Co Saraceni przysłali Francuzom
Kwitnąca gryka
Wielka i niewygodna w użyciu księga „Kulinaria francuskie” czasem mnie wynagradza za trudy poniesione podczas lektury i – jeszcze większe – podczas gotowania. Znaleźć w niej bowiem można ciekawe anegdotki i historyjki obyczajowe. Oto jedna z nich:
„Galette, czyli naleśniki gryczane są przypuszczalnie jedną z najstarszych potraw ludzkości. Jako namiastkę chleba pieczono je na gorącym płaskim kamieniu nazywanym w Bretanii jalet, stąd wywodzi się ich nazwa. Gryka nie jest właściwie zbożem, lecz krewniakiem rdestu. Jej ojczyzną jest Azja, skąd dotarła do Rosji i na Bliski Wschód. Do Francji przyjechała w bagażu rycerzy powracających z wojen krzyżowych. Z powodu ciemnego koloru nazwali ją oni sarrasin. Chłopi bretońscy przyjęli ją z zachwytem, ponieważ dojrzewa już po czterech miesiącach i udaje się nawet na mało urodzajnych glebach w centrum Bretanii. Jeszcze ważniejszy był dla chłopów fakt, że z mąki gryczanej nie można było upiec chleba i dlatego nie podlegała opodatkowaniu ani daninie. Galettes wytwarzane niewielkim kosztem jedynie z mąki, soli i wody były przez stulecia podstawą bretońskiego pożywienia. Bretonki były dumne ze swoich umiejętności smażenia galettes, a przepisy przekazywały z pokolenia na pokolenie. Należało do zwyczaju, że panna młoda rzucała na szafę pierwszy usmażony w swoim nowym domu placuszek jako daninę składaną wcześniejszym mieszkańcom domu, aby zapewnić szczęście sobie i swoim dzieciom.
Kiedy mąka pszenna stała się tańsza i łatwiej dostępna, gryka popadła w zapomnienie. Dzisiaj większość gryki mielonej w Bretami pochodzi z Chin, gdzie jest znacznie tańsza. Dopiero niedawno moda na tradycyjne produkty żywnościowe skłoniła niektórych rolników do ponownego zasiania rodzimych odmian gryki. Otrzymuje się z nich ciemniejszą bardziej aromatyczną, ale też i droższą mąkę. Galettes pieczono dawniej nad ogniskiem w którym paliło się drewnem, co nadawało im interesujący dymny smak, natomiast dzisiaj smaży się je na kuchni elektrycznej. Pożywne crepes wypełnione szynką, sadzonym jajkiem, kiełbasą, serem, warzywami lub rybą.”
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Teraz wrze na Wydziale Psychologii UW. „Ludzie w końcu odważyli się mówić”. Będzie efekt domina?
Po zwolnieniu dyscyplinarnym dziekana Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych prof. Daniela Przastka wrze na Wydziale Psychologii. Wszystko wylało się w ostatnich dniach.
I są one znane daleko poza Bretanią. Np. ja, na Kurpiach, czasem częstuję nimi miejscowych gości uważających na ogół, że jedzą danie z kuchni rosyjskiej. A to nie bliny tylko galettes.
Komentarze
Z gryki to ja jedynie gotuję kaszę gryczaną. Niestety w sklepach w których robię zakupy mąki gryczanej kupić się nie da. Pozostaje robienie zakupów w Warszawie
Link do przepisów z mąki gryczanej:
http://zpierwszegotloczenia.pl/przepisy/skladniki/maka-gryczana-1018.html
O, prosze bardzo. Już śpię na jedną nogę, ale zapodam. Nie mąka, a kasza, Dio tego grzyby proponuję, zawiesisty sos. Wszystki według Brzucha naszego znakomitego, ja to robię na wredne, zimne dni. MNIAM!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Krupiak_wg_Brzucha/
Spadam do wyrka.
Wszystko z nudów wysoki Sadzie, chcialoby sie powiedziec. Ptaszory wyniosly sie na pogode i karmienike ich niema sensu. Jakos niektórzy blogowicze troche pogubili sie. Czy przed Walentynkami bedzie jeszcze jakas impreza. Zaciekawiony
Pan Lulek
Witam Szanowne Blogowisko i życzę miłego dnia.
z mrozem. Wczoraj po raz pierwszy od długiego czasu usłyszałam wróble a dziś znowu cisza
Życzę Panu słonecznego dnia i weny twórczej w wymyśleniu toastu na dzisiejszy wieczór. 
Panie Lulku jeszcze pół godziny temu u mnie była „cesarska” a już jest „carska”
Lulku w Walentynki będzie impreza na mrozie :założymy walonki i z Walą w tany. Do tego Alicji krupiak, twoja śliwowica , moje kabanosy. Będzie Jola i inne babeczki. Nie wspominając o grubych rybach – oczywiście tych w galarecie.
Szampana też nie zabraknie. Szykuj się będzie impreza jak na Titanicu , znaczy transatlantycka
Można pomarzyć? Można.
Ciekawe tylko co jeszcze się wydarzy?
Kod 3 bbb? Ja znowu w gościnie u Młodszej. Dopiero teraz się przejaśniło. Dzisiaj będziemy produkowały pierogi do zamrożenia. Część będzie na dzisiejszy obiad, (zupa grzybowa i pierogi z mięsem() a w planie nadzienie z kapusty z grzybami, kapusty z grzybami i mięsem, ruskie i mięsne jako takie. Lubię p[ierogi, a nie lubię wałkować ciasta na pierogi. Czekam więc na natchnienie Młodszej i wtedy robimy większą ilość. Mroże gotowane i osdączone, studzone „na stojąco”. Wyciągnięte z zamrażalnika idą na patelnię z gorącym tłuszczem.
Pyro, gdzie Ci się takie „przemysłowe” ilości „na stojąco” mieszczą ? Ja wałkowanie lubię ale wycinania i klejenia nie cierpię. Zawsze ostatnie krążki zdążą mi się wysuszyć, taka niegramotna jestem. Fakt, że robię pierogi b. rzadko, to i do wprawy nie miałam jak dojść.
Zgago – wyciągam z gara na talerz, po kolei stawiam na tacy, dużej desce do krojenia, blasze do ciasta itp i tak wynoszę na balkon – niech stoją choćby do jutra. Potem zbieram w pojemniki już porcje i do zamrażarki pakuję. Nie obsychają mi, bo robię porcjami – każdy płat ciasta powycinany, kolejno nakładny farsz. Dlatego robimy raz na pół roku w dwie osoby. Nie przesadzajmy – dla nas pierogi nie są daniem kultowym; wystarczy raz w miesiącu taki obiad.
Zgago, przykrywaj ścierką.
Pierogi z hreczanej mąki (pół na pół z pszenną, bo się nie lepią) nadziewane serem z żółtkami (na słono) i polane masłem.
Albo wielki pieróg z tego samego ciasta nadziany ziemniakami z cebulką i pieczony w piecu.
Dzisiaj, na Gromnicznej, jest wszystko: mróz, słońce, chmury. Znaczy na dwoje babka wróżyła…
Żabo, dziękuję za radę. Odnośnie „wszystkiego” , to znaczy nadal wiemy tyle samo, co wczoraj.
Czyli nic (w sprawie pogody oczywiście).
Śnieg dzięki niej topi się powoli, ale systematycznie i oby tak wszędzie, bo to jedyny sposób, żeby nie było powodzi.
U mnie niespodzianka; „Klarcia” się przedarła przez chmurzyska
Witam, Zabo a przepis na ciasto na pierog pieczony w piecu, nie lubie kleic…
Pyro, ja dawno temu przeczytałam, że jak się do wody, w której będą gotowane pierogi doleje łyżkę oleju, to się nie będą sklejać, tylko osoba radząca zapomniała dopisać, że łyżka powinna być wielkości chochli, bo mnie się i tak poprzyklejały do talerza, na który je wyłożyłam (każdego osobno), żeby ostygły
Wpis bardzo na czasie – dzisiaj chandeleur i cała Francja będzie jeść galettes i cr?pes. W radiu i TV już od tygodnia tylko reklamy naleśnikowych składników i utensyliów do produkcji. Pozdrawiam ze słonecznego wybrzeża!
Dzień dobry Wszystkim!
Ach, pierogi… pracochłonny poemat!
Z nietypowych: jest u nas, znaczy niedaleko Szczecina, w Nowym Warpnie na końcu Polski, taki bar, gdzie właścicielki robią rosół z leszcza (mają świeżego od rybaków) i podają czyściusieńki i klarowny z pierogami, też z leszcza. Jest to absolutna delicja.
Ciekawe, czy je zasypało, swoją drogą, razem z pierogami…
Zgago,
dodawanie oleju do wody przed gotowaniem pierogów ma tyle sensu, co przed gotowaniem makaronu czyli nie ma żadnego. Pierogi (i makaron) nigdy się nie skleją w trakcie gotowania, jeśli są gotowane w dużej ilości wody. Jak wypłyną, powinny pływać swobodnie w jednej warstwie. Po ugotowaniu można pierogi wyłożyć na lekko natłuszczony półmisek (jedna warstwa), wtedy nie ma mowy o przyklejeniu. Jeśli mają być od razu podane na stół w salaterce, to poszczególne warstwy można okrasić podsmażoną cebulką lub skwarkami i też się nie skleją.
Nisiu,
Teraz wiem, dlaczego
Nie mogę się pochwalić znajomością Twoich dzieł, bo współczesnej polskiej prozy nie czytuję od lat, ale cieszę się, że mogę na tym blogu posmakować choćby próbek Twojego „pióra” 
mnie od początku zadziwił staranny język Twoich komentarzy
Jeśli chodzi o pogodę ,u mnie jest tak samo jak u Żaby – wszystkiego po trochu .I bądż tu mądry człowieku .
Dziś od rana smażyłam faworki ,drugi i ostatni raz w karnawale .Następne dopiero za rok .Nawet szybko uwinęłam się z nimi ,choć rano musiałam jeszcze iść do sklepu po śmietanę .
Czy nikt z blogowiczów ,oprócz mnie ,nie smaży faworków ?
Niedługo jadę do Gdyni ,więc zajdę na Halę Targową i poszukam mąki gryczanej .Dziś w audycji radiowej mówiono o białej kaszy gryczanej – to jest kasza niepalona .Nigdy takiej nie widziałam .Czy ktoś ma jakieś informacje na ten temat . Może Sarenka ?
Dzień dobry, narazie słoneczny i bez mrozu! Ale smaczki ulubione, przepadam i za kaszą gryczaną i za pierogami. Kasza, łatwa w przygotowaniu, to i często ją podaję, gorzej z pierogami. Lubię takie z cieniutkiego ciasta, a to już wymaga przyłożenia się. Do takiego wysiłku mobilizuję się raz w roku, o zgrozo! Ale człowiek się przecież zmienia, więc może jeszcze nic straconego
Gospodarzu, odetchnęłam gdy usłyszałam Pana w radiu.

Swoją drogą, to mnie by się przydał taki poradnik, o którym Pan mówił. Osoby biegłej w tych sprawach już od lat nie mam a wówczas wiele Jej uwag traktowałam jako przeżytek.
Ja nie o pierogach tylko galette. Mieszkam od dawna w Bretanii to jadam je dosyc czesto. Sa odrobine grubsze od nalesnikow. Jako nadzienie daje czesto szynke i tarty ser. Kiedys bedac w Polsce i w dolnoslaskim uzdrowisku zobaczylam w menu; galette po bretonsku. Zamowilam i niestety to co mi przyniesiono nie mialo nic wspolnego z orginalem.
Od kiedy mam przepis pana Piotra jak robic ciasto na pierogi, robie je z przyjemnoscia i ciasto jest zawsze bardzo dobre.
Dzisiaj we Francji jest ” chandeleur i kazda szanujaca sie mama smazy nalesniki. Ja tez mimo, ze corki nie ma juz w domu.
Nemo a ja ćwok, gdy ostatnio robiłam pierogi, każdy z osobna „pędzelkowałam” olejem, żeby po wystudzeniu dać porcje do zamrażalnika.
faworki za mną chodzą, ciągle mam w planie i kto wie czy np. w sobotę nie uświetnię nimi rodzinnego obiadku
Krystyno, pamiętam, że w ubiegłym roku był tu na blogu dość spory faworkowy ruch, może czekamy na ostatki?
A kaszę gryczanią niepaloną czasem widuję w Leclercu (chyba), sprawdzę przy najbliższej bytności.
Elap, witaj. Jeśliś pierwszy raz w „blogowisku”, to już się przesuwam i robię miejsce.
A jakbyś jeszcze podrzuciła dokładny (z gramaturą) przepis na oryginalne galette, to by było fantastycznie.
Faworki, mniam
Zrobię może w przyszłym tygodniu.
Czytam zaległości, bo wczoraj faktycznie zostałam lekko przymuszona do wyczynów ekstremalnych czyli przygotowania szybkiej kolacji dla 8 osób plus jedno małe dziecko, niemowlęcia u piersi nie licząc. Goście z Budapesztu mogli odwiedzić nas tylko wczoraj, więc się spięłam i zrobiłam spaghetti al pesto i al pomodoro, kotleciki mielone z wołowiny zapieczone pod śmietaną i parmezanem wymieszanym z tartą bułeczką, sałata endywia (scarole) z winegretem i jajkiem na twardo, na deser panna cotta i ciasto kruche z musem z papierówek. Do picia najpierw biała Salina (plus grissini), potem czerwona Donnafugata Sedara z Sycylii. Jakoś niechcący wyszła kolacja po włosku
Na dworze niby jasno, ale pochmurnie. Czy -2 to jest mróz?
Zgago,
Elap tu bywa, ale tak rzadko, że trzeba witać jak nową
Zgaga, jestem od zarania blogu pana Piotra tylko rzadko sie odzywam. Sama nie pieke galette ani nalesnikow bretonskich, bo trzeba miec specjalne urzadzenie do pieczenia. Zobacze czy mam w ksiazce przepis to pozniej napisze.
Nemo –
Elap, dziękuję, przynajmniej będę wiedziała za czym się rozglądać (małe patelenki, bo chyba je miałaś na myśli? ), jak już dotrę z wizytą do Francji.
Kasza gryczana – tak !
Pierogi – tak,tak !
Pierogi z kaszą gryczaną i grzybami po litewsku – 3 x tak !!!
A faworki to na deser z przyjemnością
Bretońskie galette to też pyszota.
Ja,tak jak Barbara kaszę gotuję często,bo to żaden kłopot.
Lepienie pierogów to już trochę wysiłku, a że pod bokiem mam
znakomity sklep z pierogami to jestem jego stałą klientką
Faworki staram się usmażyć przynajmniej raz w czasie karnawału.
Panie Lulku – na kolejną imprezę to mam już nawet wymyślony
kolor,ale jako że za kilka dni jadę na urlop i wracam właśnie w
Walentynki to proponuję dopiero termin wiosenny.
Zamiast walonek – lakierki i kreacje ” do figury „.
Z Jotką zaplanowałyśmy już też danie główne – perliczki.
O, właśnie: perliczki. Zgago -a gdzie sprawozdanie jak udała się prliczka?
Faworki, czyli chrust będą w przszłym tygodniu.
Gospodarz zdaje się sugerować, że Kurpie nie jedzą blinów tylko galette, co znaczyłoby, że przed czasami napoleońskimi Kurpie nie jedli placków z gryki
Chyba że światowi wieśniacy spod Ostrołęki sami je z Paryża zaimportowali jeszcze przed zaborami 


Gryka pochodzi z Syberii i Mandżurii, jest znana w całej Rosji, Ukrainie i Białorusi i wszędzie tam jada się bliny.
Jeśli galette miały zawędrować z Bretanii na Kurpie, to dlaczego nie przyjęły się po drodze? Może z powodu oryginalnej nazwy?
Krampouezh gweniz tu
Sprawa dla historyków kulinarnych albo nawet IPN
Zgago, jest taka książka, którą wydał katowicki Videograf II, a ja tam napisałem m.in. jeden rozdział o manierach przy stole i podczas ucztowania. Książka ładnie wydana ale bardzo droga nosi tytuł ?Polska biesiadna?.
Miło mi, że słuchałaś pierwszego felietonu z cyklu: ?Na apetyt – Adamczewski?. Zobaczymy jak będzie z kolejnymi i czy zastąpią udanie ?Kuchnie świata?.
Nemo, moi sąsiedzi jadają wszystko co im zaproponuję. Bez względu na to z jakiej części świata przywiozłem przepis. A resztę popularyzuje Miś!
nemo, ja zrozumiałam, że to Gospodarz przyrządza na Kurpiach galette dla swoich gości, a oni myślą, że to są bliny (nie znając galette)
czy się mylę?
Nemo, jesteś genialna. Jestem absolutnie za tym, żeby wpuścić IPN w bliny i niech tam grzebią do uśmiechniętej śmierci. Mogliby np.sprawdzić, czy gdzieś po Polsce nie krążą krampuchy. Tak bym spolszczyła tę bretońską nazwę.
A w porozumieniu z Interpolem albo KGB powinni stanowczo wyjaśnić, gdzie w Rosji dają prawdziwe bliny – wszędzie gdzie byłam w Petersburgu i Peterhofie za bliny robiły zwyczajne naleśniki. Może teraz bliny smażą tylko na jakieś specjalne hasło?
Idzie u mnie wiosna wielkimi kroki. Snieg jeszcze sie broni ale z wielkimi stratami. Znikaja górki do zjezdzania na tym co wiecie. Zaczyna mnie nosic. Chyba pora ruszyc w swiat szeroki. Moze by tak zaczac od najblizszego poniedzialku.
Prosze sie liczyc z naglym zniknieciem z blogu ale nie wszczynac poszukiwan.
Dam potem znac czy juz mnie ponioslo. Prosze o sugestie w sprawie dzisiejszego toastu.
Pan Lulek
Okazuje sie, ze wczorajszy nalesnikowy temat (miedzy innymi
) przydaje mi sie dzisiaj bo we Francji, jak juz napisala Elap, swietowana jest Chandeleur, odpowiednik Gromnicznej a z nia tradycja smazenia nalesnikow. Siega ona dawnych czasow a nalezalo robic tego dnia nalesniki, zeby uniknac zepsucia sie zboza.
Gospodarzu, jednego jestem pewna; mam ogromny niedosyt po dzisiejszej audycji. Stanowczo wolę dłuższe audycje, bo jest więcej czasu na szczegóły a tym samym i dokładniejsze poznanie danego problemu. Szczególnie przy audycjach na tak smaczne tematy. Dziękuję za drogowskaz w sprawie poradnika. Sprawdzę cenę i jeśli nie zemdleję, to będę miała propozycję dla rodzinki na prezent.
Wystarczy mi jeden upadek na rok. 
Pyro, ja nawet nie dotarłam do Makro, bo nawaliło śniegu i bez auta nie ma szans tam dotrzeć. Wprawdzie Makro mam niezbyt daleko od domu, ale idzie się tam tzw. bocznymi drogami, których nikt nie odśnieża a żaden autobus tam nie dojeżdża, więc jak doszłam do dróżki i zobaczyłam jej stan, to oblizałam się tylko i zawróciłam wkurzona.
Jeden mój kolega z pracy – to a propos toastu – mawiał: Ponieważ picie bez toastu nazywa się pijaństwem – zdrowie pięknych pań po raz pierwszy.
Tym toastem nasi koledzy robili furorę za granicą – innostrańcy nie mogli zrozumieć, że całe towarzystwo już ledwie żyje, a Polacy wciąż „po raz pierwszy”.
To nie była sugestia toastowa, tylko materiał dla IPN.
Nisiu !
Pozwole sobie zwrócic uwaga na dwie niescislosci w Twoim komentarzu,
Po pierwsze, KGB istnieje pod inna nazwa chociaz siedziby zostaly zachowane. Zwracam tylko uwage na fakt, ze w dalszym ciagu najwyzszy dom w St. Petersburgu znajduje sie tam gdzie byl to znaczy wejdziesz na parter a tam juz Magadan widac.
Po drugie, dla prawidlowego jedzenia blinów nalezy miec koszule z bardzo szerokimi rekawami aby tluszcz spokojnie skapywal z lokci kiedy rekaw jest podwiniety na górna czesc ramienia poza lokiec.
Ja tylko tak z praktyki
Pan Lulek
Nakład wyczerpany.
O, przeczytałam jeszcze raz i widzę, że Barbara ma rację
Wniosek: gospodarskiej ortografii nie należy brać dosłownie


Przepraszam za niesłuszne posądzenie
O psiorunie jasny!!!
To sie doziedziałem , ze placki z mąki , zsiadłego mleka , drozdzów i jajek się nazywajo bliny. Moja matka móziła ,że robzi placki drozdzowe. Moze ktoś dawniej z gryky robziół ale nie paniętom.
Nisiu,

Przepis na faworki mojej Cioci Mychy (pewnikiem sięga dalej w dzieje rodzinne): tyle żółtek ile całych jaj (np. po 6), łyżeczka cukru pudru, orzeszek masła, mały kileszek spirytusu,mąki ile zabierze. Zagniatać aż się pokażą małeńkie pęcherzyki.
Wałkować cieńko.
I chrust Babci Misi (ona miała na imię Hermina, dla mnie to już prababcia):
1/2 kg najpiękniejszej mąki
2 dkg masła
4 dkg cukru pudru
7 żółtek
4 całe jaja
1 łyżka świeżej śmietany
pół kieliszka araku
Zagnieść dobrze i cieńko wałkować
Obie wersje po usmażeniu posypać cukrem pudrem z wanilią (kawałek laski wanilii między dwie kostki twardego cukru -rafinady- i zetrzeć na tarce).
Zgaga, duza patelnia, duza. Galette to nie bliny. Ja kupuje nalesniki i galette bretonskie w kazdy czwartek na targu. Sa tez w kazdym supermarkecie. Znalazlam w internecie przepis;
250g maki sarrasin
2 jajka
50 cl zimnej wody
40gr rozpuszczonego masla ( w Bretanii jest ono solone )
sol
Wymieszac wszystkie skladnik i odstawic na 2 godz.
Smazyc na duzej patelni. Lac rozczyn tak, aby byly bardzo cienkie.
Nalesniki te sa duze.
Jako dodatki; podsmazone pieczarki, szynka, jajko, tarty ser, podsmazona cebula, papryka, cienka kielbasa, kozi ser.
Ja skladam kupiona galette na pol i wkladam do srodka plaster szynki i posypuje tartym zoltym serem, podsmazam na patelni i na talerz. Popija sie cidrem ( kwas jablkowy ) Na kazdym swiecie bretonskim galette i nalesniki sa zelaznym menu. Popija sie cidre i tanczy gavotte lub inne tance bretonskie.
Znalazlam w internecie patelnie na nalesniki bretonskie, ale nie umie tego dac na blog. Moze mi ktos pomoze.
Krystyno,
tutaj można zamówić białą kaszę gryczaną. Gdzie indziej pewnie też.
Miałam do czynienia z niepaloną gryką i nie byłam zachwycona, a nawet przeciwnie. Mąż mojej rodzonej ciotki, czyli automatycznie mój wuj, zwykł co roku zakupywać w zaprzyjaźnionym młynie (rzecz działa się w USA, Pa,)woreczek takowej kaszy i po sprawiedliwosci, i uznaniu obdzielał krewnych i znajomych. Mi się dostało całkiem sporo i mogłam eksperymentować, znaczy jaką metodą uda się ją ugotować na sypko. Zacierałam żółtkiem, zasmażałam na maśle, zalewałam wrzątkiem… nic, jak tylko zawrzała natychmiast robiło się z niej puree gryczane. Wszystkie znane i opatentowane sposoby gotowania kaszy gryczanej zostały wypróbowane, majątek straciłam na telefony do Polski z prośbami o porady. Może jest jakiś inny, tylko dla kaszy niepalonej?
Tak wygląda nowoczesna patelnia do bretońskich naleśników
Elap, ogromne dzięki. Już sobie dołączyłam do swoich przepisów.
Jeśli chodzi o podawanie adresów stron www , to jak masz otwartą stronę, której adres chcesz przenieść, to klikasz lewym przyciskiem myszy na jej adres (na górnym pasku przeglądarki) i jak Ci się podświetli (u mnie tło zielone), to klikasz na podświetlonym ale prawym przyciskiem myszy i wybierasz z menu, które się pokaże, „kopiuj”. Aby zapisać skopiowany adres w tekst, najlepiej w nowej linijce – znowu klikasz prawym przyciskiem myszy i z menu, wybierasz „wstaw”, klikasz lewym i adres wklejony.
Uwaga: Adres o ile jeszcze nie wysłałaś wpisu, będzie czarny i dopiero po wysłaniu zmieni kolor.
Przepraszam, że takie długaśne tłumaczenie, ale starałam się dokładnie napisać tą mini instrukcję, tylko jak zwykle mi nie wyszło „mini” a raczej „super maxi”
Nemo, strasznie kobylasta ta nowoczesna patelnia
Ciekawa jestem, czy nienowoczesna patelnia jest podobna do naszej poczciwej patelni żeliwnej ?
nemo,
Billig är den inte…
No, to jestem z powrotem na rodziny blogowej łonie. Powrót kosztował mnie dodatkowe 60 złotych polskich, bo to ponoć nie ten antywirus mnie blokował, tylko inna cholera.
Ciasto zarobiłam, 4 miski z farszami stoją na blacie, ale przez ten komputer pierogi będą produkowane dopiero po 16.30 (korki u Ani) więc spożycie na przedwieczerz wypadnie.
Przepis na chrust babci Anny podałam w ub. roku.
