W Oleśnicy nie zamordowano drugiego Petruccianiego. Co zdarzyło się naprawdę?
Wypowiedzi w tzw. sprawie z Oleśnicy charakteryzują się wysokim poziomem tzw. wzmożenia religijnego, a niskim elementarnego myślenia i chęci odniesienia się do łatwo dostępnej wiedzy.
Zacznijmy od tego, że nie ma sprawy z Oleśnicy, a jest sprawa kobiety, której dziecko nie miało szansy przeżycia po porodzie, oraz lekarki, która odważyła się działać, gdy jej utytułowani koledzy popełnili przestępstwo kwalifikujące się do postępowania prokuratorskiego (o czym niżej).
Znalazłem dwie bardzo ważne publikacje tłumaczące rzeczowo, co się właściwie stało i co zostało zrobione nie tak. Pierwsza to znakomity wywiad, jakiego udzieliła prof. Maria Sąsiadek, wybitna specjalistka genetyki klinicznej, Katarzynie Matusewicz z „Pulsu Medycyny”. Druga to wpis blogowy dr. Macieja Jędrzejki, ginekologa położnika, nauczyciela akademickiego, który bardziej szczegółowo, ale raczej zrozumiałym językiem opisuje problem od strony jego specjalizacji. Polecam lekturę tych tekstów, bo warto.
Zważywszy na ograniczone audytorium obydwu źródeł uznałem, że i ja (mając również bardzo nieliczne audytorium) powinienem dołożyć cegiełkę do tamy przeciwko powodzi manipulacyjnego szamba.
Manipulacje bywają różne, ale mnie wściekło i skłoniło do działania napotkane w mediach społecznościowych odniesienie do Michela Petruccianiego, słynnego pianisty jazzowego: „widzicie, miał chorobę kości, a żył pełnią życia!”. Ten post udostępnił mój znajomy muzyk jazzowy, który jest człowiekiem rozumnym. Ale dał się nabrać. Tak, wspaniały francuski muzyk niewątpliwie miał w swym niedługim życiu chwile radości artystycznej i… hm… osobistej. Tyle że jego choroba była inna! A to jest zasadnicza różnica.
Osteogenesis imperfecta ma różne postacie, podobnie jak np. zespół Downa. Dlatego Petrucciani mógł żyć i tworzyć, a dziecko chore na typ I lub II tej choroby ma szanse na przeżycie pojedynczych dni po porodzie, przy czym głównym wysiłkiem w tym czasie jest walka z bólem – tak twierdzą wspomniani wyżej eksperci. Trzeba podkreślić: dni, w żadnym wypadku długich lat.
Manipulacja druga: jak można było przerwać ciążę tuż przed porodem? Rozbijmy to pytanie na dwa nie mniej ważne.
Pierwsze: kto odpowiada za to, że ciążę trzeba było terminować tak późno? Pozwolę sobie zacytować dwa fragmenty wypowiedzi prof. Sąsiadek:
Przyczyną tej sytuacji mogło być zaniedbanie w opiece prenatalnej nad pacjentką, niedostateczne kompetencje lekarza, który prowadził kolejne badania USG płodu, lub skandaliczne złamanie praw pacjentki, jeśli lekarz ukrył przed nią prawdziwą istotę choroby, którą rozpoznał w trakcie badania płodu. Jako lekarz genetyk, zajmująca się diagnostyką przedurodzeniową, zastanawiam się, jak to się stało, że w XXI wieku w kraju, w którym obowiązują bardzo jasno sprecyzowane i dobre standardy opieki prenatalnej, mogło się zdarzyć, że rodzice tak późno dowiedzieli się o ciężkiej wadzie płodu i byli zmuszeni podejmować decyzję o terminacji ciąży w 9. miesiącu. (…) badanie USG pozwala na postawienie podejrzenia lub rozpoznanie łamliwości kości między 18. a 22. tygodniem ciąży. Ponadto pacjentce powinno zostać zaproponowane badanie genetyczne – sekwencjonowanie DNA płodu, panel genów o udokumentowanym znaczeniu w etiologii rozwoju kośćca albo sekwencjonowanie kodujących fragmentów genomu płodu.
W kwestii odpowiedzialności medyczno-prawnej pani profesor wypowiedziała się jednoznacznie: I tu muszę z całą mocą podkreślić – postępowaniem wyjaśniającym nie powinna zostać objęta lekarka, która dokonała przewidzianej prawem terminacji ciąży z przyczyn medycznych w 36. tygodniu, ale powinno zostać przeprowadzone postępowanie w celu wyjaśnienia, dlaczego pacjentka tak późno zgłosiła się do lekarza ginekologa z zaświadczeniem od psychiatry o bezpośrednim zagrożeniu jej życia. Być może pozwoli to na uzyskanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego ta kobieta nie uzyskała takiej opieki medycznej, jaka powinna być jej zapewniona. Należy podkreślić, że dr Gizela Jagielska nie miała wyboru – zgodnie z Ustawą o zawodzie lekarza musiała udzielić pomocy pacjentce w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Należy też pamiętać, że prawa pacjenta są w tym względzie chronione – klauzula sumienia nie dotyczy sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia pacjenta, a Ministerstwo Zdrowia i NFZ wymagają realizacji prawa do terminacji ciąży w określonych przypadkach pod sankcjami administracyjno-prawnymi i finansowymi, adresowanymi zarówno w stosunku do lekarza, jak i placówki medycznej. (…) Jeżeli lekarz widzi objawy choroby i ukrywa to przed pacjentem, to łamie prawo.
