Husajn, Asad, Szara. Czy Syria pójdzie drogą Iraku?
Po obaleniu dyktatora zaczynają się schody. Syria może podzielić los Iraku, jeśli popełni ten sam błąd.
Znowu polała się krew. Na zachodzie kraju, w pasie nadmorskich miejscowości Latakia, Dżabla, Banias, doszło do pogromów alawitów, do niedzieli zginęło 830 cywilów, w tym kobiety i dzieci, całe rodziny. Media piszą o egzekucjach, rozczłonkowanych ciałach na ulicach, plądrowaniu domów, torturach, horrorze.
Historia zna takie pogromy, zna je także Bliski Wschód, by wspomnieć masakry w Sabrze i Szatili, rozprawę z Bractwem Muzułmańskim Hafeza Asada w Hamie, nie mówiąc o wyczynach Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii, zwłaszcza w Mosulu, Rakce czy mordach na Jazydach w okolicy Góry Sindżar.
W starciach w prowincji Latakia zginęli też członkowie milicji lojalni wobec poprzedniego rządu, którzy utworzyli Wojskową Radę Wyzwolenia Syrii. Nie odpowiedzieli na wezwanie nowych władz w Damaszku i nie złożyli broni; w czwartek doszło do pierwszych starć. Nie jest jasne, kto dokonał mordów na cywilach. Ahmed Szara, nowy przywódca Syrii, oskarżył ugrupowania wspierane przez Turcję, świadkowie mówią o zagranicznych bojownikach, Czeczenach lub Uzbekach. Zachodnie media piszą głównie o syryjskich siłach bezpieczeństwa, czyli ludziach wiernych rządowi w Damaszku, którym rozkazano spacyfikować lojalistów Asada. Rząd nazywa to „indywidualnym działaniem” i „pojedynczymi nadużyciami”, ale trudno uwierzyć w ten indywidualizm i tę pojedynczość, gdy mowa o ponad 800 ofiarach i tysiącu zabitych (licząc walczących).
Alawici są odrębną od szyitów i sunnitów syryjską sektą, z której wywodzi się obalony w grudniu Baszar Asad. Przed wojną domową szacowano, że stanowią 10 proc. ludności (ok. 2,2 mln ludzi). Przez ponad 50 lat panowania Asadów (trudno to nazwać demokratycznymi rządami, bo odbywały się pseudowybory) to właśnie wśród alawitów rekrutowano członków bardziej i mniej elitarnych służb państwowych. Jeśli szukać „klasy panującej”, to na pewno byli oni. Dla Syryjczyków byli nie tylko grupą uprzywilejowaną, ale też symbolem ucisku i przemocy. Każde dziecko w kraju zna historię o złym ludzie, w tym przypadku milicji szabiha, który działa jak mafia na państwowej licencji, pacyfikuje, zastrasza, torturuje i prześladuje.
Po obaleniu Asada i rozwiązaniu (jak się okazuje, w dużej części na papierze) sił zbrojnych ludzie ci nie zniknęli. Stali się tym, czym po obaleniu Saddama Husajna byli jego lojaliści z partii Baas (w Syrii zresztą funkcjonowała ta sama partia): ludźmi bez przydziału. Nowym władzom nie zależało albo nie miały pomysłu, co z nimi zrobić. Przejąć jako zasób, wymienić mundury (lub legitymacje partyjne), powsadzać do więzień, zignorować? W Iraku zwyciężyła ta ostatnia opcja, co zemściło się okrutnie, tysiące odrzuconych, wściekłych i żądnych rewanżu ludzi zasiliło szeregi Państwa Islamskiego. Odbiło się czkawką nie tylko w Bagdadzie, ale i w Damaszku.
Nowe władze syryjskie ewidentnie nie wiedzą, co zrobić z byłymi baasistami, szabihą, żołnierzami. Samo nawoływanie Szary do jedności nie wystarczy. Coraz lepiej widać, że nowy król jest nagi. Nie kontroluje całego kraju, a ignorując problem, nie przybliża się do rozwiązania. Niedawno w Damaszku odbyła się huczna konferencja na temat przyszłości kraju, w której – jak podkreślano – uczestniczyło wiele sił politycznych. Wiele to jednak nie wszystkie. Północny wschód kontrolowany przez bojówki kurdyjskie i siły powiązane z Turcją jest tego najlepszym przykładem. Ich przedstawicieli po prostu nie zaproszono.
Problem można rozwiązać pokojowo lub siłowo. Pierwsze wymaga szeregu niepopularnych decyzji i być może koncesji na rzecz Turcji (aktualnie może nawet chcieć rozwiązać problem Kurdów raz na zawsze, skoro ci rodzimi na wezwanie Ocallana ogłosili zawieszenie broni). Na drugie trzeba mieć moc i pieniądze (prawdopodobnie nie ma ani jednego, ani drugiego). Wojna domowa niesie ogromne ryzyko.
Nie oznacza to jednak, że decyzję można odwlekać w nieskończoność. Tolerowanie zagranicznych bojówek na własnym terenie może wiele kosztować. Szara musi zbudować autorytet przywódcy całego kraju (już zapowiedział surowe kary dla dopuszczających się mordów na alawitach). Syryjczycy mogą mieć wiele za złe Asadowi, ale wszyscy pamiętają, że pod jego rządami nie było prześladowań innych wyznań (nie licząc wojny domowej, gdy dopuszczały się ich na kontrolowanych przez siebie terenach radykalne ugrupowania islamskie).
Dla Szary to rodzaj testu przywództwa i siły. Jeśli pozwoli utopić Latakię we krwi, odpowiedzialność spadnie na niego. Świat patrzy na ręce nowym władzom i domaga się zaprzestania walk. Jeśli Szara chce pokazać, że różni się od Asada, musi jak najszybciej zaprowadzić spokój.