Przepis babci Misi przypomniał mi arak; już pytałam Dorotela, ale bez wyniku. Czy może wiecie, gdzie można kupić arak? Nie musi być dużo, ot, 200 – 250 ml. Potrzebny mio do skpopiowania kilku starych przepisów, a tam arak znacznie częściej stosowany, niż rum. W życiu nie widziałam, nie wąhałam (do tego służy) ARAKU
Aszyszu,

słuszna uwaga, nie tanie choć billig
Pyro,
dawno temu moja mama używała olejku arakowego do ciasta, więc zapach kojarzę, ale u mnie też nigdzie normalnego araku nie sprzedają
http://systembolaget.se/SokDrycker/Produkt?VaruNr=508&Butik=0&SokStrangar=%u00d6VRIG+SPRIT%3aAlla+l%u00e4nder%3aAlla+storlekar%3a%3a%3a%3a%3a%3a
Właśnie przeczytałam, jak długo zima będzie u nas gościć.
http://wyborcza.pl/1,75248,7520105,Dzien_Swistaka__Zima_jeszcze_dlugo.html
ASzyszu – dziękuję. To jakaś astronomicznie droga gorzała. Nie będę rodzynek moczyła w araku
Pyro,
ca 55 zł za 350 ml
Zgaga, dzieki za wyjasnienia. Wczesniej przecwicze. Nemo juz pokazala jak wyglada ta kolumbryna. Ja mam inna patelnie na nalesniki. Moja jest normalna tylko ma niski brzeg.
Koncze, bo za godzine mam kurs wloskiego i 12 km do przejechania.
Niebo zachmurzone i 10C.
Kenavo.
Pyro – moczenie rodzynek w rumie wychodzi taniej
Rum Bacardi 0,7 l – 58,00 zł
A do herbaty zimą też można dodać. Ku pokrzepieniu serc !
Przepraszam, ze się powtarzam, ale jestem w podobnym nastroju, tylko bym gryzła nie strzelała (z braku stosownej armaty). A to pamiętacie: – Niedźwiedzia grizzli? – Nie, striellali!
http://www.clipal.com/video/ground_hog_day
Zgago,
w tych wszystkich naleśnikarniach i creperiach używają takich grubych i ciężkich płyt ogrzewanych od spodu gazem lub prądem (jak dawniej na ogniskach) ale takiej patelni się nie podnosi i nie podrzuca
Pan Lulek ma w swoich zbiorach patelnię z niskim brzegiem, specjalnie do naleśników.
Pyro wlasnie sobie przeczytalem ze arak to narodowy alkohol na Bali dystylowany ze slodkiego piwa (wina?-5%) i kosztuje grosze, przynajmniej na Bali. A najalepiej kupic w sklepiku przy drodze gdzie sprzedaja w plastikowych torbach wiec dobrze sobie przelac do jakiej butelki
Ale jak pisza nie mylic tego araku z arakiem tureckim (libanskim?). Pewnie ty chcesz ten libanski ale i tak cena strasznie przesadzona. Taniej Ci bedzie pojechac na wakacje do Turcji albo Libanu na tydzien i jeszcze sobie z litr araku przywieziesz (i moze nieco rodzynek tez)…..
Tzn ten arak z Bali juz po dystylacji ma 40-50%…
No taki ich bimber…. kokosowy bimber trzeba dodac.
Nisiu. Przypomniałaś mi dawną biesiadę z Francuzami. Pod koniec padł toast „No to strzemiennego!”. Wypiliśmy. Po chwili „Paaowie, strzemiennego”, Da capo. I tak kilka razy. Jeden z gości zapytał „qu’est-ce que c’est le ciemienny?” Cierpliwie wytłumaczyłem zasady staropolskiej gościnności, że to noga już w strzemieniu (etrier?) a gospodarz jeszcze wznosi ostatni toast. Nie bardzo się znam na jeżdziectwie – powiedział Francuz – ale u nas to chyba jest tylko jedno strzemię do wsiadania…
Wyszłam z domu jak było słoneczkowato a wróciłam w zawieje.
O 10.48 dnia dzisiejszego donisił, niejaki katasz ze słonecznego wybrzeza o tych bretońskich naleśnikach i ich święcie.
Katasz był tu już jako katasia
to myjesteśmy tutaj dużą rodziną blogową na widoku
my sami czasami nie wiemy co wyrabiamy za to ludzie wiedzą co u nas sie dzieje
Nemo, jeśli chodzi o „zwykłą” patelnię z niskim brzegiem, do naleśników, to przecież mi taką sprezentował, mój zięć. Jeszcze tylko mąkę gryczaną – w sklepie ze zdrową żywnością powinna być – i do roboty.
Kod : aa18 – lat już tak dawno minęło
Zadzwoniłem telefonicznie do znajomej kurpianki z Kadzidła i potwierdziła: Na Kurpiach nie robiło się blinów . Natomiast częstym daniem kolacyjnym były sodziaki ? placki przygotowane z mąki pośledniej z dodatkiem miodu, sody i zagniatane zsiadłym mlekiem. Po wyrobieniu ciasta formowano w rękach owalny placek i układano go do pieczenia bezpośrednio na fajerkach, na blasze kuchennej. Po upieczeniu jednej strony, przekładano placek na drugą stronę, a po upieczeniu zjadano ciepły, popijając mlekiem.
Placki drożdżowe to pempuchy.
Najbardziej znane na Kurpiach są fafernuchy z mąki i marchwi polewane słodkim syropem z buraków.
Ciekawostka: pierwsze pomidory zaczęto uprawiać na Kurpiach pod koniec lat dwudziestych.
Misiu,
Gospodarz cywilizuje grykowo, ale nie tubylców 
w takim razie goście Gospodarza to nie są prawdziwi Kurpie, skoro znają bliny
Czy na Kurpiach są w ogóle hreczkosieje?
Technologia wyrobu sodziaków podobna jak w chaczapuri.
nie mając pojęcia, że robię sodziaki, właśnie wczoraj „takie coś” upitrasiłam na obiad i podałam z kurzym udkiem w sosie. A tak naprawdę marzyło mi się chaczapuri, nie starczyło cierpliwości…
Barbaro,
do chaczapuri brakowało Ci tylko nadzienia. Ja zrobiłam z jednego opakowania (200 g) fety i jajka. Chyba będę to robić częściej, bo nie trzeba nic odmierzać i odważać
Pamiętacie, jak testowałam handlarzy volvo?
Teraz kolej na firmy ubezpieczeniowe. Dzisiaj Zurich, we czwartek – SwissLife. Za niecałą godzinę spotkanie z agentem
Ciasto zrobiłam ciut za twarde i żeby rozwałkować odpowiednio cienko, trzeba się nieźle przyłożyć. W pierwszym rzucie ugotowałam po 7 szt z każdego rodzaju, tj 28 pierogów; zjadłyśmy połowę. Najsmaczniejsze są ruskie i z samym mięsem, te łączone z kapustą mniej smaczne (kapusta gotowiec do kitu). Teraz Młodsza poszła z psem, ja odpoczywam, a kiedy pies i jego Pani wrócą, dalszy ciąg produkcji.
Panie Lulku – co do KGB – jak zwał, tak zwał. Magadanu nie widziałam, może dlatego, że rozglądałam się zwykle głównie za jakimś pojazdem, bo tam wszędzie strasznie daleko, nawet z jednego końca Placu Zimowego na drugi. Oczami duszy widziałam różne rzeczy, bo tam historia gada do człowieka zupełnie jak w Paryżu. I literatura. No to właściwie mogłabym zobaczyć i Magadan, ale nie przypomniał mi się w porę.
Cichalu – tak to jest z naszymi polskimi toastami. A jeden rosyjski też mi się podoba. Hasło: za wstrieczu, a odzew: cztoby nie posliednij.
Ale mój ukochany toast słyszałam od goprowców: Z gór my syny!
Nisiu,
w dzisiejszych czasach Polakom już nie pokazują Magadanu z tego miejsca w St. Petersburgu, co Pan Lulek wspominał
No to już oświećcie mnie, bo się pewnie źle domyślałam. Proszę!
Nisiu,
to był dowcip z czasów młodości Pana Lulka. Kto trafił do opisywanego przez niego budynku, to już z parteru miał „widok” na Magadan odległy o tysiące kilometrów
…dowiedziałam się z Radia Wrocław jak się pozdrawia witając się zrzeszona w czymś tam młodzież katolicka, otóż normalnie mówi się: „niech będzie pochwalony…. ” w dzisiejszych czasach używa się skrótów, wiec pozdrowienie młodzieży brzmi po prostu „pochwa”
Kiedyś tu wspominałam o teściowej pułkownika AR, która za szafą trzymała portret Aleksieja III ( II?) i co sobotę paliła przed nim cerkiewne świece. Czciła w ten sposób pamięć cara, który sprzedał Alaskę „Dalej niż na Kamczatkę przecież nie wyślą”.
Nemo, tego to ja się domyśliłam, bo wiem, gdzie jest Magadan i co tam się działo. Myślałam, że są jeszcze jakieś konkrety w tym dowcipie.
Z tych klimatów obejrzałam sobie porządnie Bramę Newską. Tylko że przez tę bramę to nie na Magadan, a do Szlisselburga.
Czy u nas nie ma Manii, Mychy, Marysi, Majki, Maszy czy Maryjki? MT7 chyba grudniowa…Ja tam za Marysie wszelakie dzisiaj wzniosę
Otóż kupiłam białą ,czyli niepaloną kaszę gryczaną .Bez żadnego problemu.Wystarczy wyjść z domu i znależć odpowiednie miejsce .Byłam dziś w Gdyni ,a na Hali Targowej można kupić różne różności ,także różne kasze .Tylko Żaba zmartwiła mnie swoją opinią o smaku tej kaszy .Wypróbuję wkrótce .
Żabo ,te faworki według przepisów cioci i babci są bardzo ” jajeczne ” – 7 żółtek i 7 jajek a pół kilo mąki to bardzo dużo .Ja daję o wiele mniej ,a też są bardzo smaczne .Chociaż gdybym posmakowała tamtych ,to może okazałoby się ,że te moje to nic nadzwyczajnego .
No no, ale się porobiło
Dopiero teraz doczytałam, dooglądałam i trawię wieści 
Wszystkim zasypywanym- wyrazy współczucia. U nas tunele miejscami wysokie na człowieka, drogowcy ciągle dają radę, my też.
Fiołków mam dużo, ale głównie białe z różową smużką.
Nisiu, to ja się za Ciebie porządnie wezmę
Elap podala juz przepis na bretonskie nalesniki a ja tylko dodam, ze czesto je sie tylko z jajkiem sadzonym a wtedy po usmazeniu nalesnika z jednej strony i przewroceniu na druga, rozbija sie jajko na polowie, rozprowadzajac troche bialko, ewentualnie posypuje troche tartym serem, utrzymuje na ogniu do sciecia sie bialka i sklada nalesnik na polowe i jest gotowy.
Krystyno tam gdzie 7 żółtek to 4 jaja i pół kilo mąki, a tam gdzie tyle jaj ile żółtek to mąki ile zabierze
. Rzeczywiście chrust wychodzi trudno do buzi donieść. Ja najbardziej lubię na drugi dzień.
Cos mi sie wydaje, ze Nowy pod wczorajszym wpisem o 02:44 czeka na opinie fiolkowych Pan na temat fiolkow i Sissi, bo to byl chyba punkt wyjscia do spotkania
Nie kuscie mnie St. Petersburgiem. Za moich mlodych czasów w „korabielce” mówilo sie u nas w Pitrze a z Avtowa chodzilo sie na piechote az do Newskiego Prospektu.
Dawne czasy, dawne obyczaje. Przeszlo, minelo. Tyle, ze zostal Arbat ze swoim teatrem i muzeum Puszkina. Jak sie wkurze, to w poniedzialek, na dobry poczatek tygodnia ruszam w swiat. Tym bardziej, ze u nas Walentynki przesuneli na sobote.
Dobrze, ze tresc dzisiejszego toastu juz chodzi po glowie.
Pan Lulek
Wicie co? Ano wjuwa.
To kak zwier’ ana zawojet, to zapłaczet kak ditia…
Zięć wpadł, doniósł zieloną torebkę – Pyrom Obu dzięki!
Poprzecinał siekierką obmarznięte belki siana u koni i pognał z powrotem, bo zawiewa drogę. Akurat u mnie na podwórku nie zawiewało specjalnie, bo dmucha z południa, co nie znaczy, ze do jutra nie zawieje. Eska donosiła, że droga „na Połczyn” aż do żwirowni prawie nieprzejezdna była już wczesnym popołudniem.
jeszcze o faworkach, pogrzebałam w pamięci i w blogowym archiwum i znalazłam, na początku ubiegłego roku pan Piotr w komentarzach podał Przepis pani Basi na faworki (tylko 3 żółtka na 20 dkg mąki), a tuż zaraz jest przepis od Pyry z opisem jaka metodą obliczać składniki/iość faworków. Tu podam link (wlepię go zwyczajnie, bo chyba cała nauka ładnego wklejania poszła w las)
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=706
Pyro, wlaczam sie troche pozno co do araku ale wydaje mi sie, ze jest to alkohol otrzymywany z fig. Gdybym byla blizej, podrzucilabym bo okazuje sie, ze mamy w domu…
Elap pojechała na kurs języka włoskiego .Pamiętacie film ” Włoski dla początkujących” ? Świetny film ,jeden z moich ulubionych .Kursanci może za wiele się nie nauczyli ,ale wynieśli z kursu wiele innych pożytków ,zwłaszcza uczuciowych .Niestety ,nasi twórcy „komedii romantycznych ” nie potrafią zrealizować tak wciągającego filmu .
Haneczko, proszę cię uprzejmie, bierz się.
Panie Lulku, znowu czegoś nie łapię. Arbat w Petersburgu?
Do muzeum nam się nie chciało (osobiście nie przepadam), ale odwiedziliśmy „Litieraturnoje Kafe”, do którego Puszkin chadzał i skąd wyszedł na swój pojedynek z d’Anthesem. Mamy takie puszkinolubne towarzystwo. Wypiliśmy pięć butelek szampana na cztery twarze i zaprzyjaźniliśmy się bardzo z występującymi tam artystami. Mieliśmy z sobą własnego, więc skończyło się na wspólnych śpiewach, bo nasz człowiek (Andrzej Korycki) z ichnią piewicą Iriną (wspaniała dama, ale nazwiska nie pomnę) śpiewali na dwa języki „Gari, gari maja zwiezda”, potem oni puścili Andrzeja do fortepianu i dał solówkę z Wysockiego po rosyjsku, potem oni śpiewali naszemu kapitanowi (mieliśmy z sobą kapitana i kazaliśmy mu wdziać mundur, żeby nas godnie reprezentował) „Żył odnażdyj kapitan”, a skończyło się na tym, że nas zaciągnęli do sali obok, gdzie biesiadowała rosyjska wycieczka z Izraela i razem śpiewaliśmy „Wieczór na redzie”. Rzecz się działa w czasie regat Tall Ships’ Races 2009.
Osobiście jestem za tym, żeby się bratać. Muzyka się do tego świetnie nadaje, a szampan pomaga. Nawet „Sowietskoje Igristoje”.
Z bardzo różnych rzeczy ten arak robią. Co kraj to inny przepis.
Pyro ja się wybiorę do dalszych i bliższych sklepów naszych współobywateli i poszukam Ci tego alkoholu najpierw muszę zrobić dochodzenia, w którym kierunku i do której dzielnicy mam się udać
Alino i Nowy, nie konsultowałam odpowiedzi na dręczące Was pytania z fiołkowymi Koleżankami, ale mam wrażenie, że cesarzowa Sissi, patronując temu wydarzeniu chyba nie była zadowolona. Toć ona żywiła się jarzynkami, a ze słodyczy to tylko sałatki owocowe, no i te fiołki kandyzowane. A tu taka za przeproszeniem wyżerka i te fiołkowe Damy pałaszujące ze smakiem bynajmniej nie same jarzynki
! Więc chyba lepej, że nie wspomniałyśmy tej zacnej, pięknej patronki, bo by nam z chmurki paluszkiem pogroziła. A fiołki, nie kandyzowane, a jako pachnąca konfitura, jak najbardziej, o to zadbała Danuśka, nie wspomnę już o różowym fiołku, który na cześć Sissi dekorował nasz stół 
Zasypuje nas…
Byłam w sklepie i kupiłam mąkę orkiszową 2000, bo była. Kiedyś takich rzeczy nie bywało. Teraz zastanawiam się, co z niej zrobić?
Nisiu palnalem byka jak sie patrzy. Oczywiscie, ze Arbat jest w Moskwie niedaleko muzeum Puszkina. Muzeum w niebieskim kolorze. Ale wpadka na calego. Nie na darmo pisal Gospodarz, ze do blogowych komentarzy nalezy podchodzic z rezerwa.
Za wpadke serdeczne przeprosiny. Toast tez bedzie skorygowany.
Pan Lulek
Barbaro ,dobrze ,że przypominiałaś ubiegłoroczne / też 2 lutego / wpisy o faworkach .Zapisałam sobie przepis Pyry / a właściwie jej Babci Anny / ,bo rzeczywiście jest bardzo prosty ,a ciasto można przygotować dzień wcześniej.
NOWY ,coż to za rozterki i wątpliwości Tobą targają ? Głupstwa opowiadasz ! Jesteś nam bardzo potrzebny na blogu i wcale nie po to ,aby podawać jakieś przepisy kulinarne ,ale masz do spełnienia trudniejszą rolę – miłego współbiesiadnika przy naszym stole .I to ci się bardzo dobrze udaje i za to cię lubimy .
Nisiu dodaj drożdże, słonecznik oczywiście wyłuskany albo dynie i może inne ziarenka, dolej wody, posól, postaw niech wyrośnie i upiecz chleb.
Znane zródlo podaje, ze w dniu dzisiejszym sa imieniny Marii i Miroslawy. Wszystkim Pania noszaca te imiona i ich pochodne we wszelkich mozliwych odmianach i jezykach skladamy serdeczne zyczenia i wznosimy
Toast
Pan Lulek
Arbat jest w Moskwie niedaleko Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
http://www.youtube.com/watch?v=USTq9wBSIv8
Errata: mialo byc paniom
PL
Zabo, jak milo posluchac tego.
Newa, Aleksander konno nad Newą, Tretiakowska, Maryjski Teatr, cudowne ogrody Katarzyny, a w pamięci rzeź strielcow, zamachy, królobójstwa (nikt, no żaden z carów) nie zmarł śmiercią własną. I te dziecinne zamachy bombą domowej roboty w podręczniku akademickim (starszy Ulianow, starszy Piłsudski
„Nikt z Państwa nie był dotąd w Petersburgu?
Ach, co to jest za miasto; plan mam dotąd w biurku”
opowiadała wszak Telimena
Tak to tak, Gerwazeńku…. Pyry skończyły z pierogami. Do zamrożenia są 4 potężne porcje.
Nie mam zdrowia (literalnie, bo zapchane zatoki) wszystkiego czytać. ale i mnie pod biurkiem komputrowym zwisają takie:
http://alicja.homelinux.com/news/img_1514.jpg
Szybko wypijam, chociaż kapkę z opóznieniem, sumituję się….
Nisiu,
Mąka orkiszowa z poweodzeniem może być dodawana do chleba, a ja wykorzystuję ją do kruchych ciasteczek, mieszając z mąką pszenną pół na pół (ciasto z m. orkiszowej nie chce się kleić).
Dzięki za podpowiedzi, jak coś upiekę, to powiem.
Pyro, Miednyj Wsadnik mnie zafascynował. Specjalnie targałam długi obiektyw, żeby mu spojrzeć w lico. Młody arogant! Ileż pychy on ma w obliczu – strach się bać.
Za wielki on dla mnie. Taką niefajną wielkością. Podobnie caryca Katarzyna, moja, skądinąd, krajanka.
Oni mają też najmniejszy pomnik na świecie – Czyżyka Pyżyka.
Czyżyk, Pyżyk, gdie ty był?
Na Fontankie, wodku pił.
Wypił riumku, wypił dwie
Zakaczałos’ w gołowie.
Panie Lulku, a może by Pan kiedyś zaordynował zdrowie Puszkina? Skoro już tak mile go wspominamy.
Wróciłam ze spotkania z agentem. Osobisty chce się ubezpieczyć na życie, a przecież postanowił mnie przeżyć
Przedtem o mało nie kupił volvo 

Agent miał fiołkowe krzesła do białego stołu i szarego dywanu. Przystojny gość, brunet, szpakowate skronie
Nisiu,
W przeliczeniu ca 15 zł za kilogram 
moja znajoma piecze chleb orkiszowy dla swojego męża, ja robię chałkę z mąki z 10-proc. dodatkiem orkisza, który sprawia, że ciasto jest jedwabiste w dotyku. Z ostatniego pobytu w Polsce przywiozłam sobie 2 kg mąki orkiszowej i kilka kg żytniej. Jak znowu nie zapomnę, to może w końcu nastawię zakwas. Dawno już nie piekłam chleba, ale przy tutejszych cenach mąki żytniej…
Whoa! Nawet liście chrzanu!
nemo, fiołkowe krzesła i szron na skroniach i coooooooooooo…
nemo,
to był brunet wieczorową porą.
…też dobry
czy ubezpieczyłaś małżonka w związku z ambiente?
Ta będę wyglądała jak upiekę coś z tego orkiszu.
Albo tak:
A na razie po prostu: zwykły chlebek, masełko, wędzony łosoś, jakieś zielone. Kanapka wieczoru!
ja?
Bynajmiej, niech sam się ubezpiecza… życie jest krótkie, a o wieczności nic nie wiemy
Doroto,
Sprawdzę jeszcze tego drugiego agenta 
co ja go będę ubezpieczać, jak on mnie chce przeżyć?
To był test. Ale brunet o tym nie wiedział
No nareszcie jesteś Alicjo, bardzo mi Ciebie brakowało. To będzie dziś dyskoteka ? Na zatoki najlepszy jest taniec.
Nemo, może ten Pan też lubi fiołki i tęskni za wiosną ?
U agenta byłam w towarzystwie Osobistego, oczywiście. Agent miał włoskie nazwisko, smagłą cerę i szary sweter kaszmirowy do białej koszuli…
Zgago,
on z pewnością tęskni za słońcem i ciepłem południa…
Alicjo, cos dla Twojego ogrodka,
„Prawda jest jak du.a, kazdy ma swoja”.
Buziaki, wracam do pracy.
Lena
Znaczy się, miałam tzw. „niucha”. Popatrz, to już w samej Polsce ma miliony sobie podobnych, tzn. tęskniących za ciepłem i słońcem.
ale te fiołkowe krzesła i biały stół były nowoczesne
Leno
Nic dodać, nic ująć.
Zgago, ale do tańca trzeba dwojga, zwłaszcza do tanga
http://www.youtube.com/watch?v=LR43widBCqQ
A mówiłam…
http://www.youtube.com/watch?v=zxr_iiarcMw&feature=related
Dorotol, przecież nie z plastyku
Chciałam wkleić inną wersję, to mi dwa razy połknął i jeszcze nagadał, że się powtarzam!
czy w wyrobach pana Sowy (proszę tych co go/je znają) znajdują się tez faworki, bo jak tak, to jak dostane druga wypłatę – ta już wydalam a mamy drugi – to pójdę do jego berlińskiej filii na faworki i ciacha.
Zgago, długa suknia!
http://www.youtube.com/watch?v=uZITmDrQor0
Zgago a dlaczego nie, przecież robi się meble z tworzyw sztucznych, na pewno nie byłą to sklejka z meblościanki.
Żabo, myślę, że jak sięgniesz pamięcią, jako i ja sięgam, to sobie przypomnisz czasy, gdy na zabawach wystraszeni chłopcy stali pod ścianami a dziewczyny tańczyły ze sobą. Faktem jest, że wtedy nikomu by do głowy nie przyszły jakieś chore skojarzenia.
Jasne, ze dyskoteka.
Cholera jasna, zimno, paskudnie, ale co tam… trzeba trwać
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1517#comment-198831
Doroto,
Toalety w suterenie bardzo czyste i eleganckie (na I piętrze restauracja chińska, bar na parterze), drzwi do kabin – fiołkowe 
cały budynek był nowoczesny, klatka schodowa przeszklona, schody wyłożone płytkami w kolorze grafitu, ściany białe, winda z polerowanej stali, bez lustra. Agencja na drugim piętrze z widokiem na góry i dworzec kolejowy, wszystko białe, bo zaśnieżone. Krzesła wyściełane (te fiołkowe)
Agent poczęstował nas espresso z maszyny gdzieś na zapleczu i wodą mineralną, ale nie z lodówki
Żabo, cudowne !!! Tak nawiasem mówiąc, to Mama mnie uczyła walca i potrafiłyśmy tak tańczyć po całym mieszkaniu. Metraż na to pozwalał a i ja wówczas miałam rozmiar – – M
„Żenitsja po liubwi
nie możiet ni adin karol”
Tak więc Katarzynę Medyceuszkę i Katarzynę (inne imię chrzestne nosiła) wydali za geja jedną, a za impotenta drugą. I potem się dziwić, że Kaśki musiały odreagować. Czy ktokolwiek pomyślał o ile mniej dramatycznie przebiegła by nasza historia, gdyby te baby miały udane życie rodzinne.
Zgago,
Ty mi o takich nie wspominaj, no… normalnie nie wspominaj! Jest sala, podłoga taka , jak to z Tuwima, dechy, co prawda nie piliśmy wtedy wódki, młodzi tacy i nie wolno nam było, ale ta podeszwa, a jakże, i była szkolna zabawa. My panienki pod ścianą jedną, chłopaki pod drugą, wszyscy na wdechu wielkim, a jak…
ale w końcu, a jak… (tylko bez wódki, zaznaczam)
http://www.youtube.com/watch?v=Q88iFRcv8I8
…a ten grubianin z podstawówki najczęściej nie pamiętał
Alicjo, to był mój wówczas mój ulubiony przebój, który zawsze puszczałam, jak do Mamy przychodziła jej znajoma i opowiadała jaką to ona jest wspaniałą matką i gospodynią. A jej synalkowie (bliźniaki) na każdej prywatce potrafili wyżłopać całe wino. Sami niczego na te składkowe imprezy nie przynosili. Jak ja jej nie cierpiałam i nic nie pomagało, jak mi Mama tłumaczyła, że w gruncie rzeczy to bardzo dobra kobieta.
