Zamknięcie bloga
Drodzy Blogowicze!
Wszyscy, którzy zaglądają na stronę „Gotuj się”, doskonale wiedzą, że nasza aktywność spadła do zera, że nie próbujemy nawigować wśród wpisów wiernych autorów i przypadkowych odwiedzających.
Wiele lat temu powstał blog, wymyślony i prowadzony przez Piotra. To Piotr podsuwał tematy, on łagodził spory między uczestnikami, on zawierał i wspierał przyjaźnie, z radością spotykał się z wieloma osobami na blogowych zjazdach. Wielokrotnie blog „Gotuj się” osiągał rekordowe liczby wpisów wśród innych, sąsiednich blogów. Wiele blogowych znajomości i przyjaźni przetrwało i trwa. Zabrakło tylko człowieka, którego odważę się nazwać spiritus movens, patronującego tym interakcjom.
Zdawałyśmy sobie sprawę z faktu, że mimo starań nigdy nie osiągniemy tego rodzaju symbiozy, twórczej wspólnoty myśli, jaka pojawiła się pomiędzy blogowiczami i Piotrem. Nie zastąpimy Go w sposób zadowalający nas wszystkich. Życiowe niespodzianki dołożyły także swoje przyczyny, dla których chcemy powiedzieć dziś „żegnamy się ”. Pozostajemy jednak z wieloma ciepłymi uczuciami dla wszystkich, którzy byli i są z nami. I mamy jedną prośbę:
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Diabeł i raj Katarzyny Gärtner
83-letnia dziś Katarzyna Gärtner, słynna kompozytorka „Małgośki” i wielu innych przebojów, tuła się po domach przyjaciół i stara odzyskać dom, studio oraz swój dorobek artystyczny.
Pamiętajcie o Piotrze.
Barbara i Agata
Komentarze
Oczywiście, że będziemy pamiętać Piotra. Będziemy pamiętać nasze blogowe rozmowy, zjazdy i nasze różne spotkania. Jestem pewna, że nadal będziemy się spotykać w mniejszym czy większym gronie, bo przyjaźnie nawiązane dzięki temu miejscu przecież nadal trwają. Tym niemniej jest mi smutno i bardzo żal, że blog zostaje zamknięty. To był kawałek pięknej, ciekawej i smakowitej historii.
Ojej, wielki smutek, tak niewiele brakuje do dwudziestolecia. Tu się spotkało tyle niezwykłych osób. Będzie mi tego Miejsca bardzo brakowało. To prawda, że Piotr to tworzył i spajał, że było inaczej, miał do tego serce, ale jednak trwaliśmy po Jego odejściu. Wielka szkoda : (
Wkrótce minie 9 lat od śmierci Piotra i niestety można było się spodziewać, że i na ten blog przyjdzie kres, niezależnie od naszej aktywności. A jednak jakoś trwał. Szkoda wielka, bo to było ważne miejsce dla wielu z nas. Można by wiele pisać, ale Danusia i Małgosia napisały już, to co najważniejsze.
Dobry wieczór
kawa na zamknięcie
Wielu z Was ma ze mną kontakt. Jakby co to kawa w Lublinie jest otwarta
Tutaj, w stolicy Hiszpanii, w Madrycie ale również na prowincji, pojawiała się nowa forma spędzania czasu. I to nie jest jakaś tam aplikacja ani strona randkowa. Flirtowanie w realu, za pośrednictwem koszyka zakupowego, który jest tutaj narzędziem na porządku dziennym.
A działa to tak: codziennie o 19:00 single udają się do supermarketu ***w poszukiwaniu czegoś/kogoś do schrupania.
Symbolem identyfikacyjnym jest ananas leżący w wózku sklepowym. Młodsze pokolenie spotyka się w pobliżu mrożonek a pokolenie 40+ przy półce z winami.
Kiedy mężczyzna lub kobieta znajdzie kogoś, kto im się spodoba, dają sobie nawzajem sygnał, wpadając na siebie z wózkami zakupowymi
A jeśli chcesz czegoś więcej niż tylko przygody na jedną noc to dodaj paczkę soczewicy do koszyka.
Ostatnio, jak robiłem zakupy w ***, dwa dni temu, były tłumy tak duże, że musiała przyjechać nawet policja na parking zaprowadzić spokój.
Ten nowy trend nie jest jeszcze powszechny na wschód od Hiszpanii ale przy następnych mocnych podmuchach atlantyckich dotrze i nad Wisłę.
Życie w realu też ma swoje dobre strony
Co dzieje się z zamkniętym blogiem? Pewnie będzie tak jak z blogiem Daniela Passenta, czyli zostaną tylko wpisy Gospodarza, a znikną wszystkie komentarze blogowiczów – nasze rozmowy, porady i przepisy, kopalnia wiedzy potrzebnej i niepotrzebnej, kawał blogowej historii. Czy archiwum mogłaby zostać w obecnym stanie, bez wymazywania niczego, żeby można było do niego zajrzeć i poczytać sobie, jak w prawdziwym archiwum ?
E tam… piszmy dalej
Tak, archiwum byłoby szkoda…
Pewnie to nie żadne odkrycie, ale sama dla siebie spróbowałam tworzyć archiwum przez kopiowanie stron. Nie wiem, ile zajęłoby to miejsca na komputerze, ale spróbuję, bo ta historia na blogu jest dla mnie bardzo cenna, mimo że jestem (byłam) głównie podczytującą.
Tego po cichu się spodziewałam, ale jednak żal… Oczywiście, że będziemy pamiętać o Piotrze.
Też uważam, że zachowanie archiwum w całości byłoby dla nas bardzo cennym rozwiązaniem. Nie jestem jednak pewna czy ktoś odpowiedzialny za tego rodzaju decyzje przeczyta nasze komentarze na ten temat zatem, jeśli pozwolicie, napiszę w tej sprawie maila do redakcji, w tym do Pani Oli zajmującej się blogami.
Ewo-będę teraz zaglądać regularnie na Twój blog, by sprawdzić czy wpadliście na pomysł jakiegoś kolejnego „skoku w bok”.
Intuicja poszeptywała iż niebawem nastąpi nieunikniony koniec naszego Blogowiska. Doskonale rozumiem motywy Basi i Jej Córki p. Agaty. I choć żal olbrzymi, niestety musimy się z tym pogodzić.
Z naszej strony, Wombata i mojej, chcemy serdecznie podziękować obu naszym Blogowym Gospodyniom za czas jaki poświęciły by kontynuować dzieło Twórcy blogu „Gotuj się!”. Za cenne porady i przepisy jakimi dzieliły się z nami.
Droga Basiu, Waszą prośbę najlepiej wyraziła Pyra:
pyrapyra
15 marca 2016
15:46
Piotr nas łączył. Stół nas łączył i rozmowy i życie codzienne (.…)
A Piotra pamięć będzie nam towarzyszyła.
Wombat i echidna
Zajrzałam i smutno tak…
i zostałam. Częściej czytając niż pisząc, bo zawsze moje posty wydawały mi się zbyt infantylne wobec dyskusji tu prowadzonych. 
Pana Piotra zawsze będziemy pamiętać. Tak jak i innych wspaniałych Blogowiczów.
Zachowane archiwum byłoby czymś bardzo cennym. Te przepisy, porady, przekomarzania i nawet kłótnie i spory to prawdziwe życie i miło by było zajrzeć od czasu do czasu.
Dziękuję Gospodyniom i Wam Wszystkim za tyle lat spędzonych razem. Przyznam się, że na blog trafiłam dzięki konkursowi książkowemu.
Tak się tylko zastanawiam, jak Pyra by skomentowała zakończenie tego etapu?
Zostaje nam FB, Messenger czy Instagram. I zaglądanie na blog Ewy. Ewo – daj znać o nowych postach.
Ps. ten przepis na ogórki konserwowe to nie od nas. Nie przypominam sobie, abym podawała jakiś.
Czy przepis na ogórki konserwowe nie pochodził od Lucjana? Jakiś czas temu krążył tu na blogu bardzo zachwalany.
Bardzo mi smutno z powodu zamknięcia, wczoraj kilkakrotnie zaglądałam do wcześniejszych wpisów i nie mogę sobie wyobrazić żeby to wszystko zniknęło. To chyba niemożliwe…
Pamiętacie, jak po śmierci Piotra Redakcja tu nam napisała -„ten blog nie będzie nigdy zamknięty”? I ja się tego trzymam! Co prawda Gospodynie nie będą wstawiały nowych wpisów – ale Redakcja nam tego sezamu nie zamknie, mam nadzieję?
Prośba o pamięć o Piotrze – samo to, że mimo upływu czasu ciągle się tu pojawiamy mówi samo za siebie. Piotr stworzył wyjątkowe miejsce i miał do niego serce.
Danuśko, zapraszam serdecznie.
Jeżeli ktoś miałby ochotę dostawać na maila informacje o nowych wpisach na moim blogu https://www.eryniawtrasie.eu/, na stronie głównej, na górze po prawej stronie, znajduje się zakładka „Napisz do nas”.
Errata: „Subskrypcja”
W GW plebiscyt na książkę 25-lecia. Zagłosowałam na „Traktat o łuskaniu fasoli” Wiesława Myśliwskiego, bo z tej listy najbardziej mi utkwiła w głowie. Poza tym Kapuściński i „Beksińscy”. No tak biograficznie mi poszło…
A „Traktat…” jak wszystkie książki Myśliwskiego (nie tak wiele ich) jest znakomitą książką. A sędziwy autor lada tydzień bęðzie obchodził 93 lata!
echidno,
może Salsa ma rację, że chodzi o ogórki Lucjana. Tu jest przepis : https://adamczewski.blog.polityka.pl/2017/09/08/spizarnia/
Sama je zachwalałam i zrobiłam latem kilka słoiczków.
Danuśka,
dziękuję za podjęte działania, oby dały skutek.
Asiu,
coś kojarzę, że na samym początku chyba Twój tata ” podszył się” pod Ciebie, albo na odwrót i były sympatyczne wyjaśnienia tożsamości.
Twoje wpisy były bardzo ciekawe i wszyscy je bardzo lubili – dużo dobrej muzyki, starych zdjęć wyszperanych w archiwach, zdjęcia z Twojej okolicy i z dalszych wypraw, a niezapomniane ogródkowe stylizacje kawy i domowego ciasta, a piękne wiersze i felietony ze starych gazet, tyle tego było. Tak więc nie umniejszaj swoich zasług
Coś się kończy, a coś zaczyna, czyli chyba w końcu zdecyduję się na dołączenie do FB.
Na blog Ewy i W. oczywiście będę zaglądała.
Dostęp do ” Wyborczej” daje tylko prenumerata, ja jej nie mam, ale znalazłam wykaz proponowanych do nagrody książek: https://rynek-ksiazki.pl/aktualnosci/plebiscyt-na-ksiazke-25-lecia/
Nie mogę głosować, ale i tak miałabym problem z wyborem. Część książek przeczytałam i wszystkie bardzo mi się podobały. Można tę listę potraktować jako spis dobrych lektur.
Otóż to.
Wszystkim, którzy mnie tutaj rozumieli – wielkie dzięki!
Dla niektórych – mam nadzieję – do zobaczenia wkrótce!
Innym – do zobaczenia na FB i dzięki za polubienia.
Ewa – zajrzę do Was czasami na 100%. Super opowiadania o miejscach do których już nigdy nie dotrę.
Wszystkim Blogowiczom – trzymajcie się!
Lena 2
dziękuję za pomysł skopiowania .
Rzeczywiście można skopiować całą historię bloga w bardzo prosty i błyskawiczny sposób. Już to zrobiłam; po prostu skopiowałam stronę ” Gotuj się” , wkleiłam do swojej poczty i wysłałam do siebie.
Oczywiście taką ” wiadomość” można przypadkowo skasować, więc wolałabym, aby historia bloga była dostępna w internecie.
Ciekawe jaka byłaby objętość tego archiwum blogowego: posty i komentarze od początku istnienia do końca. Umieszczenie w chmurze w google drive jest bezpłatne chyba do 15 GB? Archiwum w chmurze z dostępem dla nas? Nie wiem jak to by działało?
krystyna – dziękuję za link do przepisu. Ogórki Lucjana zapowiadają się wspaniale lecz to nie ten przepis (na marginesie – zapisałam).
Pamiętam jednak przepis na ogórki konserwowe, czyli w occie. Być może nie pochodzi od Asi – Asiu przepraszam – lecz od kogo nie pomnę.
Wombat „zafarmerzył” w ogródku i teraz mamy ogórków do wypęku. Coś z tym trzeba zrobić. Najlepiej kilka różnych przetworów.
Też mam nadzieję że będzie można dalej przynajmniej czytać blogowe wpisy gdzieś w archiwum Polityki.
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam wszystkich blogowiczów, życzę wszystkiego najlepszego, bądźcie zdrowi!
Echidna, na YT jest kilka przepisów na ogórki konserwowe.
eva47 – tak, wiem. Sama też mam kilka.Z tego co pamiętam przepis o jaki wspomniałam był dość nietypowy, a efekt zachwycał. Toteż chciałam wypróbować.
Szkoda, naprawde szkoda.
Niemam wlasciwie prawa narzekac, bo sam nie przyczynialem sie do zbytnio utrzymania tego tu miejsca, ale jest zal, bo jednak zagladalem. Miejmy nadzieje, ze znajda sie jakies mozliwosci do nawiazania kontaktu.
Ja utrzymuje kontakt z Zabimi Blotami oraz z Inka i Lucjanem.
Pozdrawiam
To tylko Gospodynie zamknęły działalność, a miejsce zostało
A propos ogórków, ale kiszonych – w ub. roku wyczytałam gdzieś, jak szybko zrobić małosolne. Otóż ogórki włożyć do worka foliowego, dodać koper, sól, czosnek i co tam jeszcze dodajecie (żadnej wody!), zamknąć worek i na drugi dzień macie ogórki gotowe! Przepis poniżej. Miałam eksperymentować z tym, ale zanim co, to ogórki wybyły ze sklepów… Może echidna spróbuje?
https://beszamel.se.pl/przepisy/przetwory/ogorki-malosolne-na-sucho-bez-zalewy-jak-zrobic-ogorki-w-woreczku-przepis-re-PzGc-x7Mh-dNPw.html
Alicjo,
Taki przepis był tu na blogu i nawet z niego korzystałam kilka razy. Rzecz jasna, do zastosowania przy małych ogórkach.
Tak, jak wspominałam powyżej, kilka dni temu wysłałam do redakcji „Polityki” maila z pytaniem o sposób zamknięcia bloga i z prośbą o zachowanie archiwum. Do tej pory nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, co specjalnie mnie nie dziwi, bo odpowiedzi ze strony redakcji nie nadchodzą zbyt szybko. No cóż, pożyjemy, zobaczymy…
Co do ogórków, ale raczej większych i świeżych to można na nich ułożyć wszelakie rozmaitości i podać jako przekąskę. Tu z pastą tuńczykową, na karnawałowe przyjęcia w sam raz: https://tiny.pl/43_wmsyp
Tak, powodów
Tak, powodów może być parę, że jest tak a nie inaczej.
Dziś pytanie dziś odpowiedź, to było dobre z komuny
A czy ty pytałaś po polskiemu?
U mnie robota wre, bo robię ruskie pierogi, na które zamierzam zaprosić naszych Ruskich. Kolacja, na którą nas zaprosili 1 stycznia była wspaniała, a ja, sierota która nigdzie się bez aparatu nie rusza, właśnie wtedy zapomniałam o sprzęcie – a było co fotografować, bo inni zaproszeni poprzynosili swoje i stół był zastawiona na bardzo bogato!
Tymczasem moja choinka, dorocznie robi za nią bogenwillia, wypuściła liście – zawsze o tej porze zrzuca liście i na Boże narodzenie jest goła, ale zaraz szybko wypuszcza nowe:
https://photos.app.goo.gl/ZnLbJUJbnMbvnXCG8
Czy po francuskiemu?
A może one muszą się tych języków najpierw nauczyć?
Ani jeden ani drugi nie jest łatwy.
Trochę zrozumienie i wyobraźni ze strony pytającego.
A jak one się nauczą to odpowiedzą
Dzisiaj postanowiłam działać w kuchni na dwa fronty, to znaczy przy okazji klejenia tuch ruskich pierogów zrobić coś na boku na dzisiaj dla nas. Lekcja – NIGDY WIĘCEJ działalności na dwa fronty!
Archiwa są zarchiwizowane, nie mam pewności, czy tylko ci, którzy mają prenumeratę mają dostęp do tego, czy wszyscy blogowicze. Mam nadzieję, że wszyscy…
Pomyślałam, że skoro mam pieczarki do szybkiego wykorzystania, zrobię na boku dla nas słynną i zawsze zachwalaną przeze mnie zapiekankę echidny. Makaron śrubki się ugotował, teraz rozgrzewam patelnię, żeby wlać oliwę na podsmażenie cebuli, a potem pieczarek… a że miałam stół zajęty tymi wszystkimi tacami na zrobione pierogi, to pojemnik z oliwą (plastikowy, 3 l) na sekundę odstawiłam na blat pieca, a dokładniej na palnik. Który włączyłam, zamiast po sąsiedzku ten, który miał rozgrzewać patelnię!!!
Moment trwało, kiedy odwróciłam się do zlewu, gdzie obmywałam pieczarki. Czujecie to? Plastik się zaczął rozpuszczać, oliwa wypływała na rozgrzewany właśnie palnik… Rzuciłam się na to natentychmiast, ale powiadam wam, ciarki mi do tej pory po krzyżu, bo oliwa zdążyła się rozlać na całą powierzchnię pieca i spływać poza, a w dodatku , jak odkryłam potem – była już pod piecem. Chwila, a palnik byłby na tyle rozgrzany, że nastąpiłby samozapłon i byłoby jak w Los Angeles, bo przecież nasz dom też jest budowany w tutejszym stylu – kupa desek. Wystarczy iskra i wszystko staje w płomieniach zanim się obejrzysz. Nigdy wcześniej takiej głupoty nie zrobiłam, zawsze odstawiam pojemnik z oliwą na stół kuchenny, no ale miałam zastawiony…
Poza tym –
Gospodynie pożegnały się z blogiem, to nie była ich bajka, ale Redakcja nam obiecała „ten blog nigdy nie będzie zamknięty”, więc przestrzeń jest nasza chyba ?
A co do pamięci o Piotrze, to nas chyba nie trzeba upominać. Wszak tu jesteśmy!
*tych pierogów, nie tuch…
Alicjo- scena, jak z filmu! Dobrze, że byłaś obok i natychmiast zareagowałaś. Swoją drogą sprzątanie kuchni po rozlanym oleju czy oliwie to jest niezły koszmar.
Na ukojenie nerwów filiżanka dobrej herbaty: https://tiny.pl/2hv8y353
Na pewno zauważyliście, że w angielskich filmach prawie zawsze w sytuacjach trudnych i stresujących podawana jest herbata, oczywiście w eleganckich filiżankach.
Alicjo,
nie miejmy złudzeń co do przyszłości bloga. Redakcja obiecała, że blog nie będzie zamknięty, co znaczyło, że taka inicjatywa nie wyjdzie od ” Polityki”. I tak się stało. To decyzja nie Redakcji, a prowadzących. Dobrze by było, abyśmy mieli dostęp do archiwum, ale nie wiadomo, czy będzie to możliwe. Pewnie są jakiej zasady/ przepisy dotyczące takich sytuacji. Zamknięcie bloga oznacza niemożność komentowania, co jest oczywiste. Widziałaś jak wygląda blog Daniela Passenta? Tam można przeczytać tylko same wpisy Autora, tak jakby pisał on sobie a muzom, bez żadnego odzewu.
Takie chwile nieuwagi zdarzyć się mogą każdemu, a przy kuchence skutki mogą być poważne. A tak w ogóle o ile gotowanie bywa przyjemne, to sprzątanie, zmywanie, ogarnianie kuchni jest bardzo niewdzięcznym zajęciem, w dodatku nigdy się nie kończącym.
Dziś smażyłam faworki. Jutro przyjadą wnuki z okazji dnia babci i dziadka, a że bardzo lubią faworki, to jest okazja, aby zachować tradycję. Wczoraj zagniotłam ciasto i przechowałam je w lodówce. Ugotowałam też barszcz ukraiński, bo bardzo dawno go nie jedliśmy, ale przy nim też jest mnóstwo roboty. Trudno, ale przynajmniej jest go dużo. Oczywiście sprzątania też było sporo…
No to ja ostatnia zgaszę światło. Chyba, że wcześniej ktoś mi zgasi światło…
Póki co, nadal będę tu zaglądać – obyliśmy się bez Gospodyń tyle czasu – damy radę
Paskudna pogoda, śnieg z deszczem, w nocy uderzało lodem o szyby.
U mnie w domu faworki też były tradycją, ale to w tym domu sprzed 40+ lat.
Co do sprzątania przy gotowaniu – ja robię tak, że co już niepotrzebne, myję i odkładam na miejsce. Jak każda pani domu – nienawidzę sprzątania i zawsze mnie dziwiło, że „ty to masz dobrze, siedzisz w domu, nic nie robisz…” Jasne, krasnoludki są na świecie!
Eleganckie filiżanki mam – w tym kilka od Misia (Biała Maria), ale w momencie takiego stresu angielska flegma się nie przydaje, bo trzeba działać szybko! Jak sobie przypomnę, to niedobrze mi się robi…
Do boju!
Mój wynik…. wstyd się przyznać, 8/11
https://haps.pl/Haps/13,167695,24522,ekstremalnie-trudny-quiz-kulinarny-na-litere-e-komplet.html#do_w=399&do_v=1295&do_st=RS&do_sid=1796&do_a=1796&s=BoxOpImg9
Nasz pierwszy Zjazd (miłe złego początki!), którego pomysłodawczynią i gospodynią była Pyra:
https://photos.app.goo.gl/srBdxjEqQg7GonN59
A tu drugi. I niestety, na wasze nieszczęście mam udokumentowane wszystkie, które się odbyły, muszę je tylko uporządkować w odpowiedniej kolejności.
https://photos.app.goo.gl/kEgMXi3R4iAXyYqq5
Alicja,
mój wynik 10/11. Źle umiejscowiłam „enchiladę”, bo nigdy tego nie jadłam.
Eva47,
ja padłam na eklerkach (bo nie piekę… i nie zajadam się ciastkami) i edamame – 9/11, ale z rozpaczy dodałam sobie chyba jedno więcej. No ale to był ekstremalnie trudny, napisali… Enchilada jest popularna nie tylko w Meksyku, ale i w całej Ameryce Pn.
na przykład Taco Bell – coś na kształt meksykańskiego McDonald’sa, jest też coś z nazwą kojarzoną z meksykańskim daniem quesadilla (quesada w skrócie), też sieć, i podobnie z burritos.
Ja lubię – bo meksykańskie dania są z reguły ostre, a to lubią tygrysy. Zwykle też towarzyszy im jako dodatek osobny gęsta, kwaśna śmietana – łagodzi smak dla tych, którzy za ostrością nie przepadają. Fajitas to też meksykańskie, popularne danie, bardzo proste. Barbara, która czasami wpadała do bloga, zna się na kuchni meksykańskiej, bo mieszkała tam parę lat.
Mój wynik też 10/11
Alicja,
o eklerkach wiedziałam bo moja mama dawniej namiętnie piekła ptysie .
Wy macie zdecydowanie bliżej do meksykańskiej kuchni niż europejczycy, a od jutra , kiedy zacznie urzędować nowy USA prezydent i weźmie Kanadę i Meksyk pod swoją opiekę, zbliżycie się jeszcze bardziej!
No, na Kanadzie na pewno sobie zęby połamie – nie, to nieprawda, że Kanadyjczycy marzą o tym, żeby być 51 stanem. Wręcz przeciwnie – każdy Kanadyjczyk to powie, a kto chciał być w Stanach to bez problemu tam wyjechał. Niestety, mój syn z synową też, ale nie przyjęli obywatelstwa, mają tylko tzw. green card, bo tam pracują i są cenionymi pracownikami (IT). Mają tam dom jak trzy stodoły, ale i mieszkanie w Toronto… Wierzyć mi się nie chce, żeby zechcieli tam zostać na stałe, chociaż mieszkają w bajkowym Oregonie, pośród pagórów i lasów, a do Pacyfiku mają rzut beretem…
Nasi rdzenni mieszkańcy też zapowiedzieli, że nie po to ich dziadowie walczyli z agresywnym sąsiadem z południa, żeby teraz oddawać im świętą ziemię owych przodków. Howqh!
Nie sądzę, żeby Trump chciał wziąć Meksyk – wszak nie po to od lat buduje mur na granicy, mur, przez który i tak połowa mieszkańców Meksyku i państw Ameryki Łacińskiej i Południowej i tak szturmuje, w nadziei na lepsze jutro. A poza tym – potrzebni są tani robotnicy na polach Kalifornii i nie tylko… i najlepiej nielegalni, żeby nie sprawiali kłopotów jakimiś żądaniami i tym podobnymi głupotami. Hipokryzja nie zna granic, biznes to biznes…
p.s.Dobranoc i dzień dobry! (znowu mnie jakiś kryminał przytrzymał
)
Alicja-Irena
19 stycznia 2025
11:11
Tak pisze Pawlaczka i powołuje się dodatkowo na Kargule.
Kanada jest przodującym krajem, w którym tzw. opinię publiczną można zmienić o 180 stopni w 48h dzięki odpowiednim działaniami w mediach społecznościowych.
Ale kto rozumuje jedynie filozofię Pawlaka & Kargula ten nie rozumie dyskursu.
Dzisiejszy obiad – zaproszeni znajomi, zamówili polskie kotlety mielone. Przypomniało mi się, że kiedyś Gospodarz polecił kotlety mielone z drobno pokrojonym kiszonym ogórkiem (robiłam!).
Przy okazji szukania czegoś, znalazłam przepis na mielone z pieczarkami.
Jak zwykle wieczór ułynął …jak zwykle
Żeby rewolucja nie musiała dopisywać, jak upłynął wieczór „jak zwykle” dodam, że zwykłe Polaków rozmowy. O dzieciach (już teraz starych!), o podróżach małych i dużych, o tym, co za nami i przed nami. No, trochę niewiele przed nami, patrząc do tyłu, ale taka jest kolej rzeczy. Ale nie tracimy ducha! Jest czas – trza wykorzystać!
Nawet nie powiem, gdzie się wybieram nie tak za długo…
A rewolucja po rewolucji bywała w świecie? Ma coś do powiedzenia? Nawet nie chodzi o bywanie w świecie, a po prostu na zwykły wpis bez jadu. Masz problem – pisz, a nie atakuj ludzi, których nie znasz.
Póki można komentować, zapraszam do Wilamowic: https://www.eryniawtrasie.eu/58671
test
Sprawdzam, czy blog działa, bo nagle okazało się, że teraz jestem zalogowana na wszystkich blogach ” Polityki” /?/ .
Ewo,
bardzo ciekawe są te informacje o Wilamowicach. Dobrze wiedzieć, bo może będzie okazja kiedyś tam zajrzeć przy okazji wycieczki w tamten rejon.
Małe miejscowości , omijane przez turystów, mają swoje atrakcje. Jesienią zwiedzaliśmy kawałek Lubelszczyzny. Tuż obok słynnego Nałęczowa leży wieś Wojciechów, a tam stoi wielka wieża ariańska, a w niej m.in. znajduje się niewielkie muzeum regionalne i muzeum kowalstwa. We wsi jest też czynna ponadstuletnia kuźnia i zabytkowy kościół modrzewiowy.
Takich miejsc jest wiele, a ja mam ciągoty do prowincji.
” Młyn i krzyż” widziałam i bardzo polecam.
Krystyno,
dzięki za recenzję jak i za namiary na Wojciechów. Dopiszemy do przydasi, i w końcu trzeba będzie wybrać się w tamte okolice.
Jo Krystyna.
Prowincja ma swoje zalety. Niektóre nawet uważają że im głębsza tym lepsza. Mi osobiście wystarcza, że latarnie w moimi otoczeniu nie świecą.
Czasy się zmieniły i mieszkańcy wsi nie stają się teraz obiektem współczucia i kpin. A miejsce zamieszkania też nie mówi już o twoim standardzie życia i kosmopolityzmie.
Zima trzyma, -8c tutaj i trochę śniegu. Kulinarnie – ruskie pierogi wczoraj a dzisiaj powtórka z rozrywki, odsmażane ruskie.
Krystyna,
a mnie przez 3 dni Polityka przekonywała, że mam zły nick lub login chociaż ja się nigdy nie loguję/wylogowuję z bloga. Raz się zalogowałam i od lat to wystarczyło, a tu nagle… Ale dzisiaj wszystko wróciło do normy – cuda jakieś?
W czytaniu Robert Harris i „Drugi sen”, ostatnia książka Harrisa, którą posiada moja ulubiona księgarnia internetowa, wszystko inne przerobiłam rzetelnie, Pompeje, Rzymską trylogię, Enigmę i kilka innych. Dorobek ma niewielki, ale znakomity, podobna „beletryzacja historii”, jak to jest u Macieja Siembiedy, z którym zwiedzanie Sopotu można wylicytować na aukcji WOŚP 2025. Niestety, poza moimi „zasięgami”. Ale – ogłoszenie celu 33. Finału WOŚP odbyło się na Nabrzeżu Pomorskim w Gdyni – miejscu cumowania „Daru Młodzieży”, szkolnej fregaty Uniwersytetu Morskiego w Gdyni. No, taka gratka…
Zimą nie podróżuję do zimnych zimą krajów, niestety… Ale sercem i wspieraniem WOŚP jak co roku – jestem!
Zmarł Marcin Wicha – niedawno zakupiłam jego „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, są w kolejce w czytniku…
Zapraszam na ciąg dalszy skoku w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/58703
Na mój dusicku! Cóz rzec? Ano… nie barzo wiem. Wiem ino, co moge zaśpiewać, kapecke przeinacając starodownom góralskom pieśń: Pona Pietra imie nigdy nie zaginie!
I hau!
Cook double, freeze half – czyli gotuj dwa razy więcej i połowę zamrażaj. Jest to jedna z najlepszych kulinarnych porad, jakie słyszałam, a sama stosuję to od lat. Bo komu opłaca się codziennie gotować dla 2-3 osób, a nawet więcej?Nie wszystko da się zamrozić, ale prawie wszystko!
Cisza na blogu, ale ja robię swoje, póki kuchnia otwarta. -12c, z 5cm śniegu i jakoś leci, temperatury do góry, bo dopiero świt blady u mnie.
Biografia „Osiecka.Rodzi się ptak” wydaje się być zbiorem bardzo obszernych cytatów z „Dzienników” Osieckiej, co omijam, bo czytałam. W kolejce „Chłopki”
Ciekawa jestem wyników plebiscytu na książkę 25-lecia. Ja postawiłam na „Traktat o łuskaniu fasoli” Myśliwskiego, chociaż na liście 25 książek są takie, na które też bym zagłosowała… Ale „Traktat…” jest ponadczasowy.
Alicjo,
Też rzucam okiem…
Cook double, freeze half – bardzo dobra rada, jak się ma sporą lodówkę. Niestety, mieszkanie na poddaszu ma swoje mankamenty pod postacią ograniczonego miejsca.
Prawda, Ewo.
Ja 31 lat temu kupiłam wielką szafę, bo doszłam do wniosku, że jak tak z daleka od centrum mieszkamy, to zakupy się będzie robiło raz na jakiś czas. Szafa ma osobną nadbudowę, zamrażarkę właśnie i jest to spora przestrzeń, można zaszaleć z mrożonkami.
ALe szafa rdzewieje, bo to nie ta stalowa obudowa, jak to teraz modne i tak dalej. Moja koleżanka, która pracuje w sklepie z AGD powiada – niech redzewieje, nie kupuj nowej, bo będziesz miała problemy. Otóż nowe lodówki mają chyba zakodowane, żeby się psuć po paru latach, kiedy gwarancja (zwykle po roku) wygasa. Tak mówi Anka. chyba wie, o czym mówi. Tymczasem moja szafa bez zarzutu, tyle, że rdzewieje z zewnątrz, chociaż parę lat temu zakupiłam emalię , żeby podleczyć cholerę, no ale… Póki nie padnie, jest! No ale zajmuje sporo miejsca w małej kuchni. Żyliśmy z tym 31 lat – pożyjemy tak długo, jak się da!
Kiedy wół był ministrem i rządził rozsądnie,
Szły, prawda, rzeczy z wolna, ale szły porządnie.
Jednostajność na koniec monarchę znudziła;
Dał miejcs wołu małpie lew, bo go bawiła.
Dwór był kontent, kontenci poddani – z początku;
Ustała wkrótce radość – nie było porządku.
Pan się śmiał, śmiał minister, płakał lud ubogi.
Kiedy więc coraz większe nastawały trwogi,
Zrzucono z miejsca małpę. Żeby złemu radził,
Wzięto lisa: ten pana i poddanych zdradził.
Nie osiedział się zdrajca i ten, który bawił:
Znowu wół był ministrem i wszystko naprawił.
J.I.Krasicki
Dawno temu, a ciągle aktualne. Wczoraj udałam się do tak zwanego Shopping Mall ( w Polsce „Galeria”) w celu zakupu szpilek. Butów takich ozdobnych, na obcasie, wiecie. Na niewysokim obcasie, dodam, bo wysokoobcasowe mam i nie mogę już w nich chodzić, niestety (rzadko w ogóle chodzę w szpilkach). Niestety, obeszłam kilka sklepów obuwniczych i nie znalazłam, czego szukałam. Są toporne, na paskudnych grubych obcasach typu klocek , podczas gdy ja szukałam subtelnych, ale na niższych obcasach niż te, które mam (10cm obcas, w Polsce swego czasu kupione):
https://photos.app.goo.gl/KpaEpDCFQYdGTv9j8
No nic, szpilki ze sobą zabiorę na najbliższą imprezę urodzinową u W. – będę siedzieć na kanapie i nieprzesadnie ładnie wyglądać w szpilkach
Muszę, bo się uduszę
proponuję pomyśleć nad większym obrazem. Kolumb, Vasco da Gama i tak dalej.
Świat jest, jaki jest. Nie da się odwrócić tego, co było. A były, bo takie były czasy. Dobre i złe – jak teraz.
https://photos.app.goo.gl/JA89TYdRCVjcMuVX6
Ciekawa jestem wyników plebiscytu, ale uważam, że nie ma sensu wybierać jednej
najlepszej książki, bo takiej po prostu nie ma. Sama tych przeczytanych nie potrafiłabym ustawić w kolejności. Wszystkie bardzo mi się podobały i wszystkie uważam za wartościowe. Moim zdaniem można by wybrać dziesiątkę czy dwudziestkę najciekawszych książek, to miałoby większy sens.
Ciekawa też jestem/ ale nie za bardzo/ jaki to geniusz ” wymyślił” i ogłosił hasło o gotowaniu dwa razy więcej i zamrażaniu połowy. Taki oczywiste oczywistości znane są każdemu, kto posiada zamrażarkę. Inna sprawa, czy chce i może się do tego stosować.
Alicjo, żebyś nie pomyślała sobie, że to uwaga do Ciebie; bynajmniej. Tylko śmieszą mnie odkrywcy tego, co istnieje od dawna i są z tego dumni.
Krystyno,
mnie też
Bo przecież znakomite książki, książki wybitne , albo książki które czytamy, o czymś mówią, opowiadają nam świat.Mogą to sobie być książki z tak zwanej niewysokiej półki. O czym mówiła nasza Nisia. Jej książki dotyczyły zwykłego życia.
Kto czyta, nie bądzi. Powiększa swój świat, którego nie ma czasu przeżyć. Amen.
Dla tych, co obejrzeli film „Prawdziwy ból” – entuzjastyczna recenzja pewnego Niemca, ale wypowiedziana dobrą polszczyzną. Ciekawe spojrzenie:
https://mail.google.com/mail/u/0/?pli=1#inbox?projector=1
Alicjo,
niestety, tej recenzji nie można przeczytać.
Ale skoro wspominasz ten ” Prawdziwy ból”/ wyświetlany był u nas w listopadzie/, to bardzo podobała mi się recenzja prof. Jana Hartmana. Przeczytałam ją już po obejrzeniu filmu i miałam takie same odczucia i uwagi jak Autor : https://hartman.blog.polityka.pl/2024/11/22/prawdziwy-bol-nieprawdziwy-film/.
Ci, którzy obejrzeli film, mogą skonfrontować się z tą opinią.
Ale jak widać, oceny mogą różnić się krańcowo, skoro recenzent niemiecki zachwyca się tym samym filmem. Aż jestem ciekawa, co go tak zachwyciło.
Teraz zastanawiam się, czy wybrać się na ” Brutalistę” – 4 godziny w kinie, bo trzeba liczyć jeszcze przerwę to bardzo długo. Moim zdaniem w filmie dwugodzinnym zmieści się wszystko, co ważne.
Krystyna,
to nie była pisana recenzja, a coś w rodzaju podcastu — coś na instagramie, ja tego nie mam, ale Jerzor mi wrzucił. Niemiec ma żonę Polkę i mieszka w Warszawie, jest Polską zachwycony i mówi, że ludzie, a zwłaszcza Amerykanie nie doceniają Polski jako celu turystycznego. On zachwyca się miastami i wsiami polskimi, zielenią, kulturą. Co go w „Prawdziwym bólu” zachwyciło, to właśnie to, jak Polska została pokazana – taka, jaka jest teraz naprawdę, powiada. I z pokazana była „z sercem” i przyjaźnie, nie tak, jak zwykle się ją przedstawia w amerykańskim kinie. Dwie rzeczy mu się w filmie nie podobały – idiotyczny „fakt”, że jeden z bohaterów kazał sobie przysłać ze Stanów torbę „zioła”, co przecież jest niemożliwe, że to przejdzie przez pocztę. Drugie – że chłopaki robili sobie niby to żartobliwe zdjęcia przed Muzeum Powstania Warszawskiego, pozując z uśmiechem i śmiechem na powstańców z karabinami przy tych wejściowych rzeźbach. To nie wypada, mówił, w takim miejscu nie powinno się żartować ani wygłupiać. Przeczytałam recenzję Hartmana, ale filmu nie oglądałam (byliśmy w Rzymie bodaj) i trudno mi się do tego odnieść. Ale Hartman pisze, że reżyser nie pokazał pięknej Warszawy ani Lublina, tylko od tej brzydkiej strony, a recenzent pewnie mówi o swoim zachwycie Polską, a nie tym, co się widzi na filmie. Pamiętam, że wspominałaś o tym filmie i nie byłaś zachwycona.
Szkoda, że tego nie możesz wyświetlić, nie wiem, dlaczego. Facet świetnie mówi po polsku i chyba bardzo Polskę lubi, mówi o niej z entuzjazmem, zauważyłam obok kilka tytułów filmików o Polsce (będę chciała to obejrzeć).
Na „Brutalistę” miałam iść wczoraj, ale rozpętała się solidna zamieć i odpuściłam, bo to kino jest na drugim końcu miasta, jakieś 15km i nie warto było ryzykować jazdy w śnieżycy. Ale wybieram się dzisiaj, jest mały mrozik i bardzo słonecznie.
https://photos.app.goo.gl/u3FiWQ83Sr16fVLb7
Krystyna,
film był długi, ale ja tego nie odczułam i nie nudziłam się ani chwili. Dobry, ale ostrzegam – ciężki film. Znakomite aktorstwo, Brody zasługuje na Oscara. Więcej nie powiem, bo jakby ktoś chciał iść do kina, to wolę nie spaprać wrażeń.
Janusz Wróblewski napisał bardzo krótką recenzję w dzisiejszej „Polityce”. Tyle.
p.s.
Na sali kinowej (jedna z 10 sal) siedziałam sama samiusieńka. Nawet nie zauwałyłam, aż do tej przerwy 15-minutowej. Ona była zupełnie niepotrzebna i rozbiła mi seans.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2286817,1,brutalista-o-brutalizmie-ten-styl-rzadko-starzeje-sie-dobrze-historia-obeszla-sie-z-nim-brutalnie.read
Na „prawdziwy ból” wogóle się nie wybierałam po przeczytaniu kilku recenzji.
Brutalistę oglądał już mój syn, film bardzo mu się podobał, tak samo jak Alicji.
Pójdę w niedzielę na południowy seans, w ciągu tygodnia wyświetlają tylko późnym wieczorem.
Eva47,
u nas już schodzi z ekranu, bo leciał przez wiele tygodni (od premiery), zanim ja się zorientowałam, dlatego byłam na sali kinowej sama. Od tygodnia był już tylko jeden seans zamiast zwyczajowych dwóch. Trwa 3:15 minut, z przerwą. Dobry artykuł to ten powyżej, Piotra Sarzyńskiego – wprowadza w styl architektoniczny zwany brutalizmem. Ja jako neptyk w sprawach architektury pomyślałam najpierw, że to będzie o jakimś facecie-brutaliście, który wali z piąchy i nie tylko. Ale się trochę dokształciłam w temacie
Dzisiaj papryka faszerowana według „Ania gotuje”. Ona ma sporo przepisów i są dobrze napisane/zobrazowane, przy czym podsuwa wariacje danej potrawy. Farsz wyszedł rewelacyjny!
Ja też wybieram się na ten film. Kupiłam bilety na niedzielę, niestety wszystkie seanse są o 19.00.
Alicjo,
jak oceniasz wyniki plebiscytu na książkę 25-lecia ? Myślę, że możemy być zadowolone, bo choć ” Księgi Jakubowe” były faworytem, to drugie miejsce „Chłopek” i trzecie ” Traktatu o łuskaniu fasoli” są w pełni zasłużone. O ile „Chłopki” to książka stosunkowo nowa i niesamowicie popularna, więc wysokie miejsce było pewne, to obawiałam się trochę o miejsce powieści Myśliwskiego, ale na szczęście czytelnicy ja docenili.
j ą docenili.
„Księgi Jakubowe” nie były moim faworytem, ” Prowadź swój pług przez kości umarłych” jak najbardziej. W którymś z artykułów wyczytałam, że Nobla dostała dzięki Księgom – ale przecież książka została przetłumaczona na angielski dopiero w 2021 roku, a Tokarczuk dostała Nobla 2 lata wcześniej. To raczej po przetłumaczeniu „Biegunów” Szwedzka Akademia i ci, co o Noblu decydują, zwrócili uwagę na Tokarczuk.
Jak lubię Tokarczuk, tak „Księgi…” wchodziły mi bardzo opornie, podobnie jak „Dom dzienny, dom nocny”.
Pamiętam dwie pierwsze książki, które mnie zachwyciły i do dzisiejszego dnia zachwycają – „Prawiek i inne czasy” oraz „Podróż ludzi księgi”. U mnie „Chłopki” dopiero stoją w kolejce, bo zakupiłam niedawno, ale że wcześniej przeczytałam „Ziemianki”, to rzutem na taśmę muszą być „Chłopki” – autorka ma świetne pióro do takich książek i biografii, które bardzo lubię czytać.
Też się bałam o Myśliwskiego – „Traktat…” wyszedł dość dawno i miałam obawy, że został zapomniany. Dla mnie Myśliwski to jeden z najlepszych pisarzy ostatniego półwiecza. Znakomity i skromny.
Alicjo, to dołóż jeszcze do pakietu „Służące do wszystkiego”, będzie komplet.
Otóż to – właśnie dostałam kod na 10zł zniżki
A u mnie technologia wykręciła numer, ekran mojego czytnika pokrył się czarnymi plamami i wygląda na to, iż nic nie da się zrobić z tym fantem. Będę musiała zamówić nowy czytnik, natomiast dobra nowina jest taka, że książki, które zamawiałam w internetowej księgarni są nadal do dyspozycji na mojej półce i zawsze mogę do nich wrócić.
W kwestii powrotów to melduję się po powrocie z wędrówki po północnej Portugalii. Przejechaliśmy sporo kilometrów zwiedzając miasta i miasteczka najpierw wzdłuż Atlantyku, a potem wzdłuż granicy z Hiszpanią. Były olśnienia i zachwyty, były też spotkania z Portugalią biedną i zaniedbaną, wszędzie jednak spotykaliśmy się z serdecznością mieszkańców. Filiżanka znakomitej kawy w cenie 0,85 eurocentów skłania do kawowej rozpusty
Zdarza się oczywiście trochę droższa, ale gdzież jej tam do cen w warszawskich okolicznościach.
Wina portugalskie lubiliśmy od zawsze, a w winnicach Alantejo jedynie ugruntowaliśmy nasze przekonanie o tym, iż Portugalczycy znają się na winiarskiej robocie.
W Portugalii wiosna-kwitną stokrotki, magnolie i całe łany drobnych żółtych, drobnych kwiatów na łąkach i wzdłuż poboczy dróg.
Witamy w kuchni
U mnie śnieżyczki pod grubą warstwą zamarzniętego śniegu, bo od jakiegoś czasu mamy i opady białego puchu (niewiele na raz ale się uskładało), i mróz w okolicach 5-8c w dzień, a do -18c w nocy. O innych okolicznościach kwiatkowych na razie tylko pomarzyć…
Gałązki forsycji w wazonie z wodą przy oknie i myślę, że już niedługo te forsycje się wyforsują w żółte kwiaty.
Książki mam u siebie na komputerze (na czytniku zawsze ok.120), ale idea, że są one zawsze w mojej bibliotece w księgarni internetowej do pobrania, jest nie do przecenienia. Bo jak wiadomo, wypadki chodzą po kompyterach osobistych i szkoda byłoby stracić całą bibliotekę.
No nic, oby do wiosny…
W oczekiwaniu na wiosnę podrzucam ciekawe informacje i zdjęcia na temat „odlotowej” winnicy zaprojektowanej przez portugalskiego architekta-wizjonera.
https://divisare.com/projects/370231-frederico-valsassina-fernando-guerra-fg-sg-herdade-do-freixo-winery
Przez kilka dni mieszkaliśmy niedaleko tego miejsca, zresztą też na terenie winnicy i to nasza gospodyni zachęciła nas do odwiedzenia Herdade do Freixo. My też zachęcamy, gdyby ktoś kiedyś znalazł się w tamtej okolicy.
Jako, że o tej porze dnia pijamy kawę/ herbatę, a nie wino to jeszcze kilka słów o portugalskich kawach:
https://cafessima.pl/blog/galao-czyli-kawa-po-portugalsku/
Irku- może porozpieszczasz nas jeszcze swoimi kawami póki blog nie został zamknięty na kłódkę?
Kto chce szukać straconego czasu? Łatwy przepis poniżej – i będzie jak u Prousta
Magdalenki
Skład: 3 jajka, 120 g cukru, szczypta soli, 180 g mąki pszennej, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, starta skórka z 1 cytryny, 120 g rozpuszczonego masła
1. W szerokiej misce ubijamy jajka z cukrem i szczyptą soli na puszystą masę. Powinno to zająć ok. 10 minut. Mąkę łączymy z proszkiem do pieczenia i partiami przesypujemy przez sitko do masy jajecznej. Za pomocą szpatułki delikatnie łączymy masę, żeby nie opadła, i dodajemy ostudzone masło oraz startą skórkę cytrynową. Ponownie mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Naczynie z ciastem owijamy w folię spożywczą i wstawiamy do lodówki na minimum godzinę (możemy je tam trzymać maksymalnie do 12 godzin).
2. Formę do pieczenia magdalenek natłuszczamy masłem, oprószamy mąką i wkładamy na kilka minut do zamrażarki. Zabieg ten ułatwi nam potem wyjęcie upieczonych ciastek. Następnie wyjmujemy schłodzone ciasto i za pomocą dwóch łyżek nakładamy jego niewielkie ilości do formy. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200°C przez 8–10 minut.
Przepis do mnie przemówił łatwizną, co prawda nie mam chyba stosownej formy, ale coś się wymyśli, na przykład jakaś forma na babeczki. Portugalię od dawna darzymy uczuciem, a tutaj pijamy chętnie portugalskie wina, na przykład takie z okolic Lisbony (winiarnia Antonio Ventura), nazwane ładnie na cześć kwiaciarki/pieśniarki , „girl of Fado”. No i kogut z Barcelos obowiązkowy!
https://photos.app.goo.gl/Bwmj6fe4WhSpQc9t5
Danapola,
oczekujemy na fotorelację! Osobistą! Bo linki to linki, a sznureczki osobiste to sznureczki.
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Wisława.
Są i kwiatki – a za oknem zima trzyma…
https://photos.app.goo.gl/NaJb67JCFohi7jVN6
Pojawiła się nowa, druga, seria „Śnieżnej dziewczyny”.
. Obie umówiły się z dziadkiem na smażenie. Jak ten czas leci – starsza studiuje na drugim roku, a młodsza w maju zdaje maturę. To nie możliwe! 
A ja oglądam po kolei wszystkie serie Boscha na Prime. Wiem, że można było obejrzeć na HBO, ale nie mam. Dzięki podpowiedzi kolegi skorzystałam z promocji na Prime video za 49 zł za caly rok oglądania. Harry Bosch to jeden z moich ulubionych detektywów obok Kurta Wallandera, Banksa i Very Stanhope.
Lubię i książki i ekranizacje tych serii.
Zima zupełnie nie zimowa, ale trwa karnawał, więc pojawiły się domowe pączki. Za tydzień mają być chruściki, bo starsza siostrzenica przyjedzie na weekend, po sesji
Danuśko,
A mnie popsuła się karta na czytniku i cała biblioteka poszła… na daleki bezpowrotny spacer. Część książek mam na komputerze, ale w różnych miejscach. Więc odtworzenie wszystkiego zajmie mi sporo czasu.
Tymczasem zapraszam do Alwerni, gdzie ostatnio wiele się dzieje:
https://www.eryniawtrasie.eu/58900
Irku,
Dołączam do Danuśki z prośbą o codzienną kawę. My tu zaglądamy.
Ewo- bardzo ciekawe są takie nieoczywiste muzea. W naszych nadbużańskich okolicach jest Muzeum Gwizdka, do którego wybieramy się już od kilku lat
Może w końcu się uda! W Twoim wpisie nie otwiera się odnośnik do wąwozu lessowego, a to przecież też godna uwagi historia, jako że tego typu wąwozy kojarzą nam się głównie z Kazimierzem Dolnym.
Co do czytników to potwierdza się moja teoria, że owszem są to urządzenia wygodne i praktyczne, ale delikatnej natury. Osobisty Wędkarz wymieniał swój czytnik już dwa razy.
Ewa z Witkiem obejrzeli kolekcję wozów strażackich, a my kolekcję szopek. Co roku tego typu wystawę można obejrzeć w Krakowie, nam trafiła się taka okazja podczas wędrówki po Portugalii:
https://photos.app.goo.gl/sBYBpsMoAay1HBrD9
Ciąg dalszy portugalskich fotorelacji nastąpi….
Świetne te szopki, Danuśko! Dzięki za uwagę o wąwozie, zaraz sprawdzimy.
U mnie / w komputerze/ wąwóz mogę oglądać. Wydaje mi się, że chyba niezbyt wygodnie tam się spaceruje, bo ścieżka jest bardzo wąska, w przeciwieństwie do szerokiego wąwozu w Kazimierzu/ byłam tam jesienią, więc było tam zupełnie pusto/. Jest jeszcze imponujący wąwóz w Sandomierzu.
Krystyno,
Wąwóz ma ledwie kilkaset metrów, i faktycznie ścieżka jest wąska.
Ewa,
nie wiem, z jakiej księgarni korzystasz – ja od zawsze … no trudno, muszę to napisać, ale słowo daję, nie chodzi o reklamę – otóż publio.pl
Mnie się może czytnik zepsuć, może mi się zepsuć komputer, ale zawsze mam w tej księgarni swoją bibliotekę i książki, które u nich zakupiłam. Zawsze do ponownego pobrania, gdyby nie daj boże jakieś nieszczęście.
Asia,
mamy tych samych ulubionych
Danuśka,
mój czytnik jest podobno sędziwy (tfu, tfu, tfu przez lewe ramię!) ma piąty rok, dawno wyrósł z pieluszek. Obchodzę się z nim niekoniecznie delikatnie, zabieram w podróże małe i duże, ale zauważyłam, że od jakiegoś czasu dość długo się ładuje. Jerzor mówi, że bateria się starzeje. Możliwe – ale swoje odpracował, biorąc pod uwagę, że jest ciągle w użyciu i ledwie skończy się jakaś książka (natychmiast wykasowuję), zaczyna się następna. …
Tym razem o Watykanie (Kryminalna historia Watykanu ).
Asia,
właśnie zakupiłam „Dwa rodzaje prawdy”, bo nie znam tego autora. Myśmy, jak co roku o tej porze, byli na urodzinach Wojtka w Ottawie.Tam zawsze jest o parę stopni zimniej, niż u nas.A my, według mapy, jesteśmy na wysokości północnych Włoch. Niestety, o stokrotkach możemy zapomnieć do maja. Jak to było…”niestety, takie mamy klimaty ”
Zima łagodna, ale zawsze możemy liczyć na śnieg i minusy – dzisiaj tylko dwa, a bywało o wiele gorzej.
Dla zaintersowanych kopaniem i przyrzadzaniem razor clams na plaży.
Kopanie w nocy bo wtedy był odpływ.
Kto zna razor clams ten doceni ten wysiłek. Przyrządzanie na plaży to sama przyjemność.
Smacznego
https://youtu.be/SY4oTUvaj-8?feature=shared
Ewo, dzięki, wąwóz już działa
Orca-szukanie małży na plaży jest niewątpliwie bardzo miłym zajęciem i kiedy mamy taką okazję, co zdarza się bardzo rzadko, chętnie z niej korzystamy. Te małże brzytwy przypominają rzeczywiście owo narzędzie cyrulika.
A teraz o Monsanto: kiedy słyszymy nazwę tego koncernu to z oburzenia włos jeży nam się na głowie, bo firma ta nie ma dobrej prasy, a w rankingach przedsiębiorstw o najgorszej reputacji zajmuje czołowe miejsca. Okazało się jednak, że jest jeszcze jedno Monsanto- przepiękna wioska w środkowej Portugalii, położona tuż przy granicy z Hiszpanią. Odwiedziliśmy to miejsce, a poniżej, na zdjęciach postanowiłam zestawić je z całkiem inną rzeczywistością:
https://photos.app.goo.gl/nMwASQw5jskPJR5j8
Danuśka,
Wiem że te małże są na wybrzeżu Europy dlatego o nich wspomniałam na blogu. Kiedyś Sławek o nich napisał.
Teraz przez kilka tygodni jest u nas otwarty sezon na kopanie tych małż. To z okazji Valentines Day.
Jakkolwiek rzadko bym tu nie zaglądała, myślę, że nie należy dopuścić do zamknięcia tego miejsca. —
— Jeśli Panie Barbara i Agata nie mogą… – (jak dla mnie) warto i logicznie byłoby spróbować trzeciej odsłony: „Blog im. Piotra Adamczewskiego. Prowadzą Czytelnicy” [czyli – potencjalnie – Bardzo Blisko Spokrewnione Panie również, gdyby tylko kiedyś warunki pozwoliły, chęć naszła…]
W praktyce, (najpóźniej) gdy liczba komentarzy pod poprzednią notką będzie się zbliżać do tysiąca
trzyosobowy komitet (Danuśka, Krystyna, Małgosia
) mógłby proponować (p. Agnieszce czy komuś innemu, kto obecnie opiekuje się blogami) trzy tekściki wybrane spośród dotychczasowych komentarzy (albo nowe), które staną się nowym wpisem. Pani lub pan redaktor wybierze jeden, opublikuje – i tyle
Blog trwa, a może nawet nieco rozwinie skrzydeł, jak zwykle, gdy wchodzi jakaś „nowinka” (nie absolutna, takie pomysły bywają realizowane bliżej i dalej).
Jak dotąd, zawsze pamiętam o dacie marcowej, majowej, ale nade wszystko o osobowości Pana Redaktora. Zwłaszcza uśmiecham się do wspomnień Jego ciepłego (choć też autorytatywnego, może nawet nieco besserwisserskiego) głosu w „Na apetyt – Adamczewski” i innych audycjach TOK FM. I do spotkań osobistych się uśmiecham, i do całej postawy życiowej Pana Piotra. Warto, żeby to trwało! – Pamięć o Człowieku, wciąż żywe echa Jego osobowości, dorobku…
Do ponownego zajrzenia w okolice Alwerni szykowaliśmy się dokładnie w miniony weekend. Ale wybraliśmy przeciwległe obrzeża miasta z nieodwiedzonym dotąd kopcem Wandy…
!)
– To rutyna – weekend w weekend, jeśli tylko czas i pogoda pozwalają…
Natomiast tym, co mnie naprawdę zmotywowało do zajrzenia wreszcie w tutejsze (znaczy Adamczewskie) strony był b. b. ciekawy tekst o wegańskiej Warszawie, polity(cy)zacji (rzekomej? faktycznej?) stylów odżywiania się, itd., itp. — Gorąco polecam zainteresowanym przeczytanie tekstu i licznych opinii czytelników (aż do najostatniejszego komentarza
https://www.theguardian.com/commentisfree/2025/jan/31/warsaw-vegan-capital-europe-city-poland-food#comments
[Kilka dodatkowych linków „w temacie”:
https://basiaacappella.wordpress.com/2025/02/02/szaro-buro-lecz-wcale-nie-ponuro/#comment-107082 ]
Bardzo fajny pomysł, Basiu! Zobaczymy, co na to Polityka.
Ha, ha, ha… Zobaczymy, albo nie zobaczymy, jako że redakcja „Polityki” do tej pory nie odpowiedziała na mój mail z 13 stycznia z pytaniem co się dzieje z zamkniętym blogiem i czy będziemy mieli dostęp do archiwum. Mail przesłałam do Pani Oli odpowiedzialnej za blogi oraz na adres ogólny: kontakt@polityka.pl
Pozostaje nam trzymać kciuki…
To chyba nie wszystko, co macie w aparacie, Danuśka? Więcej proszę!

I pomyśleć, że Portugalia kiedyś była potęgą kolonialną i marynistyczną! Piękny kraj. Mnie się bardzo podoba ta ich ceramika ścienna, ciekawa jestem, czy to charakterystyczne tylko dla Portugalii, czy są też kraje, które tak mają? O, już wiem – „azulejo”, czyli zwyczaj wyklejania ścian płytkami ceramicznymi przybył do Portugalii wraz z Arabami w 13-wieku. Piękne z pożytecznym/użytecznym – im więcej kafelków, tym bogatsi mieszkańcy domu.
Tematem „wpisowym” do bloga mógłby być chociażby opis takiej wycieczki, jak Danuścyna opowiastka ilustrowana o Monsanto. Albo jakimkolwiek innym miejscu. Albo o wydarzeniu. Albo komuś dobrze wyszedł jakiś kulinarny przepis. Orca na przykład mogłaby zrobić fotoreportaż i opis wykopywania małży… i rzutem na taśmę – jak się nimi delektować
Tematów jest mnóstwo – a autorki (bo panowie zrejterowali…) mogłyby wysyłać wpisy do takiej pani Oli czy Katarzyny i ona mogłaby „wstawiać” te rzeczy. Wspominałam już kiedyś o tym Danuśce, to nie jest chyba skomplikowana sprawa, bo o ile się orientuję, Barbara też pisała tekst, a wrzucał ktoś „techniczny” z redakcji Polityki. Rzecz jest prawie gotowa i na pewno do zrobienia, ale jak Danuśka pisze – nie ma z kim rozmawiać
Fajna wioska kamienna – kto dysponuje, może sobie pospacerować z pomocą Google Earth. Solidne mury!
No cóż, Danuśka ma doświadczenie w korespondencji z Redakcją. Nie liczyłabym na jakiekolwiek chęci ze strony Redakcji do czynnej pomocy w kontynuacji bloga. A i grafikę strony należałoby wtedy zmienić, więc trochę zachodu to by wymagało.
