Myszołów u bielików

Na początku maja Komitet Ochrony Orłów rozpoczął coroczną akcję obrączkowania młodych bielików. Robi się to o tej porze roku, zanim pisklęta podrosną na tyle, aby bronić się przed takim działaniem w dotkliwy dla obrączkarzy sposób. W czerwcu mają już 6 kg. W tym roku okazało się to gdzieniegdzie za późno. Ze względu na ciepłą zimę niektóre bieliki przystąpiły do lęgów w połowie stycznia, miesiąc wcześniej, niż mówią podręczniki. Przeciętny jak na wielolecie, ale jak na ostatnie lata zimny maj sprawił, że choć trafiło się kilka przypadków trojaczków (to wyjątkowo dużo), większość gniazd zajmowało tylko jedno pisklę, a czasem nawet ono nie przeżyło.

Tymczasem w jednym z gniazd w Nadleśnictwie Karnieszewice ornitolodzy znaleźli parę piskląt, która jest naprawdę wyjątkowa. Samiczka jest zwyczajną bieliczką, jej brat okazał się adoptowanym… myszołowem. Oboje w czasie obrączkowania mieli ok. 3,5 tygodnia. Żyją zgodnie i rozwijają się dobrze, jedzą przynoszone przez rodziców ptaki i ryby. Informację uzyskano po dwóch inspekcjach dronem – ostatnią wczoraj. Siłą rzeczy siostra jest większa od przybranego brata, niedługo zaczną wychodzić poza gniazdo.

Jak do tego doszło? Najwyraźniej bieliki splądrowały gniazdo myszołowów i przyniosły pisklę do wykarmienia córki. Kiedy jednak trafiło do ich gniazda, okazało się, że wciąż żyje – i wywołało konfuzję. Dorosłe bieliki i myszołowy różnią się rozmiarem, barwą upierzenia i budową dzioba, ale niedługo po wykluciu są na tyle podobne, że najwyraźniej może to zmylić rodziców. Wbrew pozorom to nie jest ewenement na skalę światową, choć zachodzi rzadko.

Pisałem kiedyś o kurczętach wylęgających się i wychowywanych bez kwoki. U ptaków pierwsze momenty po wykluciu są kluczowe dla zbudowania tożsamości i obrazu pobratymców – potencjalnych partnerów seksualnych lub przeciwnie, rywali. Tu nie wiemy, kiedy dokładnie nastąpiło porwanie. Nie wiadomo, czy myszołów w dorosłości (jeżeli dożyje) zacznie się zalecać do samicy bielika (co może zakończyć się nie tylko złamanym sercem, ale i bardziej fizycznym poturbowaniem) czy myszołowa. Tak czy inaczej, może mieć pewien kryzys tożsamości, bo rodzice zapewne będą go uczyć zachowań bieliczych, łącznie z łowieniem ryb, co dla myszołowa może być trudne ze względów anatomicznych. Jest zaobrączkowany, więc jest szansa na dalsze obserwacje jego losów.

Bielików w Polsce jest dziś na szczęście więcej, niż było jeszcze w moim dzieciństwie, kiedy stały na krawędzi zagłady. Myszołowów jest znacznie więcej. Kiedy w Polsce zobaczy się krążącego w powietrzu „orła” czy „jastrzębia”, to z największym prawdopodobieństwem będzie właśnie myszołów. Kilka lat temu w tym samym nadleśnictwie dzieci znalazły uwięzionego w sidłach myszołowa. Po czterech miesiącach rehabilitacji został wypuszczony na wolność. Tym razem leśnicy nie interweniowali, bo relacje bielików i myszołowów to naturalne zjawisko – w odróżnieniu od sideł.

Piotr Panek

fot. Młode myszołowy. wikipedysta Buteo, licencja Creative Commons BY SA 4.0

Reklama