Po co ta wiosna?

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Śniadanie w takim towarzystwie to frajda 

Siedzę sobie na werandzie, słucham słowików i myślę co zrobić na obiad, który w naszym przypadku jest właściwie kolacją. Przeglądam przy okazji różne czasopisma, które gromadzę na wsi, bo w Warszawie brak już na książki i gazety  miejsca. I nagle rzuca mi się w oczy wywiad w piśmie „Wróżka”, którego udzielił pismu ktoś mi dość dobrze znany. O  jadaniu pod gołym niebem, o potrawach sezonowych i paru innych sprawach:

Czy wiosna pobudza jakoś szczególnie Pana apetyt?
Kiedyś napisałem książkę „Rok na stole”. A w niej, że człowiek jako zwierzę – ssak –  powinien się odżywiać w zgodzie z rytmem zmieniających się pór rok. To naturalne, że na wiosnę nabieram apetytu na wszystko, co zaczyna rosnąć, czyli nowalijki: rzodkiewki, szczypior, zielone ogórki czy sałaty. Dziś co prawda można to mieć przez cały rok, tylko że nowalijki sprowadzane do naszych sklepów z innych stref geograficznych lub sztucznie pędzone smakują dużo gorzej niż te, które wyrywamy z naszej grządki.
Oczywiście, zdarza mi się zimą zjeść zagranicznego pomidora czy rzodkiewkę, ale i tak tęsknię za polskimi. Tylko nasza rzodkiewka potrafi tak szczypać w język. A jeśli dodamy do niej samodzielnie zrobiony w domu twaróg – mamy proste, ale bardzo ekscytujące danie. Uważam, że najlepsze są proste połączenia. Z tego powodu jestem bezgranicznie zakochany w kuchni włoskiej, słynącej z dań prostych, ale nie prostackich. Wyrafinowanych, opartych na najlepszych produktach. No i taka nasza prawdziwa rzodkiewka z domowym białym serem cudownie zaspokaja moje kubki smakowe na wiosnę.

Czyli dobrze zrozumiałam, że sam robi Pan twaróg?
Wspólnie z żoną. W naszym domu na wsi, nad Narwią. Sporą część roku mieszkamy właśnie na wsi, na skraju Puszczy Białej. Tam mamy dostęp do mleka prosto od krowy, z którego robimy biały ser. Mleko UHT, które możemy kupić w sklepach, niestety się nie nadaje, bo się nie zsiada.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Lato zaczyna się w maju

Polacy zakochali się w zagranicznym wypoczynku. W tym roku biura podróży spodziewają się rekordowego ruchu. Majówka jest tego dobrym zwiastunem.

Adam Grzeszak

Na wsi jedzenie smakuje lepiej?
Tam nawet woda smakuje inaczej! Na wsi mamy własną studnię. Różnicę w smaku natychmiast zdradza herbata. Obydwoje z żoną jesteśmy amatorami różnych gatunków herbat. Pijemy ich bardzo dużo. I choć w naszym warszawskim mieszkaniu na Mokotowie korzystamy wyłącznie z ujęcia wody oligoceńskiej, czyli w zasadzie przyzwoitej, herbata zaparzona tam i tu, to niebo a ziemia. Podobne odczucie towarzyszy mi, kiedy wracamy do kraju z zagranicznych wojaży.
Proszę sobie wyobrazić. Jesteśmy na południu Włoch, na przykład na Sycylii. Mamy wynajęty dom z ogrodem. Siedzimy na werandzie, jemy kolację, sączymy wino, nad nami księżyc, gwiazdy i gałęzie tamaryszku. Jest fantastycznie. Wakacje się skończyły, wracamy do Warszawy z bagażnikiem pełnym butelek wina, oliwy i innych regionalnych produktów. Czy to w mieście, czy to na wsi robimy kolację z tych samych produktów, którymi raczyliśmy się w Italii… I nagle czujemy, że coś się ulotniło. Czy to wino z tej samej winiarni, czy oliwa z oliwiarni nie smakują już tak samo. Nie ma tego otoczenia, słońca, klimatu, zapachów. Okazuje się, że miejsce ma duży wpływ na smak i ogólny odbiór jedzenia. Wprawdzie nasi przyjaciele, na których testujemy przepisy przywiezione z podróży, zawsze się zachwycają, ale jestem przekonany, że gdybyśmy ugościli ich tak samo tam na miejscu, smakowałoby im jeszcze bardziej.

Z tego krótkiego autocytatu wysnuwam konkretny wniosek. Muszę pójść do obory, przynieść świeżego mleka, nastawić je na zsiadłe i szykować się jutro lub najdalej pojutrze, na produkcję białego sera. Rzodkiewki już mam.  Będzie biało i czerwono czyli świątecznie, tak jak należy!

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj