Horror w winnicy

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W najnowszym wydaniu (czerwiec-lipiec) „Czasu wina” znalazłem artykuł, który czytałem z wypiekami na twarzy. I zrozumiałem, że autor – Wojciech Gogoliński podczas zbierania materiału do relacji przeżył istny horror. Oto fragment tego pasjonującego tekstu:
?Moja prywatna przygoda z winem koszernym rozpoczęła się trzeciego dnia po przylocie do Izraela. Niemal tragicznie. W butikowej wytwórni Ramat Arad na skraju Pustyni Judzkiej i Negewu chciałem po prostu odczytać nazwę producenta na beczce i z wyciągniętym palcem zbliżyłem się do pierwszego z brzegu dębowego zbiornika. W tym momencie w moim kierunku ruszył ubrany w chałat, tałes i białe skarpetki ortodoksyjny pracownik winiarni, z wyraźnym zamiarem złapania mnie za rękę. Stanąłem jak wryty. Po kilku sekundach pracownicy wytwórni wyjaśnili mi, że gdybym dotknął beczki, cala jej zawartość – czyli 225 litrów – zostałaby wylana. Wino przestałoby być koszerne.

Przez następny tydzień, zwiedzając kilkadziesiąt winiarni, nigdy do tego nie przywykłem, choć – co oczywiste – pilnie się do tego stosowałem. Skóra mi cierpła z przerażenia na myśl, że mogę się niechcący otrzeć o 30-hektolitrowy zbiornik z winem, nadepnąć na wąż do przetaczania wina czy choćby spróbować winogrona, które właśnie zjechały z pola do tłoczni.

Najbardziej zaskoczony byłem stylem pracy tutejszych winemakerów. W kraju, w którym ogromna większość jest laicka, nie ma i ortodoksyjnych wytwórców. Nie ma także żadnej poważnej szkoły winiarskiej czy enologicznej. Wszyscy winemakerzy, w mniejszym lub większym stopniu, szczycą się zagranicznymi dyplomami oraz praktykami w pozaizraelskich wytwórniach win koszernych (głównie francuskich i amerykańskich). Są  jednak świeccy. Więc im też nie wolno zbliżać się do beczek. Winemakerzy pracują więc bezdotykowo. W wytwórniach zatrudnia się wierzących Żydów. Wyglądają, jakby się właśnie przechadzali  ul. Szeroką w przedwojennym Krakowie. Jednak to oni sprawują pieczę nad całą winiarnią i to prawdopodobnie oni odpowiadają prawnie i kto wie, czy nie finansowo, za każdy „kawałek” wina powstający w danej firmie. Dlatego choć do winiarni przypisany jest jeden rabin-winiarz, to nie było takiego momentu, by nie towarzyszył mi krok w krok. Mało tego – to oni mają klucze do winiarni i nie ma takiej możliwości, by wszedł tam nawet właściciel bez ich asysty.

Kiedy potrzebna jest próbka wina – ortodoks nalewa ją ze zbiornika lub beczki i przynosi enologowi do analizy lub degustacji. Taka próbka, rzecz jasna, nigdy już nie wraca do zbiornika. Przestaje być koszerna.
Nowe wino objawia się wytwórcy dopiero w zakorkowanej butelce – wtedy jest już bezpieczne z punktu widzenia religijnego. Przed przyjęciem do pracy rabini zdają specjalny egzamin z prawa talmudycznego i kaszrutu.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Śledztwo „Polityki”. Anżelika, tajny agent i dziwny wyjazd na Kubę. Nowe kulisy zniknięcia opozycjonistki

Czy Aleksiej Witalewicz Łobiejew i Anżelika Mielnikawa znali się wcześniej? Czy ich spotkanie na Kubie było grą operacyjną służb? Jaka była rola Oksany Sawczenko? Umawiała córkę z agentem czy była kimś w rodzaju zakładniczki?

Paweł Reszka, Timur Olevskiy, Evgenia Tamarchenko

Istnieje też grupa najbardziej ortodoksyjnych Żydów, dla których żadne świadectwa koszerności czy ukoszerniania nie wystarczają. Sami kupują winogrona, zanoszą je do domu, tłoczą i fermentują w gąsiorkach. Butelko jeszcze dodatkowo butelki pasteryzują.”

Gdy teraz będę pił  wino izraelskie zawsze będę zastanawiał się kto tam palcem pukał w beczkę. Zwłaszcza gdy wino będzie doskonałe. A są takie.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj