Wiejski posiłek

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Jest poniedziałek rano. Tylko wróciłem ze wsi i już siadam do komputera żeby zdać Wam sprawozdanie z ostatniego weekendu. A działo się wiele.

W sobotę, wraz z Barbarą (żoną także autorką książek kulinarnych) mieliśmy już po raz kolejny dyżur w jednej z pułtuskich księgarni. Tym razem spędziliśmy trzy godziny w księgarni przy ulicy Świętojańskiej. Odwiedziło nas kilkadziesiąt osób z Pułtuska i okolic. Byli to najczęściej słuchacze TOK FM i moich Kuchni Świata (nadawanych w każdy wtorek po 21.00). Rozmowy były i miłe, i pouczające. Podpowiadano nam nowe tematy książek, proszono o autografy. Wywołaliśmy swoją obecnością nowy obyczaj: aż trzy rodziny kupiły po kilka naszych książek na prezenty ślubne. To bardzo nas cieszy. Warto zajmować się tą dziedzina pisarstwa gdy ma się takich Czytelników.

Po powrocie z Pułtuska do Łęcina (to wieś, w której mieszkamy od wiosny do późnej jesieni od 33 lat) krótki wypoczynek przy kawie i lekturze gazet ( dwa fantastyczne teksty – w „GW” o Jerzym Gieroyciu i w „Rzepie” o Oriane Fallaci). W chwilę później ruszam do kuchni by przygotować obiad. Staram się zrobić coś pysznego, bo będziemy mieć przy stole naszą córkę – Agatę. A jest to osoba wybredna (żeby nie powiedzieć czasem marudząca). Będzie więc smacznie i wytwornie.

Basia przygotowuje sałatkę – najprostszą i najsmaczniejszą – z podgotowanych jarzyn, jabłek (oczywiście surowych), jajek na twardo i majonezu. Do tego sól do smaku, odrobina pieprzu i sok z cytryny. Potem dwugodzinne studzenie w lodówce.

Ja w tym czasie skrobię i patroszę trzy dorodne dorady ( niezbyt tanie bo po 60 zł za kg, ta trójka kosztowała 56 zł). Łby zostawiam dla urody, pozbawiając je tylko oczu i skrzeli. Wypatroszone i dokładnie umyte pod bieżącą wodą solę z zewnątrz i wewnątrz, posypuję lekko świeżo zmielonym pieprzem, wkładam do brzucha każdej gałązkę rozmarynu zerwaną przed chwilą w ogrodzie i po kawałeczku peperoncino diavolo (uwaga na ręce, myć po użyciu tej diabelskiej papryczki). Tak wyposażone rybki wkładam do brytfanny z odrobiną oliwy, skrapiam sokiem z cytryny i obkładam ćwiartkami pomidora oraz kawałkami słodkiej mięsistej papryki. Teraz godzinę spędzą w piekarniku. Połowę tego czasu przykryte a drugą – bez pokrywki. Gdy ryby pieką się przygotowuję młode ziemniaki. Dobrze oczyszczone szczotką – podgotowuję, a potem pokrojone na połówki i lekko posolone smażę na oliwie na złoto.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight

Oczywiście do dorady jest różowe wino. Tym razem było to mocno schłodzone Solo z winnicy Kressmanna (tylko 29 zł butelka a w Dominusie mają także rose’ Albali i wspaniałe z południa Francji w podobnych cenach).

Na deser była gorąca szarlotka.

Piszę z takimi detalami, bo chciałbym by wszyscy mogli podobny obiad przyrządzić swoim najbliższym w następny weekend.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj
Reklama