Pierwszy konflikt w szkole. Jak go rozwiązać?
W szkole doszło do pierwszego po wakacjach konfliktu. Chłopiec wpadł na korytarzu z impetem w nauczycielkę i nie przeprosił. Zamiast tego krzyknął, że „Pani mi się wepchła”. Brak kultury można by darować, ale ten język!
Kiedy mu zwrócono uwagę, że powinien przeprosić, powtarzał, że to nie jego wina, gdyż „Pani mi się wepchła”. Oczekiwał nawet, że nauczycielka potwierdzi jego wersję zdarzeń, gdyż „naprawdę pani się wepchła”.
Dzieci mają duże poczucie sprawiedliwości. Nie zamierzają przepraszać za nic. Nie wątpię, że chłopiec nie był winny zderzenia, zawiniła raczej nauczycielka. Nie można było jednak przyznać racji uczniowi, gdyż używał niewłaściwego języka.
Dlatego wszyscy świadkowie zgodnie orzekli, że uczeń się myli. Został więc upomniany. Mam nadzieję, że rodzice nie będą podważać tej decyzji. Gdyby jednak to zrobili, trzeba będzie powołać komisję, która ustali, komu należy się kara: nauczycielce czy uczniowi?
Komentarze
@Gospodarz
Proponuję min. Nowacką albo Lubnauer zapytać o propozycje – serio … 😉 WSZYSTKO świetnie o szkole wiedzą to pewnie i to …
Stara, dobra kindersztuba zmarła ze starości i chyba już jej nic nie wskrzesi. Dzisiaj, w autobusie, uczeń, tak na oko 4-5 klasa szkoły podstawowej, mało mnie nie przewrócił i słowa „przepraszam „ oczywiście nie powiedział. Musi to być strasznie trudne słowo, nie do wymówienia dla dzisiejszych dzieci.
Ale co, że młody zamiast *** lub *** powiedział „pani”? To chyba dobrze?!
@handzia55
„Musi to być strasznie trudne słowo, nie do wymówienia dla dzisiejszych dzieci.”
Te dzieci „uczą się” teraz nową metodą: bez słów. 🙂
@Płynna rzeczywistość
CZasami ma Pan przebłyski i nie zamieszcza wpisów na tematy, o których ma Pan jedynie wyobrażenie. Teraz Pan jednak nie wytrzymał:
„wepchłeś” się Pan i usiłujesz krzyczeć:”To nie moja wina”.
Otóż Pana: metoda nauczania podstaw każdego języka, również ojczystego, na poziomie klas 1-3 wymaga znajomości słów. Nawet język migowy. Być może na „kupkę” mówił Pan „pta-pta”, ale w końcu zaczął Pan używać słów.
Nawet jeżeli ktoś uczy się języka migowego, pisząc jakąś wiadomość, np. sms, używa słów.
@Róża
1.Nie wierzę, że zadanie domowe w kl. 7 SP brzmiało: przepisz podręcznik od str. 171 do strony 172. Po co kłamać? To umniejsza Panią.
2.Skoro syn dostał się do Liceum Akademickiego w Toruniu na mat-fiz, bez żadnych zajęć dodatkowych, to może jednak ta SP nie była taka zła, jak Pani twierdzi?
3.Starsze uwielbiały czytać, syn wyczynowo zajmował się sportem: szkoła sportowa.
Pięć razy w tygodniu po dwa treningi ( 2 godziny przed południem, 2 godziny po południu), w weekendy mecze. Dlaczego miałbym dzieci zmuszać do aktywności, które ich nie pociągały? Mam inne podejście niż Pani: „nic na siłę”.
@KC
Nie, nie napisałam, że polecenie brzmiało przepisz podręcznik od strony 171 do strony 172.
Ani o braku zajęć dodatkowych. Po co kłamać?
Ma Pan podejście „nic na siłę”?
Czy z tego wynika, że wszystkie prace domowe były dla Pana dzieci rozwijające i zawsze chętnie przez nie wykonywane? To bardzo miło.
Sprawdzili ceny korepetycji. Tanio nie jest. Ten przedmiot jest najdroższy. „Nawet 250 zł za godzinę”
https://www.edziecko.pl/starsze_dziecko/7,79351,32220095,sprawdzili-ceny-korepetycji-tanio-nie-jest-ten-przedmiot-jest.html#sondaz
@KC
Swoim dzieciom w klasach 1-3 kazał Pan rozszerzać słownictwo, zadając im codziennie do nauki po 10 słów z encyklopedii? Gratuluję pomyślunku! Do tej pory wydawało mi się, że dziecko, młodzieniec i nawet dorosły rozszerzają swoje słownictwo poprzez kontakty z innymi ludźmi – w domu, przedszkolu, sklepie – co obejmuje też np. oglądanie telewizji czy lekturę, dajmy na to, Brzechwy lub Joyce’a. Ale faktycznie, byłem w tzw. mylnym błędzie.