Errata: o jedno „mój” za dużo.
…ten wiersz jest… żyłką zaschniętą na ścianie…
jak fotografia z tamtych wiosen…
ALE…
http://www.youtube.com/watch?v=I7UliuywsT4&feature=related
Alicjo, ja uwielbiałam też tę piosenkę Ewy Demarczyk :
http://www.youtube.com/watch?v=2c4P5WWwl14
Podziwiałam Jej dykcję, to była prawdziwa sztuka.
O !!! Po raz pierwszy mi się kod powtórzył
….ten wiersz jest …..
http://www.youtube.com/watch?v=ADyMMgewRY8&feature=related
Czy Ona miała jakąkolwiek nieudaną piosenkę ?
Od Alsy miałam tę płytę (niejedną zresztą), teraz mam dyski. Po pierwsze poezja, po drugie muzyka. A wykonanie…. NO! TO JEST TO!
Wsiadajcie madonny, madonny….
popatrzcie jakie dziecko
http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,7519415,9_letni_inzynier_Microsoftu.html
Widziałam film dokumentalny z jakiegoś zamierzchłego Sylwestra w Piwnicy. Wszyscy byli radośnie zalani. Demarczyk śpiewała z nienaganną dykcją, inni niewiele jej ustępowali
Dorotol, podziwiam i mam tylko nadzieję, że będzie mógł przez wszystkie lata robić to co lubi, bo tylko wtedy będzie szczęśliwy.
… i jeszcze dodam, ze od stu lat jestem zakochana w K.K.B.
Praktycznie na pamięć mogę te wszystkie…
Ciało mojego ciała i światło mojej myśli,
chciałbym, by ci się ogień pełen szelestu przyśnił,
z którego żółte kwiaty wyplusną, brzózek szelest
jak sieć, abyś poczuła przy ich lekkości śmielej
swój lot jak płomyk drżący, bolesny a pragnący,
by popłynęło w tobie jak szumny strumień słońce.
Ciało mojego ciała i blasku moich pragnień,
niech ci się we śnie gałąź niebieskiej chmury nagnie
I niech ci da jak owoc jaskółkę w piersi małe,
której by w sercu trzepot nauczył, jak kochałem
i jak ja ciebie ciosam w tej bryle nieobrotnej,
w swojego ciała drewnie, w myśli swojej samotnej.
Ciało mojego ciała i trwogi mej nadziejo,
niech ci się we śnie wody przez oczy tocząc – chwieją
i niechże ci podadzą rybę jak dłoń, co klaszcze,
byś znała to milczenie, co mnie okrywa płaszczem,
i niechaj iskry ognia, co w łusce się zapalą,
mój blask dopełnią w tobie i smutek mój wyżalą.
Nie dałem ci jabłoni ziemskiej, co sytość niesie,
wyrosłem ja na chmurach jak dzika jabłoń w lesie.
Ale mam źródło w sercu srebrne jak żywy pieniądz,
unieś się we śnie, spojrzyj w lustro jego nad ziemią.
Nie szukaj mnie w słabości, źródła mego nie mijaj,
nie umiera w nim ciało, dusza wieczność w nim żyje.
http://alicja.homelinux.com/news/img_5521.jpg
Haneczko, myślę, że to jest staranność w wykonywaniu swojego zawodu. Większość obecnych młodych „gwiazd”, nawet na trzeźwo bełkocze, albo ryczy tak, że w ogóle nie można ich zrozumieć a z języka polskiego już dawno (w ich wykonaniu) „ę” i „ą” wypadło.
To trzeba znaleźć jakieś lekarstwo na to marudzenie. :
Czy ja marudzę, chyba tak
http://www.youtube.com/watch?v=wFfRi3f7hCg&feature=related
Dorotolu, do pana Sowy zawsze warto wpaść. Ja go znam incydentalnie, bo jeździłam do tej Bydgoszczy do lekarza i parking był jak w pysk pod Sową. Na faworki nie trafiłam, ale pączki miał pyszne. I torty różne, i ciasta, no i te praliny. Zwykle kupowałam takie różne kruche, co je można do słoja na jakiś czas. I kawkę można było wypić, czekajęcy („weź dwanaście dziewek z izby czeladnej i każ im łuskać migdały śpiewajęcy”…)

Alicjo, dzięki, przypomniałaś mi, że na półce u mojej starszej, niedawno ze zdziwieniem zauważyłam wybór wierszy KKB. To sobie już wzięłam i poczytam. Nie byłam fanką poezji, ale tylu rzeczy nie lubiłam a teraz lubię, że sprawdzę, może i do poezji dojrzałam ?
bb4b – ładne , więc dopisuję.
Wielbicielki Demarczyk – a widziałyście film Waldemara Krzystka „Mała Moskwa”? Gdyby Wam się trafiło, to nie zaniedbajcie okiem rzucić, bo jest doskonały. Jedna Rosjanka śpiewa tam Demarczyka piosenki. Grande Valse B. i bodajże Tomaszów. Bardzo pięknie.
Nisiu, tak dużo wymieniłaś tych pychotek, że sobie przypomniałam (chwała Ci za to), że jestem na jutro umówiona z „psiapsiółką” do Bliklego na eklery i pączki. Zupełnie o tym zapomniałam ale byłaby kompromitacja na całego. jeszcze raz dziękuję.
Pyro – co za genialnie postawione pytanie ! Bardzo mi się
podoba Twoje spojrzenie na historię !
Krystyno – zawsze,kiedy jestem w Gdyni słyszę od mojej rodziny,
że na hali jest wszystko.Widzisz i to się potwierdza !
Alino- galette z jajkiem sadzonym to moje bardzo miłe wspomnienia
z pierwszego pobytu w creperie we Francji w czasach studenckich.
Pamiętam,jak się zdziwiłam, ileż to można zrobić rodzajów naleśników
i jakież przeróżne farsze do nich dodać.
A teraz mamy naleśnikarnie w Polsce też ,chociaż takich, gdzie
podawane byłyby galettes to nie znam
Dzisiaj zamiast jeść naleśniki,albo faworki to jadłam musakę.
Byłam w towarzystwie moich szkolnych koleżanek w restauracji
bułgarskiej- Bulgaria Magica.Bardzo przyzwoite jedzenie za
niewygórowane pieniądze. Po powrocie w ramach spóźnionego
toastu łyczek wiśniówki Jolinka
U Bliklego wypiłam kiedyś kawę z wiśniówką – oni to chyba nazywają Cafe Royal. Ach, ach. Strzel, proszę, jedną eklerkę maluchną za moje zdrowie, Zgago, proszę…
Wyobraź sobie Zgago, że Demarczyk ścięła się z dykcji na Jej pierwszym podejściu do Szkoły Teatralnej! Nigdy też nie dała ciała jeśli chodzi o repertuar. Proponowano Jej niezłe, jak na uwczesne czasy pieniądze, za piosenki typu Zylska. Już zaczynała byc gwiazdą a nie wstydziła się jeździc na imprezy starą, przedwojenną Dekawką. To był mój pierwszy samochód…
Nisiu, obowiązkowo ! Ja eklerów mogę i z pięć na jedno posiedzenie

Całe szczęście, że po to aby zjeść pyszne eklery i pączki z różą od Bliklego, nie trzeba jeździć do Warszawy.
Uczciwie donoszę, że nie widziałam. I od razu dodaję, że udam sie do znajomego Rosjanina, żeby mi nawrzucał do sieci.
Zgago,
ja autentycznie byłam zakochana w K.K.B. i tak mi chyba zostanie – po prostu przylgnęło i już.
W ramach rozrywek kulturalnych idziemy dzisiaj na koncert Basi Bułat. Nie wiem, kto to jest i pierwsze słyszę, ale lecimy, sprawozdam i fotosprawozdam, a może wywiad przeprowadzę dla blogowiczów.
Cichalu, zawsze bardzo żałowałam, że tak krótko mogłam się cieszyć Jej piosenkami. Z tego co kiedyś czytałam, była sekowana przez tych „mądrzejszych”, co to wiedzieli lepiej, co mają obywatele słuchać.
Alicjo, miłych wrażeń Ci życzę, leć spokojnie
Zgago – pani Ewa po prostu chorowała. Nie ona jedna; i Grechuta i kilku aktorów. Mózg ludzki to delikatne narzędzie i nigdy nie wiadomo kiedy i dlaczego odmówi posłuszeństwa.
Pyro, dziękuję za sprostowanie. Ze swojej strony przysięgam, że NIGDY nie brałam do rąk szmatławców ani tzw. kobiecych pism, więc musiałam o tym przeczytać w jakieś poważnej (z mojego punktu widzenia) prasie.
