Szpindler: topowy od zawsze (I)

To jedno z moich odkryć minionej zimy. A przecież Szpindlerowy Młyn leży tuż za południową granicą Polski – aż wstyd (a i żal), że dotarłem tu dopiero teraz.

Najpierw był ulubionym miejscem urlopowym elit międzywojennej Czechosłowacji. Podczas okupacji hitlerowskiej wypoczywali w nim niemieccy wojskowi i dygnitarze NSDAP. A po wojnie – najwyżsi towarzysze partii komunistycznej. Dziś ceny apartamentów osiągają tam poziom porównywalny do centrum Pragi, ale i narciarska klasa stacji sięga alpejskiej.

Dzieje – ale i znaczenie oraz naturę – kurortu najlepiej pokazuje willa Bedřiška (dziś luksusowy hotel spa).

Zbudował ją w 1928 roku żydowski przedsiębiorca z Pragi dr Fuchs – miała służyć jako rodzinna dacza (a może i część posagu którejś z trzech dorastających córek). Ale gospodarz zapraszał też do Szpindlerowego Młyna, małej karkonoskiej osady u stóp Stoha (1315 m n.p.m.) i Medvědína (1235 m n.p.m.), przyjaciół ze stolicy – najchętniej tych, którzy dzielili z nim pasję do tenisa (nie bez powodu na posesji wytyczył też kort). Byli to ludzie wpływowi – partnerzy w interesach, politycy, artyści – i kilku z nich, zauroczonych pięknem okolicy, też postawiło w niej własne wille.

Sielanka trwała ledwie dekadę – do zajęcia Czechosłowacji przez nazistów. Fuchs trafił do obozu koncentracyjnego (zamordowano go tam w 1942 roku), a luksusowy gmach zajęli okupanci, czyniąc zeń ośrodek relaksu (wszelkiej natury) dla wyższych oficerów. Po wojnie na zalety Bedřiška połakomili się także nowi władcy – dość powiedzieć, że zarząd willą objął sam zięć I sekretarza partii komunistycznej Klemensa Gotwalda. Bedřiška stała się sekretnym punktem wypoczynku najwyższych rangą towarzyszy. Do dyspozycji mieli teraz także kryty basen, komfortu pilnowali nadto funkcjonariusze StB (czyli czechosłowackiej bezpieki). Personel miał zresztą zakaz zdradzania, kto gości w obiekcie.

Najpierw jednak Szpindlerowy Młyn był modny głównie w lecie. W pozostałych porach roku słynął nie tyle jako ośrodek sportowy (prócz tenisa na korcie Bedřiški), co zaciszne (leży na krańcu doliny i nie docierała tu kolej) uzdrowisko czy też kurort wypoczynkowy, którego zaletą były niezliczone możliwości niewymagających spacerów, a dla chętnych także górskich wędrówek. Pierwszy wyciąg narciarski w tej części Karkonoszy postawiono w 1947 roku – i dopiero w kolejnych latach zaczęła się zimowa kariera Szpindla.

Ocalali z Holocaustu spadkobiercy pana Fuchsa odzyskali nieruchomość dopiero po Aksamitnej Rewolucji. W 1993 roku Bedřiška, po renowacji, zaczęła służyć jako dostępny publicznie hotel – jeden z flagowych w stacji.

Z czasem stał się największym (a w każdym razie najmodniejszym) ośrodkiem sportów narciarskich w CSRS (dla przypomnienia: to skrót nazwy „Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej”).

A dziś szczyci się tytułem najlepszego ośrodka narciarskiego Republiki Czeskiej.

Ale jeszcze jakiś czas po upadku komunizmu działo się tu niewiele. Stacja była własnością Skarbu Państwa ze wszystkimi tego skutkami: strachem przed decyzjami i konserwowaniem status quo, nomenklaturową wciąż w istocie obsadą stanowisk i przerostem zatrudnienia, a przed wszystkim – brakiem pomysłu na przyszłość.

Dopiero w 2012 roku władze postanowiły zaryzykować: wydzierżawiły ośrodek prywatnej firmie Melida i to na okres pozwalający na sensowne, bo długofalowe planowanie i inwestycje (ostatnio umowę przedłużono na kolejne lata – do 2057 roku). Znamienne przy tym, że część czynszu przeznaczana jest na rozwój sportu w republice, w kontrakcie ustalony jest też procent reinwestycji z zysków, jednym z współwłaścicieli uczyniono Czeską Federację Narciarską, a choć 25 procent udziałów wykupiła znana także w Polsce spółka Tatry Mountain Resorts (właściciel chociażby instalacji narciarskich na Chopoku w Jasnej, w Szczyrku oraz na karyntyjskim lodowcu Mölltaler), to ma ona prawo jedynie do „zarządzania operacyjnego”, a strategiczne decyzje wciąż pozostają w gestii kapitału czeskiego. 

Ale już teraz za symbole zmian można uznać dwa przedsięwzięcia. Kluczowym jest pomysł połączenia kluczowych obszarów ośrodka – Świętego Piotra (Svatýego Petra) i Medvědína kolejkami tak, by rozwiązać zasadniczą tu dziś uciążliwość, czyli konieczność korzystania ze skibusów, taksówek czy samochodu, aby przenieść się ze zboczy jednej strony doliny na stoki strony drugiej. Inwestycja ma zostać zakończona w sezonie 2026/2027. Jej koszt szacowano na 25 mln euro, ale pandemia, inflacja i wojna na Ukrainie sprawiły, że ceny wzrosły niebotycznie. Nie mówiąc o tym, że przez te perturbacje prace trzeba było prowadzić rwanymi etapami. Dlatego najpierw, wiosną 2026, rozpocznie się instalowanie krzesełek Hromovka na zboczach Świętego Piotra /Planu, a potem – gondole na drugą stronę doliny, czyli Medvědín. Równolegle trwać będzie budowa infrastruktury łączącej obie dolne stacje w dolinie. Co więcej, o ile dziś kurort dysponuje niemal 30 km przygotowanych tras, to docelowo będzie ich prawie 40 km.

Jak żartuje Rene Hrones, dyrektor Szpindlera, będzie to „ostatnia na wieki” inwestycja w infrastrukturę narciarską w Republice Czeskiej. Powodem są coraz ostrzejsze rygory ekologiczne. Pewnie ma rację – to trend panujący teraz (i dobrze!) we wszystkich regionach zimowych. Rzutem na taśmę wytyczono jednak stosownie szeroką – choć będącą w istocie leśną przecinką – i wyprofilowaną trasę zjazdową z Planu do doliny. I to jest drugi symbol nowego podejścia do rekreacji narciarskiej w Szpindlerowym Młynie (też zresztą zgodnego ze współczesnymi tendencjami w branży) – dążenie, właśnie przez dużo większą niż dotąd, szerokość tras, do poprawy komfortu, a przede wszystkim – bezpieczeństwa, gości. Innym tego przejawem jest wstrzymywanie sprzedaży karnetów, gdy liczba narciarzy przekroczy limit pojemności tras. Fachowcy wyliczyli, że prawdopodobieństwo wypadków mocno spadnie, gdy na stokach ośrodka będzie znajdować się nie więcej niż 7 tysięcy narciarzy i snowboardzistów – w efekcie w minionym sezonie kilkakrotnie już musiano zamykać kasy w ciągu dnia i odprawiać kolejnych chętnych do jazdy.

Ciąg dalszy – czyli opowieść o czysto już narciarskich (oraz kulinarnych) walorach „najlepszego kurortu Republiki Czeskiej” (bo takim tytułem chlubi się Szpindler) – nastąpi.

Reklama