Izrael uznał nieuznawane przez nikogo państwo. I ma problem
Izrael jako pierwszy na świecie uznał Somaliland za niepodległe państwo.
Somaliland trzyma się całkiem mocno. Do 1960 r. był protektoratem brytyjskim, potem przez pięć dni cieszył się niepodległością, by następnie z posiadłościami włoskimi stworzyć Somalię. Wszystko jakoś działało do 1991. Ale pogrążona w chaosie Somalia nie była już w stanie utrzymać integralności. To Somaliland został gwiazdą Rogu Afryki pod względem stabilności, bo jest względnie spokojnie, a władza przekazywana jest w sposób demokratyczny. Głównym atutem Somalilandu jest lokalizacja – nad Zatoką Adeńską, na wprost terytorium Jemenu.
To jeden z powodów, dlaczego Izrael zdecydował się uznać Somaliland. Wystarczy spojrzeć na mapę i wszystko staje się jaśniejsze: to dogodne miejsce do kontrolowania problematycznego Jemenu, który przez dwa lata wojny atakował statki na Morzu Czerwonym i odpalał co mógł w kierunku Izraela. Z tego punktu widzenia ruch wydaje się sensowny. Jest co najmniej jedno „ale”.
Skąd w ogóle pomysł z Somalilandem? Według nieoficjalnych doniesień tu mogliby zostać przesiedleni mieszkańcy Gazy (innym rozważanym miejscem była np. Rwanda). Gdy Donald Trump przedstawił swój niedorzeczny pomysł „Riwiery Bliskiego Wschodu” z kasynami i kurortami, świat nie zostawił na nim suchej nitki i dziś wydaje się, że przeszedł już do historii (choć nie przeszedł tam pomysł zasiedlenia Gazy, północy na początek, co właśnie ogłosił minister obrony). Somaliland jako „Ziemia Obiecana” dla Palestyńczyków nie wypalił, wypalił więc inny pomysł, czyli wzajemne uznanie. Somaliland jako kolejne sunnickie „państwo” ma też dołączyć do porozumień abrahamowych. Jako nieuznawany nie jest w stanie zaciągać m.in. międzynarodowych pożyczek, deal z Izraelem może się więc opłacić. Izrael już zapowiedział „szeroką współpracę w obszarach rolnictwa, zdrowia, technologii i gospodarki”. Niewykluczone, że w ślad za nim pójdą inni, zmianę stanowiska wobec Somalilandu sygnalizował Trump, choć nie od razu. „Czy ktoś naprawdę wie, czym jest Somaliland?”, stwierdził w sobotnim wywiadzie dla „New York Post”. Netanjahu pewnie załamuje ręce…
Ruch Izraela wywołał oburzenie m.in. Somalii, Egiptu, Turcji i Dżibuti, które wspierają integralność terytorialną Somalii. Co ciekawe, Turcja (podobnie jak Wielka Brytania, Etiopia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kenia i Tajwan) utrzymuje swoje biuro łącznikowe w Somalilandzie. Al-Szabab, organizacja powiązana z Al-Kaidą, ogłosiła, że będzie zwalczać tę decyzję, co może podgrzać sytuację w regionie, chociaż w samym Somalilandzie nie jest zbyt silna. W poniedziałek w związku z decyzją Izraela na prośbę Somalii ma się zebrać Rada Bezpieczeństwa ONZ.
Gdzie „ale”? Uznając Somaliland, Izrael nie jest w stanie uniknąć słonia w pokoju, jakim jest uznanie Palestyny. Skoro jako jedyny uznał Somaliland, to co powiedzieć o Palestynie, którą tylko w ostatnim roku uznały takie kraje jak Francja, Wielka Brytania, Portugalia, Kanada, Australia, Belgia, Meksyk?
Izrael słoniem się nie przejmuje, premier Netanjahu może odtrąbić sukces. Zwłaszcza że ma sporo zmartwień. Przynajmniej na chwilę odwróci uwagę Izraelczyków od sprawy, która naprawdę może go pogrążyć, czyli tzw. Qatargate. Wielkie pieniądze miały płynąć do trzech blisko powiązanych z nim ludzi. Dziś nie mówi się o niczym innym, tylko o finansowaniu z tego samego źródła i Hamasu, i współpracowników premiera.