Mija miesiąc od ostatniego wpisu, może po prostu zapomniano o nas i to zapomnienie może trwać długo. A my możemy korzystać z tego. Prawdę mówiąc, trudno mieć jakiekolwiek pretensje do ” Polityki”,choć oczywiście szkoda…
Danuśka,
piękną mieliście wyprawę. Pałac ze ścianami udekorowanymi kompozycjami z kafli sprawia dziwne wrażenie, taka jakby kaflowa lamperia. Ale kamienna wioska wspaniała i malownicza.
Tak, Alicjo, wstawianie wpisów na pewno nie jest skomplikowaną sprawą natomiast korespondencja z redakcją „Polityki” to nie jest łatwe zadanie.
Portugalskie azulejos pojawią się jeszcze wiele razy na moich zdjęciach. Kafle pełnią funkcję ozdobną, ale również użytkową, jak już wyżej wspomniała Alicja. Azulejos zabezpieczają fasady budynków przed wilgocią oraz działaniem soli, bo w zachodniej Portugalii soli i wilgoci w powietrzu jest dużo. Domy na wschodnich rubieżach tego kraju czyli od strony granicy z Hiszpanią są już budowane inaczej, tam to wilgotne powietrze z nad oceanu dociera już w mniejszym stopniu.
Fotoreportaże z naszej podróży będę jeszcze zamieszczać, ale proszę o cierpliwość, bo zdjęć mam dużo, a przebrnięcie przez te wszystkie kościoły, winnice, domostwa oraz wszelakie inne różności wymaga trochę pracy. Tym niemniej bardzo lubię to zajęcie, przeglądanie zdjęć przedłuża podróż
Na dobranoc fado z Coimbry, bo studenckie fado z Coimbry jest inne niż to, które śpiewane jest w Lizbonie:
https://www.youtube.com/watch?v=x-J_dp-K02A
Mieliśmy okazję wysłuchać koncertu fado w Lizbonie( kilka lat temu) i podczas ostatniej podróży spędziliśmy wieczór z fado w Coimbrze, to bardzo piękne wspomnienia.
W niewielkim, prywatnym pensjonacie w okolicach Monsanto gospodarz zasiadł do portugalskiej gitary (ma dwanaście strun i gruszkowaty kształt) i zaśpiewał dla nas kilka skomponowanych przez siebie pieśni. Byliśmy jedyni gośćmi tego pensjonatu i ten mini koncert był bardzo wzruszającym przeżyciem.
Pomidorowa z drobniutkim makaronem. Zupy u nas w styczniu-lutym mają powodzenie, bo zima trzyma, -10c dzisiaj i to mimo słońca.
Styczeń i luty już tak ma. Oba miesiące lubią zupy. I chyba temperatury nie mają z tym aż tak dużo wspólnego, bo od lat mam ciepło w tych miesiącach. Nocą w granicach+15°C. W dzień odpowiednio więcej bo złota planeta nie oszczędza się i daje ile może

co wspaniale wpływa na samopoczucie 
I zupy wchodzą znakomicie w takim klimacie. Z nimi tutaj nie ma problema. Są gotowe rosoły. To baza. Jest z koguciej pary, jest z wołowiny, i jest też ze świni no i z ryby
Albo czyste albo z dodatkami zieleniny. Jest też tylko taki dla vegetarian. Mocniej już nie wnikałem i nie szukałem dla vegan bo takiej potrzeby jeszcze mnie nie nachodzą.
Do takiego rosoła wystarczy włożyć trochę tuńczyka, trochę kalamara, parę gambasów i dla złamania smaku ocena trochę pokrojonej w paski ostrej, pikantnej chorizo.Na koniec ryż i koperek albo pietruszka.
Serwowane na niekończącym się tarasie przed mobilkiem.
I na dodatek to wszystko zdala od cywilizacji
Mimo, iż w Portugalii temperatury są zdecydowanie wyższe to zupy cieszą się tam powodzeniem, W każdej odwiedzonej przez nas restauracji w menu figurowały co najmniej dwie-trzy zupy do wyboru, ale numerem jeden jest caldo verde:
https://www.ambasada-portugalii.pl/caldo-verde-klasyczna-zupa-portugalska/
W Coimbrze ani w Aveiro zup nie kosztowaliśmy, ale próbowaliśmy różne desery w wersjach mini. Na zdjęciach są małe ciasteczka w muszelce z opłatkowego ciasta z masą jajeczną w środku, to specjalność Aveiro o nazwie ovos moles co znaczy miękkie jajka: https://photos.app.goo.gl/gj6M3XhBTxKm5vXw7
Podrzucam jeszcze internetowe zdjęcie z Biblioteki Joanina w Coimbrze, bo w środku niestety nie można robić zdjęć:
https://pbs.twimg.com/media/EsgNlDQUcAEFWDe.jpg
To miejsce jest wyjątkowe z wielu powodów, a jednym z nich są nietoperze, które pracują tam w nocy w roli serwisu sprzątającego:
https://www.onet.pl/informacje/kopalniawiedzypl/biblioteca-joanina-to-nie-tylko-jedna-z-najpiekniejszych-bibliotek-na-swiecie-posiada/nlp97t8,30bc1058
Tutaj nie ma serwisu sprzątającego. To i też dobrze. Bo byłoby mi smutno gdyby z dnia na dzień ktoś posprzątał mi to, co na wiosnę tutaj widać nawet gołym okiem
https://photos.app.goo.gl/NC7Ft4fXze1GgxKX6
To tak na marginesie, bo wspominałem wczoraj o wiosennych temperaturach
Dziś nie było zupy. Były za to przysmaki które ostatnio Orca prezentowała.
Bardzo dobrze wchodzą w towarzystwie białego Faustino
Zimą zupy kojarzą się lepiej niż w innych porach roku, bo są z natury rzeczy rozgrzewające. Latem w ogóle się nie bawię w zupy, chociaż kiedyś robiłam często chłodniki – gazpacho i chłodnik z brokułów, dyni, chłodnik litewski.
Dzisiaj był żurek z ziemniakami na białej kiełbasie, też rozgrzewający i taki eintopf prawie, chociaż ziemniaki gotuję w drugim garnku, osobno.
Jutro chyba zupa gronowa, bo Walentynki
ps.
Królową zup jest u mnie zupa gulaszowa i to jest prawdziwy eintopf , bardzo sycąca.
Miłego walentynkowania
https://photos.app.goo.gl/U91yrdzdGcsCyjm67
Na zdjęciach, które zamieściłam 12 lutego wieczorową porą są nie tylko ciasteczka, ale głównie fotograficzna opowieść o Coimbrze i Aveiro.
Alicjo, moja zupa na zimę, to zawsze kapuśniak.
Damuśko,
Krupnik!
Moja walentynkowa róża – prosto z Ekwadoru! Kicz jak trza, ale ona naprawdę jest prawdziwa i z kolcami! Nie wiem, jak to robią, ale…
) znajdziecie dokładny przepis na tę zupę, ja korzystałam z tego:
https://photos.app.goo.gl/RfiJbbZLggpck2sK9
Właściwie to powinnam powiedzieć, że z gulaszową ostatnio wygrywa rassolnik, która to zupa jest na sporej ilości mięsa, najlepiej wołowego i przypomina krupnik, bo się do niej dodaje kaszę, ale specjalnym dodatkiem są ogórki kiszone. Jak będziecie robiły krupnik, spróbujcie dodać 2-3 ogórki kiszone, pokrojone w kostkę. Tę zupę powinno się posypać siekanym koperkiem, ale to opcjonalne. „Na internetach” (podoba mi się to wyrażenie
https://natashaskitchen.com/beef-barley-and-pickle-soup-rassolnik/
Można dodać kwaśną śmietanę, ja próbowałam obie wersje i obie są dobre. Mam śliwki w czekoladzie (prod.Nałęczów) oraz wino – pora świętować
Jeszcze wtrącę o książkach ostatnio przerabianych. Otóż „Kryminalna historia Watykanu” (Artur Nowak, Arkadiusz Stempin) – horror po prostu. Pan Bóg? Jaki tam Pan Bóg – kasa i władza, o to chodzi! Panowie podpierają się wieloma dokumentami, jeden jest prawnikiem, drugi historykiem. Nihil novi – Robert Harris napisał pokazał to w „Konklawe” (a drugie – to film), to się ma nijak do poczciwego proboszcza z małej parafii, to jest państwo w państwie i parafie ich o tyle obchodzą, o ile składają należną daninę na czas.
Potem przeczytałam książkę pisarza polecanego przez Asię – „Dwa rodzaje prawdy” na początek, zapisałam w notatniku. A teraz czytam „Neron. Człowiek odarty z mitów” – Richarda Hollanda. Trudno się oderwać od książki.
To z opisu (i dlatego mnie zaciekawiło!):
RICHARD HOLLAND – znakomity pisarz i wieloletni dziennikarz „The Times”, znawca historii starożytnej – demaskuje mistyfikację, której ofiarą stał się Neron na przestrzeni dziejów. Nie wybiela swojego bohatera, lecz rewiduje i podważa mit odrażającego despoty, jaki narodził się tuż po śmierci cesarza, gdy jego pamięć została w Rzymie oficjalnie potępiona, a posągi usunięte z miejsc publicznych.
W swojej książce odsłania portret odmienny niż ten utrwalony w kulturze masowej przez tradycję, literaturę i film, rozpowszechniony także przez Henryka Sienkiewicza w „Quo vadis”. Odziera postać cesarza z hollywoodzkiego kiczu, ukazując innego Nerona: nie błazna, lecz ulubieńca tłumów; nie antychrysta, lecz artystę; nie wojownika, lecz pacyfistę; nie tyrana, lecz oswobodziciela; nie potwora, lecz człowieka.
(Opis pochodzi od wydawcy).
„Nic o nas bez nas” – to mój polityczny wtręt do odbywającej się właśnie konferencji w Monachium. Kojarzy się z Jałtą, gdzie nas i inne kraje sprzedano, powstały tak zwane „strefy wpływów”. Ale wtedy miało to swoje uzasadnienie, bo USA brało udział w II wojnie, Pearl Harbour i te rzeczy. Ale teraz??? Najwięcej do powiedzenia mają oczywiście ci, którzy w Europie nie mieszkają. Nawet nie przepraszam za ten wpis.
Dzisiaj na obiad pieczeń we frajerze, do tego surówka z kapusty kiszonej i parę mini ziemniaczków (bez tego nie ma obiadu dla Jerzora).
Alicjo – zaczęłaś od tomu 20
Najbardziej podobały mi się pierwsze. A serial jest dobry jak na ten gatunek. I pasuje mi aktor, który gra Harrego, chociaż jego wygląd i wiek odbiegają od wizerunku książkowego.
Dopadł mnie jakiś wirus, nie grypowy. W biurze najpierw zachorowały dwie osoby, potem my w trójkę w tym samym czasie. Lekki ból głowy, zatokowy, było mi zimno i temperatura. I kaszel. Natomiast żadnego bólu mięśni. I tak leżałam od powrotu z pracy w środę do wczoraj. Dzisiaj już jest lepiej.
Nawet nie miałam okazji obejrzeć zdjęć Danusi.
Małgosia dawno się nie odzywała.
Bo Małgosię dopadło coś podobnego, jeszcze pokasłuję.
Asiu,
mam to na uwadze (zapisałam!).
Nadal przerabiam Nerona, to się wolno czyta, bo to nie jest beletrystyka.
Kobiety, nie chorujcie, wiosna za rogiem! No!
Wiosna może i za rogiem, ale póki co przypomniała sobie o nas zima, przynajmniej w Polsce. Nawet dobrze zrobiła, bo trochę śniegu i mrozu na pewno się przyda.
Byliśmy dwa dni temu nad Bugiem i zrobiliśmy sobie spacer nad rzekę. Poziom wody na Bugu ciągle niski, ale jednocześnie rzeka była skuta lodem, a tak właśnie powinno być każdej zimy w naszym klimacie.
Słabującym życzę zdrowia, a wszystkim przesyłam trochę portugalskiego słońca:
https://photos.app.goo.gl/JZAkodg8Bxrf96Y19
Cd dalszy nastąpi…
Danuśko,
Cudne to portugalskie słońce! Tymczasem my ograniczamy się do okolicy: https://www.eryniawtrasie.eu/58991
Dla zainteresowanych,
W Port Angeles, WA mieszkał i jest pochowany Raymond Carver. Poeta i eseista.
Na jego grobowcu jest wygrawerowany poemat Late Fragment.
https://thewearychristian.com/raymond-carvers-tombstone/
Poezje i eseje pisarza były inspiracja do scenariuszy filmów Short Cuts i Birdman.
Film Birdman zaczyna się od słów wygrawerowanych na grobie.
“Late Fragment“, Raymond Carver
And did you get what
you wanted from this life, even so?
I did.
And what did you want?
To call myself beloved, to feel myself
beloved on the earth.”
Kiedy Alejandro Innaritu przyjmował Oscara za Birdman podziękował Tess Gallagher, wdowie pisarza, za udostępnienie materiałów.
Kto będzie w Victoria, BC może popłynąć promem do Port Angeles. Dwa małe miasteczka. Victoria to tradycja zabudowy wiktoriańskiej i angielskich ogrodów. PA to miasteczko o tradycjach przerobu drewna (logging) i wędzenia łososia.
Inna wycieczka,
Pociągiem z Seattle do Vancouver, BC
https://youtu.be/2tLjCJl6niA?feature=shared
Żadnych spacerów u nas:
https://photos.app.goo.gl/UHh1zZXJe36EbpCh7
https://photos.app.goo.gl/RnQfRFL8av3XtKeh8
Opowieści o Neronowych czasach wbijają w kanapę. Historycy zgodni są co do tego, że większość opowieści o krwiożerczym Neronie to ploty, które są powtarzane od prawie 2000 lat. Łagodnym barankiem nie był, bo nie były to czasy łagodnych baranków, ale miano mu za złe, że chciał wstrzymać śmiertelne walki gladiatorów, nie cierpiał okrucieństwa, no i przede wszystkim nie podpalił Rzymu, a go ratował… Ale czasy w których żył były straszne, jak facet nie chciał być okrutnikiem, to był tak zwanym „przegrywem”. No i Neron w pewnym sensie był, dlatego knuto przeciw niemu ile wlezie. Idę przejrzeć Portugalię, trochę słońca mi potrzeba, a potem dokończyć o Neronie, już jestem blisko końca.
Danuśka,
Akurat mąż zaciekawił się, jakie zdjęcia oglądam i spytał: to ty?, gdzie to zdjęcie było zrobione? Też widział podobieństwo. Zabawna sytuacja.
bardzo podobały mi się te dwie starsze panie w strojach zapewne nawiązujących do tradycyjnych; wdzianka, spódnice, skarpety i buty – bardzo stylowe.
A turbot przypomniał mi scenę gotowania tej ryby w filmie” Bulion i inne namiętności”. Ten na zdjęciu jest chyba smażony albo pieczony.
I jeszcze zdjęcie niespodzianka, to, na którym chodzisz brzegiem oceanu. Po prostu zobaczyłam na nim siebie
Co do zimy, zgadzam się z Tobą całkowicie. Zima jest jeszcze potrzebna. Od razu zrobiło się ładnie, w naszym regionie rozpoczynają się ferie, więc dzieci skorzystają z zimowych rozrywek. Jestem za zimą w lutym.
Obejrzałam zdjęcia oraz uzupełniłam przechadzką po ulicach (za pomocą Google Earth). Plaże to oni mają!
No ale moja zima dzisiejsza to już nieco przesada… dobrze, że jutro wolny dzień, to ludziska będą się odkopywać. Nie jest miło wstać o śœicie i machać szuflą!
Właśnie się odkopujemy…
https://photos.app.goo.gl/RA4ZPbJ3oQKAa1GR8
Ewo- bardzo ciekawy pomysł z odwiedzinami w studio filmowym, a napis „Nie skubać ścian” rozłożył mnie na łopatki
Kiedyś słuchałam w radiu opowieści o tym, jak powstają różne dźwięki czyli o pracy dźwiękowca „od kuchni”, to było niezwykle interesujące.
Krystyno-starsze panie w tradycyjnych strojach bardzo chętnie pozowały do zdjęcia i było to miłe spotkanie. Turbota z filmu „Bulion i inne namiętności” też dobrze pamiętam, a ten z mojego zdjęcia jest smażony. Obok restauracji był sklep z rybami i owocami morza. Rybę można było sobie wybrać w tymże sklepie i uzgodnić sposób jej przygotowania. W czasie naszych wędrówek turbota jedliśmy raz jeszcze, kupiliśmy go na rybnym targu i usmażyliśmy sami, też był smaczny. Na targu czy w sklepie rybnym można poprosić, by rybę nam oczyszczono i ewentualnie też wyfiletowano. Zatem w domu wrzucamy ją do razu na patelnię czy do piekarnika. Szkoda, że w Warszawie nie można liczyć na taką bezpłatną i bardzo ułatwiającą życie usługę.
Osobom, którym jeszcze nie znudziła się Portugalia podrzucam kolejne zdjęcia:
https://photos.app.goo.gl/G2cRfbDJ3d3Ag5Yx6
Krystyno- gdybyś miała i mogła zamieść swoje zdjęcie, jak spacerujesz gdzieś nad morzem to być może ja zobaczyłabym siebie
Rzeczywiście śmieszna historia.
„Kluski to potrawa z ciasta, zrobionego z mąki, ziemniaków, twarogu lub mieszanego. W Polsce danie to jest niezwykle popularne, ale w zależności od regionu – różnorodnie formowane i podawane.”
Polskie kluski zasługują na swoje święto
w kalendarzu. Autorka pierwszej polskiej monografii klusek Paulina Nawrocka-Olejniczak, wsparta przez wielu szefów kuchni, twórców kulinarnych i jedzeniowych entuzjastów proklamują 18 lutego Świętem Polskiej Kluski!
Orca,
serdeczne dzięki za podróż Seattle-Vancouver, z przyjemnością obejrzałam stare kąty.
W przyszłości nie planuję już żadnych pozaeuropejskich podróży.
eva47,
eva47,
Zmarł Marian Turski (1926-2025)
R.I.P.
Mój ulubiony bohater.
Danuśko,
Muszę przyznać, że oboje dobrze się tam bawiliśmy a i przewodniczka opowiadała o produkcji filmowej z pasją.
Ewo-przewodnik-pasjonat to czysta przyjemność, potwierdzam z całym przekonaniem, że nie wspomnę o „ubogacaniu” wszelakim.
Kilka dni temu uczestniczyłam w mszy pogrzebowej podczas, której ksiądz oczywiście nie omieszkał wspomnieć o „ubogacaniu” i właśnie dlatego przypomniał mi się ten nieszczęsny czasownik, tak chętnie używany przez duchownych. W „Wysokich Obcasach” znalazłam artykuł na temat napuszonego języka obowiązującego już od wielu lat w polskim kościele zatem pozwólcie, że zacytuję jego fragment:
„Muszę przyznać, że rzadki mam kontakt z językiem przedstawicieli Kościoła katolickiego. Kilkanaście lat temu prowadziłem zajęcia w Podyplomowym Studium Retoryki UJ, gdzie wielu słuchaczy to byli księża, zakonnicy, a nawet zakonnice. Nawet, bo przecież kobieta w Kościele praktycznie nie ma głosu. Do dziś mam traumatyczne wspomnienia z wyjazdowych zajęć z całą grupą matek przełożonych zakonów żeńskich w Polsce: zajęcia poświęcone publicznemu zabieraniu głosu wydawały im się oderwane od rzeczywistości i kompletnie niepotrzebne, żadna z nich przez wiele godzin nie podniosła nawet wzroku znad zeszytu.
Moim zadaniem było po prostu doprowadzić do tego, by zaczęli oni (i one) mówić zwykłym językiem, własnym głosem. By zamiast „przybywać” — „przychodzili”, zamiast „spożywać” — „jedli”, a zamiast „czynić” — „robili”. By nie wspomnieć o „ubogacaniu”, „stawaniu w prawdzie”, „zasługach zbawczych”, „odnowie serca”, „prawdziwej przemianie”, „pochylaniu się nad grzesznymi” i „gubieniu swojego ukierunkowania ku życiu wiecznemu”.
