Już ponad 50 tys. ofiar śmiertelnych w Gazie. Lord Farquaad zaciera ręce
Takie dane podało w niedzielę kontrolowane przez Hamas ministerstwo zdrowia. Nawet jeśli nie są ścisłe, to pokazują skalę tej wojny. Której końca nie widać.
W wyniku izraelskich operacji zbrojnych zginęło ponad 50 tys. osób, dokładnie 50 021, natomiast 113 274 zostały ranne. Od zeszłego tygodnia, kiedy Izrael na nowo przystąpił do wojny, zginęły 673 osoby, ucierpiały 1233. Ministerstwo nie wyszczególnia, ilu spośród zabitych brało udział w walkach, wiadomo, że aż 17 tys. to dzieci (osoby, które nie ukończyły 18. roku życia). To i tak ostrożne szacunki, bo dotyczą osób zarejestrowanych z imienia i nazwiska, nie ujęto zaginionych, których ciała może wciąż znajdują się pod gruzami.
Według wszystkich dotychczasowych statystyk większość ofiar stanowią cywile, w tym kobiety i dzieci właśnie. Wielokrotnie wyjaśniano, dlaczego te proporcje są tak szokujące (demografia populacji i gęstość zaludnienia, ukrywanie się bojowników wśród cywilów, brak rozróżniania celów militarnych i cywilnych, brak infrastruktury mogącej służyć za ochronę – słynne tunele nie miały nigdy pełnić funkcji schronów itd.). Izraelczycy wielokrotnie odpierali zarzuty o zbrodnie wojenne, nieproporcjonalne użycie siły i celowe zabijanie cywilów. Ale obok tych ponurych statystyk trudno przejść obojętnie. Nawet jeśli prawdą jest, że cywile to „konieczne ofiary”, jakie przywódcy grup zbrojnych są gotowi ponieść, niczym Lord Farquaad ze „Shreka”, nie może być łatwego usprawiedliwienia.
W zeszłym roku rozmawiałam m.in. z Juwalem Bittonem, byłym szefem wywiadu w izraelskich więzieniach, który znał wszystkich najbardziej niebezpiecznych pojmanych, w tym Jahje Sinwara, któremu zresztą uratował życie. Zapytał go kiedyś, czy śmierć 10 tys. niewinnych ludzi jest warta uwolnienia kilkuset hamasowców. Usłyszał: „Nawet 100 tys. jest tego warte”. Tamta rozmowa odnosiła się do umowy dotyczącej uwolnienia Gilada Szalita w zamian za ponad tysiąc palestyńskich więźniów, w tym Sinwara. Bitton, a właściwie większość Izraelczyków żyje w przekonaniu, że dla Hamasu, Palestyńskiego Izraelskiego Dżihadu czy innych organizacji zbrojnych 50 tys. czy 100 tys. to „konieczna ofiara”. W ten sposób oczywiście odrzucają albo przynajmniej dystansują się od własnej odpowiedzialności.
Według Palestyńczyków krew na rękach mają wyłącznie izraelscy żołnierze, bo to oni na polecenie władz i generałów atakują z powietrza i ziemi. Wojna trwa, bo jej wznowienie było Beniaminowi Netanjahu na rękę; przecież nikt nie wierzy, że poszedł do Gazy po zakładników. Przez 15 miesięcy intensywnych walk nie udało się uwolnić więcej niż siedmioro żywych zakładników, co więcej, omyłkowo zabito trzech innych. Jedynym naprawdę skutecznym ratunkiem dla porwanych okazały się negocjacje. Ta droga na razie wygląda na zamkniętą. Zwyciężyła logika wojny i brutalnej siły. A nie musiało i nie musi tak być. Gdyby Hamas rzeczywiście troszczył się o cywilów, z większą determinacją próbowałby zakończyć konflikt, by uniknąć niepotrzebnych ofiar. Jak widać, filozofia Lorda Farquaada, prosta w swej wymowie i niebezpiecznie wygodna w zastosowaniu, ma się całkiem dobrze. Po obu stronach.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Ja się żegnam
Już nie ma Polski. Przynajmniej takiej, o jakiej myśli PiS. Nie robimy wszystkiego dla ojczyzny – mówi Jan Englert, aktor i reżyser, wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Narodowego.
Ponad 50 tys. ofiar. Słowo „ponad” jest pewnym niedopowiedzeniem. Dokładnie 21, a może już więcej. Patrzymy na to jak na statystykę, suchy fakt. Szymborska pisała, że „historia zaokrągla szkielety do zera. Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc. Ten jeden, jakby go wcale nie było”. Noblistka umiała trafić w sedno.
Problem w tym, że nie widać, by którakolwiek ze stron była gotowa przerwać logikę Lorda Farquaada. Izrael szykuje się do aneksji części Gazy i, jak to określono, „dobrowolnego transferu” ludności. Być może mieszkańców Gazy przyjmie tymczasowo Egipt (nieoficjalnie mowa o 500 tys.), może któreś z upadłych państw afrykańskich. Nie wygląda na to, by historia miała przestać zaokrąglać liczby do zera. Trudno w takim dniu być optymistą.