Zimno, mokro ale rozkosznie

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Majowe święta na wsi były zimne, mokre ale naprawdę rozkoszne.
Temperaturę podnieśliśmy szybko. Najpierw włączając elektryczne dwa kaloryfery stojące na werandzie, a w chwilę później rozpalając w „kozie”. Ten bardzo ozdobny, żeliwny piecyk kupiony przed laty w Odlewni Żeliwa w Bolimowie (chyba już nie istnieje, a szkoda), błyskawicznie rozgrzewa się i ogrzewa cały dom. Po pierwsze ciepło rozchodzi się przez pootwierane drzwi do wszystkich pomieszczeń, a po drugie nagrzewa się wielki komin i trzyma gorąco aż do rana.

Deszcze nie był nam straszny, bo też i nie padał przez cały czas. A podczas deszczu czytaliśmy, pisaliśmy i – co oczywiste –  gotowaliśmy. Prawdę mówiąc to mniej gotowałem a więcej piekłem. Dostałem bowiem zamówienie na podpłomyki. A jak wiadomo wnuczkom nie odmawia się. Piekłem więc dzień po dniu klasyczne podpłomyki dziadowskie czyli takie  z mąki, wody, oliwy, soli i odrobiny drożdży. Gorący podpłomyk do naprawdę przysmak. Zwłaszcza popijany czerwonym winem (dzieci wina nie piją więc dla kucharza większa frajda).

W przerwach między opadami odwiedziliśmy sąsiedzką oborę (rezultat wizyty widoczny) a potem powłóczyliśmy się trochę po polach. I tu nam dopisało szczęście: mieliśmy spotkanie z pięcioma sarnami. I tylko plułem sobie w brodę, że nie zabrałem aparatu. A w drodze powrotnej niemal weszliśmy na żerujące na zoranym polu żurawie. Ku naszemu zdumieniu ani zwierzęta, ani ptaki nie były płochliwe. Nie wrzeszczeliśmy z zachwytu, nie wykonywaliśmy gwałtownych ruchów, tylko staliśmy i gapiliśmy się na nie (a one na nas!). Trwało to do momentu gdy przeleciał nad nami samolot. Ryk silnika spłoszył i zwierzynę, i nas. A w dodatku zimno zaczęło być dokuczliwe więc wróciliśmy kłusem do domu na kolejną porcję podpłomyków z czerwonym płynem ze szczepu primitivo.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Niepoczytalni?

Stan umysłu Mieszka R., sprawcy okrutnego zabójstwa na UW, może być zupełnie inny, niż wskazują wycinkowe relacje internetowych serwisów. Przy okazji pojawiło się pytanie, gdzie przebiega granica poczytalności sprawcy, od czego zależy kara za zbrodniczy czyn.

Joanna Cieśla

Życie na wsi jest rozkoszne o każdej porze roku.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj