Wybory zastępcze

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Wybory samorządowe 16 listopada 2014 to wybory zastępcze. Nie jest to właściwy mecz, tylko tzw. przedmecz juniorów, nie jest to autentyczny spektakl, tylko próba generalna.

Scenografia jest wyborcza – ulotki, plakaty, bilbordy, jest urna i komisja wyborcza (plus ochotnicy PiS). Ale tak faktycznie – jeden sejmik mniej czy więcej dla tej lub innej partii to tylko prognoza pogody, jaka będzie za rok, kiedy odbędą się jedyne wybory na serio – wybory parlamentarne.

Jest kilka powodów, dla których wybory samorządowe mają charakter zastępczy. Jednym z nich jest rozczarowanie funkcjonowaniem samorządów. Innym jest zaangażowanie czołówki polityków i mediów w politykę centralną. Afera trzech posłów, podróżników i cwaniaków przesłoniła wszystkie żłobki, przedszkola i inwestycje lokalne. Ogłoszenie przez PiS kandydatury Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich na tydzień przed wyborami samorządowymi świadczy, że tych ostatnich partia nie traktuje poważnie. Resztę zrobi frekwencja.

Co prawda Amerykanie mówią, że „all politics is local”, ale w Polsce to się nie przyjęło.

U nas wszelka polityka jest centralna. Mało kto wie, co by się zmieniło w Krakowie, w Warszawie czy w Łodzi w zależności od wyniku wyborów. Pan Lasota zapowiada „uwolnienie energii”, pan Sasin obiecuje darmową komunikację, ale poza tym programy nie docierają do wyborców, a w przypadku pani Hanny Gronkiewicz-Waltz możemy się spodziewać mniej więcej tego samego, co w ostatnich latach. Nazwiska PP. Adamowicz, Lasota, Dutkiewicz, Karnowski i inne przypominają nazwiska sportowców na koszulkach drużyny przodującej lub opozycyjnej. Wybory są samorządowe, zdecentralizowane, ale wynik liczy się wspólny, jeden jedyny – partyjny.

Na tle bezbarwnej kampanii jedyne ożywienie wnoszą skandale. Fakt, że ich negatywnymi bohaterami są posłowie, „elyta”, ludzie z górnej półki, podróżnicy na koszt państwa albo miłośnicy kosztownych zegarków, świadczy o tym, że mamy „trąd w pałacu sprawiedliwości”. Jak powszechne i bezkarne musi być cwaniactwo, jeżeli ludzie uprawiają je nie po kryjomu, pod osłoną nocy, ale w biały dzień, pod sejmowym żyrandolem. Jeszcze jedna komisja, jeszcze jeden pełnomocnik nie rozwiąże sprawy.

Przedwyborczą smutę ożywiają skandale parlamentarzystów i zdziczenie wandali w kominiarkach 11 listopada. Nazajutrz po Dniu Niepodległości jechałem Autostradą Wolności z Poznania do Warszawy, naliczyłem 9 konwojów policyjnych, każdy liczący od kilkunastu do kilkudziesięciu pojazdów (w tym armatki wodne), wracające ze stolicy.

A prezydencki projekt zakazu zasłaniania twarzy podczas zgromadzeń publicznych leży w Sejmie już rok. Nic dziwnego – posłowie są w rozjazdach.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj
Reklama