Płyta dnia: Michel Cloup

Pewnie każdego, kto pisuje o muzyce, nachodzi czasem myśl: a co, jeśli ta pozornie przeciętna płyta, którą odłożyłem po przesłuchaniu dwóch utworów, kryła jakiś wybitny, wyjątkowy utwór? Zacznę więc od tego, co dzieje się na płycie Catharsis en pièces détachées po tym, jak już przesłuchamy cały szereg lepszych lub gorszych utworów, nad którymi i ja, i pewnie nawet Wy – choć są wśród Was osoby o większej cierpliwości – przeszlibyście do porządku dziennego. Pozycja Michela Cloup, mało znanego w Polsce artysty francuskiej sceny alternatywnej, pochodzącego z Tuluzy i stojącego kiedyś w formacji Diabologum, nie przyspieszy tego procesu. Trudno tego 53-letniego muzyka uznać za dobrze zapowiadającą się postać. I jest to wiek – a sam nie mam już tak daleko – w którym w ogóle coraz trudniej się dobrze zapowiadać. Łatwiej natomiast o frustrację i wiedzę na temat najtrudniejszych stron życia. I po niezłym Place du Ravelin, które zaproponował mi algorytm w streamingu (nawet zepsuty mechanizm czasem, jak w zegarze, wskazuje coś właściwie), Cloup prezentuje, a bardziej nawet rzuca słuchaczowi w twarz utwór rzeczywiście wyjątkowy, ulepiony ze skondensowanej frustracji.    

Nosi to tytuł Pour qui? Pourquoi? i jest opowieścią o współczesnym artyście. Dla kogo? i Po co? – tytułowe pytania – to tylko punkt wyjścia. Rzecz trwa bowiem ponad 21 minut i jest przegadana jak konsultacje do ustawy o statusie artysty, tyle że w tej wersji okazuje się to całkiem wciągające. Cloup od spraw natury ogólnej, dotyczących sensu i istoty sztuki, przechodzi do tych szczegółowych, socjalno-bytowych. Jeśli ktoś nadąży z francuskim – bo to album, który stawia słuchaczowi pewną barierę językową – dostanie historię coraz bardziej osobistą, pełną wątpliwości, opisującą kompletny brak perspektyw, w której epilogu jest samotność, niezrozumienie i emerytura wysokości kilkuset euro. Na samym końcu opowieść przepoczwarzy się zresztą – że zaspoiluję – w rodzaj wewnętrznego dialogu, debaty z samym sobą. Czy przynosi ona pożądane (i tytułowe) katharsis? Cóż, chciałbym, bo naprawdę zacząłem się serio przejmować po tym wszystkim losem rockmana z Tuluzy. O wywołanie takiego rodzaju empatii nierzadko chodzi w sztuce, więc coś tu się udało osiągnąć. Choć wolałbym chyba – zamiast kadzić, że to płyta roku, którą przecież z pewnością ten album nie jest – poklepać człowieka po ramieniu i powiedzieć, że mnie to poruszyło i że zapamiętam. 

MICHEL CLOUP TRIO Catharsis en pièces détachées, Ici d’ailleurs 2025  

Reklama