Ukraina będzie mniejsza
To paskudna rzecz, mówić sobie, jak jest i że pewnych rzeczy zmienić się nie da. Walce z najeźdźcą i wspieraniu tej walki przez zaprzyjaźnione kraje i społeczeństwa przyświeca hasło „nie oddamy ani piędzi naszej ziemi!”. Bo jakże miałoby być inaczej? Jak można walczyć o sprawiedliwość i zwycięstwo w wojnie obronnej przyjmując ewentualność przegranej i utraty części terytorium?
Radykalizm zawierający się z niedopuszczaniu jakiegokolwiek ustępstwa jest czymś oczywistym jako wyraz moralnej jednoznaczności i pełnej mobilizacji do obrony tyleż samego państwa, co prawdy i słuszności. A jednak ten sam radykalizm, mimo stojącej za nim dobrej woli, od początku kryje w sobie ziarenko hipokryzji, która z czasem zaczyna rosnąć i moralnie uwierać. I w takiej właśnie sytuacji znaleźliśmy się w obliczu stagnacji na froncie wojny Rosji przeciwko Ukrainie.
Od początku inwazji 2022 r. właściwie nikt nie brał pod uwagę ewentualności, żeby Rosja miała przegrać tę wojnę w tym sensie, że wycofa się z Krymu i z zajętych później terytoriów. Ale jak można było o tym głośno mówić? W jakim „trybie”? Chyba tylko „w trybie” szerzenia defetyzmu i niewiary w Ukrainę.
A jednak Ukraińcy bronili się i bronią nieporównanie skuteczniej, niż można to było przewidzieć. Cały świat jest pod ogromnym wrażeniem tej trwającej już blisko cztery lata wojny obronnej, w której potężnej Rosji nie udało się nie tylko zająć stolicy i obalić rządu, lecz nawet zapanować nad terytoriami zamieszkałymi przez ludność rosyjskojęzyczną. Czym innym jest jednakże powstrzymanie najeźdźcy, a czym innym odbicie zajętych już przez niego ziem.
Nie można sobie wyobrazić, aby Rosja wycofała się z okupowanych terytoriów. Ani jutro, ani za pięćdziesiąt lat. Tylko kto, kiedy i w jaki sposób ma to powiedzieć? A powiedzieć trzeba, bo jest to niezbędne dla zakończenia wojny.
Niestety, wojny nie zawsze kończą się klęską zbrodniczych najeźdźców. Częściej kończą się w sposób, który agresorom daje częściową satysfakcję, a ofiarom pozwala przetrwać. I tak będzie również i tym razem. Takie jest życie i takie są wojny.
Obecnie znaleźliśmy się na takim etapie wojny, że wszyscy mówią już o pokoju, czyli o jej zamrożeniu. Zamrożeniu, a nie zakończeniu, bo tak samo, jak nie jest możliwe, żeby Rosja się wycofała, nie jest też możliwe, aby Ukraina i demokratyczny świat zgodzili się na pełną legalizację zdobyczy Rosji. Skoro więc zapanował już niepodzielnie duch negocjacji kończących działania wojenne, to teraz po prostu musi wybrzmieć ta skandaliczna prawda, że będą to negocjacje, w wyniku których Rosja utrzyma kontrolę nad piątą częścią terytorium państwa, na które napadła.
Czy ktoś jest w stanie wziąć na siebie ten paskudny obowiązek? Oczywiście ktoś ważny, a nie komentator. Cóż, jedynym człowiekiem na horyzoncie, zdolnym i chętnym, aby wykonać tę retoryczną „mokrą robotę”, jest Donald Trump, któremu los Ukrainy jest obojętny, w przeciwieństwie do robienia interesów z Putinem i pokojowej nagrody Nobla. To on już prawie mówi, że pokój jest i musi być „za ziemię”. I jeśli to powie otwarcie, to powie prawdę.
Tę prawdę mówią sobie każdego dnia ludzie na całym świecie, a w tym również znaczna część społeczeństwa Ukrainy. Kto wie, czy nie większość Ukraińców pragnie zakończenia wojny poprzez oddanie Rosji tego, co już ma? Bo też jak długo można się łudzić, że się Rosjan stamtąd wykurzy?
To bardzo smutne, że nie mamy odwagi spojrzeć prawdzie w oczy i nazwać rzeczy po imieniu. I że gdy my, Europejczycy, milczymy, to bardzo chętnie wypowie się „za nas” ekscentryczny prezydent USA. A jak już się wypowie, to cóż… wypadnie się z nim zgodzić.
Życie nie jest sprawiedliwe. Heroizm Ukraińców nie zostanie nagrodzony pełnym zwycięstwem w wojnie obronnej. Niemniej nagroda będzie bezcenna: utrzymanie suwerenności. Stawką negocjacji jest właśnie to, aby Rosja biorąc ziemię, straciła realną możliwość wpływania w przyszłości na to, kto w Ukrainie rządzi i jaką prowadzi ona politykę międzynarodową. Dlatego przywódcy europejscy powinni się skupić na tym, aby dać Ukraińcom jasną wizję i realne gwarancje w takich kluczowych kwestiach, jak droga do członkostwa w Unii Europejskiej, współpraca wojskowa i wywiadowcza i pomoc w powojennej odbudowie kraju. Nie wszystko da się wprawdzie załatwić deklaracjami i porozumieniami, ale od nich trzeba zacząć.
Ukraina będzie mniejsza. Będzie jak żołnierz, któremu amputowano nogę. Ale po amputacji można przecież żyć. I to w miarę dobrze. Dlatego zadaniem demokratycznej wspólnoty nie jest dziś udawanie, że do amputacji nie doszło, lecz zadbanie, aby ranny przyjaciel jak najszybciej powrócił do jako takiej formy i żeby poczuł się bezpieczny, akceptowany i potrzebny.