Drugie pytanie na temat późnej terminacji ciąży domyślnie brzmi: a może trzeba było po prostu pozwolić na poród? Doktor Jędrzejko przedstawia możliwe opcje postępowania w aspekcie ginekologiczno-położniczym:
Dr Gizela Jagielska miała trzy wyjścia – i wszystkie tragiczne.
1) puścić poród żywego dziecka drogami rodnymi, gdzie doznałby ciężkich urazów głowy, klatki piersiowej i miednicy, przechodząc przez ciasny kanał rodny.
2) wykonać cięcie cesarskie okaleczające matkę, a niepoprawiające rokowania płodu letalnie chorego.
Podczas cięcia lekarz najpewniej uszkodziłby czaszkę i klatkę piersiową płodu – być może urazy byłyby nieco mniejsze niż przy porodzie.
Kobieta z przeciętą macicą nie może zajść w kolejną ciążę przez 12–18 miesięcy, a jak zajdzie, to nadal jest zagrożona rozejściem blizny w trakcie kolejnej ciąży oraz wrastaniem łożyska w bliznę po poprzednim cieciu, co kończy się najczęściej krwotokiem porodowym i koniecznością usunięcia macicy.
Każde kolejne cięcie cesarskie wiąże się z zagrożeniem życia i zdrowia matki przy kolejnej ciąży.
Tak czy tak – urodzone dziecko z wadą letalną przeżyłoby niewiarygodne cierpienie i wymagałoby natychmiastowego działania paliatywnego – sedacją paliatywną, respirator do końca życia.
No i trzecie wyjście – eutanazja wewnątrzmaciczna płodu, którego rokowanie jest na 100% złe i to jest potwierdzone wiarygodnymi badaniami genetycznymi materiału uzyskanego z amniopunkcji – a następnie poród drogami rodnymi z maksymalnym zmniejszeniem bólu matki za pomocą dostępnych metod anestezjologicznych.
Dr Gizela Jagielska wybrała najbardziej humanitarne z trzech tragicznych wyjść – stawiając na pierwszym miejscu zdrowie i życie MATKI oraz ratując jej PŁODNOŚĆ i macicę przez przecięciem, które nie poprawiłoby rokowania płodu.
Do tego pozwalam sobie dodać kilka wstrząsających dla mnie elementów całej sprawy:
- Lekarze ze szpitala w Oleśnicy zażądali „odcięcia się” (cokolwiek by to oznaczało) szpitala od dr Gizeli Jagielskiej.
- Prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie terminacji ciąży, a nie prowadzi w sprawie błędu lub świadomego postępowania utytułowanego lekarza, które doprowadziło do tak późnej terminacji ciąży.
- Grupa ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych uznała (podaję za „Pulsem Medycyny”), że nie można wykorzystywać psychiatrii do promocji aborcji na życzenie, odnosząc się do sprawy z Oleśnicy i przedstawiając tym samym bezcenne świadectwo swojej bezbrzeżnej ignorancji i zadufania. Zważywszy na udowodniony związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy depresją a śmiertelnością (nie mówiąc o ryzyku rozwoju groźnych chorób i ich niekorzystnego przebiegu), stan psychiczny ciężarnej niewątpliwie należy uwzględnić w ocenie zagrożenia jej życia. To jest wiedza na poziomie studenckim.
- Naczelna Rada Lekarska również nie odniosła się dotychczas do kwestii złej woli lub błędów lekarskich ze strony łódzkich lekarzy w tej sprawie. Smutne i niepokojące.
- Czytam w mediach społecznościowych: wszystko jedno, ile czasu miało żyć dziecko po porodzie – nie wolno było podać zastrzyku zatrzymującego akcję serca. Nie wszystko jedno jak długo. I nie wszystko jedno jak.
W oficjalnie przyjętych zasadach etyki medycznej tzw. uporczywa terapia przy współistnieniu cierpień osoby chorej i braku szans na skuteczną pomoc medyczną jest zabroniona. O tym też warto pamiętać, rozmyślając, co by było po porodzie.
W Oleśnicy nie zamordowano drugiego Petruccianiego. Przerwano dojmujące cierpienie.
Komentarze
Dziękuję,
Panie Doktorze.
A to Polska właśnie…
I trzeba o tym mówić.
Ja ze swojej strony uważam, że kolejnym postępowaniem powinien zostać objęty pan profesor, który zamknął matkę w szpitalu psychiatrycznym. Ktoś taki powinien w mojej opinii stracić na zawsze prawo do wykonywania zawodu lekarza i do kształcenia studentów. Ale to tylko moja opinia…
Uwielbiam głos rozsądku, szkoda że nie brzmi tak szeroko jak dudni kołtuństwo.