Płyty dnia: Oneohtrix Point Never i Molar

Jak na coś, co opatruje się hasłem „ambient” i co ma uspokojenie już w tytule, nowa muzyka Daniela Lopatina pozostaje dość nerwowa. Na nowej płycie jego projektu Oneohtrix Point Never Tranquilizer dzieje się bardzo dużo. To jeden z najefektowniej brzmiących albumów OPN i kolejny raz, kiedy Lopatin wydaje się twórcą bardzo nowoczesnym – choćby nagrał już jakieś 20 dużych płyt, trochę świetnych soundtracków i niezłych utworów dla innych wykonawców, daje się znów odczytać na nowo, tym razem jako człowiek przenoszący estetykę sampli z końca lat 90. w świat algorytmów AI. Bo choć jego nowej płyty słucha się znakomicie, poszczególne momenty brzmią jak nic, co można zaprogramować (choćby to wejście sola syntezatora w drugiej części Modern Lust albo brudne harmonie końcówki Rodl Glide), to jednak Lopatin od dawna bawi się programowaniem popychanym do przodu systemami sztucznej inteligencji i tu niektóre zaskoczenia, rozwinięcia czy niekonsekwencje w utworach mógł bardziej stemplować jako autor całości i kurator wybierający propozycje niż wymyślać. W tym sensie nowy album jest też opowieścią o zmianie sposobu myślenia: pojedynczy kompozytor jest w stanie tworzyć utwory bardziej złożone i kontrastowe niż było to dotąd możliwe. A najtrudniejszą częścią pracy będzie sprawienie, by tak powstający materiał zabrzmiał spójnie, jak jedna opowieść. W tej sytuacji trudno się do tego przyczepiać. Niewiele z tej muzyki będziecie w stanie odtworzyć sobie w głowie pół godziny po wybrzmieniu ostatniego utworu – zamykającego się nawiązaniami do muzyki japońskiej i zachodniej muzyki dawnej Waterfalls, ale do większości utworów na pewno dobrze się będzie wracać.        

Lubię o OPN myśleć w pierwszej kolejności jako o kompozytorze, chociaż jego styl w dużej części zamknięty jest w brzmieniu. W przeciwieństwie do niego Bartosz Weber – AKA Baaba, a teraz Molar – ciągle bardzo dużo energii poświęca strukturze, melodiom, zależnościami poszczególnych partii. W swoim nowym muzycznym przedsięwzięciu – jako Molar – gra muzykę skwantyzowaną, ale jednak bardzo humanistyczną. I tu mamy proces niemal w pełni „kompozytorski”: Weber te utwory przygotował najpierw w szkicowych wersjach na trackerze polskiej firmy Polyend (czym jest to urządzenie, jeśli nie narzędziem czysto kompozytorskim, niczym stare „composery” i „microcomposery” sprzed lat?), a dopiero później wypełniał żywymi partiami, zapraszając do współpracy perkusistę Jacka Prościńskiego i saksofonistę Michała Fetlera. Tyle że – trochę jak praca kompozytora z żywym zespołem wykonawców – ten proces przyniósł zwrotną inspirację do wprowadzenia tu i ówdzie poprawek. Efekt robi wrażenie – mimo loopowej budowy utworów – równie zaskakującego co u OPN. I o ile twórcy trudno się zwykle uwolnić od swojego autorskiego stylu i tutaj także słychać nieco figlarny, lekki charakter nagrań Baaby, to jednak zastajemy Webera w rejonach do tej pory nieodwiedzanych lub odwiedzanych przez niego rzadko – jak harmonie z okolic nagrań Jaga Jazzist w Godly Pear czy hardcore’owa w ekspresji końcówka BRravO0.   

W OPN maszyna – mam wrażenie (bo procesu nie znam) – pozwala odtworzyć swobodny styl ludzkich kompozytorów. W Molar mamy raczej kompozytora, który dla siebie i współpracujących z nim muzyków wymyśla zadania o maszynowym charakterze. Oba te albumy rozbiegają się w innych kierunkach, choć na poziomie finałowego nagrań Molar Va Hoo Tavern można by je bez problemu zmiksować. Oba mają nerw i oba też zaskakują nieoczywistymi rozwiązaniami, a to już bardzo dużo. I obie te płyty zyskują przy kolejnych odsłuchach. Mam nawet wrażenie, że album polskiego artysty zyskuje nawet więcej.   

ONEOHTRIX POINT NEVER Tranquilizer, Warp 2025
MOLAR Molar LP, U Know Me 2025 

Reklama