Jedna godzina dla rodziców

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Czarnek wpadł na pomysł, aby nauczyciele obowiązkowo jedną godzinę w tygodniu przeznaczali na spotkania z rodzicami. Dla mnie oznacza to mniej pracy, gdyż na konsultacje poświęcam więcej czasu. Do tej pory nie liczyłem, teraz będę musiał i liczyć, i skrupulatnie dokumentować. Dyrekcja skontroluje, czy wyrabiam nakazane 60 minut.

Gdy zmiana wejdzie w życie, będę informował rodziców, że w tym tygodniu miejsc już nie ma. Proszę zapisać się na najbliższy wolny termin. Do tej pory przyjmowałem wszystkich, teraz będę prowadził zapisy jak lekarz. Rodzicowi szczęka opadnie, gdy dowie się w maju, że do końca grudnia wszystkie terminy zajęte. Na styczeń jeszcze nie zapisuję.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Żałoba w kabarecie

Dotąd rozśmieszała Polskę, teraz ją zasmuciła. Joanna Kołaczkowska była jasnym punktem sceny kabaretowej bazującej na inteligentnym humorze. Ta era już powoli zmierzcha.

Aleksandra Żelazińska

Podejrzewam, że minister chciał zrobić dobrze dla rodziców. Jednak zrobił źle, bo nie ma pojęcia o realiach pracy nauczycieli. Ponieważ wprowadza wymóg świadczenia pracy w wymiarze jednej godziny w tygodniu (przy zatrudnieniu poniżej połowy etatu: jedna godzina co dwa tygodnie), dokładnie tyle otrzyma. Ani mniej, ani więcej (minister o żadnej zapłacie nie pomyślał; jak wszystko, także te obowiązki nauczyciele mają po prostu w etacie). Dla rodziców oznacza to – zależy od szkoły i klasy – albo polepszenie dostępu do nauczyciela, albo pogorszenie. 

W moim przypadku będzie to znaczne pogorszenie. Gdy rodzice nie będą mogli się do mnie dopchać, odeślę każdego do Czarnka. Niech wyjaśni, co uczynił. A i tak do mnie kolejki nie są największe. Największe są do matematyków. Obawiam się, że do tych nauczycieli trzeba się będzie zapisywać z rocznym, a może nawet dwuletnim wyprzedzeniem. Kolejny pisowski ład, tym razem w oświacie.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj
Reklama