Michał Rusinek” Wyborcza- Wysokie Obcasy.pl” 18.11.2020
Dobre!
Niezły pieszczoszek z tego Rusinka. I na dodatek żadna nie chciała spojrzeć na niego.
O księżach nie wspomina. Być może to oni atakowali
Rusinka wzrokiem a on biedaczysko szukał oparcia w siostrach które po prostu olały go :))
I taki przypadek delikatniusia wytrącił nieodwracalnie z równowagi psychicznej, doznał wstrząsającej sytuacji, która przewyższa zdolność do radzenia sobie z emocjami


Traumatyczne wydarzenie
Niemen śpiewał dawno o głupotach
Danuśko,
ucieszyłam się że podjęłaś temat „napuszonego polskiego języka”. Może i on wziął się z kościoła, ale od wielu lat panoszy się wszędzie. Wy w Polsce jesteście z tym tak osłuchani że już nie zwracacie na to uwagi. Od wielu lat ten język „rzuca mi się nie na uszy” ale na oczy, bo czytam polską prasę i polskie blogi.
Kilka dni temu czytałam w GW o bezdomnych kotach, które nie są „bezdomne” tylko „wolnobytujące”! Bezdomny mężczyzna nie jest „bezdomny” tylko znajduje się w kryzysie bezdomności. Nie ma w Polsce pijanych kierowców, są tylko kierowcy znajdujący się pod wpływem, itd. itd.
Dziwi mnie też od dawna że wyszedł z użycia wyraz „kupowac”. Koleżanki blogowe niczego nie kupują tylko „zakupują” albo wręcz „nabywają” to i owo na targu.
Potem z tą „nabytą” rybą „szaleją” w kuchni. Bo Polacy albo „szaleją” albo „są w szoku”.
Proszę mi wierzyć że nie chciałam nikogo urazić ani obrazić i gdyby Danuśka nie zaczęła „w tym temacie” to siedziałabym cicho i tylko „miałabym zdziwienie „.
Evo47- po przeczytaniu Twojego komentarza od razu pomyślałam o Pyrze, bo ona z kolei „walczyła” z poprawnością polityczną w naszym języku i kiedy ktoś mówi „osoba w kryzysie bezdomności” zamiast bezdomny (by broń Boże nikogo nie urazić!) to ja też się dziwię, ale powoli do tego przyzwyczajam.
z powodu nadużywania anglicyzmów natomiast sama często bawi się różnymi słowami. Mnie osobiście to absolutnie nie przeszkadza i też bawi.
Natomiast zwrot „nabyć drogą kupna” pamiętam jeszcze z czasów studenckich i tenże traktuję z uśmiechem i uważam za językowy żart.
O języku można by dyskutować długo i namiętnie (czy namiętnie to poprawne słowo w tym kontekście…) a poza tym, jak wiemy już z wcześniejszych rozmów blogowych, różne rzeczy nas drażnią i nie wszystkich denerwuje to samo. Na przykład Alicja dostaje „wysypki”
Ale o co kaman?
Danuśko,
proszę o definicję i przykłady „bawienia się słowami”. Natentychmiast! <– A to jest akurat fajne i ze słownika Nisi.
Bawienie się słowami to chyba nie to samo, co anglicyzmy, a Ty stawiasz znak równości (natomisat sama bawi się).
Już dawno mam w głębokim poważaniu dbanie o względną (podkreślam, bo pewnych słów się nie da wykreślić czy nie przyjąć) czystość języka, bo język to jest jednak ojczyzna polszczyzna, zmienna ci ona jest.
Chodzi mi o to, żeby nie zaśmiecać języka niepotrzebnie, bo mamy dobre odpowiedniki w języku polskim. Zawsze to podkreślałam. Bralczyk i Miodek, moi guru od języka, powiadają, że warto dbać o język polski. Mój syn, który wyrósł w Kanadzie, radzi sobie znakomicie z językiem polskim i gdybyście go usłyszeli jak mówi, nigdy byście nie zgadli, że on prawie całe swoje życie przeżył na tym kontynencie. Może mu brakować słów, ale nigdy nie można mu zarzucić, że ma jakiś obcy akcent.
Na pewno jestem wyczulona na te sprawy, ale jestem starej Pyry generacja, to po pierwsze primo, a po drugie primo uważam, że język to jest stan duszy. Polski język.
Alicjo- myślałam np. o słowie natentychmiast i też uważam, że jest zabawne. W tej chwili inne słowa nie przychodzą mi do głowy, ale to lekkie przekręcanie absolutnie mi nie przeszkadza. Myślę, że źle się wyraziłam, bo nie stawiam wcale znaku równości pomiędzy anglicyzmami i bawieniem się słowami, doskonale wiem, że to nie jest to samo.
Basia Adamczewska zamieściła 11 stycznia swój ostatni wpis na naszym blogu, ale nie zrezygnowała z bezpośrednich kontaktów z Blogowiczami i dzisiaj właśnie mieliśmy okazję się o tym przekonać goszcząc w jej domu. Spędziliśmy bardzo miłe popołudnie w pięcioosobowym towarzystwie: przy stole zasiadła, co oczywiste, nasza Gospodyni oraz Małgosia, Salsa, Nowy i pisząca te słowa. Wspominaliśmy Piotra oraz dawne, dobre blogowe czasy i toczyliśmy wprawdzie nie nocne, ale po prostu długie i ciekawe Polaków rozmowy. Dziękuję bardzo Barbarze za zaproszenie, a wszystkim biesiadnikom za znakomite towarzystwo. Szampan Małgosi oraz wina starannie wybrane przez Nowego uświetniły nasze spotkanie. A rożki z konfiturą z róży w wykonaniu Gospodyni i ciasto czekoladowe Salsy palce lizać
Wczoraj wieczorem otrzymałam od Pani Oli z redakcji „Polityki” następującą odpowiedź na maila w sprawie przyszłości naszego blogu:
„Dzień dobry,
nadrabiam z tradycyjnym opóźnieniem, przepraszam – dzieje się w świecie dużo i niekoniecznie dobrego. U Pana Daniela to był inny przypadek – tam się zbierała społeczność przypadkowa i nie zawsze przychylna Autorowi, za to chętnie pisząca okropne rzeczy. To coś innego. W tym wypadku nie planujemy niczego blokować. Gdyby coś Panią niepokoiło, blog się nie otwierał itd. – proszę dać znać.
I tu pozdrowienia oraz podpis.
”
Czyli będziemy mogli nadal zamieszczać komentarze? Tak do końca nie bardzo wiadomo, ale chyba tak…..
Danuśka,
dzięki za dobre wiadomości.
Przypomniałam sobie, że niedługo, bo 16 marca minie kolejna, dziewiąta już, rocznica śmierci Piotra.
Duży koszyk słynnych rożków przywieziony został przez Gospodarzy na jeden ze zjazdów u Żaby. Równie dobre rożki, choć nie z konfiturą różaną, a dobrym dżemem lub powidłami dostaję od czasu do czasu w prezencie/ są pieczone przez panie kucharki na Kaszubach/, więc sama już ich nie piekę.
Nasze dzisiejsze spotkanie pełne wspomnień i wzruszeń, ale też ploteczek na tematy bieżące. Dziękuję za ten wspólnie spędzony czas, a przede wszystkim Basi za ugoszczenie nas u siebie.
Wiadomość od pani Oli wydaje się pozytywna. Danuśko, dzięki za podjęcie sprawy w naszym imieniu. Taki to był miły dzień…
Ja też tam byłem, jadłem i wino piłem!
Dziękuję bardzo za super przyjęcie, super atmosferę, super jedzonko!
Tak się złożyło, że nigdy wcześniej nie poznałem naszej Gospodyni , ale to nic nie szkodziło. Jest osobą tak bezpośrednią, tak kontaktową, tak miłą, tak rozmowną, że od pierwszej minuty człowiek czuje się jakby Ją znał osobiście od bardzo dawna. A jeszcze w towarzystwie naszych blogowych Dziewczyn – to jak chwile utrwalone przez najlepszych impresjonistów. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Dziękuję Gospodyni i Dziewczynom! Być w takim towarzystwie jedynym facetem – po prostu zaszczyt!
Pogaduszki oczywiście o wszystkim, tak jak tematyka Bloga założonego przez Piotra. Jego duszę i obecność wyczuwa się w każdym zakamarku tamtego mieszkania, po prostu był z nami. I tak chcę to spotkanie zapamiętać! Jeszcze raz bardzo dziękuję!
Danuśka,
jak wiemy, słowo pisane jest napisane i nie da się uchwycić tego „osochozi”
Zazdroszczę spotkania warszawskiego, ale…
zabukowaną mam następną trasę do Rzymu za miesiąc i już się na to cieszę ogromnie. Rzym zrobił na mnie wielkie wrażenie, a przecież przemierzaliśmy z Jerzorem świat wte i wewte. I nawet Jerzor przyznał, że trzeba tam raz jeszcze.
Danuśka,
wielkie dzięki za trzymanie palca co do ciągłości bloga. Damy radę!
https://photos.app.goo.gl/kEgMXi3R4iAXyYqq5
Zjazd na Kaszubach… Kurpiach raczej?
https://photos.app.goo.gl/kEgMXi3R4iAXyYqq5
p.s.
Kurdesz , wkleiło mi się dwa razy
hmmmm… wierzyć mi się nie chce, że to było 17 lat temu…. Kurpie, znaczy się.
Alicjo,
dziękuję, z przyjemnością obejrzałam Wasze stare zjazdowe zdjęcia . Nareszcie wiem jak wygląda blogowy kolega ten „znajdujący się w kryzysie bezdomności „.
To dobra wiadomość że znów lecisz do Rzymu, życzę Wam żebyście jak najwiecej zobaczyli, nie tylko tłumy turystów.
Podczas wczorajszych rozmów doszliśmy do wniosku, że to przede wszystkim dzieci i wnuki (a Basia Adamczewska ma też prawnuczkę) które dorastają i robią co raz starsze uzmysławiają nam, jak długo się już znamy oraz ile zjazdów czy też mini zjazdów jest już za nami.
Luty i marzec 2016 roku były dla Blogu Łasuchów ciężkim i bardzo smutnym okresem: 13 lutego zmarł Placek, 12 marca Piotr, a 27 marca Pyra.
Wracając jeszcze do wczorajszego spotkania wspomnę o chlebie, który upiekła Małgosia i który wspaniale smakował z serami, jakie dzielnie przytargała w swoim plecaku.
Kiedyś sporo tu pisaliśmy o domowych wypiekach chleba. Zwłaszcza nasze blogowe mistrzynie, Małgosia i kuzynka Magda. Próbowałam i ja, ale widać talentu zabrakło i w tej sztuce nie błysnęłam.
Spodobał mi się pomysł Danusi przywieziony z Portugalii na caldo verde, bardzo prosta, szybka i smaczna zupa, robiłam w wersji wege, a współbiesiadnik dodał podsmażone plasterki chorizo.
eva47,


dlatego koniec marca – bo nie jest to okres wakacyjny. Ale może być zimno… no cóż, już się przyzwyczailiśmy
Wspominki:
https://photos.app.goo.gl/U4iyaFcdjG11zFdj9
https://photos.app.goo.gl/8DMFmSnczvLuRr052 <– to był nasz ostatni zajazd na. Potem to już tylko mini-zjaździki, ale i tak było zawsze cudnie. Wszystkie zjazdy mam foto-udokumentowane. Bo miło wspominać…
Ze Zjazdem Kurpiowskim kojarzy mi się taka rzecz, że Gospodarz zaproponował, żeby te włościa na Kurpiach były jako stały punkt Zjazdów Łasuchów, ale jakoś to przeszło bez głosowania i chyba dobrze, bo byśmy się tam za bardzo zadomowili
I teraz Gospodyni miałaby problem…
"To było dopiero co"… – czy Wam się nie wydaje, że ten czas zapieprza coraz szybciej, jakby mu płacili za to? Cholerka…
Salso-cieszę się, że wypróbowałaś portugalską zupę
Moją caldo verde posypałam chipsami z jarmużu, aby je zrobić wystarczy porwać jarmuż na niewielkie kawałki, posmarować lub popsikać oliwą i wstawić na chwilę do piekarnika. Uwaga, na chwilę! Łatwo przypalić.
p.s.
Jeszcze przed tą czarną listą w listopadzie 2015 roku zmarła Nisia. Duży wkład w nasz blog!
OK.
To należy oglądać w tyle mając piosenkę Ireny Santor – Mój pierwszy walc…nasz pierwszy Zjazd…
Blog miał wtedy rok z maleńkim kawałkiem, a Pyra była inicjatorką takich wydarzeń:
https://photos.app.goo.gl/U4iyaFcdjG11zFdj9
no no, że eva47 interesuje się bezdomnymi w kryzysie wieku średniego
Nie, to z pewnością nie jest nic złego i znacznie lepsze niż na każdym kroku wskakiwanie sentymentalne Alicji
Alicjo,
dla porządku – ostatni zjazd , dziesiąty, odbył się w sierpniu 2016 r. w Poznaniu. Dużo osób wtedy przyjechało.
Do 24 lutego można oddać głos na europejskie drzewo roku: https://magazyncieplasystemowego.pl/ekologia/europejskie-drzewo-roku-2025-czy-znowu-wygra-drzewo-z-polski/ .
Warto obejrzeć wszystkich kandydatów, bo wszystkie drzewa są piękne.
Dziewczyny- a potem były jeszcze:
1-3 września 2017 roku XI zjazd w Żabich Błotach,
8-10 czerwca 2018 roku XII zjazd w Soczewce k/Płocka oraz
od 30 sierpnia do 1 września 2019 roku XIII zjazd w Żabich Błotach.
Danuśka,
racja, najpierw Alicja pokręciła, a potem ja.
A to krętaczki!
W 2024 walczył – i zwyciężył! W Wojsławicach byłam w 2023. Ciekawa gazeta, Krystyna, zapisałam się
https://photos.app.goo.gl/WxQnr4f6jemQo65w7
W ostatniej „Polityce” ciekawy artykuł, zwłaszcza dla łasuchów

po rewolucji ,
masz chyba taką funkcję w swoim komputerze czy innym urządzeniu, która pozwala Ci omijać pewne teksty? Ulżyj sobie i omijaj moje sentymentalne wpisy, OK? Nie chcę przyczyniać się do utraty Twojego dobrego nastroju
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/2289369,1,jemy-scieme-gotowe-dania-i-miesne-hybrydy-witajcie-w-erze-zafoliowanej-gastronomii.read?src=mt
Nie masz szans Alicjo, nawet najmniejszych by w jakikolwiek sposób wpływać na mój nastrój


I nie smuć się aż tak mocno tym. Jesteś w dobrym klubie osób. Tam są wszyscy, oprócz mnie
Good vibes only!
I jeszcze jedno. Przestań w końcu dyktować co i jak mam robić. Innym może to odpowiada, ale mi przychodzi do głowy żeś mało wychowana. Ale teraz to już bez znaczenia.
Za późno
Lubię opowieści o tym, jak i skąd na naszych talerzach pojawiły się różne dania, a nasza ostatnia podróż do Portugalii skłoniła mnie do mnie do odgrzebania historii związanej ze specjalnością rodem z Porto o nazwie francesinha, co po portugalsku znaczy mała Francuzeczka. Tę historię trzeba zatem rozpocząć we Francji, kiedy na początku XX wieku Michel Lunarca rozpoczyna pracę w paryskiej restauracji „Bel Age”. Rozpoczyna skromnie jako pomagier w kuchni, ale właściciel knajpy docenia jego umiejętności i kiedy żegna się z tym światem przekazuje w spadku restaurację swojemu pracownikowi. Ten spadek wywołuje zazdrość i niechęć wśród okolicznych restauratorów, którzy rozpowszechniają plotkę, iż w „Bel Age” podaje się ludzkie mięso. Któregoś dnia w restauracji zabrakło bagietek do przyrządzania kanapek zatem Michel Lunarca wpada na pomysł, by wykorzystać
kromki zwykłego chleba, przełożyć je serem i szynką oraz podgrzać w piekarniku.
Na pytanie klientów z czego składa się ta kanapka odpowiada żartem:
tam jest „viande d’un certain monsieur”- jest tam mięso pewnego pana.
Następnego dnia w menu pojawia się pozycja „croque-monsieur” czyli „chrupiący pan” i ta niezwykle prosta, a jednocześnie bardzo smaczna przekąska pozostaje do dzisiaj jednym ze sztandarowych dań kuchni francuskiej: https://tiny.pl/q7ykpfvq
Wypijcie do niej kieliszek czerwonego wina, uśmiech na twarzy gwarantowany
Croque-monsieur ma swoją damską wersję pt. croque-madame z jajkiem sadzonym na wierzchu. Jajko nawiązuje do kształtu niegdysiejszych kapeluszy noszonych przez panie: https://tiny.pl/nhhjtm1g
A teraz portugalska część tej opowieści: Daniel David de Silva po powrocie z Francji postanowił przystosować francuską kanapkę do portugalskich smaków, wzbogacił ją mięsem i zatopił w sosie piwno-pomidorowym. Podał ją po raz pierwszy w Porto w roku 1953 w restauracji „A Regalaira” i tak „Mała Francuzeczka” jest obowiązkowym punktem kulinarnych odkryć podczas wizyty w Porto, chociaż można ją też znaleźć w jadłospisach w innych, portugalskich miastach. Próbowaliśmy, ale francesinha nie rzuciła nas na kolana. Kiedy dzielnie przebrniecie przez zdjęcia klasztorów oraz kolejnych azulejos znajdziecie ją poniżej i jest to już ostatni album z naszej podróży:
https://photos.app.goo.gl/npKqWmrqXXFqakBw9
Podziwiam Danusiu Twoją chęć do tak dokładnego dokumentowania. Bardzo lubię oglądać Twoje zdjęcia, szczególnie że Ty masz zupełnie inne spojrzenie niż ja. Mam coraz mniej chęci do robienia zdjęć, chyba że są to miejsca wyjątkowo charakterystyczne. Jako wygaszacz ekranu mam pokaz zdjęć i coraz częściej się łapię, że zastanawiam gdzie i kiedy to było.
Przychylam się do opinii w sprawie zdjęć – mnie urzeka w nich przede wszystkim architektura. I to z każdej wycieczki. Bardzo podobają mi się też zdjęcia „Erynii w trasie” i Witka. Nie ma kiedy tam pojechać, a tu masz takie kuszenie…
Teraz pora na nasturcję, które już ładnie przykleiły listki do okna…
Dzisiaj żeberka na ostro, pieczone, a w planach schab po bałkańsku – to się nadaje na proszoną kolację, zainteresował mnie przepis, więc w najbliżśzym czasie jak kogoś zaproszę, to właśnie to przygotuję z kaszą gryczaną. Zdam sprawę, jak wyjdzie.
Z innych wieści – prawie upał, bo aż 3c (na „plusie dodatnim”), ale za chwilę powtórka z rozrywki, więc śnieg nie zdąży chyba stopnieć. Na parapecie szaleństwo – kwitnące gałązki forsycji pobudziły inne kwiaty do roboty i tak: kwitnie krassula, hibiskus oraz… hoya, która według kwiatowej konstytucji powinna kwitnąć około czerwca
Kolorową różę z Ekwadoru zasuszyłam i ciekawa jestem, jak długo utrzyma kolory.
Dziewczyny-dziękuję za miłe słowa
Robienie zdjęć oraz ich porządkowanie po zakończeniu podróży sprawia mi wielką przyjemność, a poza tym na emeryturze człowiek ma więcej czasu na tego rodzaju zajęcia.
Ciekawostki z Sycylii – Polka tamże, uprawiająca pomarańcze. Ciekawa historia:
https://youtu.be/6saIH9Jg30c?si=agM0fkPag_x-tXh8
Na blogu Łasuchów nie sposób nie wspomnieć o tym, że wczoraj mieliśmy Tłusty Czwartek. W internetach pojawiły się zatem różne memy i stosowne złote myśli:
Jeszcze ostatnie dwa pączki i się rozchodzimy, szeptały do siebie szwy w dżinsach.