To słowo „wepchła” mlody czlowiek stale słyszał w domu i od kumpli z tego samego srodowiska. Szkola w takich przypadkach jest bezradna.
@Płynna rzeczywistość
Swoim dzieciom nie zadawałem praktycznie niczego: starałem się jedynie wesprzeć przy rozwiązywaniu ich problemów, stosując zasadę nauczania Montessori:”Pomóż mi to zrobić samemu”.Słownictwa nabywali słuchając i uczestnicząc w domowych i towarzyskich rozmowach oraz przez lekturę i naukę w szkole. Trudno wskazać mi kolejność.
Zrobiłem wyjątek dla syna: raz, po szóstej klasie SP w wakacje przerobiliśmy większość „matmy” z dawnej podstawówki: wystarczyło mu do matury.Młodsza , na nasze życzenie, od przedszkola uczyła się języka francuskiego, od 6 miesiąca życia raz w tygodniu basen i przez 5 lat kendo, ewentualnie od wielkiego dzwonu zasada Montessori. Starszą pochłaniała lektura i kółko teatralno-recytatorskie oraz język francuski.
@Róża.
1.Jeżeli nie było polecenia: „przepisz podręcznik” to dlaczego przepisywał?
2.Ma pani rację. Po wnikliwszej lekturze tego zdania: ” Nie, nie chodził na żaden kurs, na którym zadawano naukę słówek w domu.”
Wynika stąd jedynie, że należał do nielicznej grupy tych, którzy pamiętają z zajęć lub lekcji. Ta druga strona krzywej Gaussa musi jednak wkładać sporo pracy własnej, w tym pisemnej, aby te słówka zapamiętać. De facto spełnienie postulatów „kawiorowej lewicy” utrwali i pogłębi nierówności. Od ponad 30. lat powtarzam rodzicom: jeżeli nie nauczymy uczyć się dzieciom samodzielnie i czerpać przyjemność z tego procesu, to w następnych latach jest już „posprzątane” – wiecznie będą z czegoś „kuleć”. Natomiast jeżeli wykształcimy na tym etapie – w kl.I-III SP to naukę dziecka „mamy z głowy”.
3. Z perspektywy interesów mojej rodziny, w perspektywie dekady, zakaz prac domowych „w praktyce”, a nie w rozporządzeniu, będzie b. korzystny, więc w zasadzie nie powinienem protestować, nawet podsuwać „tą pętlę na szyję”. 🙁
@Pīnna rzeczywistość
Napisał Pan:
„Nie jest przypadkiem, że ani my, ani nasze dzieci nie uczyły się języka polskiego z list słówek. Nie jest też przypadkiem, że Gospodarz, w celu rozszerzenia słownictwa swoich uczniów, nie zadaje z lekcji na lekcję wykucia jakichś trudnych polskich słów, jak „jak” (partykuła), „jak” (przysłówek), „jak” (spójnik), „jak” (samolot), „jak” (zwierzę), „Jak” (marka samolotów), „onegdaj”, „bynajmniej”, „bowiem”, „indolencja”, „szowinizm”, „imposybilizm”, „szkwał”, „bukszpan”, „Septuaginta”, „owulacja” czy „ondulacja”.”
Opisał pan poziom czynnych umiejętności językowych b. wykształconego człowieka z poziomu C-2. Powątpiewam czy znaczenie polowych tych słów zna większość uczniów @Gospodarz. „Wepchałeś” się Pan w dyskusję na temat edukacji językowej w kl.I-III SP i krzyczysz:”To nie moja wina!” 🙂
PS. Czym się różni dla Pana:„jak” (samolot) od „Jak” (marka samolotów)? Zwłaszcza niepokoi mnie to pierwsze. 🙂
@Róża
1.Byłem ojcem „niedzielnym” i „trochę wakacyjnym”: godziny pracy i realia ekonomiczne, jakie zgotowali nam politycy. Stąd w niedzielę obligatoryjny kilkugodzinny spacer z tatą i wizytą „u babci i dziadka”. Nawet nie miałem „okazji” spróbować Pani metod „bycia dyktatorem domowym”. Brak czasu. 🙂
2.Chyba nie zrozumiała Pani sensu wpisu @belferxxx:
Minister nie może próbować dokonywania rewolucyjnych zmian w systemie, po każdej, nagłośnionej „pomyłce lekarskiej” czy „pedagogicznej”. Jest to zawsze dramat pacjenta i jego rodziny, ale jeżeli „lekarstwo” jest „groźniejsze od choroby” to” jest to coś więcej niż zbrodnia. To błąd.”