Stare jest chytre

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W dzisiejszej „Polityce” parę słów o nowej płycie grupy Hańba!, którą to formację traktowałem – przyznaję – jako świetny pomysł stylizacji na parę sezonów, ale dziś zaczynam odbierać jako coś na dłużej, całkiem już porządnie zbudowanego, a przede wszystkim żywiącego się nastrojami panującymi dookoła. Układa się to w jedną całość z muzyką formacji R.U.T.A., co w miarę oczywiste, bo punkowo-ludowa banda Szajkowskiego nawet koncertowała wspólnie z podwórkową Hańbą. Teraz do tego zbioru z wielką przyjemnością dopisuję jeszcze grupę TeChytrze. Nie dlatego, żeby była tak mocno zaangażowana politycznie, ale bardzo bliski jest tu naturalny sposób, w jaki wiąże ludową tradycję z garażowością punka i surowością bluesa. Taka demonstracyjnie stara fala – w przeciwieństwie do nowej – ale brzmiąca bardzo młodo.

TeChytrze to septet, choć po rozłożeniu na części dostajemy kwartet wokalny (Renata Krawczyk, Weronika Nowacka, Lidia Szpulka i Ania Trawicka), mocniej odpowiedzialny za tę szeroko pojętą ludowość: teksty z Lubelszczyzny i Kurpiów, ekspresję wspólnego śpiewania itd., a do tego trio instrumentalne. To ostatnie tworzą Roman Chraniuk, Jakub Miarczyński i Jacek Steinbrich, który najmocniej – jak kompozytor i gitarzysta – odpowiada za stronę brzmieniową wydawnictwa. O dwóch ostatnich pisałem przy okazji recenzji albumu Dokalski/Cieślak/Miarczyński/Steinbrich. Tu niewątpliwie grają muzykę dużo prostszą, opartą na pentatonicznej skali, czasem demonstracyjnie odnoszącą się do bluesa – jak w utworze Rozbrat, który wydaje się kluczowy, jeśli chcemy szybko wyłapać esencję całego tego tematu.

Sami członkowie grupy bawią się tym zestawieniem polskości i amerykańskości, mówiąc o „rekonstrukcji” muzyki z zaburzonej czasoprzestrzeni, w której pole bawełny sąsiadowały z polami kapusty. Ja bym to nazwał – w odniesieniu do kapitalnie śpiewanego Rozbratu właśnie – biłgorajskim bluesem.

Nietrudno jednak dostrzec zalety całej reszty materiału. Fale mają w sobie epicki rozmach Breakoutów z okresu płyty Ogień, Wilcy w orzechach z leszczyny – zajadłość niemal hardcore’ową, B&B okazać się może atrakcyjne dla fanów bezpretensjonalnych Ballad & Romansów. Gdzieś na drugim, ale ciągle wyraźnym planie tych piosenek mamy dobrą, wszechstronną grę Jacka Steinbricha, który z luzem i wyczuciem naśladuje Zornowski surf (tu jest to zatytułowane Surf Zalewski), a w finałowym, instrumentalnym utworze My też popisuje się frazowaniem w stylu Franka Zappy.

Można się czepiać, że to wszystko w sumie zestaw, który udało się spiąć jedną myślą, ale dość ciągle różnorodny i bałaganiarski. W sumie tak – ale broni go spontaniczność i da się tego słuchać z ciekawością naprawdę wielokrotnie (sam z rosnącą przyjemnością do tego albumu wracam). Można doszukiwać się braku pomysłu na produkcję, która wydaje się tu właściwie porządną, ale dość prostą rejestracją – lecz i to broni owa bezpretensjonalność. Chytre, prawda? Można więc na koniec pojechać banałem, uznając, że to „nieoszlifowany diament”. Ale w tym wypadku dużo wskazuje, że właśnie o takie nieoszlifowanie chodzi.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Żałoba w kabarecie

Dotąd rozśmieszała Polskę, teraz ją zasmuciła. Joanna Kołaczkowska była jasnym punktem sceny kabaretowej bazującej na inteligentnym humorze. Ta era już powoli zmierzcha.

Aleksandra Żelazińska

TECHYTRZE Chłopaki czekajta, Fundacja Kaisera Soze 2017, 7.5/10

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj
Reklama