Mężczyźni są jak pączki. Jeden brzydki, ale nadziany. Drugi piękny, ale beznadziejny. Trzeciego już konsumuje inna kobieta. Na czwartego nie zasłużyłaś. Piąty zbyt tłusty, a cała reszta i tak ci wyjdzie bokiem.
Panowie, nie obrażajcie się i tak Was kochamy
Przy okazji przeczytałam jeszcze tę całkiem słuszną uwagę:
Bycie starszym ma swoje wady i zalety- nie widzisz liter z bliska, ale idiotów poznajesz z daleka.
Wracając do pączków: zjedliśmy wczoraj po dwa na głowę czy raczej na podniebienie. Była to rozkoszna chwila, jako że rzeczone były nadziane lekko kwaskowym nadzieniem z mango i marakui, a nadzienia nie pożałowano. Ten wyśmienity pomysł miała cukiernia położona rzut beretem od Salsy.
Salso- czy znasz ich pączki? Cokolwiek rujnują portfel, ale moim zdaniem są warte swej ceny.
My też wczoraj mieliśmy po dwa pączki na głowę. Po jednym klasycznym z różą i po połówce z wiśnią i ze śliwką zakupione na stoisku Gajewskiego. Cena całkiem rozsądna, kolejek nie było.
Dziś na obiad pieczone dorady.
Były pączki z Baltic Deli – niestety, zostały tylko resztki, czyli te, których nie lubię najbardziej i których nie kupujemy, ale na bezrybiu… otóż pączki z jakimś tutejszym „jelly”, zamiast konfiturą z róży (dawno już nie było!) a w najgorszym razie z powidłami ze śliwek. Dopieściliśmy się śliwkami w czekoladzie.
Danuśka,
tekst o mężczyznach znakomity
W planach kurze udka we frajerze. Poza tym mrozik, -5c w południe. Jutro będzie niżej…
Sprawa się rypła, będą klopsy, które raz w życiu robiłam, pomagając koleżance, a było to lat temu sto.
Do odważnych świat należy, „na internetach” przestudiowałam kilka przepisów i przystępuję do działalności.
Ostatni dzień lutego, a u mnie klimaty hawajskie ze śniegiem w tle
https://photos.app.goo.gl/fqzq7RsX4Qd5CL389
Pączka zjadłam tylko jednego, bo odkąd w ramach postanowień noworocznych ograniczyłam bardzo słodycze, jakoś nie ciągnie mnie do słodkich wypieków. W sklepie były pączki w cenie 4,90 zł oraz trochę bardzo pięknych dwa razy droższych, z malinami, słonym karmelem. Faworki grube są w cenie 98 zł za kg.
Ponieważ dziś przyjechali chłopcy, upiekłam faworki. Z pomocą męża praca poszła szybko, zwłaszcza że ciasto zagniotłam wczoraj.
A na obiad był łosoś pieczony , bataty i surówka z białej kapusty.
Danuśko, cukiernia mi znana, ale pączki zakupione gdzie indziej, okazały się beznadziejne, natomiast dzisiaj poczęstowano mnie pączkiem od Sowy i był przepyszny. Słodki dzień, bo na zamówienie rodziny robiliśmy faworki w słusznych ilościach, wspaniałe, delikatne i kruche, trudno je donieść z talerzyka do ust, no ale takie powinny być faworki…
https://www.youtube.com/watch?v=jirTP8avqbE
Aktualne.
https://www.youtube.com/watch?v=Yq7FKO5DlV0
https://www.youtube.com/shorts/W0rqlX0Lv-8
-19c rano
„Mój chłopak twierdzi, że jestem za ładna, żeby pisać dobre wiersze. Co myślicie o tych, które załączam? – Sądzimy, że jest Pani rzeczywiśćie piękną dziewczyną” – to z „Poczty literackiej” w nieistniejącym już „Życiu literackim”. Odpowiedzi udzielała Wisława Szymborska
Powyższe mam jeszcze z okresu papierowego, natomiast w czytniku niezbyt ciekawe wywody Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Wojnę szatan spłodził”. Natomiast bardzo ciekawa jest ” Spowiedź ambasadora” autorstwa Romualda Spasowskiego (poprosił o azyl w USA, gdzie był na placówce, po wprowadzeniu stanu wojennego). Był ambasadorem przez 37 lat, w Indiach, Argentynie i dwukrotnie w USA. Sporo ciekawych obserwacji z tamtych lat, od lat 50-tych do 90-tych prawie. Można też zauważyć, że historia kołem się toczy, zadziwiające, jak bardzo jest ta książka aktualna.
Oskary!
W tym roku mnie interesują, bo zaczęłam chodzić do kina. Stawiam na Adriena Brody, który musiał zbudować bardzo wymagającą rolę – w przeciwieństwie do Timothée Chalameta, który śpiewająco odegrał (i odśpiewał!) rolę Boba Dylana. Był w tym bardzo dobry, ale jednak chyba łatwiej jest naśladować, niż stworzyć postać, tak jak to zrobił Brody. Ciekawostką dla mnie jest nominacja dla Izabelli Rossellini – drugoplanowa gwiazda była przez mgnienie oka w filmie i nie pamiętam, ile zdań powiedziała, stojąc w drzwiach… dwa? No ale nominacja jest
Myślę, że „Brutalista” powinien zgarnąć Oscara, chociaż „Konklawe” też był znakomitym filmem. Wszystkich oczywiście nie oglądałam, ale z tych poważnych pretendentów akurat tak.
O, i najlepsza adaptacja – „Konklawe” według książki Roberta Harrisa. Czytałam i obejrzałam film, to mogę ocenić
Dzień dobry Blogu,
Mam pytanie do Irka, po koniec marca wybieramy się na weekend do Lublina. Mógłbyś mi polecić co zwiedzić (poza standardami) oraz gdzie dobrze i nie za miliony zjeść? A może miałbyś ochotę na spotkanie?
Ewo,
podczas mojego październikowego pobytu w Lublinie, raptem dwudniowego, zwiedzałam miejsca standardowe, więc tu nie mogę służyć wskazówkami poza tą, że warto zobaczyć wystawę obrazów Tamary Łempickiej na zamku/ to dla zainteresowanych malarstwem/.
Z gastronomii polecałabym bardzo bistro Wytrawny przy Krakowskim Przedmieściu/ róg ulicy Świętoduskiej- oryginalna odmiana św. Ducha/, a więc w zasadzie w centrum miasta, tylko że lokal czasowo jest zamknięty/ remont/ i nie wiadomo, czy do końca marca zostanie otwarty. Bardzo nam smakowało, ceny niewygórowane, miła obsługa. Lokal ma dużo dobrych opinii, myśmy też go pochwalili. Tylko ten obecny remont…
Kawiarnie odwiedziliśmy dwie- pierwsza to ” Między Słowami” przy ulicy Rybnej. Trafiliśmy na nią idąc od zamku w stronę rynku w dość zaniedbanym rejonie. To kawiarnia połączona z księgarnią, ciekawe miejsce.
Druga to ” Akwarela” , tym razem o charakterze artystycznym; dużo tam obrazów.
Jedna i druga warte polecenia. Wszystkie te miejsca są dobrze opisane, więc nie zamieszczam linków.
Dodam tylko, że po Lublinie bardzo dobrze chodzi się pieszo / oczywiście w centrum/, wszędzie trafialiśmy bez problemów.
Na pewno będziecie zadowoleni, ale z dużym niedosytem
Irek na pewno udzieli kompetentnych wskazówek.
Dzięki Krystyno!
Wbrew wieloletniemu zwyczajowi (bo nie oglądam) obejrzałam wczorajsze Oskary, mimo, że nie lubię prowadzącego O’Briena – komicy zwykle śmieją się z własnych żartów, sala mniej…

Ale poszło nadzwyczaj sprawnie, poniżej 4 godzin (rekord chyba?).
„Brutalista” nie zdobył najwyższej nagrody, a zwycięskiego filmu nie oglądałam, więc się nie wypowiadam. Tyle tylko, że dla mnie ten film to wielkie kino.
Brody – nic zaskakującego, nie mógł nie wygrać. Panie pięknie ubrane, najbardziej podobała mi się suknia Hallie Berry, rzeczywiście olśniewająca, chociaż w miarę prosta – no i na pięknym ciele wszystko pięknie się układa, umówmy się
Z polskich akcentów – przeleciał fragmencik filmu Eisenberga, bo Kieran Culkin dostał oscara za drugoplanową rolę, a potem w „In Memoriam” wspomniano o Janie A. Kaczmarku, który odszedł w ub. roku. Wzruszające wspomnienie o swoim przyjacielu, a moim ulubionym aktorze Gene Hackmanie powiedział równie dobry aktor, Morgan Freeman. No i to by było na tyle – poza Mickiem Jaggerem, który humorystycznie zapodał, że zjawia się w zastępstwie Boba Dylana, który na propozycję, by zaprezentował piosenki nominowane do oscara powiedział, żeby poszukali kogoś młodszego. „No i to ja jestem ten młodszy” – powiedział 81-letni Jagger (Bob – 83). Podoba mi się luz Jaggera – owszem, „trudy życia” gwiazdy rock’n rolla odbijają się nieco na wyglądzie, ale młoda wciąż dusza wyskakuje ze skóry
Aha – „Konklawe” tak jak przewidziałam – zgarnęło za adaptację filmową.
ewa 10:35 Polecam „Mandragorę” i „Perliczkę” . Spotkanie z chęcią
Danuśka ma to mnie namiary 
ewa,
Miejsce poleciła mi właśnie Pani Szyszkowska. W Kazimierzu odwiedzam też zawsze starą synagogę, można tam kupić książki, obejrzeć zdjęcia przedwojennego Kazimierza (nie przyznam się ile zapłaciłem za taki album, ale mam).
jeśli mogę się wtrącić i dodać swoje trzy grosze. Za Irkiem obie ręce podnoszę za Mandragorą na Starym Mieście. Jestem tam zawsze ilekroć jestem w Lublinie, a bywam tam. Wydaje mi się jednak, że nie ograniczycie się do samego Lublina, który jest piękny, a Irek zna go lepiej niż ja, więc wskaże najciekawsze miejsca. Ale ze swojej strony mogę próbować namówić Was do wstąpienia do Nałęczowa, nie ma miejsca na ziemi bliższego mojej duszy niż Nałęczów. To tylko 24 kilometry od Lublina, pół godziny samochodem wąską, ale malowniczą drogą. Tam jest np. jedyne w Polsce, a tym samym na świecie, muzeum Bolesława Prusa, no i oczywiście muzeum Stefana Żeromskiego w jego słynnej chacie. Jeśli będziecie w Nałęczowie namawiam, byście wstąpili tam we wtorek i zajrzeli do kawiarni-restauracji – galerii „Ewelina”, w starej willi „Pod Matką Boską”. W każdy wtorek o godzinie 17:00 spotkać tam można przemiłą Panią Profesor Marię Szyszkowską, gotową na rozmowę z każdym chętnym, po to tam każdego tygodnia przyjeżdża. Rozmawiałem z Panią Profesor kilkakrotnie – dla mnie ogromna przyjemność.
A jeśli rozpędem wpadli byście do Kazimierza – tam wstąpcie na herbatkę do herbaciarni „U Dziwisza”. No, nie denerwujcie się – to nie o tego Dziwisza chodzi!
To tak w wielkim skrócie, nie chcę zbyt wiele narzucać, żeby nie trafić jak kulą w płot i może się Wam nie podobać.
Już nawet nie chcę wspominać jak stamtąd blisko do Puław i pałacu Czartoryskich i do parku najsłynniejszej ogrodniczki tamtych czasów – Izabeli Czartoryskiej.
Życzę Wam samych fajnych wrażeń. Lubelszczyzna jest super!
ewa,
https://piewcyteiny.pl/herbaciarnia-u-dziwisza-w-kazimierzu-dolnym/
A jak Między Słowami to Cappuccino Moniki
Zachód słońca z Wieży Trynitarskiej lub Donżona.
Piwo w U Fotografa – podpatrzone na Irkowym FB.
W Mandragorze byliśmy tylko na deserze. Pascha warta zamówienia.
Gdy byłam z siostrzenicami jadłyśmy w Sielsko Anielsko. Było smacznie, a ceny przystępne.
U Dziwisza kręcą się koty
bardzo przytulne, klimatyczne miejsce.
W Mandragorze były kiedyś wieczory z muzyką klezmerską.
Irku, Asiu, – dzięki!
Danuśko, podrzuciłabyś namiary na Irka na adres kontaktowy na moim blogu?
Niestety, Wieża Trynitarska na zimę jest zamykana, czynna będzie od maja. Takie są ograniczenia pozasezonowych wycieczek. Ja zdążyłam wejść na wieżę w październiku. Mozolne jest to wchodzenie, na szczęście po drodze są przystanki, czyli oglądanie zbiorów muzealnych.
Na pewno będziecie mieli okazję sprawdzić, jak smakuje forszmak lubelski i cebularz. Mnie bardzo smakowały i pewnie serwują je w każdym lokalu.
Propozycje Nowego są bardzo ciekawe/ wszystkie te miejsca odwiedziłam, Asia chyba też/ ale choć są to miejsca położone niedaleko siebie, to jednak potrzeba kilku dni, aby je na spokojnie zobaczyć, zwłaszcza że w pobliżu jest Kozłówka, Wojciechów/ tuż koło Nałęczowa/ i Końskowola. Weekend to stanowczo za krótko, a i zimowo- wiosenna pora nie sprzyja zwiedzaniu.
Ciekawa jestem, czy ktoś z Was był w Końskowoli ?
Ja wczoraj byłam w Lublinie, Krasnymstawie i na Majdanku, przelotem w Warszawie – wszystko z „pomocą” filmu „A real pain” (Prawdziwy ból). Ponieważ Kieran Culkin dostał Oscara za drugoplanową rolę w tym filmie, przypomniałam sobie o nim, że jak była premiera, to mnie nie było. Chciałam zobaczyć, jak wygląda Polska widziana oczami Jessie Eisenberga, który ma dzisiaj wieczorem w Nowym Jorku odebrać obywatelstwo polskie z rąk samego Dudy. To cieszy, Babcia pochodziła z Łodzi bodaj, więc ma powiążania z Polską. Podobno Polską zachwyciła się także Jennifer Grey, która lat temu sporo grała w tym „kultowym” filmie:
https://www.youtube.com/watch?v=WpmILPAcRQo
Film dość przeciętny, a przede wszystkim krótki – nieco ponad godzinę , mam niedosyt. Postać grana przez Culkina dość irytująca (taka miała być w założeniu, rozumiem) i aktor musiał się nieźle napracować, żeby zagrać takiego faceta
Alicjo,
jeśli chodzi o filmy oskarowe, to widziałam tylko trzy : Brutalistę/ bardzo dobry, ale za długi/, Kompletnie nieznanego/ oglądałam i słuchałam z wielką przyjemnością/ i Prawdziwy ból/ pisałam już wcześniej, że nie bardzo mi się podobał/. I tylko tyle. Wiele z nagrodzonych filmów można obejrzeć w naszych kinach, ale tematyka większości zupełnie mi nie odpowiada. Pewnie są to bardzo dobrze zrealizowane filmy , skoro doceniono je, ale losy współczesnego Kopciuszka i rosyjskich oligarchów, czy też perypetie baronów narkotykowych, choćby i po tranzycji, kompletnie mnie nie obchodzą. Tak więc na razie nie mam na co iść do kina.
Alicjo,
no to masz już jakiś pogląd o tym filmie. Warszawy prawie tam nie ma. Jan Hartman słusznie zauważył, że Muzeum Polin chyba nie chciało zapłacić filmowcom, więc filmowa wycieczka nie odwiedziła tego muzeum. To fakt, że Culkin postarał się przy swojej roli irytującego i odstręczającego typa.
A zwiedzanie kompletnie pustego obozu na Majdanku ? Przecież to zupełnie sztuczna sytuacja. To, że aktorom podobały się polskie miasta i kulinaria, temu się nie dziwię.
Tak z zaplotu:
Film na trzy i pol godziny jest juz z tej wymienionej kategorii dla mnie nie do zniesienia. Owszem, jak wybieralismy sie kiedys do opery, zwlaszcza na Wagnera, to trzeba sie bylo na takie dystanse nastawic. Wtedy bybly ze dwie przerwy w programie, i stroje odpowiednie, i szampan w bufeciku, i spotkania, czasem spontaniczne, czasem umawiane i w sumie kompletny wieczor.
Kino to byla kiedys historia opowiedziana w sto minut i koniec. Potem na tramwaj i do domu.
Ja obejrzałam trzy – Brutalistę, Konklawe i Kompletnie nieznany. Brutalista mnie ani na chwilę nie znużył, a przerwa mi tylko przeszkadzała – wolałabym oglądać bez niej. Lubię długie książki i długie filmy
) wyświetlają „Dylana” i „Substancja” – ten ostatni o szalonej godzinie 21:20 Toż porządni ludzie idą spać o tej porze!
No a wczoraj już z internetu obejrzałam Prawdziwy ból, który nie miał tej najważniejszej nominacji i całkiem słusznie, bo był zupełnie przeciętny.
Właśnie zauważyłam, że w jednym z naszych kin (na drugim końcu miasta
Kompletnie nieznany również obejrzałam z wielką przyjemnością, bo cenię Dylana i lubię jego muzykę, wychowałam się na niej. Ale to był dość lekki film i szkoda mi było, że się skończył na roku 1970 (jak tłumaczono – bo w tym roku Dylan „przesiadł się” z gitary akustycznej na elektryczną. Chalamet świetnie „podrobił” Dylana.
Raz w miesiącu do kina, rzekłam sobie – jeszcze nie wiem, co w marcu warto obejrzeć. Na razie nic ciekawego dla siebie nie widzę.
Któryś z prowadzących Oscary (Robert Downey Jr. chyba) wygłosił krótki apel, aby ludzie chodzili do kin. Uważam, że oglądanie filmu kinowego na małym ekranie to mniej więcej tak, jak słuchanie koncertu w radiu, zamiast na sali koncertowej. Zupełnie inne przeżycie.
Hm… „Substancja” jest określona jako horror, to raczej nie moja półka, horrory zdecydowanie wolę czytać
Salso- Twoje faworki to jest mistrzostwo świata, pamiętam je z naszych spotkań karnawałowych
Ewo-namiary na Irka wysłałam przed chwilą na Wasz blogowy adres kontaktowy.
Skoro mowa o filmach i o Lublinie to:
https://lublininfo.com/co-robic/wycieczki-tematyczne/filmowy-lublin/
Kiedy ostatnio zwiedzałam Lublin z przewodnikiem to przeszliśmy również niektórymi ulicami, które filmowcy chętnie wykorzystują w swoich produkcjach.
Co do „Brutalisty” to muszę przyznać, iż wcale nie przeszkadzał mi fakt, iż film był tak długi. W trakcie seansu jest zaplanowana 15 minutowa przerwa podczas, której można trochę rozprostować nogi i wypić kawę. Oczywiście, jeśli w kinie, które wybraliście jest kawiarnia, ja właśnie w takim byłam.
A Adrien Brody bez wątpienia. zasłużył na Oscara!
Wczoraj byłam też na „Emilii Perez”, bo wymieszanie kilku gatunków w jednym filmie uznałam za ciekawy pomysł i nie żałuję, że obejrzałam ten kryminalno-dramatyczny musical.
Tu druga część filmiku o rodakach na Sycylii, tym razem pomarańcze i awokado:
https://youtu.be/vCZ9zhzR_M4?si=OLDgc-jLTVLp5NXM
W moim kinie można się napić nawet piwa i wina
Będę polować na inne oskarowe z pierwszej dziesiątki (oprócz horrorów!).
Wczoraj mrozy, dzisiaj różnie, jutro plaża +8c ! Tylko zdaje się deszcz zapowiedzieli… a nawet burze! Nie lubię…
He he… nigdy nie atakuj kanadyjskiej gęsi!
https://photos.app.goo.gl/VntTu33mZDJf4Q7c7
Alicjo- dzięki za te wspaniałe zdjęcia!
Po powrocie z Portugalii serwuję z upodobaniem pasteis de bacalahau:
https://tiny.pl/t5hpx6h4
To są znakomite krokiety z dorsza i ziemniaków smażone w głębokim tłuszczu. Właściwie można przyrządzić tę przekąskę nie tylko z dorsza, ale z każdej, dowolnie wybranej ryby. Jednak, jak wszyscy dobrze wiemy, w Portugalii to dorsz króluje na talerzach. Przepisów na te krokiety znajdziecie w internecie całe mnóstwo, a że ich przygotowanie nie wymaga wyższych szkół i dyplomów to można spokojnie poszaleć. Nasi różni goście, którym serwowałam to danko chwalili i zajadali się ze smakiem.
Kochani – nie, nie “wymiksowałam się” z Blogowiska. Niespodziewanie, w drugi dzień Nowego Roku dopadły Wombata zdrowotne kłopoty. Ponad dwa miesiące ganianie od badania do badania, od lekarza do lekarza, zaowocowało jedynie wynikami dobrymi, by nie powiedzieć bardzo dobrymi. A problem pozostaje. Co oznacza kolejne szukanie źródła, nazwijmy to “niemocy”.
Niebawem, w niedzielę, oczekujemy gości z Polski i wspólnie wybieramy się do Nowej Zelandii. Zatem nastąpi kolejne milczenie z mojej strony. Ale pamiętam, pamiętam i po powrocie napewno wpadnę do Blogowej Kawiarenki.
Serdecznie Was pozdrawiam
echidna
Echidno, oby problemy Wombata zniknęły!
Danuśka, twoje pasteis de bacalahau wzbudziły zachwyt mojego małżonka, kiedy zostały przyniesione z naszego spotkania
Echidno-życzenia zdrowia dla Wombata i udanej wyprawy do Nowej Zelandii!
Małgosiu-cieszę się bardzo
Życzenia zdrowia dla Wombata – chorobom wszelkiego rodzaju mówimy stanowcze NIE!

Mój ulubiony kryminalista Harlan Coben jest w Polsce i udzielił kilka wywiadów. Powiada, że Polaków rozpoznaje z daleka nawet na końcu świata, bo jak przychodzą na spotkania autorskie, to zawsze z książką pod pachą po autograf
Gdziekolwiek jest, zawsze znajdzie się ktoś z Polski, bo Polacy, jak wiadomo – są wszędzie. Coben nie musi się polskiej publiczności podlizywać, wypowiadając takie zdania, bo jego książki sprzedają się na całym śœiecie jak świeże bułeczki, nakłady idą w dziesiątki milionów. No a teraz ruszyły filmy…
Czyli w opinii tego pisarza Polacy jednak czytają, i to zanim obejrzą film. Miła opinia.
Na dworze plucha, ale śniegu jeszcze sporo – i ma jeszcze dopadać.
Echidno,
toż to nie kawiarenka, a kuchnia – miejsce, gdzie podczas wszelkich imprez towarzyskich w końcu wszyscy się spotykają, zamiast siedzieć w jadalni przy stole, czyż nie? Przyjemnej podróży do kraju kiwi
Ptaka, nie owocu…
Muszę Wam polecić książkę, którą teraz czytam. Trudno się od niej oderwać, chociaż kosztuje mnie dużo nerwów.
Czytam i chcę dla bohatera dobrego życia. Nie napiszę nic więcej, żeby nie zdradzić fabuły. Tylko to, że możemy dowiedzieć się niektórych przyczyn dzisiejszej sytuacji w Stanach. To jest powieść, uważam, że bardzo dobra powieść, ok. 600 stron świetnej narracji.
„Demon Copperhead”, autorka Barbara Kingsolver. Dostała za tę książkę nagrodę Pulitzera.
Jest na Legimi
Dzięki Asiu zaraz tam poszukam.
publio.pl
Wczoraj „nabyłam drogą kupna”*, dzisiaj dedykuję wszystkim naszym koleżankom
https://photos.app.goo.gl/E5DmTA1ByvNoi2aM9
*nabyłam drogą kupna – otóż jest to taki żart dla nas, stałych blogowiczów, i wiele podobnych żartobliwych wyrażen/wyrazów krąży na blogowisku. To nie znaczy, że nie potrafimy używać języka polskiego jak pani (bo przeważnie była to pani) polonistka przykazała. O dziwo, „naczelnymi” polonistami są Bralczyk i Miodek
Ten wierszyk mi się w zakamarkach pamięci szwendał, poszukałam go w sieci, to było na gazeta.pl Forum:
*****
Ten wierszyk popełniła Monika Szwaja dla blogu „Gotuj się!” Piotra Adamczewskiego (na stronie „Polityki”) w forumowych odzywkach 7 maja 2011 r., żeby nie było, że piratuję. Jest cudny, więc muszę – muszę, bo się uduszę – go tu zamieścić, gdyż sądzę, że do nas też pasuje wspaniale:
Kiedy żre cię chandra dzika,
gdy się czujesz całkiem marnie,
gdy sens życia ci umyka –
Memłon zawsze cię przygarnie.
Gdy procentów nadużyjesz,
jest ci źle, albo i gorzej,
nie mów mi, że się zabijesz –
Memłon serce ci otworzy!
Kiedy czujesz, żeś niechybnie
sroce wypadł spod ogona,
a mózg ci się zmienił w grzybnię –
pędź natychmiast do Memłona.
Kiedy rzuci się kochanka
(lub kochanek), nie skacz w morze,
ale od samego ranka
do Memłona leć, niebożę.
Jeśli dorwą cię bandyci,
obrabują do koszuli
i nakopią ci do rzyci –
Memłon zawsze cię przytuli!
Memłon nigdy nie zawodzi,
Memłon nam ratuje życie,
Memłon smutki twe osłodzi
i nie zdradzi cię o świcie.
Memłon jest jak anioł-stróż
i to nie jest żadna ściema –
Memłon rządzi! Wiecie już?
Bez Memłona życia nie ma!!!
—
Oto z zakamarków, i polonistycznej poprawności polonistki Moniki:
Nisia
27 maja 2011
19:08
Danuśko, jestem na rubieży, której SZCZEGĘ, oczywiście.
Kiedyś był obowiązek szczec rubież.
I morza naszego morza.
——–
Mój dopisek:
Morze, nasze morze… (a może?)
Alicjo- te właśnie zabawy z językiem bardzo lubię. Nisia była mistrzynią w tej dziedzinie.
Nisiu- pozdrawiam Cię serdecznie na Twoich obecnych rubieżach czyli gdzieś w chmurkowych niebioskłonach.
Panowie ostatnio bardzo rzadko udzielają się na naszym blogu zatem z okazji kończącego się powoli Dnia Kobiet dedykuję ten wiersz wszystkim Wspaniałym Dziewczynom piszącym i czytającym nasze komentarze:
Żeby wytrwać w tym świecie bzdur
I żeby kruszyć głupoty mur
Podstawą bytu każdej kobiety
Są regularne resety.
Właźcie więc czasem na dzień cały
w piżamy i galoty
Jedzcie, pijcie i w dupie miejcie
Te jakieś tam cnoty.
I tak:
Z samego ranka, kawki pół dzbanka
Plus czekolady słodka filiżanka
A która nie trawi
Niech drugą poprawi.
A po kawuni, śniadanko babuni
Czyli co chcecie, to sobie żrecie.
I po śniadanku, w piżamowym ubranku
W pięć salaterek robicie deserek.
Lody, trufelki, chałwa, karmelki
Bita śmietana, bezy, malinki
Czekoladki, krówki, pralinki…
To wszystko na tacę plus butla wina
I dzień piękny i błogi tak się zaczyna.
I żadnych wyrzutów, że będzie tucz
I żadnych gości, a drzwi na klucz!
Bo świętym prawem kobiety
Jest wyłączyć się czasem i chrzanić diety!
-Małgorzata Czapczyńska
Chętnie dziś bym się wyłączyła, ale jutro obiadek z wnukami, które zażyczyły sobie jedno ogórkową, drugie pomidorową, kotleciki jagnięce i śliwki na cieście francuskim. Materiał na zupy gotowy, kotleciki się marynują, wyrobiony chlebek rośnie i czeka na upieczenie.
Danuśko wierszyk cudny.
Ach, Nisia …
Małgosiu- wierszyk dotarł do mnie internetowo, zawsze warto się dzielić takimi „odkryciami”
Ech, babcie rozpieszczają wnuki jak mogą i gotują nawet dwa rodzaje zup. Mam jeszcze jedną znajomą babcię, która postępuje podobnie, a na dodatek rozpieszcza również zięcia gotując jego ulubione potrawy.
Na nadbużańskich rubieżach 22 stopnie w cieniu i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie brak deszczu i śniegu zimą. Jeden z naszych sąsiadów prowadzi statystyki z pomiarami poziomu Bugu i Wisły. Dowiedzieliśmy się zatem, że nigdy o tej porze roku poziom tych rzek nie był aż tak niski. Obserwujemy to zresztą podczas naszych spacerów.
Podczas tak wiosennej pogody jemy chętnie nowalijki, ale…
https://akademiasmaku.pl/artykul/nowalijki-wiosenne-jesc-czy-nie-jesc,195
Rozpieszczanie wnuków to nic szczególnego, bo wystarczy ugotować to, co lubią najbardziej, a lubią potrawy raczej nieskomplikowane. A te bardziej pracochłonne np. pierogi można przygotować wcześniej. A zadowolone miny i słowa ” szacun dla kucharza” są miłym podziękowaniem. Zresztą teraz takie okazje zdarzają się dość rzadko, bo starsze dzieci mają mnóstwo zajęć sportowych także w soboty , a młodzi piłkarze nawet w niedziele, więc gdy zjawią się u dziadków, dogadzanie kulinarne nie jest żadnym wyrzeczeniem.
Już od jakiegoś czasu wysiewam nasiona rzeżuchy i rukoli do pojemników , rosną bardzo szybko.
Zima powoli się kończy zatem uznałam, że to ostatni moment, by uwarzyć bigos, toż to przecież zimowe danie. Dusił się ten bigosik przez dwa dni na naszym kominkowym piecu https://photos.app.goo.gl/NCssFYCY9aqfMtWc6
Wyszło mu to jak najbardziej na dobre
Poza tym jednak wiosna, może jeszcze nie w blokach startowych. ale nieśmiało i powoli szykuje się jednak do natarcia. Pokazały się pierwsze krokusy, a pączki na krzakach bzów co raz bardziej dorodne. Kwitną olchy i leszczyny, właśnie przeczytałam, że można zbierać ich kwiaty (kwiatostany męskie) na napary i nalewki: https://gruisen.pl/2022/03/28/olcha-i-leszczyna-wiosna/
Na nadbużańskich włościach mamy je „pod ręką” zatem planuję nazbierać.
Dla Krystyn moc najserdeczniejszych życzeń imieninowych!
Te zbiory olchy i leszczyny nie dla mnie, bo niestety jestem na nie uczulona.
Ależ ze mnie gapa…
Krystyno-ślę Ci moc serdecznych uścisków i życzenia zdrowia!
Małgosiu-dzięki za „trzymanie ręki na pulsie”
Krystynie – najlepszego!
Bigosik jak bigosik (nie mamy jak spróbować), ale saganek!
U mnie bardzo powoli topi się śnieg, ale wiosna za rogiem, to pewne. Dzisiaj całkowite zaćmienie księżyca, mniej więcej ok.2:30 mojej nocy (to znaczy już jutro).
Pewnie nie będę spać, a noc zapowiada się pogodna, więc może obejrzę, jak nie przegapię.
W czytaniu były „Dwadzieścia cztery godziny w starożytnym Rzymie” Philipe’a Matyszaka, bardzo ciekawa lektura, teraz biorę się za Konopnicką („Dezorientacje…”).
Dziękuję bardzo za życzenia
Danuśka,
o właściwościach kwiatostanów leszczyny i olchy niewiele wiedziałam, ale skoro o nich napisałaś, a dziś byłam nad jeziorem, gdzie rośnie dużo tych drzew, zerwałam trochę jednych i drugich i teraz się suszą. Może już trochę za późno, bo to końcówka kwitnienia, ale zobaczę, co z tego wyjdzie. Można też wykorzystywać młode pączki/ te dopiero się pojawią/ i szyszki olchy, ale muszę poczytać i obejrzeć filmiki na ten temat.
Małą porcja bigosu leży jeszcze w zamrażarce, a wczoraj ugotowałam fasolkę po bretońsku. Przy okazji sprawdziłam dość oczywistą sprawę, że fasola, która leży jakiś czas w szafce gotuje się o wiele dłużej niż ta świeżo kupiona. Najpierw ugotowałam fasolę, którą miałam w domu, a dziś dogotowałam fasolę dokupioną. Obydwie moczyły się przez noc. Ta świeża ugotowała się dwa razy szybciej.
Dobrze wiedzieć o fasoli.
Zaćmienie księżyca obserwowałam od czasu do czasu, bo trwało godzinę, ale nie jest to nic spektakularnego, po prostu w ciągu tej godziny księżyca ubywa i przybywa.
Z Konopnicką rozstałam się nad ranem – ta sierotka Marysia była kobietą czynu! Dość niezwykła osoba, nie tylko jak na tamte czasy.
Słońce, +3c, czas na wyjście z domu.
Mam wrażenie, że dania podobne do naszej fasolki po bretońsku są obecne w kuchniach wielu krajów, a już na pewno tam, skąd ta roślina i różne jej odmiany pochodzą. Wczoraj oglądałam kulinarny program z Gwatemali, w którym po ponad dwugodzinnym gotowaniu czerwonej fasoli dodano do niej różne rodzaje kiełbas oraz trochę kawałków mięsa. Wszystko zostało okraszone cebulą i drobno pokrojoną papryką, ta ostatnia też przecież pochodzi z tamtych rejonów. Najbardziej zadziwił mnie natomiast pomysł, by to danie, jako żywo przypominające naszą fasolkę po bretońsku, podać z jajkami na twardo. Połówki jajek ułożono na wierzchu, tak jakby bez nich protein było za mało! Wspomniano jednak, że jajka nie są obowiązkowe(muszę przyznać, że tworzyły malowniczy akcent kolorystyczny). Jest to danie rodem z gwatemalskiej wsi, a rolnicy pracują ciężko zatem jajko na twardo z fasolką zapewne też chętnie zjedzą i stąd ten dodatek.
Skoro było o jajkach to może przydadzą Wam się wielkanocne i nie tylko wielkanocne inspiracje?
https://sezonnasmak.pl/wp-content/uploads/2019/04/jajka-faszerowane.jpg
„Tesla sviti w calym svite!” – to było dumne hasło fabryki żarówek – tych z wolframowym drucikiem w środku – w czeskich Kralikach. I ja tam byłam i ten drucik pracowicie nakładałam przez dobre ponad pół roku na taśmie produkcji takiej żarówki (12 osób- kobiet oczywiście) . Fabryki już dawno nie ma, żarówki też poszły w odstawkę, chociaż ciągle jeszcze są, w nieco innej formie.
Szkoda, że nazwisko tego wspaniałego wynalazcy, Nicoli Tesli, kojarzy się teraz młodym nie bardzo z jego dokonaniami, a z pewnym samochodem, który się stał symbolem politycznej zagrywki dwóch takich, co księżyca jeszcze nie ukradli, ale mają takie zamiary.
Fasola jest podstawą kuchni południowo-amerykańskiej, przynajmniej tak wynika z moich podróżniczych obserwacji. Zamiast mięsa. Uwielbiam fasolę pod każdym względem. Zwłaszcza jaśka! To dla Danuśki:
https://photos.app.goo.gl/zEJytRB13JuJ3GTG8
A tu dodatek specjalny:
https://photos.app.goo.gl/t4NCjzHLtii4kVaCA
https://photos.app.goo.gl/a1JcuG91Lcw7BuVA6
To miało być dla Danuśki
To dobrze pasuje do kulinarnego bloga!
https://photos.app.goo.gl/n4y4R2Cgm7bopozY8
Ciekawostka…
https://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,31771941,urodzilem-sie-w-gminie-w-ktorej-90-proc-mieszkancow-ma-polskich.html#s=amtp_pnHP_gallery_button
Akurat po przeczytaniu biografii Konopnickiej i wspomnieniu – „Pan Balcer w Brazylii”…
Alicjo
Ach, któż nie lubi Klimta!
Odwiedziłam wczoraj to miejsce: https://muzeumpilsudski.pl/
Więcej o tej wizycie napiszę później, Młodzi przychodzą na obiad i trzeba zabrać się za robotę.
To musiała być ciekawa wizyta – cały ten kompleks jest ciekawy. Imieniny za 3 dni! Ze znanych mi Józków jeden jest wnukiem Starej Żaby! A drugi – Starym Geologiem.
A propos Klimta, mój znajomy ma całą zastawę deserowo-kawową w tematach Klimta. Ja mam tylko to, co wyżej oraz spory album. Klimt jest wyjątkowo dekoracyjny. Chciałam nawet kiedyś coś wydziergać, ale zabrakło mi odcieni żółci i złota. Poza tym, no cóż… dość paskudnie…
https://photos.app.goo.gl/wHm5Sc2RSVHE8yxcA
Tak, Alicjo, to była bardzo ciekawa wizyta, a przy przyznam, że byłam w Sulejówku po raz pierwszy, bo jak wiadomo…pod latarnią najciemniej
Od kiedy wybudowano obwodnicę Warszawy pokonanie trasy trasa Ursynów-Sulejówek zajmuje drobne dwadzieścia minut.
Imieniny Józefa rzeczywiście już za chwilę i spacer z przewodnikiem był zorganizowany pod tym właśnie hasłem. Nie skupialiśmy się zatem na działalności polityczno-patriotycznej Piłsudskiego, chociaż oczywiście była o niej mowa, ale zatrzymywaliśmy się regularnie przy prezentach imieninowych, które Marszałek otrzymywał od wielu osób czy też grup zawodowych.
Muzeum jest rozległe i nowoczesne (wybudowane stosunkowo niedawno), a dworek „Milusin”, prezent od żołnierzy, skromny i niewielki. Rodzina Piłsudskich mieszkała tam jedynie przez trzy lata. Wszystko położone w pięknym parku, ale należałoby tam pojechać wiosną czy latem, by docenić urodę tego miejsca.
https://photos.app.goo.gl/UH2fzPfvub621Hk18
Bardzo milusiński jest ten Milusin. Przytulny. Las też – wyobrażam sobie, jak tam latem pięknie pachnie.
A propos, ja najwięcej się nazwiedzałam miasta i okolic przy okazji przyjazdu gości…
Pozostało mi jeszcze Muzeum Więziennictwa, rzut beretem stąd – to chyba dlatego jeszcze tam nie byłam. A najbliżej nas jest taki „disneyland”, no ale nie do zwiedzania – raczej do siedzenia… Prawda, że ładny?
https://en.wikipedia.org/wiki/Collins_Bay_Institution
Mamy to! Znowu!
Europejskie Drzewo Roku jest z Polski. Po raz czwarty!
https://magazyncieplasystemowego.pl/ekologia/europejskie-drzewo-roku-2025-czy-znowu-wygra-drzewo-z-polski/
Po piędziesięciu latach przypomniałam sobie znakomitą książkę, a właściwie 2 książki Roberta Gravesa – „Ja Klaudiusz” oraz „Klaudiusz i Messalina”, czyli nadal siedzę w starożytnym Rzymie. Ta książka dawno temu zrobiła na mnie duże wrażenie, a po pół wieku jeszcze większe, bo i doświadczenia życiowego przybyło.
Czeka mnie jeszcze „Starożytny Rzym. Od Romulusa do Justyniana” Thomasa M. Martina. Z tego co widzę, wydanie popularno-naukowe.
Pierwszy dzień wiosny, słońce, ale mieliśmy przymrozek. Jednak to już wiosna!
https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=youtube+%2B+skaldowie%2Bwiosna#fpstate=ive&vld=cid:c4446367,vid:ifY_I439q6I,st:0
Zimno, słonecznie, ale… gdzie ta wiosna???
https://photos.app.goo.gl/HxbL18GVJwYG9nCe9
No dobra… skoro nikomu się nie chce pisać, to ja dorzucam starodawną piosenkę z słuchowisk radiowych chyba. Szukałam „na internetach”, ale nie znalazłam:
Co robicie, przyjacielu?
