W dzień targowy

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W taki dzień ( a najbliższy targ mamy oczywiście w Pułtusku) trudno dostać się do miasta. Ciągnie tam sznur samochodów ze wszystkich okolicznych wsi, w których mieszkają tysiące mieszczuchów udających tylko włościan, a tu – główne ulice miasta  rozkopane. I prawdę mówiąc końca tych wykopów nie widać. Wybrano chyba jakąś ślamazarną firmę. A mam porównanie, bo z drugiej strony mojej wsi – w Zatorach – też uliczne wykopki. Ale tam remont posuwa się  piorunem. I gdy się przejeżdża pod radziwiłłowskim pałacem (a park pałacowy wpisany jest do zabytków i rzeczywiście jest przepiękny) to wszędzie widać PRACUJĄCYCH robotników. W Pułtusku owszem, też ich widać jak jedzą śniadanie, drugie śniadanie, obiad i koniec, bo na kolację  pędzą do domów.

Na targu ruch. Są młode kartofle (głównie irga) po zdumiewająco niskiej cenie – 1,5 zł za kilogram. Tyle samo kupcowe żądają za buraki (oj, będzie kaczka w buraczkach). Truskawki nieco droższe ?-3 zł za kilogram. Czereśnie piękne, duże i słodkie po 8 złotych. Litrowy słoik czarnych jagód można kupić za 7 zł. 

                             
Jaja z pieczątkami czyli oznaczeniami producenckimi 0 – 1 – 2 – 3 już od 30 groszy za sztukę, a od kur wolnochodzących i (chyba nieprzepisowo) niepieczętowane na ogół 40 – 50 groszy. Stoją furgony z pachnącym pieczywem z okolicznych piekarni i ciastem nawet ładnie się prezentującym. Stoi też bardzo kuszący dla łakomczuchów namiot z serami korycińskimi. To wspaniały produkt i zawsze kupujemy go trochę za dużo. Tyle tylko, że nigdy nie zdaża się by został w pojemniku choć jeden okruszek.

Ale najwięcej jest stoisk z majtkami, stanikami, spodenkami różnego typu i obuwiem. I wszystko za grosze, mimo, że nie wszystko to tandeta.

My, w miniony piątek, kupiliśmy kartofle, buraki, czereśnie, maliny, włoszczyznę oraz piękną karkówkę, która po zmieleniu będzie (wraz ze smardzami przywiezionymi z Berlina, bo u nas są chronione) farszem wypełniającym kaczkę a także powstanie z tego kawałka wieprzowiny kilka kotletów robionych na wzór bałkańskiej pljeskawicy.

Kupiliśmy też w naszym ulubionym mięsnym, ulokowanym w drewnianej chałupce na rozdrożu pod Grabówcem i noszącym dumny szyld „Polskie specjały”, fantastyczną szynkę bez konserwantów, kiełbasę polską wędzoną lecz surową, frankfurterki i rozkosznie pachnącą kaszankę. Ale i tak może tego zabraknąć, bo młodzież mieszkająca z nami nadal ma dobry apetyt. A ryb przynoszą z połowów tak mało, że starcza zaledwie dla samych wędkarzy.

O targu w pobliskim Serocku opowiem przy następnej okazji.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Niepoczytalni?

Stan umysłu Mieszka R., sprawcy okrutnego zabójstwa na UW, może być zupełnie inny, niż wskazują wycinkowe relacje internetowych serwisów. Przy okazji pojawiło się pytanie, gdzie przebiega granica poczytalności sprawcy, od czego zależy kara za zbrodniczy czyn.

Joanna Cieśla

PS.

Pod domem pojawiły się pierwsze brązowe kozaki.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj