Już za 50 dni wybory w UE

Najnowsza projekcja wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego nie zachwyca: wprawdzie frakcje głównego nurtu, Europejska Partia Ludowa i demokratyczna lewica, zdobędą najwięcej mandatów, populistyczna prawica depcze im po piętach. Unijny elektorat skręca w prawo, bo w prawo skręcają elektoraty poszczególnych państw członkowskich. Dlatego wynik wyborów jest bardzo ważny politycznie i psychologicznie.

Parlament Europejski nie jest parlamentem narodowym, nie ma tak szerokich kompetencji, mimo to skrajna prawica mobilizuje się na czerwcowe wybory, bo chodzi jej o sukces wizerunkowy. A ten zawsze służy krajowym celom politycznym. Dotyczy też oczywiście polityki polskiej. De facto mamy już u nas kampanię europejską. Wygrana pisowskiej opozycji byłaby ciosem w koalicję rządzącą.

Miejmy nadzieję, że partie demokratyczne tym razem staną na wysokości zadania. Kluczowa będzie mobilizacja, ale też wybór przewodniego tematu kampanii. Hołownia, jak zwykle z patosem, oznajmił, że stawką nadchodzących wyborów jest los Europy. Przesada, bo europejskie siły demokratyczne nie kapitulują. Jednak w tym roku wynik eurowyborów liczy się szczególnie, bo skrajna prawica rośnie w siłę, a Kreml ma interes, aby rosła jeszcze bardziej. Dlatego naturalnym hasłem partii demokratycznych – szczególnie w Polsce – powinno być bezpieczeństwo.

W sondażu „Politico” z 12 kwietnia wyniki są takie: EPL(EPP) – 174 mandatów, Progresywny Sojusz Demokratów i Socjalistów – 139, prawica i skrajna prawica Tożsamość i Demokracja – 87, centrowe Renew Europe – 83, Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (do tej frakcji należy PiS) – 78, Zieloni (Greens/EFA) – 45. Walkę o trzecie miejsce stoczą konserwatyści ze skrajną prawicą. Takie są prognozy: wstydu nie będzie, ale szału też nie.

Polskie partie powoli odsłaniają karty. Wiadomo, że pójdą do wyborów osobno. Otwarcie antyunijna Konfederacja też. Nie sprzęgną się z podobnie niechętną partią Kaczyńskiego, bo nie wierzą, że PiS jest szczery w swej polityce unijnej. Partie szczerze prounijne – KO, Lewica – swych poglądów nie kryją. Ludowcy i ugrupowanie Hołowni nie wyłamią się z koalicyjnego frontu, ale jak zwykle grają własną płytę: razem, a nawet osobno.

KO i PiS, dwie największe partie, powoli pokazują kandydatów na kandydatów w czerwcowych wyborach. Możliwe, że dwóch ministrów rządu Tuska – Sienkiewicz i Hetman z PSL – zamieni fotele rządowe na parlamentarne. Obie partie z pewnością będą chciały nagrodzić niektórych swoich polityków za całokształt, wpisując ich na miejsca biorące. PiS może rzucić koło ratunkowe Obajtkowi, Wąsikowi i Kamińskiemu. Ale Parlament Europejski nie powinien być przechowalnią, azylem czy panteonem. Partyjni selekcjonerzy po stronie demokratycznej powinni dobrze wyważyć proporcje na listach kandydatów. Ten parlament będzie miał naprawdę pełne ręce roboty.

Reklama