Jak homar wlazł na 2145 metrów nad poziom morza

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Spaghetti z homarem w górskim schronisku nikogo nie dziwi

Oczywiście wjechał tam kolejka linową, tak jak i ja. Właściciel Rifugi Emilio Comici ma także kawałek Morza Śródziemnego. Włoscy rybacy i hodowcy owoców morza dzierżawią nieraz całkiem spore kawałki wybrzeża i morza. Prowadzą tam hodowlę małży, ostryg, homarów, krewetek. A jeden z „morskich rolników” jest także właścicielem schroniska w Dolomitach słynącego właśnie z najlepiej podawanych ryb na szczytach gór. Byliśmy tam.

Najpierw zjedliśmy antipasto misto do pesce, w którego skład wchodziła pieczona ostryga, przegrzebek i marynowana ośmiornica. A wszystko za 18 euro.

Potem – uova, speck e patate salate za połowę tej kwoty. Do obu przekąsek gewurztraminer Aloisa Lagedlera.

Żabnica z odrobiną soku z cytryny i łykiem białego wina to rarytas

To samo wino powtórzyliśmy do dań głównych czyli coda di rospo alla piastra (żabnica) i spaghetti z połową homara. I ryba i rak były wspaniałe.

Wewnątrz w schronisku i przy stołach rozstawionych wokół budynku było oczywiście tłoczno. Kelnerzy uwijali się jak w ukropie. A w wielojęzycznym gwarze można było usłyszeć i naszą mowę nadwiślańską. Narciarze posiliwszy się śmigali w dół, a my wspięliśmy się parę metrów w górę, by znów zjechać na dół na linie.

Ostatnie schronisko I Muline ( Młyn) usytuowane było w słynnej Val Gardena. Aby do niego dotrzeć gospodarze kazali nam (i pomagali także) założyć śnieżne rakiety, na głowy wciągnąć opaski z elektrycznymi latarkami takimi jakie noszą grotołazi i…ruszyć na nocny rajd. Trwał on niemal dwie godziny. Przyznać się muszę, że walnąłem nosem w sypki śnieg aż dwa razy, a raz – mimo rakiet – zapadłem się aż po pas. Wreszcie zobaczyliśmy światełka schroniska i usłyszeliśmy miły gwar jego gości. Rakiety zostały odpięte a my razem z Oswaldem naszym górskim przewodnikiem i Irene Delazzer usiedliśmy za stołem.
Zaczęliśmy oczywiście od knedli w rosole. Były to knedle ze Peckiem. A każdy wielkości męskiej pięści. Zjadłem więc tylko jednego, by mieć miejsce na kolejne dania. Knedle zresztą nie są moim ulubionym daniem. A i rosół wołowy, bardzo intensywny też nie.

Carpacio z sarny to świetna przekąska

Natomiast carpacio di cervo con bruschetta czyli cienkie plasterki surowej sarniny podane z soczewicą i w towarzystwie konfitur figowych było rewelacyjne.

Na koniec mezzalune fatte in casa ripiene al formaggio di capra (spore pierożki faszerowane serkiem kozim) też smakowały wybornie.

Sery z Luch da Pcei

Z górskich przysmaków godnych odnotowania jest także chrupki chleb schuttelbrot, który nawet przez wiele miesięcy nie traci swojego ziołowego smaku i terminu ważności do spożycia, a także sery np. słodkawy Val Badia czy ziołowy San Cassiano a oba pochodzące z najsłynniejszej serowarni czyli Luch da Pcei.

Do Warszawy przywiozłem parę butelek tamtejszego wina czyli opisanego tu lagrein, kilka okrągłych suchych placków schuttelbrot i spory kawałek sera z mleka dolomickich krów. Niestety po dwóch dniach zapasy z Alte Adige wyczerpały się.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Zniknięcie Anżeliki

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko

Ultima botiglia czyli trzeba znowu jechać

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj