Mokre imieniny Mistrza Jana

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Poprzednie imieniny Jana Kochanowskiego, które odbywały się w Ogrodzie Saskim, były pod względem pogodowym duuużo lepsze. Nie padało, nie wiało i było znacznie cieplej. W tym roku w cudownie odrestaurowanym Ogrodzie Krasińskich (ciekawe, jak się czują uczestnicy protestów rzucający oskarżenia pod adresem ogrodników i urzędników przygotowujących odnowę parku) stanęło kilkadziesiąt namiotów, w których urzędowali wydawcy i autorzy oraz ich dzieła, postawiono także małe estrady oraz zorganizowano punkt zabaw dla dzieci. Zapewniono także udział wybitnych miłośników poezji Jana z Czarnolasu, krytyków literackich i (co dziś jest regułą) tzw. celebrytów. Wszystko zapowiadało sukces.

Tymczasem niebo olało i organizatorów, i uczestników, i miłośników książek. Co kilkanaście minut nad Ogrodem Krasińskich przetaczały się ciemne chmury i lał rzęsisty deszcz. Autorzy dzielnie osłaniali swoje dzieła parasolkami, a nieliczni czytelnicy in spe starali się ukryć pod brezentowymi daszkami, nie wypuszczając wybranych książek z rąk. Gwiazdami spotkania byli m.in. Józef Hen, Wiesław Uchański, Janka Paradowska.

W ciągu półtorej godziny mojego dyżuru z „Jak smakuje pępek Wenus” przemarzłem okropnie i zmokłem także. Nagrodą wszak były spotkania z kilkoma chętnymi do kupienia książki oraz otrzymania dedykacji i autografu. Tak się złożyło, że byli to stali słuchacze moich audycji w TOK FM. Było więc o czym rozmawiać.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Sieć, śmieć, śmierć

Brytyjski serial „Dojrzewanie” o 13-letnim zabójcy wstrząsnął polskimi rodzicami. Czy to się może zdarzyć u nas? Tak, bo docierają tu te same internetowe zagrożenia.

Joanna Cieśla

Na mokrym stanowisku miała zmienić mnie Hanna Krall, której nie doczekałem, choć bardzo chciałem ją uściskać. Przepędziła mnie jednak olbrzymia chmura rokująca straszną ulewę. Uciekłem więc do samochodu i wróciłem na wieś, gdzie niebo już się wypogodziło.

Na ciepłej werandzie spełniłem toast za cierpiących na zimnym deszczu zaprzyjaźnionych i nieznanych mi kolejnych autorów. Pokrzepiłem zaś nadwątlone czy lekko zagrożone zdrowie wspaniale upieczoną gęsią piersią, do której Rioja była doskonale dobranym dodatkiem. Myślę, że solenizant byłby ze mnie zadowolony.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj