy innego rodzaju wsparcie i w efekcie są skazane na upadek bądź muszą zmieniać profil swojej oferty.
Zresztą nawet te stacje zimowe, które wciąż mogą pozostać przy narciarstwie jako głównym magnesie przyciągającym klientów, muszą szukać dodatkowych atrakcji, by utrzymać się na rynku. Zresztą również goście zmieniają swoje podejście do zimowego wypoczynku – coraz rzadsi są zapaleńcy, którzy podczas wyjazdu w góry skupiają się wyłącznie na nartach. Stąd standardem stały się rozmaite inne propozycje – od spa i kulinariów począwszy przez wycieczki na rakietach, loty balonem, powożenie psimi zaprzęgami i tak dalej po formułę „narty z miasta”, pozwalająca łączyć zjazdy ze zwiedzaniem muzeów i zabytków. Właśnie zapewnienie szeroko rozumianego komfortu, ale i bezpieczeństwa stał się – obok powrotu do natury, którego symbolem jest popularność skiturów – kluczowym trendem tej zimy. Najbardziej jego spektakularnym przejawem staje się modelowanie tras zjazdowych – a zwłaszcza ich radykalne (gdzie tylko się da i pozwalają względy ekologiczne) poszerzanie. Zrobiono tak, na przykład, w tyrolskim Sölden czy czeskim Spindlerowym Młynie. Innym pomysłem jest monitoring newralgicznych miejsc na stokach, tak by w razie problemów można było szybciej reagować i docierać z pomocą – tak zrobiono chociażby na Chopoku w Jasnej.
Branży pomóc mogą w tym sezonie także spektakularne wydarzenia sportowe – oprócz cyklu Pucharu Świata, czyli walki o Kryształowe Kule, czekają nas bowiem także zimowe igrzyska olimpijskie oraz pierwsze w historii mistrzostwa świata FIS w konkurencjach freeride’owych (z udziałem Zuzy Witych). Pozostaje jednak odwieczne pytanie: które triumfy dla alpejczyków są ważniejsze – pucharowe czy olimpijskie? Henrik Kristoffersen, najlepszy slalomista ubiegłego sezonu, który złota olimpijskiego jeszcze nie wywalczył, zapytany na przedsezonowym spotkaniu z prasą: „kule czy medale?”, bez wahania odpowiedział: – I to, i to.
Znaczące jest, że wśród mężczyzn tytułu mistrzów olimpijskich bronić będą Clement Noël (slalom) i Marco Odermatt (gigant), dwaj pozostali mistrzowie – Austriak Matthias Mayer (supergigant) i Szwajcar Beat Feuz (zjazd) już zakończyli kariery. Stara gwardia jednak wciąż walczy. Dowodem Lindsey Vonn (lat 41! i multum, co zresztą naturalne, kontuzji na koncie), która chce zawalczyć zarówno w Pucharze Świata, jak na igrzyskach (w jej karierze to już szóste). A na dodatek jako trenera zatrudniła równie doświadczonego (a młodzi kpiliby: boomerskiego) kolegę – szwedzkiego mistrza Aksela Lunda Svindala. Tak rozumiana rywalizacja pokoleń też buduje piękno naszej dyscypliny.
PS Powyższy tekst to artykuł wstępny najnowszego wydawnai „Ski Magazynu”, które dostepne będzie w salonach EMPIK od najbliższego weekendu. W pismie poza tym miedzy innymi testy modeli nart na sezon 2025/26, porady odnośnie przygotwania przed sezonem, relacje z ośrodków zimowych w Austrii, Włoch, Bułgarii, Czech i Stanów Zjednoczonych oraz rozmowy z Zuzanną Witych i Bartkiem Ziemskim – o ich wyczynach pozatrasowych oraz z Piotrem Sadowskim – o pracy fizjoterapeuty podczas wyprawy Andrzeja Bargiela na Mont Everest!