Ku opamiętaniu mediów nad trumną papieża

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Ja rozumiem, że o pewnych ludziach nie można mówić źle. Ale jak nie ma co powiedzieć, to lepiej nic nie mówić! Tymczasem media, sparaliżowane lękiem przed „niedocenieniem” śmierci papieża, tudzież pragnieniem zatrzymania uwagi widzów i słuchaczy, popadły po śmierci papieża w jakąś niegodną rzewną egzaltację, jak gdyby właśnie był nowy 2 kwietnia 2005 r., który z racji narodowości zmarłego papieża trzeba po prostu podzielić przez dziesięć i jazda z tym samym!

Jestem tym zachowaniem redaktorek i redaktorów zdegustowany i zawstydzony. Naprawdę nic w waszych głowach nie kliknęło przez te 20 lat? Nie zdążyliście dorosnąć? Nadal nie wiecie, czym jest Kościół katolicki?

Zdecydowanie nie sprzyja pamięci po nikim, łącznie z monarchami niezbyt niewinnych monarchii, aby nad ich grobami roztkliwiać się, że:

– mieli nieco tańsze obuwie niż ich poprzednicy
– mieszkali nieco mniej wykwintnie
– powiedzieli „dzień dobry” albo do kogoś zadzwonili
– wzięli miliardy, a miliony rozdali biednym
– oddali potrzebującym zgubione parasole
– zjedli kremówkę
– poszli na wycieczkę w Tatry
– zjechali na nartach
– tańczyli tango
– pogłaskali dziecko
– umarli w starości na to czy na tamto.

Nie! Uciekanie w infantylizm to marna przykrywka dla oportunizmu i dowód dziedzicznej głupawki, z której nie umie się wyjść w etyczną dorosłość, a nawet w strefę zdrowego rozsądku. Jeśli kogoś wspomina się i chwali za to, że uczynił coś dla powściągnięcia najgorszego, najbardziej rozpasanego zepsucia w podległych mu państwach (liczba mnoga w pełni uzasadniona, bo Kościół katolicki ma państwa co najmniej dwa!) i zostawia te państwa o całe 10 proc. mniej zepsutymi, to znaczy, że przyjmuje się zło tej instytucji za w pełni akceptowaną oczywistość, a każdego, kto z jej wnętrza próbuje to zło ograniczyć – za wielce zasłużonego.

A tymczasem jest to tylko moralny obowiązek – i to obowiązek kogoś, kto wcześniej postawił się moralnie daleko poniżej ogółu społeczeństwa, wiążąc się z organizacją, której cała przeszłość to morze krwi – a po tym morzu pływają łódeczki z katedrami, przytułkami, szkołami i innymi gadżetami, które ani milionowi ofiar nie przywrócą życia, a może nawet ani jednej ofierze. Nawet najświętszy ksiądz nadal jest księdzem i żadne zasługi nie są w stanie przeważyć winy, jaka wynika z samej przynależności i bycia zawodowym działaczem organizacji, która:

– do ostatniego dnia, gdy było to możliwe i ani dnia krócej – tępiła, prześladowała, zabijała lub kazała zabijać wszystko i wszystkich, którzy stawali jej na drodze, a współtworzenie bądź otwarte wspieranie przez nią krwawych reżimów faszystowskich skończyło się akurat chwilę po tym, gdy zmarły właśnie G. Bergoglio był wysokim rangą dygnitarzem kościelnym w faszystowskiej, katolickiej Argentynie.

– mamiła i mami ludzi mirażami powstania z grobu i wiecznego życia w rozkoszy pod koniecznym, acz niewystarczającym warunkiem poddania się władzy tej organizacji, posłuszeństwa dla niej i czczenia wskazanego przez nią bóstwa, które nazywa Bogiem.

– wyobraża sobie bóstwo tak dziwaczne, że choć jest ono najlepsze i najbardziej miłosierne na świecie i poza nim, to żadna inna ofiara nie może przebłagać go za ludzkie nieposłuszeństwo, jak tylko ofiara, jaką sprawi sobie z samego siebie, wcielonego w człowieka; nic poniżej nie uśmierzy jego gniewu.

– wyobraża sobie, że człowiek może być nieskończonym, bezcielesnym i doskonałym bóstwem oraz być jako bóstwo czczony, a bóstwo to – choć całkowicie i nieskończenie szczęśliwe – może cierpieć, i to naprawdę, choć w każdej chwili może to cierpienie zatrzymać (albowiem może wszystko).

– deklaruje nieskończoną miłość do wszystkich swoich członków i tych, którym to członkostwo oferuje (a ofertę taką, do niedawna raczej nie do odrzucenia, składa każdemu), wszystkim zaś, którzy odmówili zaparcia się siebie i swoich bóstw, a tym samym śmieli obrazić bóstwo katolików nieprzyjęciem jego ofiary i miłości, zapowiada męki piekielne, a także im tych mąk serdecznie życzy (z wyrokami swego bóstwa, które nazywa Bogiem, wszak w pełni się zgadza i w pełni je afirmuje!).

– wmawia ludziom czczącym swoje bóstwa, że tak naprawdę czczą ich bóstwo (Boga), tylko jeszcze tego nie wiedzą, wobec czego czym prędzej powinni porzucić swoją „pogańską religię” i „nawrócić na prawdziwą wiarę”.

– twierdzi, że przemawia w imieniu bóstwa, które stworzyło świat i kontroluje każdy najmniejszy krok człowieka, i żąda, aby wszyscy podporządkowali się jej odczytaniu owego obowiązującego wszystkich prawa, zwanego dla niepoznaki „naturalnym”, które czczone przez nią bóstwo rzekomo jej właśnie powierzyło do interpretowania i wykonywania.

– obnosi się szalonym w swej pysze przekonaniem, że niemalże jako pierwsza wynalazła miłość bliźniego, że praktykuje ją ze szczególną gorliwością, a jeśli już zabija, to dlatego, że jest tak święta (!), iż czynny jest w niej szatan (a więc to jego, a nie tej organizacji i jej funkcjonariuszy wina).

– napawa się męczeństwem swoich działaczy i widzi ich na niebiańskich błoniach, nie zauważając milionów pomordowanych męczenników innych wyznań, które utopiła we krwi siłą posłusznych sobie zbrodniczych książąt, królów i cesarzy.

– stara się o maksimum możliwych do uzyskania wpływów politycznych w krajach, gdzie jest zainstalowana, a wpływy te wykorzystuje do ingerowania w prawo, a przede wszystkim do zasysania publicznych środków w wymiarach bezwzględnie maksymalnych, jakie tylko może uzyskać – na drodze transferów, przywilejów i zwykłych malwersacji.

– i tak dalej…

Doprawdy systematyczne i systemowe krycie przez tę organizację seksualnego (w tym pedofilskiego) rozpasania i potwornego wprost złodziejstwa swoich prominentnych członków to tylko wisienka na tym diabolicznym torcie!

Jeśli naprawdę rozczula was władza dbająca o biednych, to sypcie kwiaty na groby ministrów pracy i polityki społecznej tzw. państw dobrobytu, na czele z tymi, w których władzę sprawuje lewica. Każdy z nich uczynił więcej dla wsparcia potrzebujących z pieniędzy zebranych od ludzi niż którykolwiek z papieży. A może nie?

A więc opamiętajcie się trochę i otrząśnijcie z trwożliwego uniżenia, które w tych dniach wstrząsa wami niczym jakiś żałosny tik! To wstyd, a nawet więcej – to jakiś rodzaj wspólnictwa. Czy nie macie ani zdrowego rozsądku, ani godności?

Żeby była jasność (to chyba ulubiony zwrot trzeciej dekady tego stulecia) – znam, lubię i cenię wielu księży, łącznie ze zmarłym właśnie papieżem. Uważam go za sympatycznego, choć jednocześnie dość nieporadnego i naiwnego człowieka, obdarzonego pewnym urokiem, jakkolwiek czasami robiącego i mówiącego rzeczy nie do zaakceptowania (jak owo cyniczne „cóż, kiedyś tak się robiło” – na wieść o ujawnieniu twardych dowodów krycia przez Wojtyłę podległych sobie księży pedofilów). Rozumiem też doskonale, że pomimo spektakularnego upadania potęgi Kościoła katolickiego papież dla wielu ludzi jest ważną osobą. Dlatego wcale bym się nie dziwił i nie gorszył, gdyby o jego śmierci mówiono w polskich mediach np. dwa, a nawet pięć razy więcej niż o śmierci monarchy jakiegoś znacznie mniej niż Stolica Apostolska obciążonego moralnie, a jednocześnie liczącego się na świecie państwa, jak np. Arabia Saudyjska czy Tajlandia.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Dlaczego nie Włoch? Rzymscy dziennikarze już rekonstruują przebieg konklawe

Włosi starają się objaśnić porażkę faworyta, za którego uchodził kard. Pietro Parolin. Sekretarz stanu za pontyfikatu Franciszka miał – jak piszą watykaniści „La Stampy” – otrzymać w pierwszym i drugim głosowaniu bardzo duże poparcie.

Tomasz Bielecki, Polityka Insight

W złych strukturach też działają dobrzy ludzie. Dobrzy ludzie też robią różne złe rzeczy (akurat Franciszek lubił to sam podkreślać). Nie namawiam do tego, żeby przemilczać śmierć papieża albo urządzać mu teraz moralny trybunał. Nie mogę jednakże znieść ogłupiałej chwalby i udawania, że Kościół jest jakimś wielkim dobrem moralnym, na którym ułomni ludzie pozostawili plamy, a papież jest kimś w zasadzie lepszym niż – dajmy na to – demokratycznie wybrany prezydent jakiegoś uczciwego państwa.

Taka propaganda nie tylko jest absurdalnie kłamliwa i bezmyślna, lecz po prostu urąga pamięci milionów niewinnych ludzi, których w ciągu półtora tysiąca lat zgładzono tylko dlatego, że śmieli odmówić czci temu, który na krzyżu oddał za nich życie, albo po prostu nie chcieli uklęknąć przez katolickim kapłanem. Nie, papieżowi Franciszkowi, niezależnie od tego, jak bardzo byłby miły i dobry, nie należy się cześć i pamięć taka, jak tym innym miłym i dobrym ludziom, którzy akurat w swoim życiu szczęśliwie nie stali się funkcjonariuszami żadnej organizacji czy korporacji tak obciążonej moralnie jak Kościół katolicki. Bergoglio był na tyle rozsądny, aby wiedzieć, że był zwykłym człowiekiem. Może by tak dziennikarze również wzięli sobie to do serca i zachowali odrobinę rozsądku?

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj