Jeden z 365 dni polskiej muzyki w roku
Dziś Dzień Polskiej Muzyki. I choć nie bardzo lubię tego typu akcyjność, to oczywiście miło jest zwracać uwagę na to, że mamy w Polsce także muzykę polską. Nierzadko nawet po polsku. Choć niekoniecznie. To stosunkowo świeże święto – ze zniżkami na płyty czy bilety oraz radiową godziną dla rodzimych artystów (tu wszystkie szczegóły) – jest też dobrą okazją do zaapelowania o wsparcie ustawowe dla muzyki polskiej w całości, a nie tylko części wykonywanej w języku ojczystym. Jakkolwiek duże jest moje przywiązanie do polszczyzny, nie mam poczucia, że ludzi śpiewających po polsku należy traktować lepiej niż pochodzących z tego samego kraju muzyków posługujących się językiem angielskim albo dowolnym innym. Albo nawet tworzących utwory instrumentalne. Bez tego za chwilę będziemy obchodzić Dzień Polskiej Muzyki tylko w swoim gronie, bo trudno nam będzie pokazać się nie tylko na świecie, ale nawet przed własną publicznością niektórych nurtów, w których polszczyzna pojawia się z rzadka. Mam dziś ciekawą – i udaną, bo nie zawsze coś, co ciekawe, bywa zarazem udane – płytę polskiej formacji The Ferrules.
Okucia – bo tak należałoby ich przedstawiać w Dniu Polskiej Muzyki – działają w Trójmieście i tworzą w pięcioosobowym składzie muzykę bardziej otwartą niż zamkniętą, choć mocno jednak zakorzenioną w rocku. Z jednej strony, są tu riffy i mrugnięcia okiem do tradycyjnej publiczności gitarowego grania, z drugiej – już okładka z klasycznym polskim pejzażem drugiej połowy listopada sygnalizuje efektowne rozmazanie tychże riffów, ambicje do grania shoegaze’owego, psychodelicznego. I tak w rzeczywistości jest. Plus trochę ornamentów melodycznych rodem z lat 80. – do wychwytywania w poszczególnych fragmentach.
Do tego dochodzi dualizm językowy w tekstach – The Ferrules śpiewają to po angielsku, to po polsku. Fakt, że mnie bardziej ujęli tymi drugimi fragmentami – na czele z Tonią, centralną w programie albumu, zimną i ciemną (jak w tekście utworu), a przede wszystkim na swój sposób nadmorską. Od czasu do czasu przeżywam tu na Polifonii moment, kiedy z uznaniem przychodzi mi pisać o rockowych krajowych kapelach, ostatnio coś takiego jednak miało miejsce bodaj przy okazji Izzy and The Black Trees. Życzę Okuciom tak szybkiego poszerzania publiczności, jak to ma miejsce przy okazji tamtej formacji. I podobnej konsekwencji w graniu. Łatwo nie będzie – przynajmniej dopóki wsparcie dla polskiej sceny będzie miało postać dorocznej akcji promocyjnej.
THE FERRULES Pusty dom, Wytwórnia Tematy 2025
Komentarze
Bardzo przyjemna płyta; nie wiem tylko dlaczego w kilku utworach słyszę tam cytaty z Tiamatu… (Może dlatego, że sam Edlund psychodelicznymi cytatami nie gardził?)