Profesor na kasie w dyskoncie

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Gdy pracownik w dyskoncie albo na budowie ma ksywę „profesor”, to znak, że wcześniej pracował jako nauczyciel. To samo dotyczy kobiet. „Profesorki” można spotkać wszędzie.

Dlaczego tak się dzieje, wyjaśnia porównanie zarobków nauczyciela i kasjera. Okazuje się, że więcej można zarobić w dyskoncie niż w szkole (szczegóły tutaj). A ponieważ prestiżu szkoła nie daje żadnego, nauczyciele i nauczycielki przestali się wahać.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

I niczego nie będzie

Krzysztofa Kononowicza poznała cała Polska w 2006 r. jako kandydata na prezydenta Białegostoku. Zasłynął hasłem: „Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”. Padł ofiarą cyników, którzy żerowali na jego umysłowej bezradności. I próbowali zarobić także na jego śmierci.

Katarzyna Kaczorowska

„Profesorem” okazał się facet, który pracował w brygadzie remontującej drogę (w Łodzi mamy zatrzęsienie robót drogowych). Nie przyznawał się, że jest przekwalifikowanym nauczycielem, ale wpadł na tym, że wiedział, kto był 40. prezydentem USA (brygada dyskutowała). Okazało się, że kolega jest byłym historykiem, czyli trzeba na niego mówić „profesor”.

Koledzy wcale się nie zdziwili. Nie zdziwiliby się, gdyby okazało się, że wcześniej pracował na uczelni. Na uczelni sześciu tysięcy netto nie zarobi, a na budowie z palcem w nosie.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj