Jaja? To lubię
O tym, co było pierwej – jajo czy kura – można snuć żartobliwe dyskursy, jednak czy warto? Najważniejsze, że jaja posłużyć nam mogą do przyrządzania świetnych, urozmaiconych dań: od poważnych obiadowych po doskonałe i lekkie desery.
Wprawdzie dietetycy przestrzegają przed zjadaniem nadmiernej liczby jaj, jednak od czasu do czasu można sprawić podniebieniu przyjemność, racząc się tak smakowitymi potrawami jak te, na które przepisy podaję tym razem.
W okresie Wielkanocy jedzenie jaj jest zresztą nakazem tradycji, a pełnienie przez jajka roli symbolu razem z baziami i zającem powoduje, że o cholesterolu możemy przez ten czas nie pamiętać.
Do Wielkanocy jednak jeszcze daleko, a na jaja ochota wielka. Trzeba więc sięgnąć po inne argumenty. No i okazuje się, że nie ma to jak prawdziwi uczeni. Zawsze można sięgnąć po wyniki ich badań. Oczywiście sięgać należy po te właściwe. Tym razem więc przeczytałem pracę publikowaną przez związek drobiarzy-jajcarzy, którzy zamówili stosowne badania u doktorów zajmujących się żywnością i żywieniem.
I cóż się okazało? Otóż nie taki diabeł straszny, jak go malują. Cholesterol (ten zły oczywiście) w jajach nie jest nam zbyt zagrażający. Możemy jeść więcej niż jedno jajko tygodniowo, co zalecali badacze z innych konkurencyjnych zespołów naukowych. Oczywiście nie polecają jajecznicy z dwunastu jaj dla jednej osoby (co było normą w dawnej Polsce) ani codziennego jajeczka na miękko na śniadanie dla osób w mocno zaawansowanym wieku. A reszta to furda.
Ten nieco kpiący ton nie obraża polskich uczonych. Broń Boże! Badania, o których przeczytałem w jednym z damskich periodyków, przeprowadzili naukowcy zza oceanu. A tam to sami wiecie – sami jajcarze…
A więc dziś na śniadanie u mnie dwa jajka po wiedeńsku (co jest oczywiście obce wiedeńczykom).Jaja w winnej kąpieli
8 jaj, 2 szklanki wytrawnego czerwonego wina, 1 cebula, szczypta suszonego tymianku, kawałek liścia laurowego, 1 mały ząbek czosnku, 1 nieduży por, 3 łodygi selera naciowego, 5 ziaren pieprzu, 3 łyżki masła, 2 łyżki mąki
Stopić 1 łyżkę masła, podsmażyć na niej posiekaną drobno cebulę, dodać pokrojonego w makaronik pora, pokrojone łodygi selera, liść laurowy, tymianek, ziarna pieprzu i czosnek, wlać wino, dodać 3/4 szklanki wody, sól. Gotować ponad kwadrans.
Jaja wybijać po jednym do małej filiżanki i ostrożnie wpuszczać do gotującego się wina. Gotować 3-4 minuty, po czym wyjmować łyżką cedzakową i odkładać na ogrzany półmisek. Po ugotowaniu jaj dodać do pozostałego wina mąkę wymieszaną z masłem, chwilę pogotować, włożyć do sosu jaja i podać.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Diabeł i raj Katarzyny Gärtner
83-letnia dziś Katarzyna Gärtner, słynna kompozytorka „Małgośki” i wielu innych przebojów, tuła się po domach przyjaciół i stara odzyskać dom, studio oraz swój dorobek artystyczny.
Jaja kminkowe na przystawkę
8 jaj, 2 dag kminku, 2 dag soli, 1 litr wody
Jaja umyć, zalać wodą, do której dodać kminek i sól. Po dobie w tej samej wodzie gotować jaja 3 godziny. Będą mieć zapach kminkowy i nabiorą lekko złotawego koloru. Podawać ostudzone.
Komentarze
O, jak wielkanocnie!

)
(Nabyłam ostatnio 30 (trzydzieści) sztuk przedmiotowego surowca, bo w dobrej cenie były… choć „natychmiastowo” potrzebowałam tylko 10-11 — zatem jest pole do popisu
Tymczasem śniadanie z obsesyjnymi myślami o lunchu… – i owszem, w kolorze żółtek.
…chyba żeby ktoś wolał końską dawkę szałowej rozpusty…
dzień dobry …
jaja jem kopami bo lubię … ostatnio robie różne pasty jajeczno-rybno-serowe z warzywami do kanapek …
cichal śliczna serweta do tych faworków …
Serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia.
Asiu, Danuśka
Dziś śniadanie bez jajek, za to z płatkami owsianymi, a że pogoda ładna wybieram się wkrótce z koleżanką na spacer do lasu.
U nas na śniadanie jaja codziennie. Obowiązkowo. Bez jaj szybko jesteśmy głodni. Cholesterol w normie.
Wiekowa pani onkolog, pracująca w szpitalu jako wolontariuszka, codziennie nakazała Pyrze zjadać 2 żółtka u kręcone z cukrem albo miodem. A mnie od słodyczy raczej odrzuca, wiec gotuję dwie moletki i wyjadam z nich gorące żółtka z masłem i solą po trosze. A jaja tak naprawdę smakują przede wszystkim wiosną. Na gorąco i na zimno, w pastach, sałatkach i w sosach, zapiekane w koszyczku z francuskiego ciasta pod serem albo sosem. No, lubię i tyle i jem. Cholesterol jak u Krysiade – prawie w normie. Dzisiaj na obiad będą naleśniki z jabłkami, a w przyszłym tygodniu pewnie będę już miała swoją maszynę i nie będę zmuszona kraść rannych godzin. Mam zamrażarkę zapchaną po strop mięsem przeznaczonym na pasztet – cóż robić; wyciągnę tego wielkiego królika, podgardle, poproszę Młodsza o dokupienie wieprzowiny,wątróbki i wędzonki i zajmiemy się produkcją pasztetu, który miał być na Gwiazdkę, a będzie na Wielkanoc i na cały rok. Na moje oko będzie gdzieś 7 kg mięcha, to i pasztety będą okazałe. Nb za króliczymi nie przepadam i właśnie myślę o stosownych przyprawach, żeby mdłe to-to nie było.
Jeszcze chciałam przekazać Przyjaciołom, że tym razem okres po truciu chemią znoszę o wiele lżej, niż tę pierwszą makabreskę. Nawet zjadam 3 posiłki dziennie – niewielkie, ale treściwe – i – zgodnie z radą Marialki – „olałam” wszelkie mądre diety. Jem wołowinę, jajka, tłusty twarog, litrami piję soki wyciskane przez Dziecko z mądrej maszyny i czekam co będzie dalej.
Krystyna spaceruje po sniadaniu, ja zas joguje na glodniaka. Teraz jestem juz i po jednym, i po drugim.
Ale prawde powiedziawszy, to dopiero po dzisiejszym sniadaniu bardziej doceniam wczorajsze. Nic nowego niz dotyczczas jadalem na planecie nie znalazlem do jedzenia, mimo wszystko nalezalo do wyjatkowych.
Po pierwsze, wszystkie produkty zanim znalazly sie na stole stojacym na werandzie, rosly jeszcze w naturalnm otoczeniu. Zebralismy tylko tyle ile planowalismy skonsumowac. Bylo zatem i mango, i papaya, i ananas, i cos co juz dawno dawno temu Gospodarz jadal i nazywal toto krolowa owocow. Duriany nie rosna wszedzie i nie przypuszczalem, ze wlasnie tutaj przyjdzie mi sie nim rozkoszowac. Krolowa nie wyrosla na wolnosci, lecz w takzwanej cieplarni, w towarzystwie innych konsumpcyjnych badyli. Dopiero po przekrojeniu owoca mocno uaktywnia sie zmysl zapachu i zaczyna pracowac na najwyzszych obrotach. U mnie trwalo to do momentu, kiedy odszukalem w pamieci, wydaje mi sie bardzo zblizony zapach. Nie byl to splesnialy ser lecz moje wlasne skarpetki ktore uzywam przez tydzien do yogingu, stoja w kacie pokoju na bacznosc tuz przed zalamaniem, i zupelnie przypadkowo uodparnialy mnie przed dzialaniem krolowej. Skoro na codzien ma sie takie doswiadczenia to nie kwalifikuje sie takiego zapachu do toksycznych. Mozna zatem bylo przystapic do uczty. Jest miasz na tyle wspanialy, ze nie wypluwa sie pestek od razu lecz s sie sie je z przyjemnoscia ogromna. Bardzo syta jest ta cremowa masa o konsystencji topionego sera, ktora jestem sobie w stanie wyobrazic nawet na pizzy.
Odchodze do obowiazkow by calkowicie dobrowolnie poddac sie dzialaniu tutejszych pasatow. Az by sie chcialo zaspiewac Przyjacielowi : sprzedaj mnie wiatrowi na dobre i na zle
Pyro jak masz apetyt to i świat wyglada lepiej … czytam, że nawet na robotę masz ochotę … uściski …
krysiude pewnie jaja od baby a nie ze sklepu … a chleb kupujesz czy sama zawsze pieczesz?
A ja jadam jakjka w nocy jak zglodnieje. W postaci omletu z czymkolwiek.
Pyro – masz doskonałą dietę. Taką, która odbudowuje to, co zniszczy chemia. Wierzę, że szybko wrócisz do zdrowia.
Jolinku – jaja oczywiście od prawdziwych i szczęśliwych kur. Jedna moja sąsiadka to nawet ze swoimi kurami rozmawia, a jajka od niej są znakomite. Chleba nie piekę. Tutejsza piekarnia piecze wspaniały chleb żytni na zakwasie i pieką mi na zamówienie. Potem zamrażam i zawsze mm świeży. Tak sobie radzę, bo do sklepu mam ok. 6 km. Jest mały sklepik we wsi, ale wolę odbierać w piekarni.
o to jest szczęśliwa krysiade z Przybocznym …
… a las pewnie też obok ….
Jolinku – nasz dom stoi w samym lesie. Z tarasu patrzę jak rosną maślaki.
Krysiade wraz z Przybocznym znaleźli swoje miejsce na ziemi w białowieszczańskich ostępach

Osobisty Wędkarz jakoś tak wykombinował,że ma dwa miejsca na ziemi-nadbużańskie łąki oraz afrykańskie meandry Casamance
Tym razem to Gdynia zaplanowała desant na Warszawę. Za chwilę lecę na dworzec
odbierać kuzynkę. Szykuje się bogaty program kulinarno-towarzysko-artystyczno-turystyczny. Powinnyśmy dać radę
Posiedziałabym sobie na tarasie u Krysiade i Przybocznego, bo jak wiadomo tamtą stronę Kraju traktuję wybitnie wakacyjnie, nie na stale; cóż, kiedy za daleko. Teraz jest mi daleko i na wygodne schodki przed domem Haneczki i na siedziska pod kasztanami i modrzewiami u Żaby. Psia krew – wszędzie daleko. Nawet na hamak rozwieszony w leso – ogrodzie u Brata (120 km) Czy ja się musiałam tak zestarzeć? Nie ma sprawiedliwości na tym świecie I coś Wam powiem – gdybym (rozumiecie tryb warunkowy, prawda?) gdybym więc wygrała kiedyś w totka, to bym nie pojechała do nikogo – nawet najbliższego. Wynajęłabym sobie domek na odludziu z zasobną biblioteczką i równie zasobną lodówką i tylko żeby widoki były szerokie nsa jexioro, las za wodą i żagielki w oddali. Tak mi sie marzy czasem.
Pyro – domek już jest: http://www.decoist.com/2014-07-21/tiny-holiday-cabin-rustic-style/simple-and-beautiful-deck-space-of-the-rustic-cabin-in-the-woods/
Za chwilę widok
http://www.dailymail.co.uk/travel/article-3034742/Messing-boats-Exploring-unspoilt-beauty-Poland-s-Lake-District.html
Jajka gotowane, smażone, nadziewane, pasty jajeczne – bardzo lubię.
A tu ciekawostka: fasolka po bretońsku z jajek
: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/192151/bb0ed6ad56f41c6de469776171261226/
Zbliża się 15.30 i pora się pożegnać. Do poniedziałku.
Asiu – ile musiałabym wygrać? Bo tak ogólnie to bym i reflektowała.
:Pyro – masz wieczne zaproszenie. Z radością ugościmy Cię na naszym tarasie. W życiu wszystko zdarzyć się może.
Dzień dobry,
słońce, +2c, śniegu ani śladu. Zadzwoniłam do Placka, ale go przenieśli i musiałam trochę szukać po szpitalu, ale znalazłam. Poprosiłam pielęgniarkę, żeby sprawdziła, czy nie śpi, zanim mnie połączy – akurat spał, więc zadzwonię później. Oczywiście przekażę pozdrowienia.
Późno zajrzałam na blog i Pyra mi umknęła na koktaile.
Cichalu,
wiem, że Ci podałam przepis Pyrynej Babci na chrust, tylko zdumiało mnie pytanie Jerza, skąd Ty wiedziałeś, co z czym i jak, żeby ten chrust wyszedł. No jak t skąd – z przepisu!!!
Wszystko się sprawdziło. I przepis i to, że można w maszynie i to, że Jerzor się zdumiał. Bo skąd miał wiedzieć, że cichal umie czytać?
Przed chwilą, po lanczu, na deser, przyjąłem do organizmu dwa ostatnie chruściki. Były tak pyszne, że nie mogłem się opanować i wczoraj zjadłem prawie całą produkcję. Popiłem to na szczęście tequilą, ale w tak niewielkiej ilości, że i tak miałem cięęęężkie sny.
Nasza kicia myje sobie zęby po obiedzie.
Przypatrzyłam się już wiele razy, jak to robi, zawsze po jedzeniu z puszki. Idzie do michy z wodą do picia, moczy lewą łapkę i zasuwa tą łapką jak szczoteczką do zębów po swoich kłach i tych malutkich ząbkach, zajmuje jej to parę dobrych minut.
Widocznie kot nie potrzebuje, aby mu myć zęby, jak wyczytałam w czoraj w jakimś poradniku internetowym o kociej higienie. Zresztą, moja kotka by mnie potraktowała pazurami, gdyby próbować myć jej zęby szczoteczką
Ale sama sobie myje, to pewne!
Owsxem, Alicjo, kotom bardzo zarastaja zeby kamieniem, co jesli niekontrolowane, powoduje powazne stany zapalne dziasel, wypadanie zebow, a takze chorobe serca i ukladu naczyn doprowadzajac do przedwczesnej smierci zwierzaka.
Podobnie jak ludziom, roznym kotoim roznie przybywa tych kamieni w ustatch. Dwaj moi bracia blizniaki, odzywiajacy sie tak samo, byly tego przykladem. Micawberowi trzeba bylo czyscic zabki u weterynarza co 18 miesiecy, zas jego bratu Pickwickowi wystarczylo co trzy lata. W jakims momencie weterynarze nie chcieli juz wykonywac tego zabiegu, odywajacego sie pod pelna narkoza, bo bali sie o serca chlopcow.
Regularne czyszczenie domowe jest zalecane przez wszystkich wterynarzym ale kotka nalezy przyzwyczajac do tego od kociectwa. Mysmy to zaniedbaly i musialy miec czyszczine regularnie u weta.
Dobrze, ze Mrusi sama sobie czysciu, ale nie zastapi to czyszczenia u weterynarza, acz byc moze bedzie wymagala tego zabiegu rzadziej niz inne kotki.
Nasze chlopaki zyly po 19 lat, z roznica paru miesiecy od siebie. Umarly jak wiekszosc kotow dzisieszych na chorobe nerek. Ewolucja nie przygotowala kotow na taka dlugowiecznosc jaka mozna uzyskac dzis dzieki dobrej opiece weterynaryjnej, szczepieniom, etc. . Nerki wysiadaja na starosc i koniec.
Ja z ciekawości odkryłam jej dziąsła, żeby popatrzeć, co tam się dzieje, otóż nie widzę nic tragicznego na kłach i przednich ząbkach, ale te zupełnie z tyłu, niech im będzie trzonowe, mają trochę kamienia.
Przy okazji szczepienia poproszę weta, żeby to ocenił i zrobił, co należy. Nawiasem mówiąc, te tylne zębiska są bardzo trudne do zobaczenia.
Karmimy ją suchym prowiantem i pół puszki „mokrego” dziennie, to suche może trochę działać jak oczyszczająca zęby szczotka, ale z tyłu – raczej nie bardzo. Mogę spróbować ze szczotkowaniem jej zębów, chociaż podobno dorosłego kota trudno czegoś nauczyć, a ona w średnim wieku. Z tym, że ona mi wierzy i pozwala na wszystko, raz tylko przycięłam jej pazurka za blisko…
Już dziewiąta na zegarze
wstańta ze snu gospodarze
temu kawkę, temu „dymka”
a tamtemu płynie ślinka
na jajeczko, chlebuś świeży –
– patrzta, już do stoła bierzy
No! wstawajta, pora k’temu
siłą z łózia ściągać, czy wstaniecie po dobremu?
dzień dobry …
echidna mamy usprawiedliwienie … dzień ponury późno wstaje i sobota … lenimy się …
Danuta Szaflarska dziś kończy 101 lat …
Echidno, jestem jestem. Musialem sie najpierw rozruszac yogujac po plazy. Dzis w nocy bylo potwornie zimno, tempeatura spadla do 18 celsiuszow. Gdybym to wczesniej wiedzial to spedzilbym noc w ozeanie, jest przynajmniej o 2 celsjusze cieplejszy.
Przyjacielowi zaspiewalem: sprzedaj mnie wiatrowi, na dobre i na zle, sprzedaj mnie …..
Nic z tego, powiada ze w sumie na planecie nie ma jeszcze tyle kasy, by tranzakcja rekompensowala strate
Zjadam 200 sztuk jaj w miesiącu, mógłbym więcej, tylko małżonka
– mdleje z trwogi przy tych dwustu. Nie może się doczekać: kiedy mnie
szlag trafi, przy jej wiedzy żywieniowej – powinno się to stać już dawno.
Żona jest farmaceutką, z pół wiekowym stażem.
Szaraku, rozruszałeś się yogą?
My się rozruszamy, bo na narty ruszamy! Piękne słońce i życie też!
Śnieg

Moja siostrzenica urodziła się pod zacną datą
Chyba wybiorę się na zakupy.
Jeśli chodzi o jaja, to chyba nigdy nie ma tak, żeby ich brakło w lodówce. Bardzo lubimy, a jemy…jak nam się przypomni, albo jak nie ma nic innego. Za mnż jaja od czasu do czasu chodzą, przypominając, że czas zjeść ze cztery
Już tu kiedyś przytaczałam wywiad z profesorem „od jaj”, że jaja możemy jeść na okrągło, jak mamy ochotę i niech nas cholesterolem nie straszą!
+5c i śnieg? A jednak! Idę na zakupy, co przyprawia mnie o drżączkę, bo nie znoszę zakupów, ale mam do kupienia ze trzy rzeczy, które mnie wołają wręcz, dlatego do centrum handlowego. Głupio wybrałam, bo w sobotę wszyscy są w centrum handlowym, ale trudno, postanowiłam.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
za zdrowie …
Alicja to chyba gdzieś w świat wybywa bo zakupy robi …
Robiłam porządek w stajni ogierzej i się nieco, powiedzmy, zmęczyłam. Od dwóch lat starałam się namówić znajomych stolarzy, żeby mi zrobili skrzynię do tej stajni, tak ze dwa metry długą i po pół metra wysoką i szeroką, a w środku podzielaną na trzy podskrzynie: na gnieciony owies, mieszanką zbóż i na gotową paszę. Wszystko z myślą o bardziej wymagających koniach. Niestety się nie doprosiłam, jednemu nawet dałam zaliczkę na deski, ale w końcu zamieniłam ją na miód. W tym roku zdecydowanie mi powiedziano, że skrzyni, takoż budy dla Miśka nie zrobią i już, bo mają tyle pilnej roboty, że ja się nie załapię. Parę dni temu, nocą, szukając wojskowego koca, znalazłam na Allegro skrzynie wojskowe z demobilu, jest tego pełno w przeróżnych wymiarach. Zamówiłam sobie trzy z tych największych (mają po 190 litrów pojemnosci) i wczoraj mi je przywieźli. Trochę są za niskie, ale podłożyłam pod każdą kawałki desek, które zostały ze szpongów (akurat 12 kawałków) od nowych drzwi na halę i teraz są wygodniejsze – i do siedzenia na nich, i do nabierania paszy.
Poniewaz nie spodziewam się Cichala tego lata, to mycie skrzyń Karcherem spadnie na młodzież. Potem je posmaruję jakimś drewnochronem, albo czymś podobnym i będą śliczne, poza tym wyglądają, że to jest ich właściwe miejsce. Oczywiście musiałam doświadczalnie sprawdzić jak się spisują, a miałam tylko trochę zgniecionej mieszanki, więc ugniotłam owsa, ile tylko było w beczce przy gniotowniku, zapakowałam kastrę na taczki, pojechałam do stajni i z taczek wsypałam prosto do skrzyni (dotąd pojemniki na te różne pasze miałam w przejściu do siodlarni – od kiedy paszarnia została przerobiona na siodlarnię nie mam się gdzie podziać, zwłaszcza, że w siodlarni stoi ogromny narożnik Sylwii i właściwie w lecie pełni rolę nie tyle siodlarni, ile dodatkowej sypialni, bardzo przez młodzież lubianej, bo nawet w upały chłodnej). Bardzo to było wygodne i prostsze, i dużo mniej męczące niż dotąd. Popatrzyłam na zgnieciony owies w skrzyni i poczułam głębokie zadowolenie
Nauka stąd wypływa, że warto poszukać na Allegro
Za wędrowca na szlaku, za tych co na morzu i najbardziej za tych, co w szpitalnym łóżku – zdrowie!
Oraz za moją siostrzenicę. Jutro dziecko się starzeje o roczek, odliczam!
Jolinku,
Ty to masz niucha! Ale to dopiero za miesiąc i od razu mówię, że nie powiem, gdzie. Można zgadywać, ale nie wypisywać wszystkich krajów na raz, pojedynczo! W nagrodę szalik albo czapkę, ewentualnie skarpety kolorowe.
Oczywiście poza butami, jakie sobie wymarzyłam na tę podróż, nie kupiłam nic, poza paroma bluzkami z dzianiny, z przeceny. A jeszcze potrzebne mi są 2 rzeczy i za nimi porozglądam się jutro w jednym sklepie, żeby już nie ganiać po centrum handlowym. O, i zajrzę na nasze „allegro”, czyli „Amazon.com”, bo chyba tej rzeczy w sklepach nie znajdę, a tam jest nadzieja.
Już dawno u Żaby nie byłam, a tam ciągle się zmienia!
Żabo – gratuluję pomysłu. Jesteś kobietą na każdą pogodę.
do tego te skrzynie kosztowały mniej niż połowę tego co wziąłby stolarz po znajomości, co prawda nowe byłyby ładniejsze – mam jedną nową, to wiem, ale pasują do miejsca gdzie stoją
Dzień dobry,
Ale wszystkich wywiało.
Tutaj często każdy pisze o obiadkach, to ja też. Dzisiaj (wczoraj) kupiłem pokrojone mięso wołowe na tacce razem z pokrojoną papryką. Wydało mi się to trochę mało, więc dokupiłem trzy dość grube tzw. steaki z najlepszej wołowej polędwicy plus dwie papryki, cebulę i czosnek miałem w domu. Obsmażyłem mięso na patelni i wrzuciłem do żeliwnego, ciężkiego gara i dusiłem. Po godzinie dodałem różnych przypraw i pokrojoną paprykę i cebulę. I znowu do pieca na wolny ogień, na długo. Wyjąłem pyszność. To było świetne. Pomyślałem, że gdyby nawet sam Gospodarz z Panią Basią się cudem pojawili to bez rumieńca wstydu mógłbym zaprosić do stołu. Bardzo mnie cieszą te swoje kulinarne minisukcesy.
Dobranoc
Nie wywiało…właśnie skończyłam czytać Mariusza Szczygła „Kaprysik – damskie historie”. Historie prawdziwe. Teraz przyszłam, żeby zgasić światło – w Polsce już powinno być całkiem widno, więc dzień dobry, a Nowemu i sobie dobranoc

p.s.Przepis prosty – i z takich prostych przepisów wychodzą dobre rzeczy
dzień dobry …
Nowy liczyłam na Ciebie, że będziesz dużo pisał bo teraz masz chyba więcej czasu …
Alicjo może Chiny …
Ale jaja!
Tutejsczy producent ekologicznych jaj i właściciel szczęśliwych kur, co mogły chodzić sobie po trawniku i dziobać w to i tam, dowiedział się nagle, że w jajach z jego produkcji stwierdzono niedopuszczalne ilości PCB (polichlorowane bifenyle, czy jakoś tam) i kazano mu zniszczyć całą produkcję. Swiat się w nim załamał, bo przecież tak się starał. Sprawdzano wszelkie pasze i to co możliwe – bez skutku. Potem okazało się, że kurki dziobały sobie też trawkę w pobliżu nowo założonego płotu. A, tamte słupki były z drewna, które zostało skrzętnie pomalowane jakimiś środkami od ochrony drewna.
Żabo, gratuluję nabytku lecz zdecydowanie odradzam dalszej konserwacji drewna skrzyni, w której chcesz sobie trzymać takie specyjały dla koni!
A, tak – spróbuj powąchać to drewno, czy aby czymś podejrzanym nie „zajeżdża”. Tak, czy owak, skrzynia jest wojskowej prowiniencji, a prawdopodobieństwo, że może kucharz trzymał w niej tylko mąkę na pierogi, jest raczej znikome. Przypomnę tylko, że w Bremie trzeba było zniszczyć kiedyś znaczną partię herbaty tylko dlatego, że były spakowane w workach jutowych, uprzednio utrwalanych związkami zawierających rzeczone PCB.
Poza tym – miłej niedzieli!
a ja dziś zrobiłam barszcz ukraiński … no może nie do końca bo została mi zupa gulaszowa to wrzuciłam do niej buraki, fasolę i smakuje z jajkiem jak ten barszczyk … no i nie muszę jeść gulaszowej koleiny raz …
Gdyński desant odprowadzony na dworzec i pożegnany serdecznie. A w trakcie działo się, oj, działo..! Byłyśmy na koncercie Michała Bajora w Teatrze Polonia, na „Błogich Dniach” w Teatrze Ateneum oraz zwiedziłyśmy muzeum http://www.polin.pl/
świetnie maluje.
I jeśli kiedykolwiek, cokolwiek i gdykolwiek oraz co tam jeszcze, ktoś z Was będzie w Warszawie, to niech koniecznie i obowiązkowo tam zajrzy. To miejsce jest wspaniałe i na dodatek to z wielu powodów: bo piękna architektura, bo niezwykła historia oraz wspaniale wymyślone muzeum, gdzie nie nudzisz się ani przez chwilę, a na dodatek po zwiedzaniu możesz zatrzymać się na trochę w tamtejszej kantynie i zamówić koszerne dania oraz wina. My zamówiłyśmy po kieliszku białego zgodnie z podpowiedzią pana z baru i wybór okazał się nader słuszny.
W trakcie owych wszelakich warszawskich peregrynacji postanowiłam spiknąć flankę gdyńską z flanką warszawską i tak wylądowałyśmy na obiedzie u kuzynki Magdy.
Blogowiczki warszawskie znają dom kuzynki Magdy i wiedzą, że po pierwsze kuzynka Magda świetnie gotuje, a po drugie oraz najważniejsze
Alina może potwierdzić, bo obrazy kuzynki Magdy sprzedają się teraz z sukcesem w Burgdundii!
Mialam te same obawy co Pepegr w kwestii naaczania drewnianych skrzyn, w ktorych rzymana bedzie pasza dla koni.
Bardzo niepokojące jest to, o czym napisał Pepegor. Wszechobecność chemii, której nie sposób uniknąć uniknąć . I nieświadomość skutków. W tym wypadku solidnie zbadano ekologiczne produkty, ale czy zawsze tak jest, wątpię. A te zwykłe, nieekologiczne ?
Nowy,
kulinarne sukcesy cieszą. I wcale nie tak trudno je osiągnąć.
U mnie także wołowina, tym razem zupa gulaszowa, którą niektórzy mogą jeść i trzy dni.
Wczoraj byłam na spotkaniu rodzinnym u kuzynki męża. Była kulinarna nowość, czyli szpinakowa rolada z nadzieniem serowo – łososiowo- chrzanowym. Bardzo smaczna potrawa, zarówno na przystawkę na przyjęciu, jak i danie domowe. A przygotowuje się mniej więcej w taki sposób: szpinak dusimy na niewielkiej ilości tłuszczu, przyprawiany. Do ostudzonego dodajemy 2- 3 żółtka i ubitą pianę. Ciasto rozsmarowujemy cienko na blaszce wyłożonej papierem. Pieczemy kilkanaście minut. Zimne ciasto, które wygląda jak zielony filc, smarujemy białym serkiem / Almette lub podobnym/, na to kładziemy cienkie plastry wędzonego łososia i smarujemy chrzanem. Zwijamy w roladę i dajemy do lodówki, aby wszystko dobrze się połączyło. Gotową roladę kroimy w plastry. Potrawa jest bardzo smaczna i lekka.
szarakowi pewnie by przypadło do gustu – fale jak marzenie, bezchmurne niebo, wietrzyk akurat. Surfowało towarzystwo aż miło. Na dodatek jakieś zawody sobie dzisiaj zrobili. Kole południa imprezę zakończono. Chętnych do surfingowania, kąpieli, plażowania, wędrówek wzdłuż plaży (a długaśna jest że ho, ho) pozostało wielu. Mimo to, tłumów na plaży nie było z uwagi na jej wielkość. Jak zwykle największe skupisko plażowiczów w części strzeżonej.
Zrobiliśmy dzisiaj relaksujący wypad na Gunnamatta Beach, nie tak znowu odległęj od nas plaży nad oceanem (circa about 45 km). Jedna z najpiękniejszych w okolicy lecz i bardzo groźna.
Spacer wzdłuż plaży czuję w łydkach (trzeba mocno zapierać nogi w piasku by nadpływające fale nie wciągnęły w głąb kipieli), z gębuli przypominam indianina, reszta w normie.
Jak relaks, to relaks. Fotografii zatem niet.
Dla ciekawych widoków, migawki ze strony internetowej msw (magic sea weed)
http://magicseaweed.com/Gunnamatta-Surf-Photos/535/
Obiad prosty i w sam raz na dzisiejszą pogodę: butter milk czyli tutejszy kefirek oraz smażone ziemniaczki z koperkiem. PSZ czyli: prosto, smacznie, zdrowo.
A dla tych, którzy lubią rybę z zalewie słodko – kwaśnej, ale nie mają czasu i ochoty na smażenie ryb, proponuję prosty przepis także od tej kuzynki. Przygotowujemy zalewę według własnego smaku. Do wrzącej wkładamy małe kawałeczki surowego łososia i gotujemy kilka minut . Można dodać cebulę. Po wystygnięciu gotowe. Szybko i smacznie.
Danuśka,
ciekawe podpowiedzi . Widziałam wprawdzie w telewizji krótkie relacje z Muzeum Polin, ale ważniejsza jest relacja osoby zwiedzającej.
Krystyno-wsiadaj w pociąg do Warszawy!
Pyro- z tym domkiem na odludziu da się załatwić
I wcale nie musisz wygrywać w Totka.
Jak tylko dasz znać….
Dzisiaj słońce jeszcze bardziej! A my jak te narkomany* – na narty!
*/ nartomany raczej
Cichalu,
).
gdzie jeździcie na narty? J.pyta – właśnie udał się na rower, u nas raczej pochmurny dzień, +3c, ale założył 3 warstwy kolarskiego ubrania.
Jolinku,
do czasu wyjazdu milczę
Dzisiaj dokupiłam stosowną kurtkę, jeszcze plecak mi potrzebny odpowiedni, taki co by się załapał na bagaż podręczny. Widziałam pikny, ale mniejszy, niż potrzeba (kieruję się wymiarami plecaka Jerzyka (
Alicjo – co u Placka?
Nie wiem czy wiesz Alicjo, ale od konca lata wiekszosc linii lotniczych znaczaco ograniczyla rozmiary, a niektore takze wage bagazu reczcnego na trasach miedzynarodowych. I bardzo tego przestrzegaja.
Sa jednak roznioce miedzy poszczegolnymi liniami. Musisz koniecznie sprawdzic. Oni teraz nie pozwalaja przekraczac nawet o poltora cala czy pol kilograma.
Heleno,
No i podróżowanie z bagażem podręcznym bez kłopotu i czekania na bagaż tak zwany główny. Jak coś brakuje, w zasadzie wszędzie można kupić, albo poradzić sobie po harcersku. Pudła z kapeluszami odpadają 

dzięki za podpowiedź, od paru lat latamy tylko z podręcznym i tego się trzymam, ja zabieram tylko kilka szmat (+bielizna i skarpetki na tydzień) i nigdy nawet się nie otarłam o limit. Lubię podróżować lekko, mniej do targania
Mnie to nawet na rękę, sztywne trzymanie się ustalonych limitów, bo ręce mi opadają, jak ludziska targają ze sobą jakieś niewymiarowe, a w wagowym limicie tobołki
Krysiade,
nie wiem, co u Placka, bo przez 3 dni nie mogłam się dodzwonić, spróbuję jeszcze dzisiaj, ale za jakiś czas, bo Jerz zabrał ze sobą telefon czy ten jakiś tam Ipod, gdzie mam telefon Placka, powinien niedługo wrócić, to zadzwonię.
A propos plecaka, potrzebny mi właśnie plecaczek, a nie podręczna walizeczka, z którą od lat podróżuję jako dokładnie format podręczny. I kółka ona ma, ale to właśnie jedna z przeszkód.
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=nie+domykajmy+drzwi+%2B+skaldowie&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Wybierasz sie w Himalaje?
:scock:
dzień dobry …
dziś wiosennie … lecę do Amelki bo wróciła z gór ….
miłego tygodnia …