Taaak. To były fascynujące dni. Z tychże powodów o których piszesz Zgago, poszła pod Barany, gdzie była dla innych „baranów” niedosiężna. Jednak nie odczuwaliśmy wtedy wielkiej presji ideologicznej. „Koledzy”z organizacji starali sie ustawiac repertuar „Cyrulika”, ale im to nie wychodziło. Jeden z naszych członków był nawet wyrzucone z ASP, ale nie za kabaret tylko za to, że obsiusiał pomnik żołnierzy radzieckich…
Z tego co pamiętam, to pisali, że p.Ewa trochę zdziwaczała właśnie po tych przejściach. A fakt, że ludzie utalentowani mają na ogół bardzo małą odporność psychiczną.
Cichalu, to były czasy kiedy w zbyt wielu przypadkach o losie ludzi inteligentnych, decydował „młot”.
cichal czy mamy rozumiec, iz to w Twojej Dekawce z Toba….
Dorotol, czytałaś ?
http://wyborcza.pl/1,75248,7505728,Porzadnicka.html
przeczytalam teraz ale w jakim kontekscie mi to podsuwasz?
Podoba mi się, lubię fachowców z charakterem, tylko, że tacy ludzie mają za często „pod górkę”. I ciekawa byłam, Twojego zdania.
I nie martwiles sie ze bedziesz musial wysluchiwac polish jokes po tym obsiusianiu? Domyslam sie, ze potepiles siusiajacego i pochwaliles reakcje wladzy.
No dobrze, jak to czytałam, to zaraz Ty mi przyszłaś na myśl; fachowiec, charakterna, pracowita no i już więcej nie będę Ci słodzić
Ide spać i życzę Wszystkim dobrej i spokojnej nocy.
Yycu. myśmy się wtedy różnili od Twoich interpretacji i poglądów.
Dorotolu. jako jedyny w kabarecie miałem „samochód” było to DKV – 7 z 1937 roku (młodziezy, proszę się nie chichrac) więc woziłem moją młodszą koleżankę. Przyjaźniliśmy się. Proszę nie wyciągac z tego faktu żadnych daleko idących wniosków. Czasem, chcąc mi zrobic przyjemnośc, dedykowała mi pieśń Koniecznego „Pokochaj mnie, jak Ciebie ja…”. W tym czasie Piwnica została wyeksmitowana przez „wadzę” z Pałacu pod Baranami. Gnieździliśmy się w Towarzystwie Żydowskim przy Sławkowskiej…Ech, wspomnienia. Pognieździłbym się, pognieździł…
Mieliśmy wtedy inne poczucie humoru niż obecna młodzież i to na pozostało
Nie twierdzę, że lepsze, ale inne. Porównaj Piwnicę czy Kabaret Starszych Panów z obecnymi..
Cichalu,
a dla nas to była po prostu dekawka 
gdybyś dzisiaj posiadał ten automobil to niejedna gwiazda estrady chciałaby się z Tobą przejechać
Przy okazji: logo DKW pozostało z czasów prac nad autem napędzanym parą (DampfKraftWagen) i było interpretowane jako Das Kleine Wunder (mały cud) lub Des Knaben Wunsch (marzenie chłopca)
U nas się mówiło Dykta Klej Woda…
Dzień dobry Wszystkim,
Barbaro – dziękuję za wyjaśnienie, piekne
Krystyno – tak ciepłych słów juz dawno nie słyszałem, dziękuję również
nemo, widzę, że Ty też nocnym markiem jesteś, przecież u Ciebie już prawie czwarta nad ranem!
nemo,
Twoje chałki piękne. Tutaj, gdzie mieszkam, zrobiłyby furorę – w każdy piątek jest to najczęściej kupowany rodzaj pieczywa, ale tak wyglądających jeszcze nigdy w okolicznych sklepach nie widziałem.
Witaj Nowy
Co tam słychac na Long Island? Mnie ominęła wielka burza (podobno niosła tornada) Poszła na szczście bokiem. Mam kupe roboty przy łódce. Bądź co bądź stała przez 7 miesięcy. To tak jak z samochodem. Jak się nie jeździ, to się bardziej starzeje! Jak się już nie boczysz, to powiedz kiedy zagościsz. Alicja z Jerzorem już mają termin!
http://www.korycki.com/index.php?menu=poddasze&sub=16
Ton dzisiejszych wpisów skłonił mnie do zaproponowania Wam takiego oto sznureczka. Na tej stronie, a właściwie podstronie są dwie piosenki. „Ej, zaguliał” możecie odpuścić, ale bardzo proszę, posłuchajcie Gruzińskiej Okudżawy. Dla mnie to piosenka jak raz w sam raz dla tego Blogowiska…

„Zwołam wiernych przyjaciół i serce przed nimi otworzę, bo, doprawdy, czyż warto inaczej na ziemi tej żyć…
Sama nie wytrzymałam i posłuchałam, a teraz DOBRANOC Tym, co jeszcze nie śpią…
Witaj Cichal,
U Nowego nic nowego, Long Island zmrożone jak dawno nie było, ale śniegu nie ma w ogóle.
Wyobrażam sobie robotę z łódką, chociaz znam ją, jak Ci kiedyś pisałem, głównie z teorii.
Na Florydę na razie się nie wybieram, tym bardziej, że moja 95-letnia Mama złamała rękę i tam byłbym bardziej potrzebny. Nie wiem jak dalej wszystko się potoczy.
Współczuję! Ukłony dka Mamy od seniora tyż! Jeszcze nie odchodzimy. czekam na Cię w przyszłym roku!
Dzięki,
Co się odwlecze to nie uciecze! Poza tym jest jeszcze NY State latem.
Nisiu. Czy Janusz Szwaja to Twój krewny?
Wróciłam z imprezy kulturalnej, którą opisałam przed momentem Alsie, no to wklejam:
Kobito!
Niech Ci się wyżalę – nie dość, że mnie bioderka napieprzają, a pogoda paskudna, marznący deszcz, to ten mnie wyciągnął na koncert niejakiej Basi – mówiłam, to nie nasza Basia (kochana), i nie nasza Polonia, to jakaś podszywająca się pod, nawet nie miałam czasu sprawdzić. Poszliśmy – koncert w jakimś małym kościele anglikańskim. No dobra, niech….
Zimno jak cholera, wychodzą 3 dziewuchy gorące chyba, bo w krótkich sukienkach bez rękawków .
Dupa mi przymarza do ławki kościelnej, mimo rajtuz, skarpet i dżinsów, a one skakają po scenie, czy jak to się po kościelnemu nazywa, i śpiewają. Oczywiście irlandzkie ludowe piosenki. A mówiłam?! Na drugi raz zabieram irlandzki napitek w kieszeń, nieważne, że kościół!
Ale zebyś widziała Jerzora minę… wiedział, że się pomylił, ale przyznać – za nic! Ja też tak mam, toteż wycierpiałam, wymarzłam się okrutnie, w dodatku wysiadła mi bateria w aparacie, chyba mam jedno zdjęcie tylko z tych występów. Jejku, dla Rodaczek ścierpiałabym wszystko ale słowo daję – dla tych wyjących panienek… nie bardzo, i one nie rodaczki wcale. Jerzor nie pytał, sam nalał po powrocie i był wdzięczny, że nie kazałam się w knajpie jakiejś zatrzymać.
Impreza nie była zła, ale ja nadal, mimo kusztyczka, jestem zamarznięta na pół kości. O, i przepraszam, że dziewczyn na scenie nie chwyciłam, no ale bateryja wzięła i wysiadła
http://alicja.homelinux.com/news/img_1525.jpg
I to nie była Basia Trzetrzelewska?. To kto? Cieszy się na pogaduch marcowe!
Przepraszam za niezbyt zborne teksty, ale chyba nadużyłem ostatniej receptury: mlekoskondensowane z puszki + miód + kawa instant + rum Virgin Island + łyżeczka, może byc lód i chęc do życia!
cichalu,
na Basię Trzecielewską to byśmy nawet do Toronto
Znamy i doceniamy!
Nie wiem, skąd się wzięła nazwa tego zespołu , jutro pogmeram…
My też się cieszymy (marcowe pogaduchy), a ja podobno mam formę fizyczną wypracować, zeby na jachcie za tę syrenkę robić, … hm… no to od jutra nie jem i się gimnastykuję chyba, albo co
Jedz, jedz Ptaszku Luby, żeby Cię było widac!!
Moze już ktoś wzeszedł jako fijołecek leśny, hej, Dzieńdobry dla Państwa!
Witam pięknie i dobrego dnia życzę!
Arak z fig?
Ja myślałem, że z orzeszków arakidowych….
…a figę…