Smażę pączki na oleju…
stół nakryjcie, krzesła wnoście
bo za chwilę przyjdą goście…
Przyczłapała kaczka pstra
zjadła pączki dwa,
hej ho ha ha ha
zjadła pączki dwa!
To było wykonywane przez jakiś chór. Nie dało się odszukać „na internetach”, a może ja nie umiem
p.s.
Pomyłka – powinno być – co robicie Bartłomieju?
https://www.bbc.com/news/articles/c20dd6yk55yo
W Polsce najstarszy jest Cis Henrykowski 1270 lat – w Parku Henrykowskim, Henryków na Dolnym Śląsku. Akurat te tereny dobrze znam, a w parku bywałam wiele razy. Ostatnio jak byłam, kilka dobrych lat temu, mieli tam nawet lamy.
Znajduje się tam także Centrum Kształcenia Ogrodniczego, do nauki tamże mocno mnie namawiano, a ja równie mocno się oparłam namowom. Akurat otworzyli to technikum, kiedy ja byłam w ostatniej klasie podstawówki.
https://www.polskieszlaki.pl/park-krajobrazowy-w-henrykowie.htm
W kwestii wiosny to ona ci jeszcze mocno kapryśna, chociaż w Warszawie już widziałam kwitnące forsycje. Na nadbużańskich rubieżach klimat mamy trochę ostrzejszy zatem forsycje jeszcze w blokach startowych, oko natomiast cieszą krokusy.
Kaczki, która zjadłaby dwa pączki nie mamy wprawdzie pod ręką ;-), ale postanowiłam nareszcie usmażyć drożdżowe racuchy z jabłkami. Te racuchy to moje miłe wspomnienia ze szkolnej stołówki. Pamiętam, że były puchate i bardzo smaczne. Moja mama nie smażyła podobnych, u nas w domu królowały placki z niewielkim dodatkiem proszku do pieczenia.
A zatem zaczyniłam ciasto wedle poniższego przepisu i odstawiłam do wyrośnięcia: https://aniagotuje.pl/przepis/racuchy-drozdzowe-z-jablkiem
Zobaczymy….
Alicjo-tereny, o których napisałaś w swoim ostatnim komentarzu znamy dosyć marnie, ale sezon na podróże po Polsce powoli się zaczyna zatem wszystko przed nami.
Racuchy z przepisu wyglądają bardzo apetycznie. Za mną ostatnio chodzą placki ziemniaczane, może w końcu je zrobię.
Byłam w sobotę ze znajomymi w restauracji Czarnomorskiej na ulicy Hożej. Serwuje ryby i owoce morza. Jeśli ktoś jest miłośnikiem ostryg, to polecam. Doskonała zupa rybna, halibut z grilla, przegrzebki i dobre wino domowe.
Najstarsze drzewo w Polsce, cis rośnie w Henrykowie Lubańskim/ tam jeszcze nie byłam/, a nie w Henrykowie k. Ziębic. Można się pomylić, ale te dwie miejscowości dzieli spora odległość.
Rymowanki o pączkach nie znam, choć radia słuchałam bardzo dużo.
Zieleni wiosennej praktycznie jeszcze nie widać, ale za to często można usłyszeć i zobaczyć gęsi i żurawie. Bociany jeszcze do nas nie dotarły.
Świt zaledwie blady – ale da się zauważyć, że wyraźnie BIAŁY. Spadł śnieg


Wprawdzie to nie pierwszyzna pod koniec marca, ale… przecież wiosna
Hm. Te Henryki, Henrykowy… Ale w parku Henrykowa okołoziębickiego też jakieś stare drzewa, tylko nie pamiętam już jakie. Henryków Lubański też na Dolnym Śląśku, Lubań znam, ale w onym Henrykowie nie byłam. I pierwsze słyszę. Piękne drzewo. „Poniemieckie”, można dodać
Wiosna…
„Nieznajoma z portretu” Camille De Perretti – niezły kryminał+.
https://www.youtube.com/watch?v=XfBLfHV8sdQ
Politycznie tu nie miało być, ale jestem patriotką, która kocha oba kraje – Ojczyznę Polszczyznę i Kanadę, drugą Ojczyznę, chociaż to nie jest to samo, ale długo by tłumaczyć, jak ja to czuję.
Szok i niedowierzanie, obrażanie Kanady, nie ma takiego kraju, a premier to gubernator i tak dalej… a z drugiej strony – kogo Amerykanie wybrali na prezydenta??? Komu się chciało iść na wybory?
Przepraszam, że się ciągle trzymam tego bloga i się odzywam
Wszystkich gdzieś tam wywiało, normalna sprawa… jednych pod ziemię, innych nie wiadomo gdzie. Basia zostawiła nas, Polityka ciągle trzyma blog, tak jak przyrzekła po śmierci Piotra, Gospodarza.
Mam wrażenie, że kiedyś nam się chciało, że kiedyś … i tak dalej. A traz nikogo nie ma, żeby zarządzał, już nam się nie chce.
Napiszcie coś czasem… Wrzućcie zdjęcia z podróży.
Ja wrzucam, ale uprzedzam, że nie wybrałam, bo nie miałam czasu, a poza tym kto chce niech ogląda:
https://photos.app.goo.gl/m1Xn8EzDFDCJcVvi9
Kto dziś oglądał częściowe zaćmienie słońca? Ja zaopatrzone w specjalne okularki zobaczyłam ten malutki kawałeczek wygryziony z tarczy. Dla mnie to ciekawostka, bo bardzo rzadko mi się to zjawisko przydarza.
U nas chmury, chociaż to inny kawałek świata, ale znam to uczucie, bo kiedyś to przeżyłam zaćmienie słońca. Wszystko zamiera, ptaki przestają się odzywać, nie ma powiewu wiatru i tak dalej. Uczucie jest takie, jakby ktoś wstrzymał oddech. Na chwilę. To było pod koniec lat ’80.
Innych grzechów nie pamiętam
Kto dziś obserwuje bacznie to, co dzieje się na scenie politycznej w Polsce, może być pełen podziwu dla młodych polityków ubiegających się o najwyższy urząd w kraju.
Dziś zwróciłem uwagę na malutki kawałeczek kampanii wyborczej i ….. spodobała mi się wypowiedź jednego z kandydatów. Nazwisko uszło mi koło uszu ale wypowiedź jego jest bardzo ciekawa, a na dodatek bardzo nie tylko oryginalna co zgodna z rzeczywistością.
Zanim zapomnę, to przytoczę z pamięci:
Rodzice, których syn zostaje dziennikarzem a córka prostytutką, mogą być dumni, że ich dzieci wybrały tą samą profesje, która pozwoli im żyć na przyzwoitymi poziomie.
Alicji wyrzuty nie ogladalke
nie oglądałem, bo starocie z ubiegłej pięciolatki to już zardzewiały złom.
A ja wolę koncentrować się na przyszłości, bo to przyszłość…..
Koncentruj się.
Skąd wiesz w takim razie, że to zrzuty z ubiegłej pięciolatki? Poszukaj bloga, który jest taki młody, jak nasz stary (proponuję wejść na archiwa) . Nie „jarzysz”, że my się lubimy, znamy od tylu lat i albo nas polubisz, albo po prostu SPADAJ i nie mąć w stawie, w którym ryby lubią spokój.
To nie jest blog, jakiego szukasz.
Hey panienko
Jest jeszcze jeden powód, który wpłynął na to, że nie oglądałem. I on był zasadniczym.

To ty nie szanujesz oglądacza i każesz mu przebijać się przez jakieś dziwne ujęcia tylko dlatego, że nie chciało się tobie zrobić cleenu.
Masz dziwny nawyk komenderowania innymi.
A ja ma w dupie twoje roszczenia by sięgać do przeszłości
Zostało mi około trzydzieści lat do setki i to na nich będę się koncentrował i inwestował ile można by godnie dożyć do śmierci a nie na grzebaniu w historii
Daj na luz panienko.
https://www.youtube.com/watch?v=JpnokISK7kw

https://www.youtube.com/watch?v=qHqTTSjWBvg

Dzień dobry,
Alicjo, opowieści z podróży będą za dni kilka.
Tymczasem raz jeszcze oboje dziękujemy Irkowi za przemiłe spotkania, rozmowy, wernisaż oraz piwo. Pozdrowienia dla Ewy i do zobaczenia ponownie!
Zmarł Richard Chamberlaine, 90 lat. Ja najbardzieə zapamiętałam go z serialu „dr. Kildare” oraz filmu „Ptaki ciernistych krzewów” – znakomita kreacja.
Poza tym Jerzor się rozbija rowerem po Północnej Karolinie, Wojtek żegluje po Atlantyku (mają, skubani słońce i 17C!), a u mnie marznący deszcz i przeziębienie.
Kicham na to – zamiast wina aspiryna
https://photos.google.com/share/AF1QipMR21mcPCEd-CnX6a7wILVRE8Mq51SiMoWuGiPlIA4X7eb9DMA9QC5_hWFpKma8pA/photo/AF1QipMX0zdFeG0hGrv0Dnqs2Ysb07LwR_4FmGfovXij?key=OERUejVXWEt2ZHRDdHRxX1ZZZU5UYjZuZUVYZEpB„allllle paaachnieee…
A cappello- pierwsze wiosenne kwiaty cieszą najbardziej
Na nadbużańskich włościach hiacynty wciąż w powijakach.
Alicjo- Rzym zna wiele osób w tym gronie zatem nie będę skupiać się na zdjęciach zabytków. Bardzo cenię takie smaczki jak zdjęcie mężczyzny o afrykańskim pochodzeniu w jego stroju regionalnym i kurtce na plecach.
Jerzor oraz pani w różowościach po lewej wyglądają zabawnie, co wyszło zapewne niechcący.
Ja podrzucam dwa drobiażdżki kulinarne:
https://photos.app.goo.gl/qxPyXq1uQr8iZzZh6
Na pierwszym zdjęciu z warszawskiej restauracji „Leila” są falafele, pasta z bakłażana oraz pasta z czerwonej papryki.
Pasztet pokroiłam na części i zamroziłam. Na Wielkanoc (i nie tylko) będzie, jak znalazł.
a cappello,
wiosenne widoki prześliczne ; widać bardzo dużą różnicę w wegetacji roślin na południu i północy, jak co roku zresztą. U nas kwitną tylko krokusy i zaczynają hiacynty, ale nie ma jeszcze fiołków, krzewuszek i pozostałych piękności.
Ale nad jeziorem widziałam już rozwijające się zawilce.
A co do bobrów, im najwidoczniej wydaje się, że skoro są pod ochroną, to wszystko im wolno, ale wycinać dęby to już naprawdę przesada. Żarty żartami, ale jak tak dalej pójdzie, to w tym zakolu rzeki drzewa mogą zniknąć, jeśli jakoś nie zostaną zabezpieczone.
Ewo,
też czekam za relację z Lublina. Ciekawi mnie Wasze spojrzenie na to miasto.
W mojej okolicy gniazda bocianie są już zasiedlone.
Bociany przeleciały wreszcie i do słynnego gniazda w Przygodzicach: http://www.bociany.przygodzice.pl/
Byłam dziś w parku w Wilanowie, a tam nad wodą drzewa od dołu zabezpieczone siatką, bo dwa już cieńsze były nadgryzione wyraźnie przez bobry. Oprócz tego na wodzie mnóstwo łabędzi i kaczek.
Danuśko, Krystyno, Małgosiu

W środę widziałam na nadwiślańskich bulwarach centralnego Krk łany narcyzów; nawet lokalnie w dosłonecznionych miejscach wszystko znacznie bardziej zaawansowane, niż w naszej „dziurze przy górze”, z częścią ogródka po północnej stronie (budynku), gdzie w tym roku przez dobrych kilka tygodni panowała lekka ale jednak całodzienna „zmarzlina” …ale to się szybko wyrówna.
Co do bardziej północnych okolic – nie zapomnę wyjazdu do Wilna sprzed ponad 30 lat: początek czerwca, a tu po koncercie (w mieście urodzin Teresy Żylis-Gary) zostajemy (chóralne dziewczyny) obdarowane aromatycznymi majowymi bukietami… bzy, konwalie, etc. …I ta świeża zieleń wszędzie, gdy u nas już mocno zakurzona… Zresztą podobne wrażenie miałam zawsze w czasach studenckich, gdy tuż po letniej sesji (często w przedterminach, trafił się i 7-8 czerwca) jechało się po oddech w okolice Słowińskiego PN… Poranek, pociąg mknie przez Słupsk, Miastko, Lębork… – jakie przejrzyste powietrze, jak tu świeżo, wiosennie!…
Bobry nad rzekami czy potokami – klasyk. Ale po co dotarły do tego dębu (amerykańskiego) na wapiennym wzgórzu (Rez. Skołczanka), setki metrów od jakiejkolwiek wody… – zdumieliśmy się nieco…
Dzień dobry blogu,
Co tu mówić, oboje jesteśmy zachwyceni Lublinem.
U mnie był ciekawy weekend:
https://photos.app.goo.gl/Yyz25tKXtvpr4Qj8A
Na szczęście nie padło żadne drzewo, za to przeleżałam z 39c, tak mnie wewnętrznie przygrzało. Herbata, aspiryna, cytryny w ilościach. Jeszcze się w sobie zbieram
https://www.kingstonist.com/news/thousands-without-power-heavy-tree-damage-in-kingston-area-following-ice-storm/
A w Lublinie wiosna: https://www.eryniawtrasie.eu/59126
Zdrowia życzę, Alicjo!
Ewo,
początek wycieczki obiecujący; też zaczynaliśmy od Zamku. Prawie wszystko pamiętam. Czekam na dalszy ciąg
Krystyno, ależ proszę: https://www.eryniawtrasie.eu/59130
Wczoraj i dziś – pogranicze wiosny i lata.
Potem – powrót zimy.
Korzystajmy!
Nb, onegdaj odwiedziliśmy Chrzanów (Młoszową, Trzebinię). Błyskawicznie, przy rewelacyjnej pogodzie. Miasto św. Mikołaja – po śladach moich wczesno-dziecięcych wspomnień, w 10 dni po Pożegnaniu, na którym nie mogłam być…
A kwitnące tarniny na zawsze sprzęgły mi się z rocznicą ślubu PP Adamczewskich. Też się uśmiecham do tego skojarzenia…
Basiu,
Z przyjemnością obejrzałam moje okolice
Dla uzupełnienia podrzucam wiekowy wpis https://www.eryniawtrasie.eu/5654
Obejrzałam oskarowy film „Flow”, szkoda, że nie w kinie, ale nie wiedziałam, że taki film itd. Bohaterkę od razu nazwałam Mrusią (kotka rządzi i ma świetne pomysły!).
Film jest depresyjny niestety, zwierzęta „dają radę”, ale dają radę miarą ludzi, bo przecież my nie mamy dostępu do prawdziwego świata zwierząt i nie wiemy, jak zwierzęta mogłyby zareagować w takich czy innych sytuacjach. Na przykład w filmie zwierzęta bez względu na gatunek jednoczą się w obliczu nadchodzącego kataklizmu. Ale są tam typowe ludzkie słabości. Disney to nie jest, właściwie nie wiem, co to jest, może tylko za pomocą zwierząt opowiedziane, „jakie to my ludzie są”. Ale dobrze się to ogląda. Polecam.
Nie miałam dostępu do internetu przez jakiś czas – Ewo, dziękuję
p.s.
) „Kolory zła”. „Błękit” jest najnowszy. Odpoczywam od historii starożytnego Rzymu – chwilowo!
„Dysney to nie jest” – miałam na myśli, że to nie jest film rysunkowy, a animacja. Animacja ma wymiar, a rysunkowy film jest „płaski”.
W czytaniu jakiś polski kryminał autorki, której nie znam za bardzo, ale to piąty z kolei tej autorki – seria (modne od jakiegoś czasu wydawanie serii kryminałów
Poza tym leje, a na parapecie zakwitła mi nasturcja, którą wsadziłam do doniczki dla towarzystwa hibiskusa, który właśnie przestał kwitnąć, a w ciągu niecałego roku zakwitał 4 razy. Niech pałeczkę przejmie nasturcja, tego samego koloru jest, co ów hibiscus
https://photos.app.goo.gl/9atoHw6pnESond4s8
Wczoraj nabyłam taką maleńkość, bo akurat kwitnie – rebutia carnival. Kaktusy są najlepszymi przyjaciółmi podróżników – nie ma cię choćby miesiąc, a kaktus da sobie radę!
https://photos.app.goo.gl/gPL178w2GLda3gFP6
Kaktusy zawsze dadzą sobie radę, ale tulipany to kwiaty, które wymagają w miarę regularnego podlewania. W tej chwili, w parku w Wilanowie odbywa się jeszcze wystawa tulipanów. Oranżeria, wystawa czynna do 19.00, przy okazji warto zobaczyć wiosenne kwiaty w wilanowskim parku. Małgosiu, zapewne też je widziałaś podczas Waszego ostatniego spaceru?
https://photos.app.goo.gl/pubk7N9Mueg5Y1zQ8
Może przy okazji przydadzą Wam się drobne, tulipanowe podpowiedzi:
-na wiosnę, gdy rośliny zaczynają intensywnie rosnąć, można je dokarmić nawozem bogatym w potas
-po przekwitnięciu ważne jest pozostawienie liści do momentu ich naturalnego zżółknięcia i zaschnięcia
-jeśli mieszkasz w regionie o mroźnym klimacie, zabezpiecz tulipany przed zimowym mrozem.
Ewo, Krystyno-Lublin ma rzeczywiście jakiś nieodparty urok. Ja też planuję tam wrócić, nie wszystko obejrzałam jak należy. Autostradę prowadzącą do tego miasta mamy prawie za rogiem!
Ewo
uprzedzę, iż przewodniki i spacerowniki po Chrzanowie zostały wszystkie w domu, wyskok był ze specjalną intencją, przy okazji której, jak zawsze, nie mogliśmy zaniedbać odrobiny ruchu na świeżym, stąd i trzebiński Balaton… nb, późną jesienią (gdy już wiedziałam, że Chrzanowowi wypadnie się pokłonić raczej wcześniej, niż później) zahaczyliśmy o Zalew Chechło – ileż ja się o nim nasłuchałam we wczesnym dzieciństwie!… (najczęściej na dzikich lecz też uroczych naddunajeckich plażach
)
Zanim kliknę w Wasze wiekowości
Danuśko – dla pełnego sukcesu tulipanom dodajmy dobry drenaż (gdyby gliniasta gleba – rozprowadzić ostrawym piaskiem) i alkaliczność. O jedno i drugie raczej łatwo w naszym parku jurajskim, więc z trzech doniczkowych tulipanów cudem zachowanych w piwnicy mamy w szóstym sezonie setki*
____
*jeśli aura pozwoli – jutro nad ranemma być minus pięć w powietrzu…
A cappello- na naszych mazowieckich piaskach o drenaż nie trudno
Basiu,
Na Chechle lata temu robiłam kurs żeglarski oraz zdawałam egzamin. Zdałam, dla ścisłości. Też mam miłe wspomnienia
Ciąg dalszy Lublina: https://www.eryniawtrasie.eu/59135
,,,,o drenaż nietrudno.
Irku, raz jeszcze dziękujemy https://www.eryniawtrasie.eu/59138
„Rzucili” do sklepu piękne kolorowe mini pomidorki w przystępnej cenie, jemy je garściami, a pomyślałam sobie, że dobrze byłoby zakisić trochę…
Prosta sprawa, ale brak ważnego składnika – baldachów kopru. Nie nadaje się suszony, bo ponoć jak zaczyna się proces kiszenia, to on, ten koper suszony, zaczyna gorzknieć. Nie nadaje się koperek zielony, taki do ziemniaków itd, co to można go nabyć cały rok – bo w procesie fermentacji szybko zaczyna gnić. No trudno. Postanowiłam obyć się bez, o rezultatach napiszę.
https://photos.app.goo.gl/NPbXExfFbb2qNucb8
I jeszcze ostatnie śnieżyczki u mnie…
https://photos.app.goo.gl/SM5PZdAXab5bo8gf6