Patrzcie, jaki jestem wstrętny

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Dzwonił prof. Józef Kozielecki, mój telefoniczny przyjaciel, znany psycholog, którego nigdy nie poznałem osobiście, ale od czasu do czasu rozmawiamy telefonicznie. Józek przeczytał  fragment mojego „Codziennika”: „W latach 70., kiedy sekretarz POP PZPR w „Polityce”, późniejszy wiceprezydent Warszawy, podsunął mi ankietę kandydata do partii, odpowiedziałem dyplomatycznie, że do PZPR jeszcze nie dojrzałem. Kiedy Stefan Bratkowski organizował konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość, a Kuroń z Michnikiem zakładali KOR – trzymałem się z daleka. Jestem pozbawiony odrobiny szaleństwa i odwagi, dzięki czemu oni dziś są uznawani za konserwatorów jakiegoś tajemniczego „układu” z PRL, a mnie się nikt nie czepia – wszyscy wiedzą, że stanowię przypadek beznadziejny i bezwartościowy. Im mniej  wartościowa moneta, tym mniej osób bierze ją między zęby, żeby sprawdzić kruszec.”
Jako psycholog, Józek zakreślił ten fragment. Widzi w nim  przykład samoponiżania. „To mechanizm obronny, znany człowiekowi od tysięcy lat” – mówi. Malarze na przykład malowali autoportrety, na których wyglądali bardzo niekorzystnie, i potem mówili „Patrzcie, jaki jestem wstrętny”, a wszystko po to, żeby usłyszeć zaprzeczenie „Ależ mistrzu, wręcz przeciwnie, i jaki pan jest skromny…” – Rzeczywiście, Francis Bacon, Picasso czy Giacometii malowali autoportrety, na których wyglądali dużo gorzej niż w rzeczywistości – potwierdza Basia Piwowarska, historyczka sztuki zaprzyjaźniona z moją córką.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj