Katowicki radny wygrywa z Zakopanem. Pyrrusowo

Patryk Białas, radny Katowic, wygrał przed Naczelnym Sądem Administracyjnym (NSA) spór z Zakopanem o opłaty klimatyczne. Uważał, że mocno zanieczyszczone miasto pobierało je od turystów bezprawnie. Sąd przyznał mu rację, co radny zajmujący się ochroną środowiska i do tego aktywista Polskiego Alarmu Smogowego triumfalnie obwieścił: „To nie tylko moja wygrana, ale zwycięstwo wszystkich turystów i mieszkańców, którzy oczekują od samorządów przejrzystych i legalnych działań”.

Jednak nie z góralami, drogi Patryku – akurat się znamy – takie numery. Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po ich stronie. Władze miasta twierdzą bowiem, że werdykt NSA nie ma charakteru ogólnego i dotyczy konkretnej sprawy – sprawy Patryka Białasa. I tylko on nie musi płacić daniny (opłaty klimatycznej, inaczej miejscowej), jeśli zechce mu się nawiedzić Zakopane. Wygląda na to, że w sprawie czystości powietrza pod Tatrami kolejne sądy będą miały pełne ręce roboty.

Opłaty klimatyczne reguluje ustawa z 1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych. Mogą je pobierać, choć nie muszą, miejscowości o szczególnych walorach turystycznych, wypoczynkowych i krajobrazowych, w których nie są przekraczane dopuszczalne poziomy zanieczyszczeń. Takie miejscowości wskazują wojewodowie, a rady gmin i miast ustalają wysokość opłat. Maksymalną stawkę określa każdego roku minister finansów. W tym roku wynosi 3,31 zł za każdą dobę pobytu – w uzdrowiskach to już 6,38 zł. Na przykład Międzyzdroje oczekują od przyjezdnej głowy, żądnej nadmorskich wrażeń, 3,30 zł, a uzdrowisko Sopot idzie na maksa i nie odpuszcza ani grosza. 6,38 i kropka.

Sprawa czystego powietrza w Zakopanem ma już swoją historię. Sądy, na różnych szczeblach i w różnych odsłonach, zajmują się nią od dekady. W całym tym czasie z rzeczonych opłat miejscowych wpływało co roku do miejskiej kasy 4–5 mln zł. Miasto brało przeważnie 2 zł od każdego cepera, a w tym roku zeszło nawet do 1,90 zł. Tegoroczny budżet miasta to 293 mln zł, w tym 37 mln zł to zakładany deficyt. Stąd miliony za opłaty klimatyczne mają swoją wagę.

Dekadę temu ich zasadność i legalność zakwestionował turysta Bogdan Achimescu, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. I tak w uległych milionowych stadach miłośników gór, przepędzanych każdego roku tatrzańskimi połoninami, stał się pierwszą czarną owcą. Do tego, rzec by można, upierdliwą. Profesorowi nie spodobała się jakość powietrza, którym oddychał! Uznał, że w Zakopanem nie zostały dopełnione wymagania klimatyczne, uprawniające do pobierania opłat od turystów. Za zdrowe powietrze. I zażądał zwrotu daniny.

Kiedy miasto nie zareagowało na jego pretensje, poszedł do sądu. Istotą skargi, no i generalnie ciekawego sporu, było z jednej strony prawo do pobierania opłat lokalnych, a z drugiej prawo każdego obywatela do oddychania czystym powietrzem. Wojewódzki Sąd Administracyjny (WSA) w Krakowie przyznał mu rację: zanieczyszczenie powietrza w Zakopanem nie dawało miastu prawa do pobierania opłaty klimatycznej. Zakopane złożyło skargę kasacyjną, ale w 2018 r. NSA ją oddalił. Przyznał skarżącemu turyście rację, stwierdzając, że Zakopane nie może pobierać opłat z uwagi na przekroczenie norm jakości powietrza. Na dodatek sąd stwierdził nieważność uchwały rady miasta z 2008, na podstawie której wprowadzono opłatę miejscową.

Wyrok wyrokiem, a pod Tatrami nadal pobierano od turystów dudki. Władze Zakopanego uznały, że mają prawo do tego procederu na podstawie rozporządzenia wojewody małopolskiego, wskazującego miejscowości, w których można ustalać opłaty miejscowe – no i na podstawie nowej uchwały rady w tej sprawie.

Tak sobie to wszystko szło, jak gdyby nigdy nic, aż tu trzy lata temu pojawił się w tatrzańskiej stolicy katowicki radny Patryk Białas. Żeby pławić się w pięknie ojczystych gór i nawdychać ich świeżego, rześkiego, czystego powietrza. Kiedy dowiedział się, że za dzień pobytu musi płacić 2,5 zł (bo taka była stawka), wysłał pismo do urzędu miasta z pytaniem, dlaczego, pomimo sądowych wyroków, nadal musi płacić za każdą dobę wdychania zakopiańskiego powietrza, które jest do kitu – o czym mówią wskaźniki.

Radny Białas relacjonuje: „Dostałem parostronicową odpowiedź, z której dowiedziałem się, że muszę płacić”. Miasto ma inną podstawę prawną – patrz wyżej – do pobierania opłat; do tego władze miasta wciąż walczą o jakość powietrza i jest ono – według rzeczonych władz – coraz lepsze.

Radny Białas z tym argumentem akurat się nie zgodził i poszedł ze skargą do WSA w Krakowie. No i tu historia się powtórzyła.

Sąd uznał, że Zakopane nie ma prawa brać pieniędzy od turystów na podstawie rozporządzenia wojewody, a podstawy prawnej w postaci uchwały rady miasta, po wcześniejszym wyroku NSA, nie ma.

Zakopane ponownie złożyło skargę kasacyjną do NSA, a ten ponownie ją oddalił, uzasadniając: „Rozporządzenie sprzed lat nie odżywa, a daniny publiczne muszą mieć jednoznaczną podstawę prawną”. Sąd odwołał się też do konstytucyjnej zasady zaufania obywateli do państwa.

Co dalej?

Radny wygrał z Zakopanem, ale miliony turystów, niepiśmiennych lub niezorientowanych w powietrznej sytuacji, niekoniecznie. Prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista, mówił kilka lat temu „Gazecie Wyborczej”, że pierwszy wyrok NSA w sprawie czystego powietrza w Zakopanem (wcześniej podobna sytuacja miała miejsce w Wiśle) niewiele zmienia poza daniem satysfakcji skarżącemu. Do sądów, z wnioskami o odzyskanie „klimatycznego” z zanieczyszczonych turystycznych miast i uzdrowisk, musiałyby ruszyć każdego roku miliony obywateli.

Jednak fanatycy obrony środowiska i klimatu nie składają broni. Pięć lat temu Patryk Białas mówił „GW” o opłatach klimatycznych w Szczyrku: „Przyjechaliśmy z dziećmi odpocząć w górach. Liczyliśmy, że skoro płacimy, czyste powietrze będzie gwarantowane. Tymczasem w Szczyrku było gęsto od smogu. Wieczorny spacer był koszmarem, dlatego postanowiliśmy zaskarżyć pobór opłaty miejscowej”. WSA w Gliwicach przyznał mu rację. Wygrał ze Szczyrkiem, tylko co z tego. Dostał należny zwrot kasy, ale powietrze, które przecież z natury rzeczy jest niewidoczne – w Zakopanem, Szczyrku i jeszcze innych uzdrowiskach – widać jak na dłoni. I czuć w płucach.

Bitwę o zdrowe oddychanie chciałem zakończyć efektownym zawołaniem: radny z Katowic postrachem uzdrowisk! Ale te ostatnie mają to gdzieś. Bo nawet gdybyśmy w jakimś uzdrowisku atmosferę kroili nożem, to i tak tamtejszy magistrat zaśpiewa 6,38 zł za dobę. No, chyba że miejscowość straci status uzdrowiska.

Czy więc ciąganie po sądach takich miejskich perełek jak Zakopane, Szczyrk, Wisła… ma sens, czy to może walka z kolejnymi wiatrakami? Wierzę, że pożądana upierdliwość takich turystów jak prof. Achimescu czy radny Białas jak kropla drąży skały. Kto pamięta Zakopane sprzed 15–20 lat, czuje ten duszący smog pod Tatrami. A teraz?

PS Chciałem zaproponować Patrykowi Białasowi, żeby pojechał na Wyspę Sobieszewską, gdzie powietrze jest niewidoczne i pachnie morską bryzą – ale pomachał ciupagą. Pewnie woli na Giewont. Gęsiego.

Reklama