Płyta dnia: Yalla Miku

Dla tych wszystkich, którzy nie słuchali HCH we wtorek – karny wpis. Wtedy graliśmy mój ulubiony fragment drugiej płyty szwajcarskiej grupy Yalla Miku, czyli Maximum Self-Care. Być może też fragment najbardziej oczywisty, bo skojarzenia ze Stereolab przychodzą łatwo. Ale też fragment najbardziej zwodniczy, bo cały album to więcej odniesień do rdzennej fali krautrocka niż do jego późniejszych naśladowców. Albo inaczej: próba pociągnięcia krautrockowej motoryki w nieco innym kierunku, nieco bardziej multikulturowym. Jak szwajcarski underground – bo grający na etiopskim krarze Samuel Ades Tesfagergsh w sposób naturalny ciągnie psychodeliczno-rockową całość brzmieniowo w stronę Afryki. Zmieniają się też wokaliści, mocno wpływając na efekt końcowy – można się nawet potknąć o kilka wolt stylistycznych, które na tej płycie napotkamy, choć całościowo jakoś się ten obrazek składa w jedną całość. Jestem na yalla, czyli tak. Przede wszystkim jednak jestem zbudowany tym, jak ciekawa jest dziś undergroundowa scena w Szwajcarii. 

Dlaczego? Bo Yalla Miku to przede wszystkim supergrupa, zbierająca ciekawych muzyków zespołów, które być może znacie już dużo lepiej: Cyril Cyril (ci dwaj Cyryle, Bondi i Yeterian, prowadzą zresztą wytwórnię Les Disques Bongo Joe), Hyperculte, La Tene czy Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp. Łącznie wydają mnóstwo nowej muzyki, rzadko poniżej średniej. Bardzo chętnie zobaczyłbym ich w tym składzie w Polsce, na przykład na jakimś festiwalu na Śląsku. Jeśli do miana headlinerów doszli już Amyl and the Sniffers, to dla Szwajcarii powinien się tam znaleźć osobny namiot. Jak ułożyć całodzienny program z przebogatej rodziny Bongo Joe? O to pewnie nawet nie musi się kłopotać szefostwo imprezy. Założę się, że Cyryle mają na to metody. 

YALLA MIKU 2, Les Disques Bongo Joe 2025

Reklama